2013-01-31

Rozdział 43

Witam!!!

Rozdział miałam dodać, jak zwykle w sobotę, ale stwierdziłam, że zrobię Wam małą niespodziankę. Mam nadzieję, że rozdział spodoba Wam się.

Miłego czytania.
Pozdrawiam!!!
_____________________________________________________________________________

Alexandra

      Po powrocie do domu, pobiegłam do swojego pokoju i z całych sił trzasnęłam drzwiami. Byłam rozwścieczona i nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. W drodze powrotnej z Leeds Arthur nie odezwał się ani słowem, zapewne nie chcąc jeszcze bardziej wyprowadzać mnie z równowagi.
     Od dziecka miałam ciężki charakter i nigdy nie należałam do tych osób, których łatwo można napoić kłamstwami. Jednak niespodziewanie w moim życiu pojawia się Ramsey, który zmącił cały porządek, który próbowałam utrzymać w moim sercu.
      Nie płakałam. Nie mogłam płakać. Oznaczałoby to słabość. Słabość charakteru i słabość do Walijczyka. Już samo to, że zrobiłam mu awanturę przed tyloma ludźmi było poniżej mojej godności.
     Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy. Chciałam zasnąć i nie myśleć o Aaronie i Chelsea. Nie dane mi było jednak spędzić ten wieczór w spokoju, ponieważ kilka minut później usłyszałam głośne walenie do drzwi. Zakryłam swoją głowę poduszką i próbowałam zignorować czyjeś namolne próby skonfrontowania się ze mną. Nie miałam nastroju do rozmów. Byłam w fatalnym humorze, a nie chciałam rozładowywać swojej frustracji na pierwszej lepszej osobie.
- Alex! – Usłyszałam stanowczy głos wujka. Zignorowałam nawoływanie i czekałam aż w końcu odpuści. – Nie odejdę dopóki ze mną nie porozmawiasz i nie wyjaśnisz mi, co Aaron wywinął! – Westchnęłam rozdrażniona natarczywością wujka.
- Arsen – usłyszałam drugi głos, należał on do mojej cioci. – Daj jej spokój. Jeśli będzie chciała, sama zejdzie do nas i porozmawia.
- Ale – zaczął wujek, jednak zamilkł, zapewne widząc despotyczny wzrok żony. Chwilę później po drugiej stronie nastała zupełna cisza. Odetchnęłam z ulgą i postanowiłam zasnąć, marząc, że kiedy się obudzę już nie będę czuć tego nieprzyjemnego ciężaru w sercu.
     Chciałam być szczęśliwa. Czy o tak wiele prosiłam?

*****



Łucja



     Wojtek wpadł na genialny pomysł zabrania mnie na tydzień czasu na Malediwy, co przyjęłam dość... nerwowo. Lubię dostawać prezenty, za to nienawidzę spektakularnych niespodzianek, jakim niewątpliwie wyjazd do Male jest.
     Główną przeszkodą, jak się okazuje nie jestem ja, a moja mama.
     Moje najgorsze obawy spełniły się.
     Rozpętała się awantura, kiedy Wojtek oznajmił jej, że zabiera mnie na tygodniowy urlop, a tłumaczyłam temu kretynowi, żeby najpierw łaskawie zapytał mojej mamy czy wyrazi takową zgodę, a nie oznajmiał jej, że decyzja w tej sprawie została już podjęta. Inteligencja mojego chłopaka czasem zniża się do poziomu inteligencji Nicklasa i Aarona.
     Mama wpadła w szał o planowanym wyjeździe. Wojciech jednak nie zrażał się i nieudolnie próbował nakłonić moją rodzicielkę do zmiany decyzji. Maciek natomiast nie wtrącał się do rozmowy, zapewne czekając na odpowiedni moment do interwencji.
- Wojtku, mówię stanowczo nie i skończmy ten temat – mówiła, nie kryjąc już nerwów, kłębiących się w niej.
- Dlaczego? – Zapytał, ponieważ nadal nie usłyszeliśmy konkretnego argumentu, który wyjaśniłby jej decyzję. Ta jednak nie była skora do wyjaśnień, natomiast mój chłopak nie był chętny odpuścić tak łatwo. Spojrzałam na swojego ojczyma, który z niechętną miną przyglądał się nerwowej wymianie zdań mojego chłopaka i swojej żony. Spojrzał na mnie i posłał mi znaczące spojrzenie, mówiące w stylu: „powiedz coś”. No tak! Nie odezwałam się od momentu rozpoczęcia tematu wyjazdu. Siedziałam cicho i tylko przysłuchiwałam się zagorzałej dyskusji.
- Mamo – zaczęłam spokojnie. Nie mogłam się denerwować, nie chcąc jeszcze bardziej jej rozjuszyć. – Dlaczego nie chcesz się zgodzić na mój wyjazd? – Zapytałam. Przeszył mnie zimny dreszcz od spojrzenia kobiety. Wyglądała na zawiedzioną i zaskoczoną moją postawą.
- Naprawdę nie wiesz? – Zapytała ostro. – Naprawdę niczego nie rozumiesz? – Spojrzała na nie rozgoryczona.
- W takim razie, oświeć mnie – odparłam.
- Wasz wyjazd jest dziewiętnastego czerwca, a zapomniałaś, co jest dwudziestego trzeciego? Jest to rocznica...
- Wiem – przerwałam szybko. Nie musiała kończyć. Dwudziestego trzeciego czerwca jest rocznica śmierci mojej siostry, Eweliny. – Nie zapomniałam.
- Nie jestem taka pewna, jeżeli pytasz się o zgodę na wyjazd. – Warknęła.
- Jak mogłam zapomnieć o tym dniu? – Zapytałam. – Nawet jeśli bym chciała zapomnieć, ty skutecznie nie pozwalasz na to! Codziennie od dnia wypadku gadasz w kółko o tym samym!
- Gadam, bo wszyscy o niej zapomnieliście! – Wykrzyknęła.
- Mylisz się! Nikt o Ewelinie nie zapomniał. Wszyscy za nią tęsknimy, ale zrozum, że życie toczy się dalej!
- Mówisz tak, jakby jej śmierć nie miała dla ciebie żadnego znaczenia! – Wycedziła, łupiąc na mnie groźnym wzrokiem.
- Oszalałaś?! Jak możesz tak mówić?! – Zapytałam. – Jak możesz mówić, że jej śmierć nie ma dla mnie żadnego znaczenia?! Nawet nie masz pojęcia, jak ciężko było mi się z tym uporać. Co noc dręczą mnie koszmary z dnia wypadku. Te drastyczne sceny. Zmasakrowanie ciało Eweliny! I ty twierdzisz, że nic dla mnie nie znaczy jej śmierć? Jesteś taka ślepa czy głucha na fakty? Nie masz pojęcia, jak ciężko mi żyć ze świadomością, że nie mogłam pomóc swojej siostrze.
- Pomóc? – Parsknęła, kobieta. – Nie kiwnęłaś palcem, żeby jej pomóc. To przez ciebie zginęła. Gdyby nie ty i twoja głupota, Ewelina teraz byłaby z nami, a ja nie musiałabym codziennie budzić się ze świadomością, że brzydzę się swoją córką. – Wysyczała, ale nagle zamilkła. Moje serce zakuło nieprzyjemnie, a do oczu napłynęły gorzkie łzy, które kilka sekund później spływały po moich policzkach. Odwróciłam się napięcie i wybiegłam z salonu.
- Łucja! – Usłyszałam za sobą zatroskany głos Wojciecha. Wybiegłam na świeże powietrze, próbując złapać miarowy oddech. Poczułam, że ktoś przytula mnie od tyłu. – Już dobrze, jestem przy tobie. – Mówił kojąco, delikatnie głaszcząc po głowie.
- Nienawidzi mnie – chlipnęłam.
- To nie prawda – zaprzeczył szybko. – Powiedziała to w gniewie. Na pewno tak nie myśli.
- Przepraszam – powiedziałam.
- Za co? – Zapytał zdziwiony.
- Przepraszam cię za to, że musiałeś uczestniczyć w tej chorej sieczce.
- Nie masz za co przepraszać. – Szepnął mi do ucha. – Nie ma to znaczenia i nie zmieni to, co do ciebie czuję.

*****

Alexandra

     Kiedy po raz trzydziesty siódmy Aaron próbował się do mnie dodzwonić, wyłączyłam telefon. Nie miałam zamiaru słuchać jego żałosnych wymówek. Miałam tego serdecznie dość! Co niby takiego chciał mi powiedzieć? Nie miałam już siły i marzyłam, żeby w końcu zasnąć, bo od kilku godzin nie potrafiłam robić nic innego niż tylko użalać się nad swoim beznadziejnym życiem.
       Dochodziła już prawie dwunasta w nocy, a ja ciągle siedziałam koło łóżka i słuchałam tandetnych ballad o złamanym sercu. Naprawdę.... Jest ze mną coraz gorzej!
- Alex! - Usłyszałam krzyk pod oknem. Głos należał do Aarona. Podeszłam do okna i rozwścieczona odsłoniłam żaluzje. Ramsey, Bendtner, Arteta i Diaby stali pod moim oknem i patrzyli w nie wyczekująco. Otworzyłam drzwi balkonowe i wyszłam na zewnątrz.
- Po co przyszliście?
- Alex, błagam, wybacz mi! – Wyjęczał, Aaron.
- Nie jestem głupia i nie pozwolę, aby ktoś mnie oszukiwał!
- To dla ciebie! – Wykrzyknął Ramsey i zaczął śpiewać jakąś walijską pieśń. Bendtner zaczął klaskać w dłonie do rytmu, a Arteta i Diaby tańczyli jakiś dziki, bliżej nie znany mi taniec.
     Ludzie z pobliskich domów zaczęli gromadzić się w oknach. Aaron dzielnie śpiewał, jednakże zamiast przestać, robił to coraz głośniej, wybuchając co chwilę niekontrolowanym rechotem. Nicklas wyciągnął z kieszeni białą chusteczką i zaczął nią machać, a Mikel z Abou nadal pląsali wokół Ramseya i Bendtnera.
- Jest środek nocy! Zamknij mordę, frajerze! – Krzyczał jeden z lokatorów sąsiedniego domu.
- Przestańcie i to natychmiast! – Zażądałam.
- Zaraz zadzwonię na policję! – Krzyknęła, sąsiadka, wychodząc z domu w szlafroku.
- Alex, musisz mu wybaczyć, tylko wtedy przestanie – powiedział, Nicklas.
- Kobieto, zlituj się i wybacz temu bałwanowi! – Krzyknął, sąsiad.
- W porządku! Wybaczam! – Powiedziałam zrezygnowana. Ramsey, jak na komendę przestał wyć, bo to co robił wcześniej, śpiewem na pewno nie mogę nazwać. Aaron wyciągnął z kieszeni kurtki kartkę i zaczął czytać.
- Wiem, że źle zrobiłem. Wiem, że zabłądziłem. Przez moją głupotę omal cię nie straciłem. Wiem, że cię to zabolało, nie zabrzmiało jak brzmieć miało. Za wszystkie moje głupie słowa i czyny, niech w przyszłości Bóg mnie przed tym uchowa. Bardzo cię przepraszam Alex, źle mnie zrozumiałaś, wiem ile przeze mnie się „nawściekałaś”. Tym o to wierszykiem krótkim chcę otrzeć twe wszystkie smutki. Wiele dla mnie znaczysz i jeszcze zobaczysz, co potrafię i mogę, Jesteś moją boginią i „żyć bez ciebie cię mogę”. Proszę przyjmij te przeprosiny od Debila. – Kiedy skończył, chłopaki zaczęli bić mu brawo.
- Jeśli ktoś w życiu zada ci cierpienie, to najszlachetniejszą zemstą jest przebaczenie – dodał, Abou.
- Więc, gdy teraz odejdę, mogę mieć pewność, że wszystko będzie jak dawniej? – Zapytał, Ramsey.
- Tak, ale jedźcie już, zanim przyjedzie policja i mój wujek wyrzuci was na zbity pysk z drużyny.
- Właściwie, to...
- Zamknij mordę, kretynie – przerwał Nicklasowi, Mikel.
- W takim razie odchodzę! Do jutra, moja bogini! O czternastej bądź gotowa!
     Odetchnęłam z ulgą, kiedy odjechali. Mimo, że byłam wściekła na Aarona, to nie chciałam, aby miał zatyczki z policją. Wchodząc do pokoju i zamykając drzwi balkonowe, wybuchłam gromkim śmiechem. Całe rozgoryczenie i poczucie krzywdy znikło w mgnieniu oka. Z uśmiechem na twarzy zasnęłam.

*****

Łucja
     Wszystko było już ustalone – jutro razem w Wojciechem lecę na Malediwy. I nie dlatego, że mama łaskawie się zgodziła - bo od czasu kłótni w domu, nie rozmawiałyśmy - ale dlatego, że chciałam w końcu zrobić coś dla siebie. Musiałam odpocząć i chociaż na chwilę zapomnieć o problemach, które ostatnio wyjątkowo się nasiliły.
     Maciek ani tym bardziej mój tata nie mieli przeciwwskazań, żebym jechała z Wojtkiem. Ufają mu i wierzą, że mogą powierzyć moje bezpieczeństwo w ręce Szczęsnego.
     Wojtek, oczywiście jest szczęśliwy i wręcz skakał ze szczęścia, kiedy obwieściłam mu, że pojadę z nim. Już kilka razy był na Malediwach, więc nie musiałam się martwić, że przy pierwszej lepszej okazji zgubimy się. Z entuzjazmem mówił, gdzie mnie zabierze i co będziemy robić. Ekscytacja Wojtka po pewnym czasie nawet mi się udzieliła i już nie mogłam się doczekać wylotu z Warszawy.
     Oczywiście, obawiam się trochę nadchodzącego tygodnia, gdyż jeszcze nigdy nie byłam z Wojtkiem sam na sam tak długo. Jednak wiem, że w jego towarzystwie wszystkie troski tracą na znaczeniu i liczy się tylko to, że jesteśmy razem.
- Wszystko spakowałaś? – Zapytał, Maciek, wchodząc do pokoju.
- Tak. To znaczy mam nadzieję – odpowiedziałam. – Dzwoniła mama? – Zapytałam niepewnie. Mężczyzna pokręcił przecząco głową.
- Nie przejmuj się jej słowami. – Powiedział, podchodząc do mnie. Położył swoją rękę na moim ramieniu i uśmiechnął się. – Twoja mama czasem mówi, to co mówi, ale...
- Nie broń jej – przerwałam ostro. – Nienawidzi mnie i powiedziała to otwarcie i cóż, nie dziwię się jej. Ja też siebie nienawidzę za to, co się stało z Eweliną.
- Nie mów tak – zaczął, ale przerwałam gestem ręki.
- Nie chcę do tego wracać. – Powiedziałam stanowczo. Maciek skinął głową ze zrozumieniem, pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą.
     Położyłam się na łóżku, zastanawiając się, jak to będzie, kiedy mama wróci. Po wczorajszej kłótni pojechałam z Wojtkiem do jego mieszkania, ale gdy wróciłam do domu, Maciek obwieścił mi, że mama wyjechała i nie wie, kiedy wróci. Odetchnęłam wówczas z ulgą, bo nie zniosłabym tej napiętej atmosfery. Serce mi krwawi, kiedy widzę w oczach matki ból i poczucie niesprawiedliwości. Jest wściekła na cały świat, a najbardziej na mnie, że jej ukochana córka nie żyje. Jednak zamiast pójść dalej na przód, utknęła w miejscu, uprzykrzając życie nie tylko sobie, ale i całej rodzinie. Obwinia wszystkich, że odebrali jej dziecko, jednakże ma dwójkę innych, które równie mocno potrzebują miłości i troski.
     Nigdy nie narzekałam na wsparcie przyjaciół i rodziny. Wiedziałam, że zawszę mogę na nich polegać. Jednak mimo tylu wspaniały ludzi, którzy mnie otaczają, to zawsze w moim sercu była ta nieprzyjemna pusta, której nikt nie potrafił zapełnić. Zawsze odczuwałam potrzebę matczynej miłości, której nigdy nie zaznałam. Zawsze byłam na szarym końcu w niepisanej hierarchii, którą boleśnie odczuwałam. Lepszy okres nastał, kiedy w naszym życiu pojawił się Maciek. On nigdy nie faworyzował i zawsze starał się, aby nikt w naszej rodzinie nie czuł się odtrącony, gdzie w moim przypadku to uczucie było permanentne. Poświęcał mi tyle samo uwagi, co Kaśce. Z Eweliną było gorzej, gdyż nigdy nie zaakceptowała małżeństwa mamy i Maćka i nie omieszkała za każdym razem tego podkreślać. Mój ojczym wielokrotnie próbował zbliżyć się do Eweliny, jednak wszystkie jego próby kończyły się druzgocącą klęską.
     Na ziemię sprowadził mnie dźwięk telefonu. Niechętnie sięgnęłam po komórkę. Na ekranie wyświetliła się roześmiana twarz Nicklasa.
- Jesteś genialna! – Krzyknął. Westchnęłam ciężko.
- Cieszę się niezmiernie, ale oświeć mnie w czym.
- Twój pomysł z serenadą powiódł się! – Wyjaśnił, a ja uderzyłam się otwartą ręką w czoło.
     Wczoraj wieczorem Nicklas z Aaronem zadzwonili do mnie w sprawie Alex. Wyjaśnili pokrótce, co zrobił Ramsey i spytali się, jak mają naprawić relacje na linii: Aaron-Alex. Na odczepnego powiedziałam, żeby urządzili pod jej oknem serenadę, ale nawet nie sądziłam, że te pół mózgi mnie posłuchają.
- Nie wezwała policji? – Zapytałam.
- O dziwo nie, ale ludzie z pobliskich domów już mieli dzwonić, ale na całe szczęście wybaczyła tej walijskiej poczwarze.
- Idź, Nick, na drzewo liście lizać – warknął, Ramsey, wyrywając Duńczykowi telefon. – Cześć, Lucy. Dzięki za uratowanie mi tyłka – powiedział. – Mogę ci streścić, jak to wszystko przebiegało. – Zaproponował.
- Nie! – Powiedziałam szybko. – Bardzo się cieszę, że wszystko się ułożyło i mam nadzieję, że już niczego nie schrzanisz.
- Ja też mam taką nadzieję. – Odparł, Walijczyk.
- A żeby uniknąć kolejnych niemiłych wydarzeń, po prostu zerwij kontakt z Chelsea.
- Lucy, tłumaczyłem ci, że tylko jej pomagałem. – Westchnął.
- Tłumaczyłeś mi to wczoraj pół godziny i nadal nie rozumiem. Zraniła cię, a ty jeszcze jej pomagasz? Jesteś aż taki głupi?
- Naiwny – poprawił urażony.
- Niech ci będzie. – Mruknęłam zrezygnowanym tonem. – Aaron, muszę już kończyć.
- W porządku, już ci nie przeszkadzam. Do usłyszenia, mała – pożegnał się i rozłączył.
- Łucjo, przesyłka dla ciebie! – Zawołała ciocia. Niechętnie powłóczyłam nogami na dół. Kiedy zeszłam do salonu, moim oczom ukazał się ogromny bukiet czerwony róż. – Zobacz jakie piękne – powiedziała rozentuzjazmowana. Podeszłam do komody, na której stały kwiaty i zaczęłam szukać liściku. I tym razem była wiadomość w języku angielskim.
                                                                  „Witaj, piękna
 Mam nadzieję, że już niedługo się zobaczymy. Nie masz nawet pojęcia, jak tęsknie za Twoim widokiem. Słyszałem, że lecisz z Wojciechem na Malediwy. Szczerze? Myślałem, że jest bardziej kreatywny. Cóż, kolejny raz się myliłem. Pewnie jesteś wściekła, bo nie masz pojęcia kim jestem. Wiedz, że to teraz nie jest istotne. Za jakiś czas się dowiesz, a wtedy będziesz moja.
M. – jak pisałem wcześniej, ten skrót nie oznacza niczego...”

     Zdenerwowałam się! Nie myśląc za bardzo, co robię, wzięłam w obie ręce bukiet i skierowałam się do wyjścia, a następnie poszłam do kontenera na śmieci. Miałam dość tych prezentów i obiecałam sobie, że jeśli jeszcze raz dostanę kwiaty z liścikiem, z którego nie wynika nic konkretnego, zgłoszę tą sprawę na policji!
- Coś ty zrobiła?! – Wykrzyknęła, zdumiona ciotka, kiedy wróciłam do domu.
- Mam już dość tego natręta! – Odpowiedziałam i skierowałam się w stronę schodów.
- Przecież to miłe – powiedziała. Odwróciłam się gwałtownie w stronę kobiety.
- Miłe? Według ciebie to jest tmiłe? W takim razie gratuluję ci! – Wydarłam się.
- Ktoś ewidentnie się w tobie zakochał i może nie wie, jak zrobić ten pierwszy krok. – Zagadnęła.
- Nie obchodzi mnie to. I pragnę, żeby dał mi święty spokój – syknęłam.

*****

Alexandra

     Strasznie denerwowałam się przed spotkaniem z Aaronem. Nie wiedziałam, czego mam się spodziewać. Bałam się, co mogę usłyszeć od Ramseya. Mimo, iż pragnęłam poznać prawdę, bałam się, że usłyszę, że kocha Chelsea i chce dać jej kolejną szansę. Nie wiem, jak bym to zniosła.
     Wchodząc do salonu, zastałam wujka i ciocię, pijących kawę. Byli pogrążeni w rozmowie, więc nawet nie zauważyli, że ktoś wszedł.
- Cześć – przywitałam ich serdecznym uśmiechem. – Chciałabym przeprosić was za nocną serenadę chłopaków. Byli trzeźwi, zatem nie mam pojęcia, co im strzeliło do tych pustych łbów.
- Spokojnie, Alex – odarła, ciocia. – Ważne, że obyło się bez rozlewu krwi i interwencji policji.
- Co racja, to racja – powiedziałam. Podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi. Przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i wybiegłam z salonu. Akurat jedna ze służących otwierała drzwi mojemu przyjacielowi.
- Cześć – powiedział lekko przestraszony, widząc moją poważną minę. Mimo, że już nie czułam tak potężnej złości, jak wczoraj, to chciałam zachować pozory. Pragnęłam jeszcze przez chwilę potrzymać go w napięciu, w końcu coś należało mi się od tego nędznego życia.
- Cześć – powiedziałam obojętnie. Widać było, że bez kolegów czuje się bardzo niepewnie. – Możesz mi wytłumaczyć, co strzeliło ci do tego kretyńskiego łba, żeby przyleźć tutaj w nocy i śpiewać mi pod oknem? – Zapytałam.
- Ekhm... Chciałem jakoś przeprosić, a że nie odbierałaś ode mnie telefonów...
- Dziwisz się? – Przerwałam Walijczykowi.
- Tak – odpowiedział – to znaczy nie – poprawił się, widząc moje ostre spojrzenie. – Gdyby spojrzenie umiało zabijać...
- Byłbyś martwy, wiem – kolejny raz przerwałam chłopakowi.
- Alex, posłuchaj...
- Cały czas cię słucham – powiedziałam, kolejny raz z rzędu przerywając mu.
- Możesz mi nie przerywać? – Zapytał, podnosząc delikatnie głos. Uniosłam delikatnie lewą brew, zdumiona nerwową reakcją Walijczyka. – Zamiast oceniać, może najpierw wysłuchaj. – Dodał spokojniej.
- Mów, więc.
- Ale nie tutaj. Chciałbym cię zabrać na obiad. Chciałbym jakoś zrekompensować swoje debilne zachowanie.
- W porządku – odarłam i ruszyłam w stronę drzwi.
     W drodze do restauracji nikt z nas się nie odzywał. Napięcie między nami było wręcz namacalne. Aaron kilkakrotnie próbował rozpocząć rozmowę, ale szybko rezygnował.
- Jesteś żałosny. – Powiedziałam w końcu, przerywając tą strasznie ciążącą mi ciszę.
- Masz rację – odparł. Kilka minut później zaparkował koło ekskluzywnej restauracji. Wyszedł pośpiesznie z samochodu i odtworzył mi drzwi. Jak zawsze pamiętał o dobrych manierach. Ramsey zarezerwował stolik w odległym kącie restauracji. Odsunął mi krzesło, abym mogła usiąść. – Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną spotkać – powiedział, siadając naprzeciwko mnie. Przeczesał włosy ręką. Zawsze tak robi, kiedy się denerwuje. – Schrzaniłem, wiem. Ale zanim zrobisz mi kolejną awanturę, muszę wyjaśnić ci to wszystko.
- Zamieniam się w słuch.
- Pamiętasz ten wieczór, kiedy przyszła do mnie Chelsea? – Zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową, krzywiąc się w duchu na samo wspomnienie tej wytapetowanej laluni. – Następnego dnia znowu do mnie przyszła. Była zrozpaczona. Mimo, że byłem na nią wściekły, zgodziłem się z nią porozmawiać. Okazało się, że uciekła od swojego męża, który od jakiegoś czasu znęca się nad nią. – Zamilkł, gdy kelner podał zapewne wcześniej zamówione danie przez Aarona. – Już od jakiegoś czasu chciała od niego odejść, ale bała się. Uznała, że jedynym rozwiązaniem będzie jeśli jej mąż dowie się, że ma kochanka, wtedy na pewno wyrzuciłby ją z domu...
- Chwila – przerwałam chłopakowi, zastanawiając się nad tą całą historią. – To jej mąż nie wiedział, że zdradziła go z tobą? – Zapytałam.
- Wyjaśniła mu wtedy, że byłem jedynie jej... kolegą i nic więcej. Teraz poprosiła mnie, żebym udawał jej kochanka.
- A ty się zgodziłeś.
- Tak, zgodziłem się. Do Leeds pojechaliśmy, bo pracuje tam bliski przyjaciel jej męża. A ten pocałunek – odchrząknął – musiałem ją pocałować, żeby wyglądało to przekonywująco.
- Czyli nie jesteście razem? – Zapytałam niepewnie, obawiając się odpowiedzi.
- Nie, nie jesteśmy razem – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Nie mógłbym być z kobietą, która mnie oszukała. Nie jestem kretynem. Nie pakuję się dwa razy do tej same rzeki. A pomogłem jej tylko dlatego, że zrobiło mi się jej żal. Ale obiecuję – urwał, kładąc swoją rękę na mojej. – Obiecuję, że już nigdy nie pomogę jej i nie spotkam się z nią. Kiedyś była dla mnie ważna. Może nadal w jakimś tam małym stopniu jest, ale ty ważniejsza. Nasza przyjaźń jest dużo bardziej ważniejsza od Chelsea. Nie zapominaj o tym.


*****

Łucja

- Niech żyje Male! – Zawołał, Wojciech, otwierając drzwi od naszego domku. Wymacawszy kontakt, zapalił światło, a potem cofnął się, puszczając mnie przodem.
     Z zachwytem oglądałam niewielki domek, który Wojtek wynajął. Salon urządzony był w nowoczesnym stylu, składającego się głównie z bardzo jasnych kolorów. Sporej wielkości okno wychodziło prosto na taras, gdzie stały meble ogrodowe. Zaraz przy drzwiach znajdował się wysoki blat, a za nim dobrze urządzona kuchnia. Na blacie stał duży kosz świeżych owoców i wazon z kwiatami.
- I jak? – Zapytał, Wojciech.
- Jest idealnie – odpowiedziałam.
- Wiedziałem, że ci się spodoba – powiedział z lekkim uśmiechem. – Chodź obejrzeć resztę domku. – Zaproponował, splątując swoją rękę z moją.
     Skierowaliśmy się zatem w kierunku drzwi, które znajdowały się najbliżej. Okazało się, że jest to łazienka, urządzona w podobnych kolorach, jak salon. Znajdowała się tam osobno wanna i prysznic, niewielka komódka z grubymi, białymi ręcznikami, umywalka z wiszącym nad nią olbrzymim lustrem, zajmującym większą część ściany i sedes schowany za ścianką.
     Przeszliśmy przez kolejne drzwi. Okazało się, że jest to sypialnia. Ogromne łóżko zajmowała sporą część pokoju. Na jego widok ogarnął mnie strach.
- Kochanie, wszystko w porządku? – Zapytał, czule Wojciech.
- Tak. – Odpowiedziałam, jednak nie przekonało to chłopaka.
- Posłuchaj, jeżeli nie podoba ci się pomysł z jednym łóżkiem...
- Naprawdę – przerwałam Wojtkowi – jest dobrze. – Powiedziałam, przytulając się do niego.
- Cieszę się, ale jeśli będziesz czuła się skrępowana, po prostu powiedz mi – poprosił, odsuwając się ode mnie, aby spojrzeć mi w oczy.
- Dobrze. – Odparłam i odwróciłam się do niego plecami, podchodząc do przeszklonej ściany, gdzie znajdowało się wyjście na taras. Rozsunęłam beżowe zasłony i otworzyłam drzwi, wpuszczając do środka trochę powietrza.
- Jestem wykończony – powiedział, Wojtek. – Jutro zbiorę cię do Hithadhoo. A dzisiaj możemy legnąć się na leżakach i po prostu odpocząć.
     I tak właśnie zrobiliśmy. Po bardzo wyczerpującej podróży żadne z nas nie miało siły na zwiedzanie miasta ani na inne równie ciekawe rzeczy.
     Odświeżeni po ciężkim locie poszliśmy na kolację do pobliskiej restauracji, ponieważ nikt z nas nie miał ochoty na gotowanie. Idąc ten niewielki kawałek, dzielący nasz domek od restauracji, podziwiałam piękno tego miejsca. Zachwycało swoim wyglądem. Ani przez moment nie żałowałam, że zgodziłam się na ten wyjazd. Byłam pewna, że ten tydzień będzie wspaniały i niezapomniany. Już czułam smak wolności i błogości.
     Po kolacji postanowiliśmy jednak jeszcze się przejść na plażę. Noc była gorąca i bezchmurna. Piasek łaskotał moje bose stopy.
     Po powrocie do domku, poszłam do łazienki wziąć długą relaksacyjną kąpiel. Tego właśnie mi było trzeba.
     Leżąc w łóżku, czekałam na Wojtka, który akurat brał prysznic.  Korzystając z chwili samotności, odpisałam na kilka wiadomości od moich przyjaciół. Esemes od Anny rozbawił mnie najbardziej:
              „Miłego pobytu w Male! Pamiętaj, że nie chcę zostać przedwcześnie ciocią!”
- Z czego się śmiejesz? – Zapytał, Wojtek, kładąc się obok mnie.
- Nic takiego – odpowiedziałam. – Anka życzy nam udanych wakacji.
- Na pewno takie będą – powiedział z pewnością. Nachylił się lekko i złożył na moich ustach pocałunek. Następnie wtuliłam się w tors Wojtka i powoli zaczęła zalewać mnie fala zmęczenia. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

8 komentarzy:

  1. kurcze, już nie wiem kto może być tym tajemniczym wielbicielem ;_; już mi nawet n myśl przyszło, że Cristiano, hahah :D dobrze, że między Alex i Aaronem już wszystko ok :) ciekawe, jak rozwinie się akcja na Malediwach, hahah ;-)
    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahaha! jak ja sobie wyobraziłam tych debili.. masakra! wpadłam w taki śmiech, że szok. Brat nawet się na mnie dziwnie gapił ;D ale bardzo dobrze, że się z tym udało. Aaron musi KOCHAĆ Alex, żeby takie coś zrobić.. a Łucja.. musiało ją czoło boleć. haha :D

    Jak już kiedyś wspominałam.. Nienawidzę matki Łucji.. może zamieszka z ojcem w Londynie i będzie bliżej Wojtka?

    A Wojtek.. no nie mogę.. słodki jest. Też bym chciała na Malediwy (marzenie) :( ale już mamie powiedziałam, że zbieram kase i kiedyś pojadę!

    Pytałaś w komentarzu jak sobie wyobrażam Mell. Ja w sumie jakoś nie mam takich wyobrażeń, ale ... hmm.. Mell na pewno jest śliczna, wysoka, ciemną cerę ma (ale też nie za bardzo) .. poszukam dzisiaj w internecie i jak coś to ci na gg wyślę :)

    Pisz szybko bo jestem ciekawa jak będzie z Alex i Aaronem! no i oczywiście jak zakochani będą spędzać czas w Male :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział ;) Cieszę się że dodałaś go wcześniej. Jeśli chodzi o tajemniczego wielbiciela to myślę że jest on którymś z piłkarzy Arsenalu. Pisz szybko bo nie mogę doczekać się następnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnich postow nie komentowalam czas wiec nadrobic zaleglosci. To tak ale ta jej mama to jedza nie wierze... Nie czytam zwykle alex ale ten rozdzial z serenada naprawde mistrzostwo :-) Ciekawa jestem co z tymi Malediwami. Nie fajnie by bylo jakby Anna zostala ciocia i wydaje mi sie ze na razie nie zostanie. A co do tajemniczego M nie mam pojecia kto to moze byc. Ktos z otozenia Wojciecha ale dokladniej nie wiem. A moze to Wojciech ??? XD nie no... Nie wiem . Ale super jak zwykle. Czekam na kolejny. Ciekawych ferii !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Na prawdę bardzo fajny rozdział dobrze ze Alex z Aaronem się pogodzili mam nadzieje ze wakacje Łucji i Wojtka będa udane czekam z niecierpilwością na następny już nie moge się doczekać zeby dowiedzieć sie kto jest tym tajemniczym wielbicielem

    PS. Czy w sobotę lub iniedzielę mozna spodziewaćsie kolejnego?
    Pozdrawiam i życze ci weny do dalszego pisania DD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sobotę wieczorem będzie nowy rozdział :)

      Usuń
    2. Juz nie moge sie doczekać :)

      Usuń
  6. Zajebisty:P Niektóre teksty mnie rozwaliły/haha
    Pan tajemniczy zaczął mnie wkurzać.
    Czekam na następny:)

    OdpowiedzUsuń