2012-12-22

Rozdział 36

Witam!
Rozdział jest bardzo, bardzo, bardzo długi. :D. Mam nadzieję, że spodoba Wam się rozdział. Końcówka może trochę zaskakująca... Sama nie wiem.
Kolejnego rozdziału możecie spodziewać się 24 grudnia. :)
Pozdrawiam!!!
________________________________________________________________________________

 Łucja

     Reakcja Wojciecha na temat Sandry była taka sama, jak u moich przyjaciół, jednak jakiekolwiek przekleństwa darował sobie.
Akurat podjechał po mnie pod szkołę, a wymowne milczenie przyjaciół mówiło samo za siebie.
- Nic nie powiesz? – Zapytałam. Jechaliśmy w milczeniu od kilku minut, co bardzo mi ciążyło. Już wolałam, żeby zrobił mi awanturę niż nic nie mówił. – Wojtek? – Ignorował mnie. Założyłam ręce na piersi lekko poirytowana zachowaniem chłopaka. – Nie będziesz się do mnie odzywał? – Spytałam, jedna znowu odpowiedziała mi ta przeklęta cisza. Korzystając z okazji, że stanął na czerwonym świetle, otworzyłam drzwi i chciałam wysiąść z samochodu, jednakże Wojciech okazał się szybszy i siłą wciągnął mnie z powrotem do środka i zamknął drzwi.
- Nie wygłupiaj się – warknął i ponownie ruszył.
- W końcu raczyłeś się odezwać. – Powiedziałam, mój ton głosu przesiąknięty był ironią, co nie obeszło uwadze Wojtka.
- Oszaleję przez ciebie – westchnął. – Przecież wiesz, że nie potrafię się na ciebie długo gniewać. – Powiedział z lekkim uśmiechem. – Tylko nie potrafię zrozumieć, dlaczego pomogłaś Sandrze.
- Niech poniesie inną karę, ale żeby wyrzucić ją ze szkoły?
- Jest to adekwatna kara do tego, co zrobiła.
- Policja tą sprawą już się zajęła. – Mruknęłam. - Nie rozmawiajmy już o tym – poprosiłam, opierając się o zagłówek.
- Jesteś głodna? – Zapytał. – Głupie pytanie, bo pewnie po całym dniu szkoły, umierasz z głodu. – Zaśmiał się.
     Wojtek zabrał mnie na obiad, a następnie do kina. Chciał mi zrekompensować ostatnie wydarzenia. Udało mu się oderwać mnie od ponurych myśli. Bawiłam się świetnie. Po seansie poszliśmy na długi spacer. Nawet nie zorientowałam się, a zrobiło się już późno.
- Kiedy wracasz do Londynu? – Zapytałam.
- Za dwa dni. – Odpowiedział. Odwróciłam głowę w drugą stronę, żeby nie zauważył moich łez. – Łucjo – powiedział, z troską w głosie i złapał mój podbródek, tak abym na niego spojrzała. – Co jest? – Spytał, czule na mnie patrząc. Wzięłam głęboki wdech.
- Tak mi ciężko bez ciebie. – Szepnęłam.
- Wiem, kochanie. Wiem – powiedział i zagarnął mnie w swoje ramiona. – Zobaczysz, szybko te tygodnie zlecą i będzie Euro. – Dodał.
- Tylko wtedy będziesz bardzo zajęty. – Powiedziałam z kwaśną miną. – No cóż – westchnęłam. – Muszę się przyzwyczaić, że mój chłopak jest piłkarzem. – Mruknęłam. Wojciech roześmiał się.
- Zapomniałaś dodać, że super, ekstra piłkarzem – powiedział. Teraz to ja się zaśmiałam.
- Super, ekstra i bardzo skromnym. – Powiedziałam z przekosem.
- Posłuchaj, kochanie – spoważniał Wojtek. Wyciągnął z kieszeni klucze. Zmarszczyłam delikatnie czoło. – To są klucze od mojego mieszkania w Warszawie, jeśli tylko będziesz chciała możesz z niego korzystać. Ono i tak stoi prawie cały czas puste, więc kiedy pokłócisz się z mamą, śmiało możesz pojechać do mojego mieszkania. – Powiedział, bardzo dokładnie przyglądając się mojej twarzy. Wziął moją rękę i położył na niej pęk kluczy.
- Wojtek – zaczęłam zaskoczona. Położył mi palec wskazujący na ustach.
- Wiem, jak ciężko ci mieszkać z mamą i nawet nie przyjmuję odmowy – powiedział stanowczo, po czym uśmiechnął się olśniewająco i pocałował mnie.

******

Alexandra

     Życie potrafi czasem miło zaskoczyć. Ucieszyłam się na wieść, że Chamberlain wyjechała służbowo na dwa tygodnie. Zdaje sobie z sprawę z tego, że ten cały wyjazd to jedno, wielkie kłamstwo, gdyż mój ojciec w tym samym czasie ma również dwutygodniową delegację. Czyż to nie cudowny zbiegł okoliczności? Oczywiście cieszy mnie fakt, że nie będę musiała oglądać Chamberlain, jednak kiedy pomyślę, że Oni są razem, zbiera mi się na wymioty.
     Przymknęłam oczy, rozkoszując się słoneczną pogodą. Jednakże tą krótką idyllę przerwał mi Jackob, który bezczelnie zasłonił mi słońce. Otworzyłam niechętnie oczy i spojrzałam na mulata, gniewnie mrużąc oczy.
- Mogę się dosiąść? – Zapytał, uśmiechając się szelmowsko. Ten widok zemdlił mnie jeszcze bardziej, więc siliłam się na krótkie:
- Nie.
- Dlaczego? – Spytał, a jego wzrok zjechał na moje piersi. Przewróciłam oczami i wzięłam głęboki wdech.
- To pytanie chyba ja mogę zadać – mruknęłam.
- Nie rozumiem. – Odparł. Nie dość, że jest palantem, to jeszcze debilem i głupkiem.
- Dlaczego nie dasz mi spokoju? – Zapytałam, siląc się na uprzejmy ton.
- Bo nie mam na to ochoty – odpowiedział lekko. Usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem. Wstałam szybko i wbiłam w niego ostrzegawcze spojrzenie.
- Jesteś taki głupi, że nie dociera to do ciebie? – Spojrzałam na niego wymownie. – Jesteś nachalny, do tego głupi i chce mi się rzygać, kiedy na ciebie patrzę. Co jeszcze chcesz wiedzieć czy sobie odpuścisz? – Warknęłam. Chłopak zamrugał dwa razy, najprawdopodobniej zaskoczony moim nagłym wybuchem. Wstał z ławki i wyminął mnie. Uśmiechnęłam się do siebie, że tak łatwo mi poszło.
- Posłuchaj – szepnął mi nad uchem, stojąc nagle za mną. – Jeszcze będziesz mnie błagać, abym się z tobą umówił. – Wycedził i odszedł, zostawiając mnie w osłupieniu. Z chwilowego otępienia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Wyciągnęłam go szybko z torebki.
- Cześć, wujku – powiedziałam do słuchawki.
- Kiedy kończysz zajęcia? – Zapytał. Był wyraźnie czymś podekscytowany.
- Za trzy godziny – odpowiedziałam.
- Jeśli nie masz nic zaplanowanego na po południe, przyjedź do ośrodka.
- Coś się stało? – Spytała, jednak nie uzyskałam odpowiedzi, ponieważ rozłączył się szybko.
     Westchnęłam ciężko i skierowałam się w kierunku budynku, ponieważ przerwa dobiegała końca. Miałam nadzieje, że nie spotkam nigdzie tego idioty.

*****

     Z kwaśną miną przekroczyłam próg ośrodka treningowego. Niestety trwał jeszcze trening, więc musiałam zająć się sobą przez chwilę. Podeszłam do czerwonej kanapy, obitej skórą i usiadłam na niej.
     Z jednego z pomieszczeń wyszedł Thomas Vermaelen. Kiedy mnie zauważył, uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech. Mężczyzna podszedł do mnie.
- Cześć – powiedział. -  Mam do ciebie ogromną prośbę – zaczął, spoglądając na mnie błagalnie. – Mam teraz spotkanie z twoim wujkiem, a obiecałem Alexowi, że zaopiekuje się jego siostrą. Jego mama wyjechała na dwa tygodnie, a że rozchorowała się niania jego siostry nie miał, co zrobić z tym fantem i musiał ją zabrać ze sobą. Zajęłabyś się nią przez chwilę? – Zapytał. Wstrzymałam na moment oddech.
     Miałam zająć się dziewczynką, która jest owocem zdrady mojego ojca? Thomas patrzył na mnie wyczekująco. Przygryzłam wargę, bijąc się z własnymi myślami. Nimby dlaczego miałam to zrobić?  
      Chamberlain zamiast opiekować się swoim małym dzieckiem, pieprzy się z moim ojcem. Ekstra.
- Alex? – Pomachał mi ręką przed oczami. Zamrugałam kilka razy.
- Jasne – odpowiedziałam słabo. – Zajmę się małą.
- Naprawdę?! Super! Jesteś kochana. – Pocałował mnie w policzek i pobiegł w stronę gabinetu mojego wujka.
     Policzyłam do dziesięciu, aby uspokoić się, wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę pokoju, z którego wcześniej wyszedł jeden z Kanonierów. Niepewnie złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi.
     Wchodząc do pokoju, przeżyłam lekki wstrząs. Na czarnym, skórzanym fotelu siedziała pięcioletnia dziewczynka. Tak bardzo przypominała Emily. Dziewczynka była skupiona, rysując coś na kartce.
- Cześć – odezwałam się. Skarciłam się w duchu, ponieważ mój głos zadrżał. Czarnowłosa dziewczynka spojrzała na mnie, marszcząc czoło. Wyglądała uroczo. Wysiliłam się na lekki uśmiech i podeszłam do niej.
- Kim jesteś? – Zapytała. – Gdzie Thomas? – Rozejrzała się dookoła zdezorientowanym wzrokiem.
- Jestem Alexandra, a Thomas poszedł na spotkanie z moim wujkiem. – Odpowiedziałam. – Poprosił mnie, abym cię popilnowała. – Wyjaśniłam.
- Jestem już duża i nie musisz tutaj siedzieć. – Odparła. Mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Mimo, że była jeszcze bardzo mała, to w sposób jaki mówiła i wykrzywiała usta, był tak bardzo podobny do Emily. I jej głosik. Miałam wrażenie, jakby moja siostra tutaj była.
- O tak, z pewnością jesteś duża, ale pozwolisz, że posiedzę z tobą? – Zaproponowałam. Wyglądała, jakby zastanawiała się nad moją propozycją.
- No dobrze – odpowiedziała i uśmiechnęła się.
- Jak masz na imię? – Zapytałam.
- Rose – odpowiedziała.
- Bardzo ładnie. – Powiedziałam, dokładniej ją lustrując. Ulga jaka mnie ogarnęła, była nie do opisania. Dlaczego? W żadnym stopniu nie była podobna do mojego ojca ani do jego kochanki. Była śliczna. – Co rysujesz? – Zapytałam, siadając obok niej.
- Aarona – odpowiedziała, przysuwając w moją stronę rysunek. Próbowałam się nie roześmiać, ale cóż... Ramsey miał zrośnięte brwi, krzywy nos, oczy nie proporcjonalne. Nie wyglądał, jak Ramsey.
- I jak? – Spytała.
- Nienawidzisz go? – Spytałam, uśmiechając się do siebie. Rose spojrzała na mnie urażona.
- Nie prawda. – Odpowiedziała. – Aaron jest moim narzeczonym. Oświadczył mi się. – Dodała z wymalowaną na twarzy powagą. Zaśmiałam się cicho. Zamilkłam jednak, kiedy drzwi się otworzyły. W progu pojawił się Chamberlain i Ramsey.
- Aaron! – Pisnęła, dziewczynka i pobiegła do Walijczyka. Ramsey uśmiechnął się szeroko i wziął ją na ręce. Alex spojrzał na siostrę urażony jej ignorancją.
- Gdzie Thomas? – Spytał, Alex.
- Na spotkaniu z moim wujkiem. – Odpowiedziałam. – Poprosił mnie, żebym zaopiekowała się twoją siostrą. – Wyjaśniłam. – Swoją drogą, to nie jest dobre miejsce dla twojej siostry. – Dodałam, zanim ugryzłam się w język.
- Nie miałem z kim zostawić swojej siostry. – Odparł ciemnoskóry. Wzruszyłam obojętnie ramionami.
- Nie tłumacz mi się. Nie obchodzi mnie to. Po za tym twoja mama powinna zajmować się twoją siostrą. – Mruknęłam.
- Wyjechała na dwutygodniową delegację.
- Jesteś pewien, że w delegację? – Warknęłam.
- To nie twoja sprawa. – Odwarknął. Mylisz się, pomyślałam.
     W milczeniu wyminęłam ich i wyszłam z pokoju. Kiedy podeszłam do gabinetu wujka, Thomas akurat wyszedł. Spojrzał na mnie przerażony.
- Rose jest już z bratem. – Powiedziałam szybko.
- Dzięki, że zajęłaś się nią. Cześć.
- Cześć. – Mruknęłam i weszłam bez pukania do środka. Mężczyzna siedział na fotelu za biurkiem i chował jakieś dokumenty do czarnej teczki.
- Witaj, Alex – uśmiechną się ciepło, wskazując na fotel, abym usiadła. – Mam dla ciebie propozycję. Ostatnio przedłużyliśmy umowę z naszym sponsorem, Emirates Airline. Dostaliśmy także pieniądze na remont szatni i kilku pomieszczeń.
- Świetnie – skwitowałam. – Ale, co to ma wspólnego ze mną?
- Chciałbym, abyś zajęła się zaprojektowaniem wystroju wnętrza. – Odpowiedział. Otworzyłam szeroko oczy. – Honorarium będzie bardzo wysokie. – Dodał zachęcająco.
- Dlaczego ja?
- Widziałem twoje szkice. Masz dużo świetnych pomysłów. Po za tym byłaś bardzo chwalona w Budapeszcie. I co ty na to?
- Mogę się zastanowić?
- Jeżeli jest nad czym – spojrzał na mnie uważnie.
- Do kiedy mam ci dać odpowiedź?
- Do końca następnego tygodnia. Alex, bardzo mi zależy, abyś ty się tym zajęła. Jesteś utalentowana, a i ty na tym skorzystasz i my. – Powiedział. Zamilkł, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. – Proszę! – Krzyknął. Do gabinetu weszła Martyna.
- Możemy porozmawiać? To pilne – powiedziała. Wujek spojrzał na mnie przepraszająco.
- To ja już pójdę – mruknęła, wstając z fotela. Przegnałam się i wyszłam, będąc nadal w oszołomieniu po złożonej przez wujka ofercie.
     I co ma zrobić? Kiedy się zgodzę, będę częściej widywać Alexa, a moje i tak już zszargane nerwy tego nie zniosą. Przecież teraz ledwo muszę się powstrzymywać, aby nie rzucić się na niego.
     Moje myśli przerwało zderzenie z jakimś chłopakiem. Skrzywiłam się lekko, widząc Aarona, rozmasowując sobie czoło.
- Naucz się chodzić – wycedziłam.
- Słucham?
- Nie dość, że ślepy to jeszcze głuchy. – Westchnęłam rozdrażniona.
- Zważaj na słowa – warkną. – Nie jestem Alexem i nie pozwolę siebie obrażać. – Syknął. Przewróciłam oczami i chciałam go wyminąć, ale złapał mnie mocno za ramię.
- Puszczaj – warknęłam.
- Uważaj z kim zadzierasz. Nie pozwolę ranić moich przyjaciół.

*****

Łucja


     Wchodząc do domu czułam, jak serce podchodzi mi do gardła. Kiedy zamknęłam drzwi wejściowe, dobiegł do mnie odgłos włączonego telewizora. Akurat leciały wiadomości.
     Powoli ściągnęłam płaszcz i buty. Zabrałam torbę i skierowałam się w kierunku schodów.
- Cześć – podskoczyłam, łapiąc się za serce. Odwróciłam się w kierunku ojczyma. Wyglądał na przygnębionego i wyczerpanego. Ten widok ścisnął moje serce. Dostrzegłam w jego oczach łzy. Odstawiłam torbę na podłogę i podeszłam do Maćka. Przytulił mnie mocno i rozpłakał się. Siłą woli próbowałam powstrzymać swoje łzy, które powoli spływały po moich policzkach. – Przepraszam – wykrztusił. Zamrugałam kilka razy.
- Za co? – Spytałam cicho.
- Za mamę.
- To nie twoja wina. Nie masz wpływu na to, co mówi i robi. – Mruknęłam. Odsunął się delikatnie ode mnie i przyjrzał mi się, ocierając łzy.
- Jesteś wspaniałą, inteligentną i piękną, młodą kobietą. Nie rozumiem Barbary.
- Już przyzwyczaiłam się do myśli, że nigdy nie będę wystarczająco dobra, abym zasłużyła na jej miłość. I to nie twoja wina – powiedziałam z naciskiem na ostanie zdanie. – Cieszę się, że jesteś tutaj i mnie wspierasz. Tyle tobie zawdzięczam. Jesteś dla mnie jak ojciec, którego mi przez tyle lat brakowało. Mnie i Kaśkę traktowałeś zawsze, jak własne córki i nigdy nie dałeś odczuć, że tak nie jest. Pamiętaj, że kochamy cię. Nawet Kaśka, która teraz się gdzieś po drodze zagubiła, kocha cię i jesteś dla niej, jak ojciec. Prawdziwy ojciec.
- Nawet nie masz pojęcia, ile te słowa dla mnie znaczą. – Uśmiechnął się czule.
- Gdzie mama? – Zapytałam. Po twarzy Maćka przebiegł niepokojący cień.
- Pojechała do swojej siostry na kilka dni twierdząc, że ma chwilowo nas dosyć – mruknął. Zmarszczyłam czoło. Ona ma nas dosyć?
- Pójdę do siebie. Jestem zmęczona – powiedziałam. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Odwróciłam się napięcie i weszłam na pierwszy stopień, kiedy Maciek dodał:
- Cieszę się, że jesteś z Wojtkiem. Jesteś przy nim taka szczęśliwa.
- Masz rację, jestem przy nim szczęśliwa. Kocham go – powiedziałam, lekko przy tym się rumieniąc. Uśmiechną się.
- Zaproś go jutro na kolację. Chciałbym go bliżej poznać.
- Oczywiście – odparłam, po czym pobiegłam na górę.
     Wchodząc do swojego pokoju, poczułam się nieswojo. Poczułam się, jak intruz we własnej oazie spokoju. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się dookoła. Westchnęłam ciężko i położyłam się. Wbiłam wzrok w sufit i przymknęłam oczy, poddając się ogromnemu zmęczeniu, które naparło na mnie z nieopisaną siłą. Nie walczyłam, tylko pozwoliłam się porwać w objęcia Morfeusza.

*****

     Następnego dnia lekcje były skrócone, a wszystko prze to, że trzecioklasiści mieli zakończenie roku szkolnego.
     Przyjaciele nadal byli na mnie źli, a ja nawet nie miałam zamiaru niczego robić, aby to zmienić. Jeżeli nie akceptowali mojego zdania, to ich problem. Każdy ma prawo do samodzielnego podejmowania decyzji, które czasem nie idą w zgodzie z przekonaniami tej drugiej osoby.
     Jedynie Miłosz nie oceniał mnie ani nie robił wyrzutów z powodu mojego zachowania. Uszanował moją decyzję w sprawie Sandry, mimo, że jej nie znosił. Byłam mu wdzięczna, że chociaż z nim mogłam w spokoju porozmawiać, a temat nie zahaczał ciągle o panią Dziwiszek.
     Wychodząc ze szkoły, spotkałam na podwórku Karola i Miłosza. Prezentowali się rewelacyjnie w czarnych garniturach.
- I ja samopoczucia? – Zapytałam, kiedy do nich podeszłam.
- Dziwnie – odpowiedział, Miłosz, uśmiechając się smutno.
- Chyba nie powiesz, że będziesz tęskni za tą budą? – Zapytał, Karol, obdarowując przyjaciela krzywym spojrzeniem. Brunet wzruszył ramionami, chowając prawą rękę do kieszeni. – Tyle wspomnień. – Westchnął.
- Wolski, chyba nie wzięło cię na wspominki? – Zaśmiał się szyderczo, blondyn. – Ta szkoła przyniosła więcej szkody niż pożytku – mruknął.
- Może masz rację – odparł, Miłosz. – Jednak dzięki nie coś zyskaliśmy – zagadnął z nikłym uśmiechem. Karol zmarszczył delikatnie czoło, nie rozumiejąc przyjaciela. – Wspaniałą przyjaciółkę – wskazał na mnie znacząco. Poczułam, jak policzki mnie pieką.
- Masz rację, przyjacielu. – Karol poklepał Miłosza po ramieniu. – Cudowną, wspaniałą...
- Czego chcecie, że tak mnie wychwalacie? – Zapytałam, przerywając Karolowi.
- Nic? Dlaczego nie przyjmujesz nigdy komplementów? – Spytał, Miłosz. Nie odpowiedziałam na jego pytanie, ponieważ mój wzrok był skupiony na Wojtku. Podjechał pod bramę szkoły i wysiadł z samochodu, opierając się nonszalancko o niego. Miłosz podążył za moim rozanielonym wzrokiem i zmarszczył czoło.
- No i odpłynęła – skwitował.
- Do zobaczenia, chłopaki – pożegnałam przyjaciół i ruszyłam w stronę Wojciecha.
- Cześć, kochanie – posłał mi cudowny uśmiech, od którego zawszę miękną mi kolana.
- Cześć. – Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek. Chciałam odsunąć się od niego, ale przytrzymał mnie w pasie i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. – Wojtek, nie w miejscu publicznym – zbeształam chłopaka. Szczęsny roześmiał się, ale nie miał zamiaru mnie puszczać.
- Dlaczego? – Zapytał, unosząc lewą brew do góry.
- Wiesz, że nie lubię publicznie afiszować się naszym związkiem. – Mruknęłam. – Pamiętasz, że dzisiaj przychodzisz do mnie na kolację? – Zapytałam, aby szybko zmienić temat.
- Jak mogłem zapomnieć? Dzwoniłaś do mnie wczoraj, i jeszcze rano wysłałaś mi trzy wiadomości. – Odpowiedział.
- Wolałam mieć pewność – odparłam, wzruszając ramionami. Chłopak pocałował mnie raz jeszcze, po czym otworzył drzwi od samochodu, abym mogła wsiąść. Następnie okrążył auto i wsiadł na miejscu kierowcy.
- Rozmawiałem wczoraj z Nicklasem – zagadnął, odpalając silnik.
- Co u niego? – Zapytałam.
- Bardzo dokładnie zrelacjonował mi bardzo ciekawą konwersację między Aaronem, a Alexadnrą – odpowiedział.
- Pokłócili się? – Zdziwiłam się.
- Delikatnie mówiąc to tak. – Uśmiechnął się do siebie. – Swoją drogą, nie sądziłem, że Ramsey zna tyle przekleństw – stwierdził z aprobatą. Spiorunowałam chłopaka wzrokiem, więc przestał szczerzyć się, jak głupek. Wywróciłam oczami i zapytałam.
- A o co poszło?
- Niechcący na siebie wpadli, a Alexandra nie omieszkała tego skomentować, a biednemu Aaronowi nerwy puściły i zaczęła się awantura.
- Chłopacy chyba nie polubili Alexandry – stwierdziłam.
- Jej zachowanie nawet na to nie pozwoliło. Sama widziałaś, jaka była wredna dla Alexa.
- Myślę jednak, że nie jest taka zła. Może zagubiona, ale nie zła – mruknęłam. Wojtek westchnął z rezygnacją.
- Ty i twoje wielkie, dobroduszne serce. – Powiedział, kręcąc głową z dezaprobatą.

*****


Alexandra

     Od dawna nie byłam tak rozzłoszczona, jak po kłótni z Panem Wielka Gwiazda Arsenalu Londyn (czyt. Wielkie Nic). Ten piłkarzyk od siedmiu boleści groził mi! Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak żałośnie zabrzmiał.
     W swoim życiu jeszcze nigdy nie miałam wroga. Nawet popieprzonego profesorka z Budapesztu nie mogłabym nazwać wrogiem. Idiotą, kretynem, irytującą gnidą – owszem, jednakże wrogiem? Nie. Zdecydowanie nie.
     I jak po tym wszystkim miałabym przyjąć propozycję wujka, zdając sobie sprawę z tego, że nie jestem mile widziana w ośrodku. Cóż... nie da się ukryć, że przyczyniłam się do tego stanu rzeczy i nie przeczę, że mi to nie przeszkadza, ale już taka jestem, a przynajmniej już od kilku lat i nie potrafię tego zmienić. Celowo odpycham od siebie ludzi. Czym to jest spowodowane? Kilka jest powodów, ale dwa najważniejsze to: niechęć otworzenia się przed drugą osobą. Nie mam ochoty obarczać drugiej osoby swoimi problemami, które mnie przerastają.
     I już nie mam siły, aby ukrywać to przed samą sobą. Spójrzmy prawdzie w oczy – nie radzę sobie. Zamiast zmierzyć się z problemem, unikam konfrontacji z nim. Na głos nie potrafię przyznać, jak bardzo mi ciężko.
     Gwoździem do trumny, było spotkanie z małą Rose, która jest tak bardzo podobna do Emily, co na moment zasłoniło moją nienawiść do niej. Albo po prostu moja tęsknota jest tak ogromna, że wyobraźnia płata mi figle.
     Podeszłam do komody, znajdującej się naprzeciwko łóżka. Wyciągnęłam z szuflady album ze zdjęciami. Musiałam znaleźć zdjęcie Emily za czasów dzieciństwa.
- To jednak nie moja wyobraźnia – powiedziałam do siebie, kiedy znalazłam fotografię.
     Rose była kopią Emily. Tylko dlaczego wujek nie dostrzega podobizny? Czy nie dopuszcza do siebie myśli, że jego rodzony brat oszukuje całą rodzinę?
     Mam tyle pytań. Te cholerne pytania, bez jakichkolwiek odpowiedzi.
- Można? – Zapytał, wujek, pukając delikatnie.
- Jasne – odpowiedziałam i szybko schowałam album z powrotem na miejsce.
- Nie chcę naciskać na ciebie, ale myślałaś nad moją propozycją?
- Mam czas do przyszłego tygodnia. – Odparłam, zakładając ręce na piersi.
- Wiem, ale nie lubię czekać. Proszę, zgódź się. – Spojrzał na mnie wyczekująco.
- Sama nie wiem. – Jęknęłam i opadłam na kanapę. Wbiłam wzrok w swoje splecione dłonie. – A jeżeli nie spodoba wam się moja wizja? Jeżeli nie podołam? Jeżeli przerośnie mnie to zadanie? Jeżeli...
- Dasz radę – przerwał mi. – Jestem utalentowana. Po za tym, to – wskazał na mój szkicownik – mówi samo za siebie.
- To tylko zwykłe rysunki. – Odparłam obojętnie.
- Jeżeli twoim zdaniem to zwykłe rysunki – urwał na moment i jeszcze raz przejrzał blok – to jestem ciekawy, jak będzie wyglądał projekt, na który poświęcisz uwagę i dużo serca. – Uśmiechnął się przyjaźnie, podając mi szkicownik. – I co ty na to?
- Zgodzę się pod jednym warunkiem – mruknęłam, przygryzając wargę. – Jeżeli pierwszy projekt wam się nie spodoba, poszukacie kogoś innego na moje miejsce.
- Jestem pewien, że twój scenariusz się nie sprawdzi, jednak zgoda. – Powiedział z wyczuwalną ulgą. – Więc umowa stoi? – Zapytał, podając mi rękę. Wzięłam głęboki wdech, szybko jeszcze raz analizując całą ofertę. Wstałam z kanapy i uścisnęłam rękę mężczyzny.
- Umowa stoi.

*****

Łucja

     Szczerze bałam się kolacji. Nie z powodu Wojtka, a Maćka. Wiedziałam, co dla mojego ojczyma ona oznacza. Możliwość przesłuchania mojego chłopaka na wskroś. Jedynym pozytywnym aspektem była myśl, że nie będzie mojej matki. Jej obecność byłaby tylko niepotrzebnym gwoździem do mojej trumny.
- Stało się coś? – Zapytał, Maciek, kiedy rozkładał sztućce.
- Nie – odpowiedziałam, jednak w moim głosie zabrzmiała nutka zawahania.
- Na pewno? Wyglądasz, jakbyś połknęła muchę.
- Wszystko w porządku – zapewniłam, trochę pewniejszym tonem. – Tylko – spojrzałam na mężczyznę ostrzegawczo – nie przesłuchuj Wojciecha. On jest dla mnie naprawdę ważny, nie chcę, aby po dzisiejszej kolacji przestraszył się i uciekł. – Mruknęłam, co rozśmieszyło Maćka.
- Spokojnie – mrugną do mnie. – Ciesz się, że nie ma mamy.
- Tańczę z radości – powiedziałam. Podskoczyłam, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Przygładziłam swoją niebieską sukienkę i pobiegłam otworzyć drzwi.
- Cześć, skarbie – przywitał mnie gorącym spojrzeniem, onieśmielając mnie jeszcze bardziej. – To dla ciebie – dodał, podając mi bukiet czerwonych róż.
- Dziękuję – powiedziałam. Przesunęłam się w bok, aby wszedł do środka.
- Witaj, Wojtku. – Wytrzeszczyłam oczy, ponieważ, mój ojczym wyszedł z kuchni w różowym fartuchu i białej czapce kucharskiej.
- Dobry wieczór. – Powiedział grzecznie i po męsku podali sobie dłoń. – Proszę – podał mojemu tacie butelkę wina.
- Dziękuję – powiedział, Maciek, wziął ode mnie bukiet kwiatów i znikł za drzwiami kuchni. Zaprowadziłam Wojciecha do jadalni, czując się nadal lekko zażenowana zachowaniem Maćka.
- O co chodzi? – Zapytał, blondyn.
- Mój ojczym potrafi czasami zrobić mi wstyd. – Mruknęłam. Wojtek zaśmiał się pod nosem.
- Czemu? Jest bardzo sympatyczny. – Zamilkł, kiedy Maciek, normalnie już ubrany, wrócił z kieliszkami i winem od Wojciecha.
     Po kilku minutach atmosfera rozładowała się i nie czułam się już skrępowana. Wydawało się, że Wojtek i Maciek znaleźli wspólny język. Samochody i rzecz jasna - piłka nożna. Mój ojczym jest od dziecka kibicem Arsenalu, więc możliwość porozmawiania z jednym z Kanonierów była dla niego ogromnym przeżyciem.
- A twój tata co teraz robi? Słyszałem, że chciał zostać dziennikarzem sportowym. – Zagadnął, mój ojczym.
- Jest trenerem bramkarzy... – zaczął opowiadać, a ja w połowie przestałam słuchać.
- Chciałbym, Wojtku, ciebie o coś spytać. Jeśli można. – Maciek spojrzał na mnie przelotnie. – Bardzo się cieszę, że Łucja znalazła chłopaka i jest szczęśliwa, ale interesują mnie twoje plany wobec mojej córki. – Powiedział z powagą.
- Maciek! – Jęknęłam. A obiecał!
- Spokojnie – powiedział, Wojciech, najwyraźniej rozbawiony, kładąc rękę na moim kolanie. – Traktuję Łucję bardzo poważnie. Jest dla mnie ważna. Będę się nią opiekować i chronić najlepiej, jak potrafię.
- Cieszę się – mruknął, uważnie przyglądając się Wojtkowi. – Łucja już i tak tyle wycierpiała – zawiesił na moment głos. – Jest bardzo wrażliwa.
- Maciek! – Krzyknęłam poirytowana. Mówił to tak, jakby mnie tutaj nie było. – Prosiłam cię o coś. – Spojrzałam na mężczyznę z dezaprobatą.
- Łucjo – Wojtek spojrzał na mnie ostrzegawczo. – Twój ojczym chce tylko być pewien, że nic ci nie grozi z mojej strony. – Uśmiechnął się lekko, jednak w jego oczach nie było ani nutki blasku. – Prawda? – Zwrócił się do Maćka.
- Prawda – powtórzył.
     Zaskoczyła mnie dziwna zmiana w zachowaniu Wojciecha. Nie miałam pojęcia, czym było to spowodowane. Swoje spostrzeżenia odłożyłam na drugi plan, ponieważ kiedy wyszedł, miałam okazję spytać się Maćka, co sądzi o Szczęsnym.
- Chłopak, jak chłopak – odpowiedział, sprzątając ze stołu. Niby powinno być wszystko w porządku, jednak ton, jakiego użył szczerze mnie zaniepokoił.
- To wszystko? – Zapytałam.
- A co chcesz wiedzieć? – Spojrzał na mnie, marszcząc czoło.
- Sama nie wiem. Jak ci się z nim rozmawiało?
- Normalnie – odpowiedział. Westchnęłam rozdrażniona. Zebrał talerze i poszedł do kuchni. Wzięłam prawie opustoszałą miskę z sałatką i poszłam za Maćkiem.
- Nie jesteś ze mną szczery – drążyłam. Ojczym odwrócił się gwałtownie w moją stronę. Usta miał zaciśnięte w wąską linię, a w geście zdenerwowania przejechał lewą ręką po włosach. – No powiedz coś.
- Przecież, jeżeli powiem, żebyś go zostawiła, nie zrobisz tego, więc, co mam powiedzieć? – Spojrzał na mnie ostrożnie. Zamrugałam kilka razy, a potem wybuchłam śmiechem.
- A tak serio? – Zapytałam, jednak uspokoiłam się, ponieważ Maćkowi wcale nie było do śmiechu, a wręcz przeciwnie – kipiała od niego powaga.
- Łucjo, ja nie żartuję. – Powiedział oschle. – Jest w nim coś dziwnego. – Dodał, zamyślony.
- Co dziwnego?
- Jesteś jego pewna? – Zapytał.
- Nigdy nie jest się pewnym – odpowiedziałam.
- Nie prawda. – Mruknął i usiadł przy stole. Oparł się prawą ręką o głowę i spuścił wzrok. – Nie potrafię tego wytłumaczyć. Ale podskórnie wiem, że będziesz przez niego cierpieć.
- Skąd te spekulacje?
- Jego oczy zdradziły wszystko, Łucjo. Jesteś po prostu zakochana, żeby tego nie dostrzec.

*****

     Nie spałam całą noc. Ciągle myślałam o tym, co powiedział Maciek. Czy ma rację? Czy Wojciech jest zdolny do tego, aby mnie zranić? Wiedziałam, że ta kolacja okaże się klapą, jednak nie sądziłam, że po niej będę wątpić, co do prawdziwości uczuć Wojtka względem mnie.
     Przecież nigdy mi nie powiedział, co tak naprawdę do mnie czuje. Zawsze powtarzał, że jestem dla niego najważniejsza, ale chyba nie na tyle, aby powiedzieć: „kocham cię”.
     Zdenerwowana przewróciłam się na drugi bok, odkrywając się lekko kołdrą i zamknęłam oczy, próbując zasnąć. Na nic. Byłam zbyt rozbudzona nawałem niepokojących myśli.
     Przecież nie mogę zwątpić w swojego ukochanego po jednej kolacji z moim ojczymem, który najprawdopodobniej powiedział te wszystkie słowa, ponieważ się o mnie martwi i nie chce, abym kolejny raz cierpiała. Tak to jest prawdopodobne.
     Wojtek nie zrani mnie. Nie jest Karolem i nie popełni tego samego błędu, co on. Prawda?
     Och! Jaka jestem żałosna!
      Następnego dnia po szkole miałam spotkać się z Wojciechem. Właściwie pożegnać się. Próbowałam zachowywać się normalnie i nie myśleć o ostatniej rozmowie z Maćkiem. Wojciech jednak wyczuł, że jest coś nie tak.
- Na pewno wszystko jest w porządku – odpowiedziałam. Dokładnie przyjrzał się mojej twarzy. – Po prostu będę za tobą tęsknić – mruknęłam i spuściłam wzrok.
- Hej, mała – złapał delikatnie mój podbródek. – Też będę za tobą tęsknić – odparł i pocałował mnie czule w usta. Kiedy oderwał się ode mnie, zerknął na zegarek, który mu podarowałam. Skrzywił się. – Muszę już jechać.
- Rozumiem – mruknęłam. Wspięłam się na palcach i pocałowałam go, odwzajemnił pocałunek, kładąc na moich biodrach dłonie.
- Muszę już jechać. – Mruknął, nawet nie drgnęłam. – A może zabiorę cię ze sobą? – Zaproponował.
- Przecież wiesz, że nie mogę – westchnęłam. Wzruszył ramionami.
- Zawsze mogę cię porwać -  uśmiechnął się zawadiacko.
- W takim razie porwij mnie – odparłam. Wojciech roześmiał się głośno. Kątem oka dostrzegłam, jak na podwórko wjechał Maciek
- Naprawdę muszę już jechać, kochanie – powiedział. Kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Pocałował mnie szybko i poszedł do swojego samochodu. Pomachał jeszcze mojemu ojczymowi i odjechał.

*****

Alexandra

     Tego ranka obudziłam się w wyśmienitym humorze. Po pierwsze: była sobota, więc nie miałam zajęć. Po drugie: nie musiałam iść do ośrodka i oglądać Pana Jaki Jestem Zajebisty (czyt. A. Ramsey).
     Szczerze powiedziawszy, żałuję, że zgodziłam się przyjąć propozycję wujka. Ramsey w każdym możliwym momencie dawał mi w bardzo subtelny sposób do zrozumienia, że jestem niemile widziana. Zatem postanowiłam, jak najgorzej zaprojektować wnętrze szatni i gabinetu wujka, aby pozbyć się niepotrzebnego balastu.
     Poczułam pod poduszką, jak telefon mi wibruje. Dzwoniła Sybil. Odrzuciłam połączenie i przymknęłam oczy. Doskonale wiedziałam, po co do mnie dzwoni. Wieczorem miała odbyć się impreza w campusie, na którą oczywiście nie miałam ochoty iść.
- Cholera – warknęłam, kiedy po raz kolejny zadzwoniła. Tym razem odebrałam. – Czego chcesz?
- Może na dobry początek: cześć, kochana Sybil – zaśmiała się moja przyjaciółka. I dobry humor ulotnił się. – O której po ciebie wpaść? – Zapytała.
- Nie idę – mruknęłam.
- Idziesz i nawet nie dyskutuj. – Powiedziała stanowczo. – Po za tym mam dla ciebie małą niespodziankę. – Dodała tajemniczo.
- Sybil, uwierz, że nie mam czasu na głupoty – odparłam.
- Jest sobota, co takiego robisz? – Spytała.
- Muszę skończyć projekt dla wujka – odpowiedziałam. – W poniedziałek musi być już gotowy.
- Skończysz jutro. Będę u ciebie o dwudziestej. – Powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu i rozłączyła się. Pokręciłam bezradnie głową i poszłam do łazienki wziąć prysznic.
     Kiedy zeszłam na dół, spotkałam Wojciecha. Rozmawiał z wujkiem. Byli tak zajęci dyskusją, że nawet mnie nie zauważyli. Ze strzępków rozmowy wywnioskowałam tylko tyle, że Szczęsny tłumaczył się, dlaczego tak nagle poleciał do Warszawy. Wujek już kilka dni wcześniej dowiedział się od Martyny, co było powodem wyjazdu bramkarza, jednak widok tłumaczącego się Wojciecha był naprawdę rozbrajający.
     Dokładnie nie wiem, co wydarzyło się w Warszawie, jednak jestem pewna, że było to związane z Lucy. Robert w desperacji również chciał dołączyć do Wojtka, jednak nie mógł zostawić drużyny.
- Cześć – przywitałam ich i dopiero teraz mnie dostrzegli.
- Cześć – odpowiedział, Wojciech.
- Zaraz wracam – powiedział, wujek i znikł za drzwiami swojego gabinetu.
- Wszystko już w porządku? – Zapytałam.
- Co? – Zmarszczył delikatnie czoło, chyba za bardzo nie rozumiejąc.
- No z Lucy. Tak nagle wyjechałeś – wyjaśniłam. Szczęsny uniósł lewą brew do góry. – Przepraszam to nie moja sprawa – mruknęłam.
- Spokojnie – powiedział szybko. – Już wszystko zostało wyjaśnione. – Odpowiedział, przyglądając mi się. – Idziesz na imprezę? – Zapytał, chcąc szybko zmienić temat.
- Jaką?
- No w campusie. Sybil dzwoniła wczoraj do Kierana. – Odpowiedział.
- Znają się? – Zdziwiłam się.
- Poznali się przez jego dziewczynę – wyjaśnił. – Idziesz?
- Muszę – odpowiedziałam. – A wy?
- Nie. Theo organizuje domówkę. – Odpowiedział.
- To chyba o te dokumenty chodzi – powiedział, wujek, wychodząc z gabinetu.
- Tak to te – powiedział, Wojciech, przeglądając plik kartek.
- Dopilnuj, żeby Nicklas nie spóźnił się dzisiejszy trening przed meczem. – Mruknął.
- Dobrze – zgodził się, bramkarz. – Do zobaczenia. – Powiedział i uścisnął rękę swojemu trenerowi. – Cześć, Alex – zwrócił się do mnie i poszedł w kierunku drzwi wyjściowych. Wujek spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Słyszałem, że jest dzisiaj imprezka. – Zagadną. Przewróciłam oczami i skierowałam się do kuchni.
- Niech zgadnę – zaczęłam – Sybil do ciebie zadzwoniła?
- Trafiłaś w dziesiątkę – odpowiedział. – Bardzo jej zależy, żebyś przyszła. – Dodał, spoglądając na mnie z troską. Łupnęłam groźnym wzrokiem na wujka i wyciągnęłam z szafki płatki. – Musisz się zabawić. Nie możesz odciąć się od swoich przyjaciół.
- Przecież idę, więc daruj sobie tą gadkę. – Mruknęłam.
- Naprawdę?! – Wykrzyknął, wyraźnie uradowany. – A przyjdziesz na mecz?
- Nie – odpowiedziałam i wyszłam szybko z kuchni.

*****

     Punktualnie o dwudziestej usłyszałam dzwonek do drzwi. Sybil ubrana w czarną sukienkę na ramiączkach wyglądała bardzo ładnie, a swoje długie włosy spięła w kok.
- Świetnie wyglądasz – powiedziała, uważnie przyglądając mi się. Ostatni raz obejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie kobaltową sukienkę bez ramiączek, a włosy zostawiłam rozpuszczone.
- Idziemy? – Zapytałam.
- Idziemy – odpowiedziała i uśmiechnęła się szeroko.
- Powiesz mi, co to za niespodzianka? – Zapytałam, kiedy jechałyśmy już do campusu.
- Zobaczysz na miejscu – odpowiedziała. Spojrzała przelotnie na moją szyję i uśmiechnęła się – masz bardzo ładny naszyjnik. – Mrugnęła do mnie i zamilkła.
     Na miejscu byłyśmy dwadzieścia minut później. Wychodząc z samochodu rozejrzałam się dookoła. Była już masa studentów. Większości z nich nie kojarzyłam. Sybil pociągnęła mnie w kierunku ogromnego budynku, z którego dochodziła głośna muzyka klubowa.
Kiedy w końcu weszłam do środka, ktoś zasłonił mi oczy. Serce podskoczyło mi do gardła.
- Zgadnij kto to? – Zapytał...
- George?! – Wykrzyknęłam i rzuciłam się chłopakowi na szyję. Zaśmiał się i przytulił mnie mocno.
- Też miło mi cię widzieć – powiedział.
- Ale co ty tutaj robisz?
- Przyjechałem na wymianę – odpowiedział, szczerząc się jak głupi.
- Dlaczego nie zadzwoniłeś? – Spytałam z wyrzutem.
- Miała to być niespodzianka. – Wyjaśnił, spoglądając znacząco na Sybil.
- Gdzie Victoria? – Zapytała, szukając wzrokiem drugiej przyjaciółki.
- Joseph rozchorował się i nie chciała go zostawić – odpowiedziała, Sybil. – Chodź, muszę ci kogoś przedstawić – zwróciła się do mojego przyjaciela i pociągnęła go w stronę tłumu.
     Korzystając z tego, że zostałam sama, poszłam w stronę barku po drinka. Następnie usiadłam na krześle barowym i z uśmiechem oglądałam tańczących studentów.
- Zatańczysz? – Zapytał, Jackob, podchodząc do mnie niebezpiecznie blisko. Wyczułam od niego alkohol i skrzywiłam się lekko, odstawiając swojego drinka.
- Nie – burknęłam.
- Nalegam – przybliżył się do mnie. Nachylił się lekko, jego twarz znalazła się w linii z moją.
- Odwal się ode mnie – warknęłam i odepchnęłam go. Zachwiał się lekko.
- No chodź. – Drążył i znowu do mnie podszedł. Wstałam z krzesła i napięłam wszystkie mięśnie, gotowa, aby mu przyłożyć, jeśli nie odejdzie.
- Jakiś problem? – Zapytał, Eric, młodszy brat Sybil. Odetchnęłam z ulgą, widząc znajomą twarz.
- Nie ma problemu – odparł, mulat.
- Jest – odezwałam się.
- Odczep się od niej – powiedział, mój wybawiciel stanowczym tonem. – Bo inaczej porozmawiamy – dodał, łupiąc groźnym wzrokiem na Jackoba. Na szczęście odwrócił się napięcie i odszedł od nas.
- Dzięki – uśmiechnęłam się z wdzięcznością. – Już od kilku dni chodzi za mną i nie chce się odczepić – mruknęłam.
- To podejrzany typ. Lepiej trzymać się od niego z dala. – Powiedział. – Zatańczysz? – Zapytał i niepewnie wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Jasne – odpowiedziałam i złapałam jego rękę.
      Leciała akurat wolna, nastrojowa muzyka. Dokładnie przyjrzałam się chłopakowi. Znam go od dziecka. Nawet nie wiem, kiedy wyrósł na przystojnego faceta. Spojrzałam w miejsce, w którym jeszcze chwilę temu siedziałam. Stała tam blondynka, która ze złością wpatrywała się w nas.
- Kto to? – Zapytałam, dyskretnie wskazując na dziewczynę. Kiedy spojrzał na nią, szybko odwróciła wzrok.
- To Vanessa, moja koleżanka z roku – wyjaśnił.
- Bardzo ładna. – Stwierdziłam, patrząc obiektywnym okiem na nieznajomą. Najprawdopodobniej była zazdrosna, że to ja, a nie ona tańczy z Ericem, więc jak najszybciej chciałam zmienić ten stan rzeczy. – Poproś ją do tańca – powiedziałam. Eric zmarszczył czoło.
- Oszalałaś – mruknął. – Nie będzie chciała ze mną tańczyć. – Odparł. Uśmiechnęłam się lekko.
- Uwierz starszej i bardziej doświadczonej koleżanki – mrugnęłam do niego – będzie chciała. – Oderwałam się od chłopaka i delikatnie popchnęłam go w kierunku Vanessy. Nie opierając się podszedł do niej. Przez chwilę ich obserwowałam. Blondynka najwyraźniej w świecie była zaskoczona, że Eric do niej podszedł, gdyż nawet tego nie krywała. Z wielkim uśmiechem na twarzy skierowali się w kierunku parkietu.
     Impreza trwała w najlepsze. Większość czasu spędziłam na kanapie, w samotności pijąc kolejne drinki. Po tańcu z bratem Sybil, postanowiłam znaleźć moją przyjaciółkę i Georga, ale poddałam się, ponieważ w tym tłumie było to nie możliwe, więc wybrałam wygodną kanapę i z obojętnym wyrazem twarzy oglądałam szalejących na parkiecie studentów. Jednak w końcu postanowiłam się przewietrzyć, ponieważ od sporej ilości wypitego alkoholu, zaczęło szumieć mi w głowie.
     Wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wielkiego tarasu, omijając po kolei tańczących w większości pijanych ludzi, co było wręcz ciężkie do wykonania, patrząc na to, że miałam na sobie trzynastocentymetrowe szpilki na platformie. Odetchnęłam z ulgą, kiedy udało mi się opuścić duszne pomieszczenie. Wzięłam głęboki wdech, ciesząc się świeżym powietrzem.
     Wyszłam z terenu campusu. Poszłam w stronę oświetlonej fontanny, oddalonej o jakieś dwieście metrów i usiadłam na jej krawędzi. Miejsce to było opustoszałe, więc mogłam trochę odpocząć od głośnej muzyki i dymu papierosowego. Noc była piękna, bezchmurna i prawie bezwietrzna.
- Tutaj jesteś – dotarł do mnie niewyraźny głos Jackoba. Zerwałam się na równe nogi. Był totalnie zalany i ledwo trzymał się na nogach.
- Daj mi święty spokój. – Syknęłam i ruszyłam w kierunku budynku.
- Nigdzie nie pójdziesz – warknął i złapał mnie za nadgarstek.  
     Szarpnęłam się, ale mimo, że był pijany, nadal w jego uścisku było dużo siły. Popchnęłam go wolną ręką i pobiegłam przed siebie, dokładnie nie wiedząc gdzie. Oczywiście zapomniałam, że miałam na sobie wysokie szpilki, czego zwieńczeniem była przewrotka na twardym betonie. Syknęłam z bólu. Zdarłam sobie skórę z obu kolan.
- Myślisz, że mi uciekniesz? – Zaśmiał się bez cienia życzliwości. 
     Dobiegł do mnie i z całej siły złapał mnie za włosy i pociągnął do góry, abym wstała. Zawyłam z bólu.
- Puszczaj, kretynie! – Krzyknęłam. Obrócił mnie do siebie i przyłożył mi z pięści w brzuch, a następnie w twarz.
- Puszczę, ale najpierw dostanę to, co mi się należy. – Powiedział, uśmiechając się złowieszczo. Popchnął mnie na ścianę i przywarł do mnie całym ciałem. Moja głowa odbiła się od zimnego muru. – Będziesz moja – sapnął i wbił się w moje usta. Okładałam go pięściami, ale nic to nie dało. Prawą ręką dotknął mojego pośladka, a lewą zadarł do góry moją sukienkę.
- Ratunku! – Krzyczałam przez łzy.
- Nikt cię tu nie usłyszy – warknął. Dobrał się do mojej bielizny.
Wierzgałam się rękami, ale nie miałam wystarczająco dużo siły, a duża ilość alkoholu we krwi nie pomagała. Łzy spływały po moich policzkach.
- Puszczaj, zboczeńcu... – zatkał mi buzię jedną ręką, a drugą przeniósł na moje piersi. Korzystając z jego posunięcia, prawym kolanem kopnęłam go w krocze. Zgiął się w pół, a następnie upadł na ziemię i krzyknął:
- Ty szmato! – Spróbował mnie złapać za kostkę, ale w miarę szybko odczytałam jego zamiary i zabrałam ją. Ściągnęła buty i biegłam w bliżej nieznanym mi kierunku. – Nie uciekniesz! – Wrzeszczał. Jego ton był przepełniony jadem. Serce biło, jak oszalałe.
     Oddychałam szybko i próbowałam przyspieszyć, jednak ranne nogi nie pozwalała na nic innego, jak na powolny truchcik. Ból przeszywał całe moje ciało.
     Byłam przerażona. Bałam się obejrzeć za siebie, jednak ostatecznie zdobyłam się na odwagę. Nie zatrzymując się ani na krok, odwróciłam głowę do tyłu. Ulżyło mi, że nie było nikogo. Chyba sobie odpuścił. Pozwoliłam sobie na odpoczynek dopiero po jakiś trzystu, albo czterystu metrach, ponieważ nie mogłam złapać już tchu.
     Cała się trzęsłam. Wyglądałam jak potwór. Sukienkę miałam lekko podartą i poplamioną od krwi. Obie nogi były w opłakanym stanie, a szpilki trzymałam w obu rękach. Mój makijaż był rozmazany przez łzy, które nie chciały przestać lecieć.
     Opatuliłam się rękoma, ponieważ zrobiło się chłodniej. Nie miałam przy sobie niczego. Torebkę i płaszcz zostawiłam w samochodzie Sybil.
     Rozejrzałam się dookoła. Nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Zewsząd otaczały mnie stare, opustoszałe kamienice i kilka starych fabryk. To miejsce wyglądało, jak z horroru.
     Jeszcze raz obejrzałam się za siebie. Nadal było pusto.
Ruszyłam prosto i niefortunnie się stało, że bosą stopą weszłam w szkło. Ból był nie do opisania. Łzy spływały ciurkiem, po mojej opuchniętej twarzy. Spróbowałam stanąć na zranioną stopę.
- Cholera! – Krzyknęłam. Zebrało mi się na mdłości, kiedy zauważyłam na betonie moją krew. Opadłam na krawężnik i zaczęłam szlochać. Z bezradności, z bólu i ze zmęczenia.
     Nie wiem ile tam siedziałam. Pięć minut czy pięć godzin. Robiło się coraz chłodniej i deszcz zaczął powoli kropić. Spróbowałam dźwignąć się z ziemi, ale nie miałam już siły. Skuliłam się, objęłam ramionami nogi i zaczęłam kiwać się do przodu i do tyłu, aby trochę się rozgrzać.
     Pierwszy raz od kilku lat zamarzyłam, aby znaleźć się w swoim rodzinnym domu. Przytulić się do mamy i powiedzieć, jak bardzo ją kocham. Automatycznie dotknęłam naszyjnika od niej. Miał przynosić mi szczęście! A zamiast wielkiego szczęścia, siedzę na jakimś odludziu, prawie zgwałcona! O losie, dlaczego mi to robisz?!
     Dostrzegłam w oddali zbliżający się samochód. Skuliłam się jeszcze bardziej. Auto z piskiem zatrzymało się.
- Kurwa, Alex, co ci się stało?! – Wykrzyknął, przerażony Ramsey. O tak! Akurat jego się tutaj spodziewałam!
     Podszedł do mnie i złapał się za głowę. Uklęknął przede mną i chciał mnie dotknąć, ale odsunęłam się. Trzęsłam się i to nie tylko z zimna, ale i ze strachu, który sięgał chyba apogeum. – Nie bój się – powiedział delikatnie. – Mogę zobaczyć? – Spytał, ostrożnie dotykając mojego prawego kolana. Syknęłam z bólu. – Przepraszam. – Powiedział szczerze. Przyglądał mi się z... troską? Czy Aaron Ramsey mógł do mnie czuć coś więcej niż niechęć? – Możesz wstać? – Zapytał.
- Moja prawa stopa – powiedziałam. Przeraziłam się swojego głosu. Był zachrypnięty i słaby.
- Rozcięłaś sobie – mruknął. – Cała się trzęsiesz. Co za gnój, ci to zrobił? – Jego ton był spięty. Ściągnął swoją czarną, skórzaną kurtkę i nałożył ją na moje nagie ramiona. Bez problemu wziął mnie na ręce i ruszył w stronę samochodu. Oplotłam dłońmi jego szyję i wtuliłam się w jego tors. Biło od niego ciepło i bezpieczeństwo. – Zgwałcił cię? – Zapytał cicho, kiedy położył mnie na tylnym siedzeniu. Pokiwałam przecząco głową. – Co się dokładnie stało? – Założył kosmyk włosów za moje ucho, zadrżałam na jego dotyk.
- Jac... – nie potrafiłam nawet wymówić imienia tego potwora. Nadal obawiałam się, że nagle może pojawić się i zrobić mi krzywdę.
- Hej, spokojnie, Alex – głaskał mnie po głowie, chcąc mnie tym samym uspokoić, ponieważ znowu zaczęłam szlochać. – Nic ci już nie grozi. Obiecuję – szepnął i mocno mnie przytulił, a ja poczułam, że mogę mu zaufać.

8 komentarzy:

  1. Zabiję Cię. zawsze w takich momentach kończysz.. :( Jezu... boję się o Alexandrę.. polubiłam ją jakoś.. A jeszcze Ramsey do tego :) Uwielbiam go :)) ciekawa jestem o co chodzi z Maćkiem i Wojtkiem.. coś jest nie tak.. oby w następnym rozdziale się wyjaśniło. W sumie.. też mi się wydaje, że coś z Wojtkiem jest nie tak, ale zobaczy się. Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  2. czyżby szykowała sie zmiana Alex o 360 stopni ? ;-)
    i jak rozwinie się związek Lucy i Wojtka ?
    Czekam na kolenjy 1

    OdpowiedzUsuń
  3. O jejku, jak ja się ciesze z postaci Aarona w zakończeniu. Taki opiekuńczy. Ja mam nadzieje że jednak coś zaiskrzy między nim a Alex. Niepokoje się Łucją i Wojtkiem, ja nie widzę powodów aby Wojtek był złym chłopakiem. Ale martwię się co mogło zajść. Mogę poprosić o więcej takich troskliwych scen jak zakończenie tego rozdziału? Hahah.
    Pozdrawiam I Wesołych Świąt życzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow jestem w szoku nie spodziewałam sie takieg ozwrot akcji w życiu alexandry. Może miedzy nia a Ramseyem coś zaiskszy . Z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdział . Mam nadzieje , że jutro tak jak pisałaśpojawi sie nastepny rozdział. Oby również był długi . Wesołych Świąt;)

    OdpowiedzUsuń
  5. No ciekawa jestem co będzie ze związkiem Łucji z Wojtkiem. Mam nadzieję że wszystko sie ułoży i tak jak pisałam czekam na chłopaków z Arsenalu. Nie mogę sie doczekać kolejnego i dziękuję z całego serca że jutro. Na prawdę miły prezent świąteczny :* Wesołych :* Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Biedna Alexandra. Cale szczęście, że udało jej się uciec. I że Aaron tam był.
    Zastanawiam się co będzie za związkiem Łucji i Wojtka Nie wierzę, że chłopak mógłby ją skrzywdzić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział! Czekam na kolejny :)

    Tymczasem zapraszam do mnie.

    http://kksvshsv.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Musze przyznać, że tutaj mnie masz! Jestem w totalnym szoku co też Wojtek ukrywa, albo czemu Maciek się tak dziwnie zachowuje? Troska, powiedzmy, chyba że coś innego mu po głowie chodzi ale nie powiem zaintrygowałaś mnie tym tak, że muszę to napisać, dla mnie absolutnie zdecydowanie najlepszy part! Po prostu pisząc teraz tego posta zastanawiam się czy aby na pewno uda ci się jeszcze dzisiaj umieścić nowy odcinek!
    Alexandrę nie wiem czemu omijam szerokim łukiem, nie potrafię jej czytać i tyle więc po prostu nie komentuje i już.

    OdpowiedzUsuń