Witam!
Jestem pewna, że po dzisiejszym rozdziale będziecie na mnie wściekli. Ale sami się przekonajcie.
Chciałabym Wam życzyć, aby rok 2013 przyniósł Wam dużo niespodzianek (tych pozytywnych - oczywiście). Aby spełniły się Wasze marzenie. I cóż...: Szczęśliwego Nowego Roku!!! ; ***
Pozdrawiam!!!
_____________________________________________________________________________
Łucja
Od kilku dni unikam Karola. Kolejny raz z rzędu zawiódł moje zaufanie. Ale czego mogłam się po nim spodziewać? Jestem głupia i łatwowierna.
Miłosz zresztą też nie popisał się. Mimo, że jestem mu wdzięczna, że powiedział prawdę o Karolu, to jego też chętnie bym rozszarpała na drobne kawałeczki. Nie oszukujmy się: gdyby nie spora ilość wypitego alkoholu, Miłosz nie wyznałby prawdy.
Dziewczyny prawie pospadały z krzeseł, kiedy następnego dnia, po imprezie, powiedziałam im, kto jest moim tajemniczym wielbicielem. Tylko Damian wydawał się nie być zaskoczony.
- Wiedziałem, że ta dwójka coś wykombinuje. A mówiłem. Ostrzegałem. – Mówił tym swoim dobrze znanym pewnym siebie tonem, który za każdym razem doprowadzał mnie do irytacji.
Wojtkowi nawet nie wspomniałam o Karolu, gdyż spodziewałam się jego reakcji – wściekłby się, a nie chciałam wyprowadzać go z równowagi przed mistrzostwami.
Spojrzałam na kalendarz. Za dwa dni już rozpoczęcie Euro. Dzisiaj Wojtek miał wrócić z dwutygodniowego obozu treningowego. W szkole nie potrafiłam wysiedzieć, a wszystko przez to, że wieczorem miałam spotkać się z Wojciechem. Nie widziałam go ponad miesiąc. Zatem nieprzyjemne wydarzenia sprzed kilku dni spróbowałam wyrzucić z głowy.
Kiedy w końcu wyszłam ze szkoły spotkała mnie niemiła niespodzianka. Karol stał przy bramie i czekał na kogoś. Przypuszczałam, że tym kimś, maiłam być ja. Postanowiłam zignorować go i jak najszybciej przejść obok niego.
- Łucja! – Zawołał. Ani na sekundę nie zwolniłam kroku. – Proszę, poczekaj – złapał mnie delikatnie za rękę. Od razu wyszarpnęłam się z jego uścisku.
- Od kiedy ty prosisz? – Zapytałam, łupiąc na niego groźnym wzrokiem.
- Porozmawiaj ze mną – wbił we mnie błagalne spojrzenie.
- Nie mamy o czym. Chyba wszystko zostało powiedziane – warknęłam i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego. – Ale, właściwie – zatrzymałam się nagle i spojrzałam na Karola. – Zapomniałam się spytać, czy sprawiała ci przyjemność moja udręka?
- Naprawdę to nie tak – jęknął. Wzruszyłam ramionami. – To nie był kawał.
- A co innego?
- Doskonale wiesz, co do ciebie czuję i pomyślałem, że będzie to wręcz idealny pomysł. – Wyjaśnił szybko. Zmarszczyłam czoło. -
- Idealny pomysł? – Prychnęłam. – I nie wiem, co do mnie czujesz, a teraz pozwolisz, że pójdę na przystanek, bo nie mam zamiaru czekać na kolejny autobus pół godziny. – Syknęłam.
- Kocham cię! – Wykrzyknął. – Kocham cię. Kocham cię. Kocham cię. – Mówił coraz bardziej zrozpaczonym tonem. – Kocham cię – powtórzył półszeptem.
- Jestem z Wojciechem – odparłam surowo. Zaśmiał się bez cienia życzliwości.
- Z Wojciechem, powiadasz? – Zmrużył oczy. – Czy Pan Idealny powiedział ci chociaż, że cię kocha? Czujesz się przy nim pewnie? Wiesz, że cię nie skrzywdzi? Co ty w ogóle o nim wiesz? Hm?
- Wojciech nie jest idealny.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie – zauważył. – Powiedział, że cię kocha? Czujesz się przy nim pewnie? – Powtórzył. Otworzyłam buzię, ale chwilę później zamknęłam ją. Blondyn uśmiechnął się zwycięsko. – Twoje milczenie mówi samo za siebie. – Powiedział zadowolony. – Czujesz się...
- Przestań – przerwałam mu szybko. – Do czego zmierzasz?
- Kochasz go – zignorował moje pytanie. - Kochasz go, ale nie jesteś pewna czy on czuje to samo.
- Jesteśmy ze sobą bardzo krótko. Nie oczekuję, że wyzna mi swoje uczucia. Boże! – Złapałam się za głowę. – Dlaczego w ogóle rozmawiam z tobą o moim chłopaku?
- Będziesz jeszcze przez niego cierpieć. Wojtek widzi w tobie tylko ładną buzię i nic więcej. – Powiedział sucho.
- Nie mierz wszystkich swoją miarą – warknęłam. Karol uniósł brwi do góry.
- Swoją miarą, powiadasz? Będziesz żałować, że dopuściłaś do siebie bramkarzyka od siedmiu boleści.
- Nie sądzę – syknęłam i odwróciłam się napięcie. – Szlag! – Odjechał mój autobus.
- Możesz zabrać się z nami – zaproponował. Skrzywiłam się.
- Poczekam – mruknęłam i ruszyłam w stronę przystanku.
Wyciągnęłam z torebki telefon i wybrałam z kontaktów szybko numer.
- Cześć, Lucy – kilka sekund później w słuchawce usłyszałam zmartwiony głos Theo.
*****
Alexandra
Wieczór był piękny. Bezchmurne niebo i powoli zachodzące słońce - nic nie wskazywało na to, że będzie padać. Na dworze było jeszcze ciepło, więc cieszyłam się, że ubrałam lekką, niebieską sukienkę z krótkim rękawem i baleriny.
Wczoraj z Aaronem wpadliśmy na pomysł, żeby zorganizować piknik za miastem i zabrać ze sobą Nicklasa, ale ten w ostatniej chwili zrezygnował.
Chcieliśmy, aby chociaż trochę się rozerwał i nie myślał o Ann. Jego miłosna udręka wręcz ściskała za serce. Jeszcze miesiąc temu kipiała z niego nieopisana energia, a dziś rozpacz. Co, jak co, ale nie spodziewałam się, że Bendtner może się kiedykolwiek w kimś zakochać.
Ja też nie chciałam jechać na ten cały piknik, gdyż wolałam posiedzieć w domu przed telewizorem, ale Aaron się uparł i cóż... Nie żałuję, gdyż polana, na którą mnie przywiózł była przepiękna. Dużo zieleni i kwiatów. Daleko od tego miastowego zgiełku. Raj dla oczu i uszów.
- Skąd znasz to miejsce? – Zapytałam, kiedy wyszliśmy z samochodu. Przez twarz Aarona przebiegł cień smutku. Bez słowa otworzył bagażnik, wyciągnął z niego kosz i koc, który następnie podał mi. Zatrzasnął nerwowo drzwi i spojrzał na mnie.
- Colleen kiedyś mnie tu zabrała. – Odpowiedział.
Colleen to jego była dziewczyna. Byli ze sobą bardzo długo, ale dlaczego się rozstali nie mam zielonego pojęcia. W każdym razie bardzo przeżył rozstanie z Rowlands. Była jego pierwszą dziewczyną. Pierwszą miłością. Pierwszym rozczarowaniem.
- Przepraszam – mruknęłam. Nie powinnam pytać. Rozdrapało to niepotrzebnie zapewne jeszcze w jakimś stopniu bolące rany.
- Nie ma za co – uśmiechnął się, jednak uśmiech nie sięgał jego oczu. – Już zapomniałem o niej. – Mruknął i przystanął. – Tutaj chyba będzie idealnie. – Powiedział, rozglądając się dookoła. Staliśmy jakieś czterysta metrów od samochodu.
- Dlaczego zerwaliście? – Zapytałam, zanim ugryzłam się w język. – Nie musisz odpowiadać. To nie moja sprawa. – Dodałam szybko. Nie chciałam psuć mu dobrego humoru.
- Już zapomniałem o niej – powtórzył swoje słowa, sprzed kilku minut. Postawił koszyk na trawie i wziął ode mnie koc. Rozłożył go na ziemi, a koszyk przestawił na koc. – Colleen poznałem w przedszkolu. Od tamtego czasu trzymaliśmy się razem. Pod koniec podstawówki zostaliśmy parą. Wszystko zaczęło się psuć, kiedy przeniosłem się do Londynu. Po ukończeniu liceum zaproponowałem jej, żeby zamieszkała ze mną i złożyła papiery na londyński uniwersytet. Zgodziła się i znowu było wspaniale, jednak do czasu. Jej chorobliwa zazdrość doprowadzała mnie do szału. Któregoś wieczoru, Alex poprosił mnie, abym zaopiekował się Rosemarie, bo razem z jego mamą jechali na wesele do jej siostry. Dzień wcześniej Colleen umówiła się ze znajomymi z uczelni na imprezę, a że byłem po serii kilkunastu meczów, byłem po prostu wyczerpany i nie miałem ochoty na żadne imprezy. Wkurzyła się i pojechała do swojej przyjaciółki na noc, twierdząc, że zaniedbuję ją. Kiedy następnego wieczora wróciła do domu, zastała Rose. Boże – urwał i schował twarz w dłoniach. – Była zazdrosna o trzyletnią dziewczynkę. Rozumiesz to? – Spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem. – Zazdrosna o dziecko! Zrobiła mi awanturę, spakowała wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziła się. – Kiedy skończył mówić, przytuliłam go. Obią mnie ramionami i schował twarz w moich włosach. Staliśmy w milczeniu przez kilka minut. Aaron mógł się zarzekać, ile tylko chciał, ale wiedziałam, że nadal cierpi po odejściu Colleen. – Przewróciła moje życie do góry nogami. Zawsze musiałem się jej podporządkowywać. Miałem tego dość. Na początku, kiedy wyprowadziła się poczułem pustkę. Nie miałem dla kogo żyć, ale po jakimś czasie zrozumiałem, że po odejściu Colleen w moim życiu nastał spokój i wszechogarniająca mnie ulga. Nie musiałem się już tłumaczyć, prosić ją o to, żebym mógł spotkać się z przyjaciółmi. Najlepsze jest to, że nigdy nie zależało jej na moich pieniądzach. Chciała mnie mieć tylko dla siebie.
- To już koniec – powiedziałam. – Masz przynajmniej spokój. Bądź, co bądź, to dzięki Alexowi i małej Rose pozbyłeś się Colleen. Bo najprawdopodobniej, gdyby nie oni nadal byłbyś w duszącym związku.
- Kto wie? Może w końcu przejrzałbym na oczy? – Poczułam ulgę, widząc szczery uśmiech na jego twarzy. Aaron powrócił, pomyślałam.
- No dobrze – odezwałam się – co tam dobrego przyszykowałeś? – Zapytałam, klękając na kocu i otwierając wiklinowy kosz.
W środku był sok pomarańczowy i malinowy. Moje ulubione! Były winogrona, jabłka, ciasto drożdżowe z jagodami oraz inne przysmaki.
Spojrzałam z uśmiechem na Walijczyka.
- Sam upiekłeś ciasto czy kupiłeś? – Zapytałam.
- Sam upiekłem – odpowiedział, jak najbardziej poważnie. – Słuchaj, umiem gotować i nie chwaląc się, wychodzi mi to całkiem dobrze. – Wypiął dumnie pierś.
- Aż ciężko w to uwierzyć. – Zaśmiałam się.
- Nie doceniasz mnie, Alex – odparł lekko urażony. – W końcu mieszkam sam i muszę sobie radzić, a nienawidzę restauracji i gotowego jedzenia. – Skrzywił się. – Ale jeśli nie wierzysz w moje zdolności kulinarne, chętnie ci udowodnię. Nawet dzisiaj – powiedział wyzywająco.
- Z miłą chęcią, ale muszę podkreślić, że jestem naprawdę, naprawdę wybredna – powiedziałam poważnie.
- Każde wyzwanie jest dobre, aby szlifować swoje umiejętności – uśmiechnął się szeroko. Wyciągnął z kieszeni spodni telefon komórkowy, ponieważ ktoś do niego dzwonił. Spoglądając na wyświetlacz, wykrzywił usta w grymasie. Odrzucił połączenie i schował telefon z powrotem do kieszeni. – Cholera – mruknął do siebie, kiedy kolejny raz telefon zaczął dzwonić. Wyłączył go i rzucił na koc, obok koszyka.
- Może to ważne – zagadnęłam.
- Tak, oczywiście – żachnął. – Dzwoniła Chelsea. – Powiedział. Tak, o niej też sporo słyszałam. Nicklas nie szczędził w wyzwiskach na jej temat.
Wykorzystała go kilka tygodni temu. Biedak kolejny raz źle ulokował swoje uczucia.
- Nie chcę o niej mówić – powiedział, spoglądać na mnie znacząco.
- Och, rozumiem. To dla ciebie jeszcze świeża sprawa – mruknęłam. – Tym bardziej, że znasz mnie tak krótko...
- To nie o to chodzi. – Zaprzeczył. – Przez ostatnie tygodnie stałaś się dla mnie jedną z najbliższych mi osób. Aż dziwne – zmarszczył czoło, ale szybko się rozpogodził. – Nadal nie mogę w to uwierzyć.
- A ja nadal nie potrafię zapomnieć, jak mnie potraktowałeś w ośrodku. – Posłałam w jego stronę oskarżycielskie spojrzenie. Uśmiechnął się przepraszająco.
- Nie sądziłem, że okażesz się w porządku. Ja też się mylę i popełniał dużo błędów.
- Naprawdę? Nie wiedziałam. – Odparłam. Zmroził mnie spojrzeniem. – Żartowałam – poczochrałam mu włosy. Wygląda wtedy tak słodko i niewinnie.
- Ale powracając do wcześniejszego tematu. A jak z tobą jest? –Zapytał, rozkładając się wygodnie, biorąc do buzi winogrono. – Umiesz gotować?
- A o to ci chodzi – odetchnęłam z ulgą. – Umiem – odpowiedziałam. – Musiałam nauczyć się, w końcu dwa lata mieszkałam zupełnie sama. – Dodałam po chwili.
- Ciężko było ci w Budapeszcie? – Zapytał. Westchnęłam ciężko. Dlaczego za każdym razem powraca do tego cholernego tematu?
- Może na początku – zamyśliłam się na moment, przypominając swoje początki. – Na pewno miałam łatwiej od połowy studentów. Wujek kupił mi tam mieszkanie i co miesiąc razem z mamą przesyłali niezłą sumę pieniędzy, aby niczego mi nie zabrakło i nie musiałam iść do pracy. Chcieli, żeby całkowicie skupiła się na nauce. – Wyjaśniłam. Kiwną głową ze zrozumieniem. – Oczywiście nie było łatwo. Musiałam nauczyć się samodzielności. Od dziecka zawsze wszystko miałam podane na tacy i nigdy nie musiałam się o nic martwić. Od dziecka mieszkałam w domu, gdzie służba spełniała każde moje zachcianki. Jednak nie było tak źle. Samotne mieszkanie uczy człowieka odpowiedzialności i samodyscypliny. Chociaż u mnie to drugie nadal nie rozwinęło się w żadnym stopniu. – Zaśmiałam się na ostatnie zdanie. – Tobie też było ciężko, prawda? – Zmieniłam szybko temat.
- Bardzo. Na początku bardzo tęskniłem za rodziną i często myślałem o powrocie. Były dni, kiedy kompletnie nic nie wychodziło mi na treningach. Trochę łatwiej było, kiedy na jakiś czas zamieszkałem z Chrisem. Najciężej mimo wszystko było po wypadku. Myślałem, że już nigdy nie wrócę na boisko. Jeszcze Colleen naciskała, abym bardziej się starał. Źle wspominam tamten okres.
- Na szczęście udało ci się wyjść z dołka i powrócić do gry.
- I co z tego? – Spojrzał na mnie nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Od kontuzji minęło już sporo czasu, a ja nadal jestem w beznadziejnej formie. I nie zaprzeczaj – powiedział ostrzegawczo, kiedy chciałam zabrać głos. – Taka prawda, Alex.
- Gdyby tak było mój wujek nie stawiałby na ciebie, po za tym Roy Hodgson nie zaproponowałby ci miejsca w drużynie angielskiej na mistrzostwa olimpijskie – odparłam rzeczowo. – I przestań użalać się nad sobą. – Dodałam.
Rozmawiało nam się naprawdę miło. Jednak, co dobre bardzo szybko się kończy – otóż znikąd pojawiły się czarne chmury, zerwał się porywisty wiatr i zagrzmiało. Nie obejrzeliśmy się, a już zaczęło lać, jak z cebra.
Zerwaliśmy się szybko i zaczęliśmy chować wszystko do kosza. Kiedy udało nam się dobiec do samochodu byliśmy cali mokrzy. Czyli jednak ubranie sukienki nie było najlepszą decyzją.
Kiedy byliśmy już w samochodzie Aaron zaczął się śmiać. Mi do śmiechu wcale nie było. Byłam przemoczona, mokra i zimno mi było. Zatem z czego się śmiać?
- Nie rozumiem, dlaczego rżysz jak koń – warknęłam.
- Przepraszam, ale śmiesznie wyglądasz. – I znowu zanosił się głośnym, wręcz psychopatycznym śmiechem. Z całej siły zamachnęłam się i uderzyłam go w tył głowy. Odchrząknął. – Już przestaję. – Mruknął. Odpalił samochód i ruszył w stronę autostrady.
- Jeśli możesz, zawieź mnie do domu – poprosiłam grzecznie.
- Nie, pojedziemy do mnie – odparł. – Dam ci suche rzeczy. Po za tym miałem ci coś ugotować. I nie chcę słyszeć jęków – powiedział ostrzegawczo. Westchnęłam ciężko.
Uwielbiałam słodkiego, uroczego i kochanego Aarona, ale Aarona apodyktycznego już nie koniecznie.
W domu dał mi suche ubrania, czyli o dużo za dużą koszulkę z numerem szesnaście i również za dużymi spodenkami. Kiedy wysuszyłam włosy poszłam do kuchni, z której dochodziły piękne zapachy.
- Wyglądasz, bardzo seksownie. – Powiedział, obrzucając mnie od góry do doły spojrzeniem pełnym powagi.
- Jeszcze słowo, Ramsey – warknęłam.
- Ale mówię poważnie – powiedział, wyciągając ręce w geście obronnym. – Po za tym, ładnemu we wszystkim ładnie. – Dodał. Odwróciłam szybko głowę, ponieważ poczułam, że policzki mnie palą. – Masz – powiedział, podając mi kieliszek z winem.
- Dzięki – mruknęłam i usiadłam przy stole. Aaron ciągle przyglądając mi się, wziął łyka. Nagle coś mi się przypomniało. – Pijesz? – Spytałam, zakładając ręce na piersi.
- Wina się chyba nie przeżuwa? – Zapytał głupio.
- Co za spostrzegawczość, panie Ramsey – powiedziałam z ironią. – Miałeś potem mnie odwieźć do domu.
- Zostaniesz na noc – powiedział to takim tonem, jakby to było oczywiste, jak słońce.
- Na noc? – Prawie pisnęłam.
- No tak – uśmiechną się lekko. – Nie mam zamiaru już dzisiaj nigdzie jechać, a nawet nie myśl o tym, że puszczę cię o tej porze gdziekolwiek samą. – Powiedział stanowczo. – Mam duże mieszkanie i myślę, że pomieścimy się tutaj we dwójkę – dodał, puszczając do mnie oczko.
A szlag by cię, Ramsey! Znowu się zarumieniłam!
- Co gotujesz? – Spytałam.
- A, to tajemnica. – Odpowiedział, przykrywając garnek. – Zapewniam, że będzie ci smakować. – Zimno ci? – Zapytał.
- Co? – Dopiero, kiedy dotknął dłonią mojego ramienia i przejechał w dół ręki, zauważyłam, że drżę.
Tylko, że nie z zimna, panie Ramsey, pomyślałam. To jego bliskość doprowadzała mnie do takiego stanu, co bardzo zaczęło mnie martwić.
- Tak, zimno – w ustach mi zaschło, a kiedy zabrał swoją rękę, na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Chodź tu – mruknął i zrobił coś, co bardzo mnie zdziwiło. Przyciągnął mnie do siebie i szczelnie opatulił swoimi ramionami.
Przymknęłam oczy, rokoszując się bijącym od niego ciepłem. Dziewczyno ogarnij się, mówiła moja podświadomość. Przyjemną ciszę, przerwał dzwonek do drzwi. Aaron westchną ciężko.
- Kto to może być o tej porze? – Zapytał. – Pójdziesz otworzyć, a ja będę pilnować, aby nic się nie spaliło?
- Jasne – odparłam, lekko zła, że ktoś przerwał, jakże przyjemną chwilę. Alex, ogarnij się, kolejny raz moja podświadomość zbeształa mnie. Nie zaglądając nawet przez wizjer, otworzyłam drzwi. Przede mną stała wysoka, bardzo ładna, długowłosa szatynka. Miała na sobie kanarkową sukienkę i czarne szpilki. Wyglądała ślicznie.
- Dobry wieczór – przywitała, mierząc mnie od góry do dołu zimnym spojrzeniem.
- Dobry wieczór – odparłam. Kim ona do cholery jest, zapytałam się w duchu. Colleen była blondynką, więc drogą dedukcji wywnioskowałam, że to Chelsea.
- Jest Aaron? – Zapytała, robiąc krok do przodu.
- Kto to?! – Zawołał z kuchni, mój przyjaciel. O zgrozo! Dlaczego teraz, myślałam zrozpaczona. Głos uwiązł mi w gardle.
- Mam czekać na klatce schodowej? – Zapytała, nieznajoma, unosząc lewą brew do góry.
- Kto przysze... – Aaron urwał w pół zdania, pojawiając się w korytarzu. Zamarł. Był w takim szoku, jak ja.
- Cześć, Aaronie – kobieta przywitała Ramseya promiennym uśmiechem. – Jeśli można – dotknęła mojego ramienia i chciała mnie przesunąć. Natychmiast złapałam jej rękę.
- Nie – spojrzałam na nią ostrzegawczo i puściłam jej dłoń. Zgromiła mnie wzrokiem. Spojrzałam na Ramseya, nadal stał w tym samym miejscu. Co robić? Co robić?
- Po co przyszłaś? – Zapytał, otrząsając się z szoku. Jego głos był pozbawiony emocji.
- Wróciłam – oznajmiła bezceremonialnie.
- Wróciłaś? – Prychnął. – Ja pierdole – wybuch niepohamowanym śmiechem. – Wróciłaś? – Powtórzył. Niepewnie kiwnęła twierdząco głową.
- Do ciebie. Możemy zacząć wszystko od nowa – powiedziała, spoglądając nerwowo na mnie. Nie miałam pojęcia, co w takiej okoliczności począć. Jeszcze nigdy nie byłam w tak absurdalnej sytuacji. Śmiać i płakać mi się chciało.
- Zostawię was samych – mruknęłam. To były ich sprawy i źle się czułam będąc pośrodku samego cyklonu. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam w stronę kuchni, ale kiedy przechodziłam koło Aarona, ten złapał mnie za rękę.
- Zostań – powiedział szeptem.
- Aaron – zaczęła, Chelsea. Weszła do środka i podeszła do chłopaka. Wstrzymałam oddech.
- Wróciłaś – powtórzył po raz kolejny.
- Tak, do ciebie. – Potwierdziła.
- W takim razie – urwał na moment i spojrzał na mnie. Mrugnął do mnie porozumiewawczo, a mi ulżyło, gdyż wiedziałam, że mój Aaron wrócił. Otrząsnął się z chwilowego odrętwienia. – W takim razie, wypierdalaj – wskazał lewą rękę w drzwi.
- Słucham?
- Ogłuchłaś, do cholery?! – Spytał. Jego ton głosu był ostry, jak brzytwa. – Nie chcę cię widzieć na oczy, ty zakłamana szmato – wycedził przez zaciśnięte zęby, a mnie dosłownie wmurowało w podłogę. Wewnątrz skakałam ze szczęścia!
- Ale, Aaronie! – Pisnęła. Ramsey nie czekając ani sekundy dłużej, z całej siły złapał dziewczynę za ramię, aż ta syknęła z bólu i wyprowadził ją z mieszkania, a na koniec zatrzasnął mocno drzwi. Stał przy nich chwilę. Oddychał szybko, jakby nie mógł złapać miarowego oddechu.
- Masz jeszcze ochotę na wino? – Zapytał, obdarowując mnie uśmiechem, kiedy już ochłoną. Wyminął mnie i skierował się do kuchni. Poszłam za nim i przystanęłam w progu. Nalał do swojego kieliszka wina i duszkiem wypił całą zawartość.
- Aaron – mój głos był ledwo słyszalny. Wziął mój kieliszek i podszedł do mnie. Podał mi go. Złapał mój podbródek i spojrzał mi głęboko w oczy.
- Miałaś właśnie okazję poznać Chelsea. Kolejną dziewczynę, która zrobiła ze mnie totalnego kretyna i głupca.
- Nie, Aaronie. Nie jesteś kretynem ani głupcem – zaprzeczyłam.
Jesteś moim kochanym, słodkim, uroczym, Aaronem.
*****
Łucja
Rozmawiałam z Theo prawie dwie godziny. Musiałam się komuś zwierzyć po ostatnich wydarzeniach. Wspólnie z Walcottem uznaliśmy, że Wojtek nie może dowiedzieć się o Karolu. O Karolu – moim cichym wielbicielu i o dzisiejszej rozmowie. Wojtek wpadłby w szał, a nie możemy pozwolić, aby denerwował się przed mistrzostwami. Musi być nie tylko w dobrej kondycji fizycznej, ale i psychicznej. Bałam się, że kiedy spotkamy się, wyczuje, że jest coś nie tak. Zawsze doskonale odczytywał moje emocje. Dlatego też podwójnie bałam się naszego spotkania.
Theo zapewniał mnie, co do prawdziwości uczuć Wojciecha, ale miałam mętlik w głowie po tej cholernej rozmowie z Karolem. Mętlik, którego nawet Theo nie potrafił rozwiać.
W pełni przygotowana siedziałam na kanapie i czekałam na Wojtka. To znaczy nie była gotowa psychicznie do rozmowy ze swoim, jakże błyskotliwym chłopakiem, bo wewnątrz cała wrzałam.
- Uspokój się – powiedziałam do siebie.
Nie mogłam spanikować. Wojtek wyczuł by to. Musiałam udawać, że wszystko jest w porządku.
- Dobrze się czujesz? – Zapytał z troską, Maciek. Pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się blado.
Podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi. Wzięłam kilka oddechów uspokajających i wstałam z kanapy. Mój ojczym już rozmawiał z Wojtkiem. Wymieniali się spostrzeżeniami na temat organizacji Euro. Blondyn nie zauważył mnie. Oparłam się o zimną ścianę i przymknęłam oczy. Słabo mi się zrobiło. Nie chciałam nigdzie iść. Panika ogarnęła całe moje ciało.
Bałam się.
Bałam się Wojtka. O Boże! Jaka jestem żałosna.
- Łucjo – dotarł do mnie zatroskany głos Maćka.
- Kochanie – poczułam na swojej talii silne ręce mojego chłopaka. – Źle się czujesz? – Zapytał, zmartwiony. Odważyłam oczy. Wpatrywał się we mnie z miłością.
- Już lepiej – powiedziałam.
- Na pewno? – Zmarszczył czoło.
- W takim razie, miłego wieczoru – powiedział, Maciek i poszedł do salonu, zostawiając nas samych, a mnie znowu ogarnęła panika. Wojtek dotknął mojego policzka.
- Tęskniłem – szepnął i bez problemu uniósł mnie. Złożył na moich ustach pocałunek. – Bardzo tęskniłem.
- Ja też – odarłam. Spojrzał mi głęboko w oczy i uśmiechnął się czule. – Gdzie idziemy? – Zapytałam.
- Zobaczysz – mrugnął do mnie i postawił na ziemi.
Pół godziny później Wojtek zaparkował pod restauracją, w której kiedyś byliśmy na obiedzie.
Przez cały czas udawało mi się zachowywał naturalnie. Uśmiechałam się i rozmawiałam, jak zawsze. Byłam z siebie dumna, że strach nie zawładnął całym moim umysłem. Po kolacji poszliśmy na spacer. Wieczór był ciepły. Słońce już prawie zaszło. Usiedliśmy na jednej z ławek. Przytuliłam się do Wojtka i wsłuchiwałam się w jego miarowe bicie serca.
- Teraz mi powiesz? – Zapytał, kładąc rękę na moich plecach.
- O czym?
- Cały wieczór jesteś dziwnie spięta i zdenerwowana. – Powiedział. – Powiesz, co się stało? – Wyczułam, że jest poirytowany.
- Nic się nie stało.
- Cholera! Łucja! Myślałem, że przerabialiśmy już to. – Warknął. Od razu odsunęłam się od niego, wyczuwając wrogość.
- Nie krzycz na mnie – powiedziałam spokojnie.
- Dlaczego nic mi nie mówisz? – Wbił we mnie oskarżycielskie spojrzenie. – Zawsze musimy się kłócić o to? – Zapytał. Wstałam z ławki. Złapał mnie za rękę, chcąc mnie do siebie przytulić, ale wyrwałam się. – Co się stało?! – Już nawet nie krył złości. – Kurwa! Co mam zrobić, abyś mi w końcu zaufała. Zrobiłem coś nie tak?
- Nic nie zrobiłeś – odpowiedziałam.
- Z Moniką masz ten sam problem?
- Nie rozumiem.
- Odpychasz od siebie przyjaciółkę.
- Słucham?! Ona nie jest już moją przyjaciółką i doskonale wiesz, dlaczego. – Warknęłam. – Wojtek nie chcę się kłócić.
- Ja też nie. Ale nie jesteś ze mną szczera. – Syknął.
- Karol miał chyba rację – powiedziałam do siebie. Wojtek zmrużył gniewnie oczy.
- Co powiedziałaś? – Zapytał. – Karol, co?
- Karol miał rację, mówiąc że mnie zranisz. – Powiedziałam głośniej. Chłopak zamrugał kilka razy. Usiadłam na ławce i schowałam twarz w dłoniach. Zaczęłam płakać.
- Co jeszcze powiedział? – Zapytał. Jego głos był wyprany z emocji. – W co jeszcze mu uwierzyłaś?
- Robisz to – mruknęłam. – Ranisz mnie.
- Ja cię ranię? Żartujesz? – Przeczesał lewą ręką włosy. Wyciągnęłam z torebki telefon i wysłałam wiadomość do Miłosza.
„Proszę przyjedź po mnie. Jestem w parku obok waszej siłowni. Nie mów nic Karolowi.”
Schowałam telefon. Byłam pewna, że Miłosz przyjedzie. On też od kilku dni próbował się ze mną skontaktować.
Kątem oka spojrzałam na Wojciecha. Wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Oczy wyrażały pustkę.
- Ranię cię? – Zapytał szeptem. Kiwnęłam głową. Skuliłam się w kłębek. Wojtek podszedł do mnie i ukucną przede mną. Dotknął mojej ręki, ale szybko odsunęłam się. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Nie teraz. Chciałam odpocząć i przemyśleć kilka spraw. – Przepraszam. – Wyszeptał. – Znowu cię zawiodłem. – Zamilkł. Siedzieliśmy w milczeniu jeszcze kilka minut. Wojtek spróbował znowu się do mnie zbliżyć, ale kolejny raz odsunęłam się od niego. – Chodź, zawiozę cię do domu – mruknął. Wstałam z ławki i z ulgą przyjęłam wiadomość, że Miłosz zaparkował na parkingu. Poznałam jego samochód niemal od razu. Wojciech złapał mnie za rękę, ale znowu wyszarpnęłam mu się.
- Nigdzie z tobą nie jadę – mruknęłam. Blondyn otworzył szeroko oczy.
- Nie wygłupiaj się – żachnął. – Jestem za ciebie odpowiedzialny. Chodź. – Tym razem o wiele mocniej mnie złapał.
- Puszczaj mnie! – Krzyknęłam. – Nie rozumiesz, że nie chcę z tobą jechać?
- Przestań zachowywać się, jak bachor – wycedził.
- Jak bachor? – Powtórzyłam. Zabolało. Kolejny raz. Z całej siły zamachnęłam się i wolną ręką uderzyłam jego w twarz. – Teraz też zachowałam się, jak bachor? –Warknęłam. Wyszarpnęłam się i pobiegłam w kierunku samochodu Miłosza.
*****
Długo nie potrafiłam uspokoić się w samochodzie Miłosza. Siedziałam i szlochałam. Tak żałośnie szlochałam. Tak bardzo chciałam wymazać dzisiejszy wieczór.
- Dlaczego Karol musiał mieć rację? – Zapytałam, ocierając rękę twarz z łez.
- A dlaczego posłuchałaś Karola? – Zapytał, Miłosz. – Ten idiota pierdoli głupoty.
- Wiesz, co mówił?
- Wiem. – Odpowiedział. – Doskonale wiem, bo powtarza to już od kilku tygodni.
- Ma rację.
- Nie ma racji. – Zaprzeczył szybko. – Cholera, Łucjo, Wojciech szaleje za tobą. Zależy mu na tobie. Sam sposób w jaki patrzy na ciebie mówi samo za siebie.
- Skąd to wiesz?
- Bo jestem bardzie błyskotliwy niż tępy Karol. Nie słuchaj tego debila. Ta gnida chce oddalić ciebie od Wojtka. Widziałem, jak potraktowałaś go niedawno. Jak odchodziłaś. Ból w jego oczach, kiedy odchodziłaś. On cię kocha, tylko daj mu czas. A Karol – urwał, biorąc głęboki wdech. – Karol, ja mówiłem wcześniej, to idiota. On nawet cię nie kocha. Bo gdyby tak było, chciałby wtedy dla ciebie, jak najlepiej. Chciałby, abyś była szczęśliwa, bez względu na to z kim. Karol na ciebie nie zasługuje, ale Wojtek...
- Mam mętlik w głowie.
- Przy Wojtku będziesz szczęśliwa. Tylko on da ci szczęście.
Łucja faktycznie zachowuje się jak dziecko. Robi awanturę dlatego, że Wojtek się o nią troszczy. Mam nadzieję, że Karol da jej spokój.
OdpowiedzUsuńA Aaron i Alexandra... Coś się kroi :P
Pozdrawiam. Jeśli czytasz moje opowiadanie, to tam pojawił się IV rozdział ;)
mam nadzieje że aleksandra będzzie z aronem . mam też nadzieje ze wojtek wyzna miłość łucji i wszystko sieułoz y z niecierpliwoscia czekam na następny cy jest nadzieja że następnyukaże sie w nowy rok albo w połowie mtygodnia a nie dopiero w sobote ?
OdpowiedzUsuńNiestety nie, ponieważ w tygodniu mam próbne matury i będę skupiona tylko na tym. :)
Usuńaha troszke szkoda ale no cóz z większą ciekawościa bede czekać do weekendu życzę powodzenia
UsuńNie widzę powodu, aby być na Ciebie zła ;-)
OdpowiedzUsuńTylko nie rozumiem kłotki Lucy z Wojktkiem ... Bo o co im poszło? O to, że Wojtek się troszczy i stara? Lucy jest troche dziecinna ...
I ta sytuacja z Aaronem, awww *.*
xx
Aaron jest świetny. Wywalić swoją byłą z mieszkania.
OdpowiedzUsuńTrochę nie rozumiem o co chodziło Łucji. Wkurzyła się na Wojtka tak naprawdę chyba tylko dlatego, że Karol nagadał jej głupot.
O jejku. ''Jesteś moim kochanym, słodkim, uroczym, Aaronem'' To jest chyba najpiękniejsze zdanie w tym rozdziale. I od razu mówię że nie jestem na ciebie zła. Mi się wydaje że Łucja chyba tak za bardzo wyskoczyła. I na pewnie nie powinna tego robić tuż przez Euro, jednak rozumiem ją trochę i myślę że Wojtek też nie powinien tak naskakiwać. No i Miłosz, nie myślałam nigdy że powie to co powiedział. Ciesze się że nie trzyma z Karolem. I jeszcze raz wrócę do Aarona, nie wiesz jak mnie to cieszy kiedy on zbliża się tak do Alex. Szczęśliwego Nowego Roku życzę :)
OdpowiedzUsuńAaron jest zajebisty ♥ Szczerze.. Już bardziej polubiłam Alex od Łucji :) Łucja się taka jakaś nerwowa zrobiła.. I co chwilę się z Wojtkiem kłóci :(
OdpowiedzUsuńSZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU! ;*
Ojoj, ale się namieszało. Łucja jest nienormalna, wierzy w brednie Karola i kłóci się z Wojtkiem. Mam nadzieję, że w końcu sobie wszystko wyjaśnią. Zapraszam na http://borussia-dortmund-liebe.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńz góry przepraszam za spam, wiem że to denerwujące, ale chciałam Cię serdecznie zaprosić na krótkie opowiadanie o Wojtku http://nocny-marazm.blogspot.com/p/cztery-prawdy.html . Pojawił się już pierwszy rozdział i mam nadzieję, że wyrazisz o nim szczerą opinię.
OdpowiedzUsuń