2013-03-24

Epilog

muzyka

     Życie potrafi być przewrotne, ale może wszystko od początku...

     Gdyby ktoś powiedział mi pięć lat temu, że skończę w telewizji, jako dziennikarka sportowa – wyśmiałabym go.
     Zawsze swoją przyszłość widziałam w szpitalu, ratując ludziom życie, pomagając im. Kolejny raz czas pokazał, że to, co planujemy przez kilka lat, może ulec całkowitej zmianie. Tylko jak? – oto jest pytanie.
     Wydawać by się mogło, że moje życie było, co do najmniejszego szczegółu zaplanowane. Najpierw studia, rozwój kariery, a potem założenie rodziny z mężczyzną, którego kocham. No cóż... Niewiele odbiegłam od moich głównych założeń...
     Dlaczego zrezygnowałam z medycyny? Ciężko odpowiedzieć mi na to pytanie. Może po prostu powołanie, które zawsze czułam, ulotniło się, a może po prostu zabrakło chęci. Ciężko wyjaśnić zmianę mojej decyzji zwykłymi słowami.
     Dlaczego dziennikarstwo? Dla kogoś, kto mnie zna może wydać się śmieszne, że Łucja Skal – nieśmiała, szara myszka, może stać się sławnym dziennikarzem, a jednak.
     Pewnego dnia komentator Arsenalu wylądował w szpitalu i nie miał kto go zastąpić, a że mecz miał odbyć się za dwadzieścia minut, siłą zostałam wprowadzona do kabiny komentatorskiej. Tego dnia towarzyszył mi Theo, który z powodu nabycia drobnej kontuzji musiał przez kilkanaście dni pauzować. Poszło mi całkiem nieźle i moja siostra powiedziała, żebym na poważnie zastanowiła się czy, aby na pewno medycyna jest tym, czym chcę związać swoją przyszłość.
     Nie zrozumcie mnie źle – bardzo długo zastanawiałam się nad tym czy zrezygnować z medycyny i rozpocząć zupełnie inny rozdział w swoim życiu. Wiele poświęciłam czasu i nerwów, by dostać się do Imperial College London, jednak po naprawdę długich rozważaniach doszłam do przykrego wniosku – nie nadaję się na lekarza. Zbyt emocjonalnie podchodzę do tego zawodu. Obserwując z boku moją siostrę – chirurga – muszę przyznać, że zawód ten wymaga wiele wyrzeczeń i cierpliwości. Nie jestem pewna czy poradziłabym sobie psychicznie z ciężarem, że czyjeś życie leży w moich rękach – to bardzo stresujące.
     Moja siostra jest wspaniałym lekarzem i z perspektywy czasu muszę przyznać, że moje plany dotyczące medycyny były zbyt wygórowane, zbyt dziecinne. Dlaczego? Bo chciałam być, jak starsza siostra. Pragnęłam jej dorównać. W końcu znalazłam swoją ścieżkę, którą pragnę iść i czuję się szczęśliwa oraz spełniona. Nie żałuję swojej decyzji, że postawiłam wszystko na jedną kartę.
     A co u Katarzyny i Krzysztofa? Rok temu zaadoptowali niemowlaka, którego rodzice zginęli w wypadku samolotowym. Dlaczego zdecydowali się na taki krok? Trzy lata temu Kaśka poroniła. Był to nie tylko ogromny cios dla niej, ale i dla wszystkich, gdyż doskonale wiedzieliśmy, jak bardzo pragnie mieć dzieci. Jednak wszystko się ułożyło, jest wspaniałą matką, a Krzysztof jest wspaniałym ojcem. Córce nadali imię po naszej zmarłej siostrze, Ewelinie.
     Martyna i ojciec również zaadoptowali dziecko - chłopczyka, który jest wspaniałym dzieckiem. Ma niecałe pięć lat, a przeżył w swoim życiu piekło, o którym niektórzy ludzie nawet nie śnili. Był wykorzystywany seksualnie przez ojca i bity przez matkę. Co prawda oboje zostali skazani i siedzą teraz w więzieniu, ale nie zmienia to faktu, że Thomas – bo tak ma na imię mój przyrodni brat – jeszcze przez bardzo długi czas nie zazna całkowitego spokoju psychicznego.
     Theo ożenił się z Melanie, a Nicklas w końcu znalazł kobietę, z którą jest naprawdę szczęśliwy. Jack i Lauren nadal są razem, a mały Archie rośnie, jak na drożdżach i ani trochę nie wykazuje chęci, by iść w ślady taty. Za to Lauren – ku niezadowoleniu Jacka – zapisała małego do szkółki baletowej.
     Alex związał się z mało znaną modelką. Zdaniem Nicklasa wygląda ona co najmniej, jak grzyb, ale nikt nie chciał wnikać w jego, jakże błyskotliwą myśl.
     Aaron dwa lata temu zerwał zaręczyny z Colleen, gdyż przyłapał ją na zdradzie. Wszyscy odetchnęliśmy wówczas z ulgą, ponieważ mieliśmy dość kłamstw i ciągłych krętactw Colleen.
     Sandra związała się z Kieranem Gibbsem i tworzą piękną parę. Jak to się stało? Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia. Po prostu pewnego dnia, na imprezie klubowej przyszli razem i oznajmili nam, że są parą. Ucieszyłam się, nawet Kanonierzy. Wszyscy zapomnieli dawne wybryki Sandry i zaakceptowali ją. Chociaż na początku ciężko było im się pogodzić z myślą, że przyjaźnimy się, ale w końcu zrozumieli i uwierzyli, że zmieniła się.
     Kilka miesięcy temu pogodziłam się ze swoją mamą. Zrozumiała w końcu, że przez tyle lat popełniła masę błędów i postanowiła je naprawić. Nasz kontakt może nie jest idealny, ale na pewno bardziej przypominają relacje matka – córka niż sprzed kilku lat. Ogromnym, aczkolwiek pozytywnym zaskoczeniem dla mnie był powrót Maćka do mamy. Postanowili spróbować odbudować swój związek.
     Wszystko wróciło do normy. Tak przynajmniej myślałam... Jeszcze trzy lata temu nienawidziłam Wojciecha z całego serca, a teraz można by rzec, że jest mi całkowicie obojętny.
     Ogromnie mnie zranił, jednak nie patrzę już obsesyjnie w przeszłość, ponieważ mam przed sobą przyszłość i ona jest dla mnie najważniejsza.
- Kochasz go? – Zapytał pewnego sierpniowego wieczoru, mój mąż. Nie musiał wymawiać Jego imienia, gdyż doskonale wiedziałam, kogo ma na myśli.
- Kocham go. Zawsze będę go kochać. – Odpowiedziała zgodnie z prawdą. Spojrzałam na Aarona z czułością. Wiedziałam, jak bardzo zraniły go moje słowa. – Kocham go, ale to w tobie jestem zakochana... – Dodałam kilka sekund później. Na twarzy mojego męża pojawił się ledwo zauważalny uśmiech, który był zarezerwowany tylko dla mnie.
     Jesteście w szoku, że wyszłam za Aarona? Cóż, ja też byłam rok temu. To właśnie dzięki niemu odzyskałam równowagę psychiczną i przywróciłam do swojego życia harmonię, o którą zawsze dbał Wojciech. Aaron Ramsey zniszczył połowę mnie, a drugą uratował. Jestem mu za to niezmiernie wdzięczna. Jestem wdzięczna losowi, bo mimo, że tak wiele mi zabrał, to okazał się wspaniałomyślny i podarował mi jednocześnie tak wiele.
     Teraz siedząc przy wigilijnym stole w towarzystwie rodziny: mamy, Maćka, Martyny, ojca, Thomasa, Katarzyny, Krzysztofa, Eweliny i trzymając za rękę swojego mężem, czułam, że odnalazłam prawdziwe szczęście.
     Uśmiechnęłam się delikatnie, dotykając dosyć dużych rozmiarów brzuch. Jestem w szóstym miesiącu ciąży.
     Korzystając, że nie padało, postanowiłam się przewietrzyć. Na kolację wigilijną zostaliśmy zaproszeni do Katarzyny i Krzysztofa, którzy mieszkają kilkanaście metrów od London Eye i tam właśnie chciałam pójść.
- Gdzie idziesz? – Zapytał, Aaron, gdy zauważył, że zakładam płaszcz.
- Idę się przejść. Za chwilę wrócę. – Odpowiedziałam.
- Iść z tobą? – Zapytał z troską w głosie. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie trzeba. Za pół godziny wrócę. – Powiedziałam i musnęłam go w policzek.
      Po wyjściu z ekskluzywnego apartamentowca, skierowałam się w kierunku London Eye. Wieczór był mroźny, ale bezchmurny. Wolnym krokiem szłam, rozmyślając na tym, co wydarzyło się przez ostatnie pięć lat. Jednocześnie były one najgorsze i najlepsze.
     Straciłam wiele przyjaciół. Przeżyłam wiele zawodów. Wylałam niejedną łzę. Jednak było warto to wszystko przeżyć, by znaleźć się właśnie w tym miejscu i przyznać, że jest się naprawdę szczęśliwym.
- Łucjo. – Doskonale rozpoznałam ten głos. Nawet po trzech latach wywołuje na moim ciele przyjemny dreszcz. Odwróciłam się i ujrzałam Wojciecha. Stał, oparty nonszalancko o drzewo, trzymając ręce głęboko w kieszeni.
     Od pamiętnej kłótni już nigdy więcej z nim nie rozmawiałam i nie widziałam go. Wyjechał do Hiszpanii, by grać dla Barcelony, a teraz jak gdyby nigdy nic powraca. Mimo, że nie rozmawiałam z nim, to na bieżąco śledziłam jego poczynania w Barcelonie. Od kilkunastu miesięcy jest czołowym bramkarzem i nic nie zapowiada, żeby zmieniło się to w najbliższym czasie.
- Cześć – powiedziałam, starając się, by nie zadrżał mi głos. Wojciech przyjrzał mi się. Jego wzrok mimowolnie powędrował na mój brzuch. Zmarszczył delikatnie brwi.
- W ciąży jesteś? – Zapytał.
- To chyba nie twoja sprawa. – Odparłam zbyt nerwowo.
- Wyszłaś za mąż? – Kolejne pytanie.
- Miałam chyba prawo ułożyć sobie życie?
- Mieliśmy tyle planów. Mieliśmy wspólną przyszłość. – Powiedział. Ból, jaki malował się na twarzy bramkarza był nie do zniesienia.
- Chcę ci przypomnieć, że to ty wszystko zniszczyłeś. Teraz mamy tylko wspólną przeszłość.
- Szczęśliwa jesteś? – Zapytał.
- Tak. Aaron jest wspaniałym...
- Za Aarona wyszłaś? – Przerwał mi szybko.
- Tak.
- Dlaczego nie pozwoliłaś mi wytłumaczyć? Łucjo... Kochana. – Podszedł do mnie, wyciągając rękę. Mimowolnie odsunęłam się o kilka kroków w tył.
- Zraniłeś mnie.
- Kochałem cię. Nadal cię kocham. – Powiedział, spoglądając mi głęboko w oczy. – Nie wierzę, że nic do mnie nie czujesz.
- Przestań. Nie wracajmy do przeszłości. Sam kiedyś powiedziałeś, że powinniśmy patrzeć w przyszłość, by nie utknąć w miejscu. Nie pamiętasz?
- Wiesz co? – Zagadną, ignorując moje wcześniejsze pytanie. – Będę walczyć. Nie ważne, że jesteś z Aaronem. Kocham cię i będę walczyć.
- Niby jak?
- Wracam do Londynu na stałe. Barcelona jest nie dla mnie. W Arsenalu czułem się, jak w domu. Wenger zaproponował mi powrót.
- Nie rób tego.
- Będę walczyć.
- Wojtek! – Krzyknęłam. Skrzywiłam się delikatnie, gdy echo rozniosło się dookoła. – Masz rację, kocham cię, ale to w Aaronie jest zakochana. I nie zmienisz tego.
- A zakład, że tak...?

__________________________________________________________


Witajcie, kochani!

Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie mocno wkurzeni. Końcówkę możecie interpretować, jak chcecie.
Tak właśnie zaplanowałam epilog.

Nie bądźcie źli na Łucję, ani na Aarona. Tak naprawdę to Wojtek całkowicie zawalił sprawę i to siebie powinien obwiniać.

Chciałabym podziękować Wam, że byliście ze mną do samego końca. Nadal ciężko mi uwierzyć, że moje wypociny spodobały Wam się. To naprawdę miłe, gdy czytam komentarze, a w nich są pochlebne opinie na temat opowiadania. Nic tak nie motywuje do pisania jak czytelnicy i komentarze, bo wiem wtedy, że to co robię, ma sens.

Miałam lepsze i słabsze momenty, ale cieszę się, że udało mi się zakończyć to opowiadanie. Jedno z nielicznych, które doprowadziłam do końca.

Mam nadzieję, że będziecie ze mną jeszcze przez następne kilka opowiadań, które planuję tworzyć. Tak, jak obiecałam, po zakończeniu tego opowiadania, dodaję prolog na nowym blogu: http://pokaz-mi-siebie.blogspot.com, liczę na Wasze komentarze, bo jak wcześniej napisałam - nic tak bardzo nie motywuje, jak Wasze opinie.

Moje trzecie opowiadanie będzie znowu o Wojtku - tak, jak to obiecałam.

Pozdrawiam!!!