Witam!!!
Chciałabym poinformować Was, że już niedługo zacznę nowe opowiadanie. Najprawdopodobniej za dwa tygodnie powinnam ruszyć z drugim blogiem. Mam nadzieję, że jesteście zainteresowani?
Pozdrawiam!!!
___________________________________________________________________________
Łucja
Ze snu wyrwał mnie dźwięk telefonu komórkowego. Przeklęłam siarczyście, poczym uniosłam się lekko na łokciu, aby sprawdzić, kto ma czelność budzić mnie w tak wczesny, sobotni poranek.
- Spadaj – powiedziałam do siebie i opadłam na łóżko, wyciszając dźwięk.
Theo dzwonił, a ja nie miałam najmniejszej ochoty na konfrontację z nim z samego rana. Zapewne był ciekawy, jak moja rozmowa z Wojtkiem.
Właściwie nie miałam nic sobie do zarzucenia, bo w końcu odważyłam się zadzwonić do Wojtka. Niestety to w jaki sposób mnie potraktował, zabolało. Zachowanie mojego chłopaka w żaden sposób nie powinno mnie dziwić, ponieważ moje wcześniejsze zachowanie w stosunku do niego było poniżej krytyki.
- Halo?! – Powiedziałam ostro, kiedy po raz kolejny telefon zadzwonił. Tym razem odebrałam, aby dać do zrozumienia Walcottowi, że nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy, a na pewno nie o tak wczesnej porze.
- Co się stało? Okres dostałaś? – Zaśmiał się. Policzyłam do dziesięciu, aby chociaż trochę uspokoić swoje nerwy, bo przecież zapomniałam, że do Kanonierów trzeba zachować wręcz stoicki spokój!
- Dzwonisz w konkretnej sprawie? – Zapytałam.
- Właściwie to chciałem spytać się, co z Wojciechem – odpowiedział.
- Ale o szóstej rano? – Jęknęłam.
- Nie mogę spać. U was w Polsce są bardzo niewygodne łóżka. – Odparł. – Więc jak?
- Umówiłam się z nim na dzisiejszy wieczór. Nie mam nic więcej dopowiedzenia. Dobranoc. I jak ci nie pasują polskie łóżka, wracaj do Londynu. – Warknęłam i rozłączyłam się. Rzuciłam telefon na szafkę nocną i z powrotem opadłam na poduszki, zamykając oczy.
Po kilkunastu minutach wstałam, ponieważ Theo wybudził mnie i nie mogłam już zasnąć. Udałam się do łazienki, wziąć orzeźwiający prysznic, mając nadzieję, że chociaż trochę zmyję z siebie zmęczenie.
Wchodząc do kuchni doznałam szoku – moja mama piła kawę i czytała poranną gazetę. Spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po godzinie ósmej i zwykle o tej porze już dawno była w pracy.
- Cześć – przywitałam się grzecznie, a następnie zaczęłam przygotowywać dla siebie śniadanie.
- Nie chcę się wtrącać – zaczęła, spoglądając na mnie znad gazety – ale uważam, że powinnaś bardziej zaufać Wojtkowi. – Gdybym wcześniej nie usiadła na krześle na pewno upadłabym na ziemię. – Nie gniewaj się, ale usłyszałam wczoraj, jak rozmawiałaś z Wojtkiem, a jeszcze wcześniej z Miłoszem. Karola nigdy nie lubiłam, Miłosza zresztą też, ale okazał się być w porządku i doceniam to, co dla ciebie zrobił. Wojtek też bardzo dużo zrobił jak i również poświęcił dla ciebie. Zatem nie przekreślaj go. – Wstała z krzesła, odłożyła kubek do zlewu i spojrzała na mnie przelotnie. – W związku musi być równowaga, zaufanie i zrozumienie. I właśnie przez brak tych głównych czynników, na których opiera się związek, moje małżeństwo z Robertem zakończyło się druzgocącą klęską. Nie popełniaj tego samego błędu, co ja i twoja siostra. Wiem, że jesteś jeszcze młoda, niedoświadczona, ale lepiej się uczyć na cudzych błędach, aby korygować swoje. Wiem, że pewnie teraz uważasz, że gadam głupoty, że to nie moja sprawa, bo w twoim mniemaniu nie interesuję się twoim życiem, ale to nie prawda. Pamiętaj: ja mimo, że popełniłam mnóstwo błędów, nadal je popełniam. Każdy to robi, bez względu na przeszłość, bo w końcu liczy się przyszłość, prawda? A ty zapewne chcesz wiązać nią z Wojtkiem, więc nie zepsuj tego.
Kiedy skończyła swój, jakże pouczający monolog wyszła z kuchni, zostawiając mnie w osłupieniu. Przez kilka minut siedziałam nieruchomo, analizując każde jej słowo. Chyba po raz pierwszy w życiu poczułam z nią naprawdę bliski kontakt i odczułam tą szczerą, matczyną miłość. Nigdy z jej ust nie wydobyły się podobne słowa. I mimo, że nie powiedziała tych dwóch najważniejszych słów, od których robi się człowiekowi cieplej na sercu, poczułam się szczęśliwa.
Pierwszy raz zwyczajne słowa, które ułożyły się w jakże pouczającą lekcję życia miały większe znaczenie od „kocham cię”, bo wiem, że pochodziły prosto z zamarzniętego serca matki.
*****
Alexadnra
Nie wydarzyło się nic nieoczekiwanego. Na pewno nic, czego się spodziewałam. Po ostatniej wizycie w domu, byłam pewna, że ojciec wyjawi w końcu mamie prawdę, ale ten jak zwykle wymyślił na poczekaniu kolejne kłamstwo, jednak tym razem przesadził.
Myśl, że romansuje z Chamberlain jest jeszcze w jakiś stopniu do przełknięcia, jednak mieszanie mojej osoby w kłamstwa tylko, żeby nie wyszedł na jaw jego kilkuletni romans jest po prostu obrzydliwa.
Wmówił mamie, że obwiniam Chamberlain za śmierć Emily! Przecież do absurd, w który moja matka niestety uwierzyła. Miłość odebrała tej kobiecie umiejętność logicznego myślenia, bo gdyby głębiej zastanowiła się nad słowami ojca, doszłaby do wręcz oczywistych wniosków: Emily miała raka, więc w jaki niby sposób mogłabym obwiniać Chamberlain o śmierć mojej starszej siostry?
Nie mam nawet zamiaru uświadamiać mamy, jaką jest idiotką, że kolejny raz dała omamić się ojcu i jego kochance. Nie mam już ochoty chronić jej przed toksycznym wpływem męża. Jeśli tak bardzo chce cierpieć, to jest jej nieświadoma decyzja, której nie będę zmieniać, bo nie mam na to wystarczająco dużo siły.
Przez tyle lat zawsze martwiłam się o wszystkich dookoła. Próbowałam ratować naszą rodzinę przed rozpadem, wierząc że ojciec skończy romans i w pełni poświęci się rodzinie. Jednak, gdy zrozumiałam, że nawet nie ma, co liczyć na wewnętrzną przemianę ojczulka, podjęłam decyzję o wyjeździe do Budapesztu. Chciałam rozpocząć nowe życie, z dala od problemów rodzinnych, z dala od widoku ojca i Chamberlain. Niestety świadomość, że w Londynie została jeszcze moja mama, która ślepo wierzy w swojego męża, nie pozwoliła mi na stuprocentowym skupieniu się na swoim życiu i planach.
Wracając do Londynu za główny cel stawiałam sobie mamę, aby chronić ją i zniszczyć ojca, jednak wszystko uległo zmianie. Mama wie o zdradach ojca i co najgorsze nie walczy z nimi. Następnie, uczę się na uniwersytecie, gdzie władzę sprawuje kobieta, która zrujnowała cały porządek w mojej rodzinie.
Na końcu listy pozostaje Aaron.
Nigdy nawet nie przypuszczałam, że Ramsey może w jakimś stopniu oczyścić moją zatrutą duszę i wprowadzić do mojego życia trochę kolorów.
Mój natłok myśli przerwał alarm samochodu, dobiegający z drugiej strony ulicy.
Kiedy wyszłam z samochodu, poprawiłam swoją sukienkę i skierowałam się w stronę kawiarni, w której umówiłam się z Sybil i Georgem. Wczoraj zadzwonili do mnie i oznajmili mi, że chcą ze mną poważnie porozmawiać. Jako dobra przyjaciółka powinnam zacząć się martwić, ale że należę do drugiej grupy, czyli – dobra i sprytna przyjaciółka – wiedziałam, że nie powinnam się zamartwiać o tą dwójkę, gdyż przypuszczałam, dlaczego chcieli się ze mną spotkać.
Weszłam do niewielkiej, acz przyjemnej kawiarni. W odległym kącie dostrzegłam przyjaciół. Pomachali w moją stronę. Z lekkim uśmiechem podeszłam do nich. George wstał i jak przystało na dżentelmena, odsunął dla mnie krzesło bym mogła usiąść.
- Co się stało, że zadzwoniliście do mnie? – Zapytałam, starając się, aby mój głos zabrzmiał poważnie. Sybil wymieniała z Georgem przestraszone spojrzenia i wlepili wzrok w biały stolik.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział, George.
- Chyba nie spotkaliśmy się po to, aby rozmawiać o tym, jak wyglądam. – Mruknęłam. – Właściwie, to zdziwiłam się, kiedy zadzwoniliście wczoraj do mnie.
- Dlaczego? – Spytała, Sybil.
- Nie mieliście ostatnio dla mnie zbyt wiele czasu. Nie licząc spotkań w ośrodku, kiedy mi pomagaliście, nie spotykalibyśmy się wcale.
- Ostatnio w naszym życiu trochę się pozmieniało – zaczęła, Sybil, znacząco spoglądając na mojego przyjaciela, zapewne oczekując od niego wsparcia w tej jakże dla niej trudnej rozmowie, jednak on siedział cicho i z uporem maniaka wpatrywał się w kolorowe serwetki, znajdujące się na stoliku. Dziewczyna westchnęła ciężko. – Czasem dzieje się tak, że dwoje ludzi, którzy... – urwała, nerwowo wędrując wzrokiem po wnętrzu. Z całych sił próbowałam stłumić śmiech, ponieważ postanowiłam jeszcze trochę poznęcać się nad nimi.
- Którzy? – Próbowałam podtrzymać wątek Sybil, której zapewne skończyły się pomysły, w jaki to sposób przekazać mi wiadomość, że chodzi z Georgem. Tylko nie miałam pojęcia, dlaczego chowali się ze swoim związkiem. Czyżby obawiali się mojej reakcji? Ta myśl jeszcze bardziej mnie rozbawiła.
- Co, którzy? – Zapytała rozkojarzona. Teraz to ja westchnęłam.
- Czasem dzieje się tak, że dwoje ludzi, którzy... – powtórzyłam jej wcześniejsze słowa.
- George, może pomożesz mi? – Zwróciła się do zamyślonego chłopaka. Niepewnie spojrzał na swoją drugą połówkę.
- Wiecie co, kochani? – Zagadnęłam. – Jeśli chcecie mi przekazać, że jesteście razem, a nie wiecie jak, to nie męczcie się, już wiem – powiedziałam. Spojrzeli na mnie szczerze zaskoczeni takim obrotem sprawy. – Tylko dlaczego ukrywaliście to przede mną? – Zapytałam.
- Skąd wiesz? – Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- To ja zadałam pytanie, George – burknęłam.
- Baliśmy się twojej reakcji – odpowiedziała, Sybil.
- Mojej reakcji? Dlaczego?
- Czasem jesteś nie przewidywalna – mruknął, brunet. Posłałam mu krzywe spojrzenie.
- Uznam twoje słowa za komplement. – Powiedziałam.
- Jesteś zła? – Zapytała, Sybil.
- Nie, nie jestem zła. Właściwie cieszę się. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Naprawdę cieszę się, że układa wam się. Gratuluję. – Dodałam i najpierw uściskałam Sybil, a następnie Georgea.
Przynajmniej im się układa.
*****
Łucja
Od kilku godzin nie potrafiłam znaleźć dla siebie miejsca. Chodziłam z kąta w kąt. Byłam zdenerwowana przed poważną rozmową, jaka mnie czekała z Wojciechem. Musiałam wyjaśnić mu wszystko to, czego wczoraj nie dałam rady przez telefon. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie żadnego sensownego zdania, słysząc oziębły ton Wojtka. Bałam się, że dzisiaj też nie zdołam powiedzieć nic mądrego, widząc jego srogie spojrzenie i oschły ton głosu, od którego zawsze dostawałam nieprzyjemnych dreszczy. Nie lubiłam oglądać go złego, a zdarzało się to coraz częściej i główną tego przyczyną byłam ja.
Po obiedzie poszłam do swojego pokoju położyć się na chwilę do łóżka, bo z nerwów brzuch mnie rozbolał, po za tym byłam nie wyspana.
W takich stresujących momentach potrzebowałam rozmowy z kimś, kto ostudzi moje zszargane nerwy. Taką osobą był najczęściej Theo, na którego zawsze mogłam liczyć, ale nie chciałam w czasie Euro zaprzątać jego głowy swoimi problemami, wywołanymi przez moją głupotę.
Przymknęłam oczy i spróbowałam się wyciszyć. W pewnym momencie straciłam kontakt z otaczającą mnie rzeczywistością i zasnęłam.
Obudziła mnie dopiero krzątanina Roberta i mamy. Przestraszona otworzyłam oczy i zerwałam się z łóżka. Odetchnęłam z ulgą, spoglądając na zegarek. Wybiła dopiero godzina szesnasta dwadzieścia. Postanowiłam zatem wziąć relaksującą kąpiel.
Schodząc na dół do salonu, usłyszałam, że Wojtek już przyszedł i rozmawia z moimi rodzicami. Zwolniłam kroku, jeszcze raz szybko układając w głowie, to co mu powiem.
Kiedy weszłam do salonu i zobaczyłam Wojtka, siedzącego na kanapie, na nowo powróciła do mnie scena z parku. Miałam ochotę zakopać się pod ziemię.
- Cześć – odezwałam się. Byłam dumna, że głos mi nie zadrżał, ale był to dopiero początek. Wojtek wstał z kanapy i podszedł do mnie. Zauważyłam, że rodzice szybko się ulotnili z pokoju, zostawiając nas samych. Kiedy Wojciech był na wyciągnięcie ręki, po prostu wtuliłam się w jego tors. Przestraszyłam, że może mnie odepchnąć, ale nic takiego się nie stało. Objął mnie w talii i pocałował w czoło. – Przepraszam za wszystko – szepnęłam.
- Chodź – powiedział, odsuwając się ode mnie. – Pojedziemy do mnie. Tam będziemy mogli w spokoju porozmawiać. – Wyjaśnił.
W samochodzie za wiele nie rozmawialiśmy. Wojtek spytał kilka razy czy aby dobrze się czuję, bo jestem strasznie blada, ale gorliwie zapewniałam, że wszystko się w porządku. Nie mogłam mu wyznać, że stresuje mnie, tym bardziej, że ciężko mi było ocenić w jakim jest nastroju.
W mieszkaniu Wojtka byliśmy pół godziny później. Niepewnie weszłam do środka, rozglądając się dookoła. Moją uwagę przykuł stół w kuchni. Był nakryty dla dwóch osób. Spojrzałam na Wojtka.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna. – Powiedział, mijając mnie w przejściu. – Czuj się, jak u siebie – dodał, odwracając się do mnie. Przez kilka sekund przyglądał mi się w milczeniu, potem westchnął. – Nie chcę być natarczywy, ale naprawdę źle wyglądasz, Łucjo – powiedział z troską. Podszedł do mnie i wziął mój podbródek tak, abym na niego spojrzała. – Dużo myślałem nad naszą ostatnią rozmową. – Powiedział cicho.
- Strasznie mi głupio za moje szczeniackie zachowanie – powiedziałam szybko. – Nie powinnam cię uderzyć – mruknęłam, dotykając delikatnie jego prawego policzka. Złapał moją rękę i pocałował ją.
- Skarbie, co się stało? – Spytał. – Musi być jakiś powód, dla którego potraktowałaś mnie, jak pospolitego zboczeńca. – Zaśmiał się na ostanie dwa słowa, ale mi wcale do śmiechu nie było. – To, że Karol namieszał ci w głowie, to już wiem, ale musi być coś jeszcze, prawda? – Zapytał. Chciałam się odsunąć, ale trzymał mnie mocno w swoich ramionach. – Jeśli nie chcesz mówić, nie będę naciskać. – Rzucił pośpiesznie.
Wspięłam się na palcach i złożyłam na jego ustach krótki pocałunek. Przegryzłam dolną wargę, wplatając ręce w jego miękkie włosy. Położył swoje dłonie na moich biodrach i przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Wojtek odgarnął moje włosy i zaczął delikatnie całować moją szyję. Westchnęłam, poddając się temu wspaniałemu uczuciu. Błądziłam po jego umięśnionym torsie, a następnie zaczęłam odpinać guziki jego koszuli, aż w końcu udało mi się ją ściągnąć. Wojciech wsunął jedną rękę pod moją bluzkę, a kiedy jego ciepła dłoń dotknęła mojej skóry, poczułam przyjemne dreszcze rozchodzące się po całym ciele. Delikatnie ściągnął ze mnie bluzkę i znowu zaczął mnie całować, z ust schodząc coraz niżej. Zaczął obdarowywać pocałunkami mój dekolt. Zsunął swoje ręce na moje pośladki i podniósł mnie. Oplotłam jego biodra nogami, a on posadził mnie na blacie. Całował mnie namiętnie. Kiedy chciał odpiąć mój stanik znieruchomiałam. Dopiero po chwili doszło do mnie, co się stało. Straciłam na chwilę kontakt z rzeczywistością. Wojtek spojrzał na mnie przestraszony moją gwałtowną reakcją.
- Wszystko w porządku, kochanie? – Zapytał z czułością. – Nie musimy się śpieszyć – powiedział mi do ucha, muskając go leciutko. Przeklęłam w duchu. Pragnęłam go. Pragnęłam poczuć jego bliskość, ale spanikowałam. – Spokojnie – powiedział, odsuwając się ode mnie. – Nie będę cię do niczego zmuszać.
- Nie jestem jeszcze gotowa – szepnęłam zawstydzona, tym co się stało kilka chwil wcześniej. Blondyn uśmiechnął się z dobrze znaną mi swoją pobłażliwością.
- To musi być nasza wspólna decyzja. Jeśli będziesz gotowa po prostu daj mi jakiś znak – odparł, czule dotykając mojego rozgrzanego policzka. Podał mi moją bluzkę. Czując, jak jeszcze bardziej się czerwienię, nałożyłam ubranie szybko na siebie. Wojtek też założył koszulę. – Masz – powiedział, podając mi szklankę z sokiem, a następnie wziął się za odgrzewanie kolacji, którą wcześniej przygotował.
- Jesteś na mnie jeszcze zły? – Zapytałam.
- Oczywiście, że nie – odpowiedział. – Nie mam do ciebie pretensji. Może ten policzek należał mi się.
- Te wszystkie słowa, które niestety powiedziałam – urwałam, spuszczając głowę – ja tak nie myślę.
- Nie wracajmy do tego – poprosił. – Zmanipulował tobą Karol i to wszystko. – Wzruszył ramionami. – A za tego tajemniczego wielbiciela, to po łbie dostanie.
- Wojtek! – Pisnęłam. – Obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego.
- Żartowałem – uniósł ręce w geście obronnym. – Nie ruszam główna. – Dodał złośliwie. Wywróciłam oczami, jednak szybko spoważniałam.
- Wojtek – zaczęłam niepewnie.
- Tak? – Podszedł do mnie i przygarnął do siebie. Położyłam swoją głowę na jego piersi.
- Jak się czujesz po wczorajszym meczu? – Zapytałam.
- Jestem wściekły. Nie przemyślałem dobrze swojego wyjścia i cóż... musiałem ponieść konsekwencje.
- Myślisz, że zagrasz w meczu z Czechami?
- To zależy, jak poradzi sobie Przemek.
- A chcesz, żeby poradził sobie dobrze czy źle?
- Łucja! – Spojrzała na mnie z naganą. – Tu nie chodzi o dobro jednostki, a o dobro całej drużyny. Jeśli zagra bardzo dobrze, będę się cieszył. – Wyjaśnił obojętnie.
- Po prostu nie chcesz przyznać na głos, że chcesz, aby noga Przemkowi się podwinęła. – Powiedziałam pewnie. Wojtek spojrzał na mnie wymownie, ale wiedziałam, że mam rację.
Mimo, że zależało mu na drużynie, to nie potrafił przegrywać. Nie potrafił przegrywać ze sobą samym.
*****
Alexandra
Mój dobry humor po spotkaniu z Sybil i Georgem nie opuścił mnie, a uśmiech z mojej twarzy nie schodził. Cieszyłam się szczęściem moich przyjaciół. Mimo, że nigdy nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek będą razem, ucieszyłam się, że to Sybil jest tą, która uszczęśliwia mojego przyjaciela. Na przeciw siebie wyszedł ogień oraz woda i współgrają ze sobą wręcz zawodowo.
Sybil, zawsze trzeźwo myśląca, odpowiedzialna i sumienna kobieta, mam nadzieję, że dobrze poprowadzi roztrzepanym do granic niemożliwości Georgem.
Na myśl o dzisiejszym babskim wieczorze jeszcze bardziej wprawiała mnie w dobry nastrój, którego nikt nie mógł zniszczyć. Z Sybil i Victorią umówiłyśmy się o dwudziestej w mieszkaniu tej pierwszej. Moje przyjaciółki, aby pozbyć się swoich chłopaków, kupiły im bilety na seans nocny z Gwiezdnymi Wojnami. Pomysł ten podsunęłam im ja, ponieważ w ostatniej chwili przypomniało mi się, że George jest fanem filmów tego typu, a Joe... A Joe po prostu miał towarzyszyć mojemu przyjacielowi, aby Victoria mogła się z nami spotkać.
Idąc do domu Sybil, wstąpiłam jeszcze do sklepu po nasze ulubione wino i lody pistacjowe. Kiedy w końcu znalazłam się u Sybil, Victoria już była. Postanowiłyśmy najpierw udać się po jedzenie do chińskiej restauracji.
- Wiesz, co, Alex? – Zagadnęła, Sybil, idąc tuż obok mnie. Spojrzałam na przyjaciółkę zaciekawiona. – To dzięki tobie poznałam Georgea.
- Z tym dziękowaniem, to jeszcze się wstrzymaj – powiedziała, Victoria. – Jak George wytrzyma z tobą dłużej niż Adam, to wtedy będziesz mogła podziękować, Alex.
- Jaki Adam? – Spytałam, marszcząc brwi.
- Mały epizod – machnęła, lekceważąco ręką, Sybil.
- Epizod? – Victoria wybuchła gromkim śmiechem. – Nie wytrzymał z tobą...
- Widzicie? – Przerwałam dziewczynie, wskazując głową w kierunku Aarona. Wychodził ze swojego samochodu. Okrążył go, a następnie otworzył drzwi od strony pasażera. Z auta wyszła Chelsea. Poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.
- To jego była? – Zapytała, Victoria. Kiwnęłam twierdząco głową.
- Jest moją sąsiadką. Wprowadziła się tutaj tydzień temu. – Oznajmiła, Sybil.
- Żartujesz?
- Nie, Alex – odpowiedziała. Spojrzała na mnie badawczo. – Wszystko w porządku? – Spytała. Zamrugałam kilka razy, aby pozbyć się tych cholernych łez, napływających do moich oczu.
- Przykro mi – powiedziała cicho, Victoria.
- Dlaczego? – Zapytałam. – Przecież jest on tylko moim przyjacielem. Ma prawo układać sobie życie, ale jeśli jest tak tępy i głupi, żeby pakować się jeszcze raz w to samo bagno, jego sprawa.
Super blog czytam od początku i muszę powiedzieć ,że bardzo ciekawe to opowiadanko tak się wciągnęłam że masakra chyba się nie oderwie.A co do tego opowiadania 2 to pisz dziewczyno masz nieziemski talent :* z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńZacznę od początku...
OdpowiedzUsuń1. Pisz to drugie opowiadanie! o czym będzieee? :)
2. Jedno szczęście, że między Łucją a Wojtkiem już wszystko w porządku! Niech już nigdy się nie kłócą..
3. nie wiem co powiedzieć o Aaronie... Niech on się zdecyduje! Nieogar jeden! Strzelić mu porządnie to za mało. robi nadzieję Alex, a później ją krzywdzi. Niedobry Walijczyk :(
4. W sumie to nie wiem już co chciałam napisać. Może to, że Alex jest słodki? możliwe :D
Pozdrawiam :3
Ciesze się że Wojtek i Łucja się zrozumieli, i nic nie dzieje się za szybko. No i mama Łucji, jaka zmiana. Nie spodziewałam się. Theo i nie wygodne łóżka, haha. Jestem też zdziwiona tym że ojciec Alex nadal brnie w kłamstwa i jeszcze angażuje Alex. No i Aaron, o co chodzi z tą Chelsea? "aby pozbyć się tych cholernych łez" Dlaczego chciała płakać? Czyżby coś czuła? Oby!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, i chętnie przeczytam nowe opowiadanie!
Widzę poważną zmianę w mamie Łucji i ta na lepsze. Dobrze, ze Łucja i Wojtek się pogodzili. Nie rozumiem Aarona. Wrócił do Chelsea? Przecież to bezsensu. Bardzo chętnie przeczytam twoje nowe opowiadanie.
OdpowiedzUsuńGłupia Chelsea. Wszystko niszczy. Jak dla mnie Aaron i Alex byliby idealną parą, ale jak zawsze coś musi stać na przeszkodzie. Czyli Aaron jest jednak skurwielem, bo najpierw zachowuje się tak, jakby coś do niej czuł, a później taki numer odstawia. A może tylko ja nad interpretuje fakty.
OdpowiedzUsuńCo do Łucji i Wojtka. W końcu się pogodzili. Nawet nie wiesz, jak mi ulżyło, że wszystko się ładnie ułożyło między nimi. Co z tą matką Łucji? Coś z nią nie tak, bo ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Nie mówię, że wcale tego nie robią, ale na to potrzeba trochę czasu.
Czekam na następny i koniecznie poinformuj mnie, jak założysz nowego bloga. Chętnie tam wpadnę, bo uwielbiam twój styl pisania ;)
fAJNIE ZE łUCJA Z Wojtkiem sie pogodzili nie rozumiem tylko Aarona czy on jest ślepy? Z niecierpliwoscią czekam na następny
OdpowiedzUsuńPs. kiedy można sie go spodziewać?
Następny rozdział pojawi się w sobotę, ja zawsze zresztą ;)
Usuńnapisałaś już 40 rozdziałów? kurcze, jestem w szoku, bo tak szybko minęły...
OdpowiedzUsuńwracając jednak do tego, co miałam napisać na temat tego rozdziału, to bardzo się cieszę, że Łucja i Wojciech się pogodzili ; ) szkoda tylko, że nie rozwiązali swojego problemu rozmową, tylko przez popęd, chęć bliskości. myślę, że gdyby mieli tak się "godzić" za każdym razem, to nigdy nie doszliby do żadnego wniosku, nie rozwiązaliby swoich problemów ; ) jednak to ich pierwszy raz, więc im wybaczam <3
co do Alex, od samego początku podejrzewałam, że poczuje coś do Aarona ; ) dobrze, że jego była wkroczyła do gry, bo dzięki temu na pewno Alex się obudzi i zacznie walczyć o swoje!
u mnie także pojawił się nowy rozdział, już 10, ostatni w tej serii.
pozdrawiam Cię serdecznie i z niecierpliwością czekam na nowy!
/ a-beautiful-regret.blogspot.com /
a i zapomniałam jeszcze o jednym! koniecznie powiedz coś o nowym blogu, ja na pewno będę go czytać i starać się komentować Twoje wypociny jak najczęściej : )
OdpowiedzUsuńSuuuper rozdzial. Ciesze sie ze sie pogodzili i wszystko jest jak dawniej. Ale szczescie tej pary nie trwa dlugo wiec jestem ciekawa co bedzie dalej. Czekam na nstpny roz i nowe opo. Pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńzapraszam na prawdę drugą ;) http://nocny-marazm.blogspot.com/p/prawda-druga.html
OdpowiedzUsuńNadrabiam zaległości w komentowaniu!!! Part zdecydowanie najlepszy!!! Bo jestem raz, że zadowolona, że bohaterka poszła po rozum do głowy i dogadała się z Wojtkiem, a dwa bardzo ale to bardzo zaskoczyła mnie matka bohaterki - jest tak jak napisałaś w parcie - może nie usłyszała "kocham cię" ale dostrzegła, że jednak mama się martwi związkiem, jakże poważnym pomiędzy Łucją a Wojtkiem :)
OdpowiedzUsuńPrzebrnęłam jakoś Alexandre i zaczynam się do niej przekonywać :)
Nie mogę się doczekać cdn, oraz o czym będzie najnowsze opowiadanie? :D
Sporo weny na oba opowiadania z pewnością się przydadzą.
jak mnie dawno tutaj nie było! ale nadrobiłam wszystkie zaległości
OdpowiedzUsuńostatnie rozdziały bardzo mi sie podobają.
Alexandra - dziewczyna z jednej storny strasznie działająca na nerwy, ale z drugiej: zagubiona, niepotrafiąca odnaleźć swojego miejsce na ziemi, czasem skandaliczna, ale bardzo bardzo wrażliwa.
Aron - chłopak mnie z rozdziału na rozdział zaskakuje coraz bardziej. pamiętam jeszcze jak na początku opowiadania zachowywał się (wspólnie z Nicklasem) jak dziecko. było to takie słodkie, bardzo fajnie że bohetrowie w Twoim opowiadanie ewoluują, ale mimo wszystko nie stracą swoich pierwotnych cech. Aaron mimo ze troche bardziej wydoroślał nadal jest bardzo słodki ale niech się że ogarnie! co on odpieprza z tą Chelsea?!?!?!
Łucja - ma tak zmienne nastroje ze czasem ledwo za nią nadążam. rozumiem ją ze wątpi w uczucia Wojtka, to nic dziwnego, patrząc na to jaką ma patologiczną matkę. nawet po tym rozdziale nie wierzę w jej przemianę. co z tego że porozmawiała z łucją jak prawdziwa matka, kiedy za dzień czy dwa znowu zacznie zachowywać się jak idiotka.
naturalnie nie mogę się doczekać Twojego nowego opiwadania! jestem fanką Twojego opowiadania Czas Pokaże Drugi Plan i jestem pewna że kolejne również mocno pokocham :-). uwielbiam Twój styl pisania, jest lekki i przyjemny w odbiorze bo jak czytam niektóre opowiadania to krew zalewa i nie da się tych chłamów czytać.
jestem strasznie ciekawa o czym będzie Twoje nowe opowiadania?