2012-11-01

Rozdział 28

 Alexandra

     Z ogromnym żalem spoglądałam na stare zdjęcie mojej siostry, Emily. I to z wielu powodów. Jednym najważniejszym było zatajenie prawdy. Wprawdzie bolesnej, ale prawdy. Dlaczego skłamała? Może dlatego, że nie chciała mnie martwić, a może uznała, że tak po prostu będzie dla niej łatwiej. Niestety nie dowiem się już tego. Trzy tygodnie temu zmarła na raka mózgu.
     Boli mnie to, że o jej chorobie wiedzieli wszyscy oprócz mnie. Ja zamiast być z nią w ostatnich dniach jej życia, balowałam z przyjaciółkami w Rio.
     Wracałam wtedy z imprezy. Bawiłam się wówczas wyśmienicie z dwiema najlepszymi przyjaciółkami: Victorią i Sybil. Nagle mój telefon się rozdzwonił. Niechętnie wyciągnęłam komórkę z torebki. Na ekranie najnowszego BlackBerry wyświetlił się numer mojej mamy. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, dlatego, że byłam pijana, a nie chciałam wysłuchiwać jej wywodów na temat moich, jak ona to nazywała „zapędów alkoholickich”. Jednak podświadomie czułam, że muszę odebrać. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha. Chwilę później usłyszałam roztrzęsiony głos mojej rodzicielki.
- Mamo? – Zapytałam zaniepokojona stanem psychicznym kobiety.
- Emily – urwała. Dziewczyny spoglądały na mnie nie za bardzo wiedząc, o co chodzi.
- Co się stało? – Spytałam podenerwowana jej milczeniem.
- Twoja siostra nie żyje – te cztery słowa wystarczyły, abym w jednym momencie wytrzeźwiała. Te cztery słowa odbijały się w mojej głowie, jak echo.
     I po dwóch latach nieobecności w Anglii, powróciłam do niej. Wiedziałam, że wrócę kiedyś do swojego ojczystego kraju, ale nie sądziłam, że w takich okolicznościach.
     Po uroczystości pogrzebowej wróciłam do Budapesztu. Nie mogłam zostać w Londynie. Za bardzo to miejsce przypominało mi Emily, której wcześniej nie widziałam osiem miesięcy, a wszystko prze to, że studiuję w Budapeszcie architekturę wnętrz. Dlaczego tam? Odpowiedź jest bardzo prosta: miałam dość mojej rodziny, a dokładnie mojego ojca. Nienawidziłam go z całego serca. Był tyranem i zdrajcą. Od czterech lat prowadzi podwójne życie, a mama nic nie wie. Jak się o tym dowiedziałam? Pewnego dnia poszłam odwiedzić Sybil w szpitalu i natknęłam się na Niego. Jak się później okazało był odwiedzić swoją kochankę, która urodziła mu syna. Zakazał mi wtedy powiedzieć mamie prawdy. Szczerze mówiąc, sama nie wiem czy powiedziałabym jej. Jestem pewna, że załamałaby się nerwowo i powróciłaby do zatapiania swoich smutków alkoholem, a potem twierdziłaby, że ma nad wszystkim kontrolę. Nie, nie mogłam na to pozwolić, zatem siedzę w tym bagnie i musiałam chociaż na jakiś czas opuścić Londyn.
     Spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się do siebie i delikatnie przygładziłam dłonią swoje długie, czarne loki, opadające na moje ramiona.
     Zerknęłam na zegarek, stojący na małej komódce obok drzwi frontowych mojego niewielkiego apartamentu. Dochodziła godzina dziewiąta. Wstałam z fotela, zabrałam torbę i wyszłam z mieszkania na uczelnie. Kończę w tym roku drugi rok studiów i muszę stwierdzić, że idzie mi naprawdę świetnie. Po prostu obiecałam sobie, że chociaż studia nie zawalę w tym swoim nędznym życiu.

*****

Łucja

- Daj spokój! – Usłyszałam donośny, stanowczy, aczkolwiek delikatny głos Martyny, dobiegający z kuchni. Zeszłam szybko na dół i skierowałam się do kuchni. Wchodząc do środka zauważyłam zdenerwowanego ojca, siedzącego na krześle przy stole i zawzięcie gestykulującego, tłumacząc coś swojej żonie.
- Zrozum, że muszę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.
- O co się kłócicie? – Zapytałam, zasiadając przy stole.
- My tylko dyskutujemy– powiedział Robert i z uporem maniaka kolejny raz wykręcił do kogoś numer. Zapewne do Kaśki, która po wczorajszej, dość burzliwej rozmowie nie odbierała telefonów od ojca.
- Kaśka nie odbiera? – Bardziej stwierdziłam niż zapytałam.
- Co dzieje się z tą dziewuchą?! – Wykrzyknął zdumiony. Wzruszyłam ramionami, myśląc sobie, że od kilkunastu tygodni zadaję sobie to pytanie.
- Do zobaczenia – pocałował Martynę w usta, a następnie mnie w czoło i wyszedł do pracy.
- Co robimy? – Zapytała Martyna.
- A ty nie idziesz do ośrodka?
- Mam dziś wolne. – Wyjaśniła. – No to co? Zakupy, zwiedzanie czy nic nie robienie?
- Zakupy – uśmiechnęłam się szeroko, co Martyna skwitowała głośnym śmiechem.

*****

     Po wyczerpujących zakupach razem z Martyną poszliśmy do kawiarni na Cappuccino. Rozsiadłyśmy się wygodnie przy stoliku i czekałyśmy w milczeniu na zamówienie.
     Myślami krążyłam wokół Aarona. Od wczoraj się nie odzywał i nikt nie wiedział, gdzie się podziewa. Miałam nadzieję, że przyjdzie dzisiaj na treningu, ale o tym miałam się dopiero dowiedzieć od Wojtka, z którym byłam umówiona na wieczór. Po wczorajszym wieczorze nie wiem, co mam o naszych relacjach sądzić. Czy o Wojtku – jako o przyjacielu, czy o Wojtku – jako chłopaku. Nie mam pojęcia. Nie padły żadne deklaracje, ani żadne słowa, które w jakiś sposób rozjaśniłyby mój mętlik w głowie.
- O czym myślisz? – Zagadnęła Martyna. Spojrzałam na nią nieprzytomnie, jakby dopiero teraz ktoś mnie wybudził ze snu.
- O Aaronie – odpowiedziałam.
- Tak, to smutne, co dzieje się z tym chłopakiem. – Powiedziała. Posłałam jej pytające spojrzenie. – Wydaje mi się, że chodzi o dziewczynę. – Wyjaśniła.
- O dziewczynę? A miał takową? – Zapytałam. Kobieta wzruszyła ramionami.
- Nie wiem, ale ktoś musi mu pomóc, bo sam na pewno sobie nie poradzi. – Odparła. Kiwnęłam głową w zamyśleniu.
- Proszę Cappuccino – powiedział młody kelner, stawiając na stole nasze zamówienie. Odchodząc puścił mi oczko. Martyna widząc tą sytuację zaśmiała się cicho.
- Chyba wpadłaś mu w oko – powiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie interesują mnie faceci – odpowiedziałam na jej zaczepkę z obojętnym wyrazem twarzy. Podniosła do góry lewą brew.
- No chyba, że owy chłopak nazywa się Wojciech Szczęsny. – Spojrzała na mnie znacząco. Zaśmiała się zwycięsko, widząc moje delikatne rumieńce na twarzy. – Wiedziałam. – Powiedziała pewnie. – Jesteście razem?
- Nie wiem. – Odpowiedziałam. Martyna zmarszczyła czoło.
- Jak to: nie wiesz? Ale jedno, podstawowe pytanie: czy chcesz być z nim? – Spytała, patrząc na mnie badawczo.
     I znowu ogarnęły mnie te cholerne wątpliwości.

*****

     Martyna postanowiła, że odwiedzimy chłopaków na treningu. Miałam, co do tego lekkie wątpliwości, gdyż obawiałam się, że pan Wenger wyrzuci nas z sali treningowej, ale najwyraźniej się pomyliłam. Nie był na nas zły, a wręcz przeciwnie – ucieszył się, widząc mnie.
     Wchodząc do sali rozejrzałam się w poszukiwaniu Aarona, ale nigdzie go nie było. Przygryzłam delikatnie wargę i opadłam zrezygnowana na plastikowe krzesełko. Martyna zostawiła mnie, a sama poszła poszukać męża.
     Wpatrywałam się w trening chłopaków. Ale głównym moim obiektem zainteresowania był Wojtek. W skupieniu bronił swojej bramki, doprowadzając do wściekłości Nicklasa i Jacka, którzy nie mogli przechytrzyć bramkarza. Przeniosłam swój wzrok na Theo. Gonił właśnie van Persiego, który wcześniej kopnął go dla zabawy w tyłek, a co nie spodobało się Walcottowi. Zaśmiałam się widząc wkurzoną minę przyjaciela. Najbardziej śmiałam się z trenera, który biegał po boisku i uspokajał dwójkę piłkarzy. Jednak zmęczony ucieczką Robin przysnął i wziął głęboki wdech. Spojrzał na trybuny i uśmiechną się szeroko.
- Lucy! – Krzyknął radośnie. Nagle wszystkie głowy były skierowane w moją stronę, co spowodowało lekki rumieniec na mojej twarzy. Wcześniej nikt mnie nie zauważył.
- Lucy, jak dobrze cię widzieć – powiedział pan Wenger, zapraszając mnie gestem ręki, żebym zeszła do nich.
- Nie ma Aarona? – Zapytałam.
- Nie – odpowiedział, zmartwiony mężczyzna.
- Lucy, chodź coś ci pokażę – powiedział Jack, ciągnąc mnie lekko w stronę bramki. Za drugą rękę zaś złapał mnie Robin.
- Lucy zostanie tutaj i porozmawia z nami, ponieważ dawno jej nie widzieliśmy – zaoponował kapitan.
- Kpisz sobie – warkną Wilshere.
- W takim razie – zabrał głos trener. – Lucy ze mną pójdzie na herbatę i dobre ciastko do stołówki, a wy do roboty, panowie. – Rozporządził Wenger, biorąc mnie pod rękę i prowadząc w stronę wyjścia ku niezadowoleniu drużyny.
- I po co żeście się kłócili – usłyszałam jeszcze Theo, kiedy całkowicie nie znikli mi z pola widzenia. 
- Co u ciebie słuchać? – Zapytał pan Wenger, kiedy siedzieliśmy w stołówce i zajadaliśmy się ciastem zrobionym przez Rob’a.
- Wszystko w porządku. – Odpowiedziałam.
- Wojtek bardzo się ucieszył, kiedy przyjechałaś. – Powiedział. – To dobry chłopak.
- Wiem – odparłam.
- Pomógł mi bardzo i jestem mu za to wdzięczny i szczerze mówiąc podziwiam go w pewien sposób.
- Naprawdę?
- Wiesz – odchrząknął. – Pewnie wspominał ci o Emily? – Spojrzał na mnie badawczo. Kiwnęłam głową. – I chciałem cię przeprosić. – Dodał. Zamrugałam kilka razy.
- Przeprosić, ale za co?
- Namieszałem. Poprosiłem, aby jakoś rozweselił moją bratanicę, ale nie sądziłem, że może to źle wpłynąć na wasze stosunki.
- Przecież nic się nie stało.
- Ale mogło się stać.
- Theo mi wszystko powiedział i przeprosiłem Wojciecha, ciebie też przepraszam.
- Naprawdę, nie ma za co. – Powiedziałam szybko. Źle się czułam, kiedy przepraszał mnie za to, że chciał w jakiś sposób ulżyć swojej umierającej bratanicy.

*****
Alexandra
     Tępo wpatrywałam się w przestrzeń znajdującą się przede mną, w ogóle nie słuchając, tego co mówi wykładowca. Rozbolała mnie głowa i nie mogłam się skupić. Nawet moje próby włączenia się w wykład kończyły się klęską. Estetyka była z niewielu przedmiotów na moim kierunku, który nie znosiłam, a jeszcze bardziej od przedmiotu nienawidziłam profesora. Pan Ábel Kis był jednym z tych ludzi, z którymi nie warto wchodzić na ścieżkę wojenną, no chyba, że nosisz imię Alexandra Wenger. Jego nazwisko idealnie pasowało do jego wyglądu fizycznego – słowo kis po węgiersku oznacza mały, a pan Ábel był po prostu mały. Zaśmiałam się cicho ze swoich, jakże wybitnie mądrych myśli. Spojrzałam na zegarek. Minęło niecałe pół godziny, a ja miałam wrażenie, że siedziałam tam pół dnia. Westchnęłam ciężko.
- Chciała pani coś powiedzieć? – Dotarł do mnie skrzeczący głos tego starego dziada.
– Nie, panie profesorze – odpowiedziałam, siląc się na uprzejmy ton, chociaż chciałam mu wykrzyczeć w twarz, że jest starym, wnerwiającym rupieciem.
- Wyraźnie słyszałem. – Powiedział uporczywie.
- Pan wiele rzeczy słyszy – wypaliłam, nie zastanawiając się, nad wypowiedzianymi słowami. Skarciłam się w duchu, za swoją głupotę i próbowałam to jakoś odkręcić, ale było za późno. Pan wrzód na dupie, zaczął głosić mi, pewnie w jego przekonaniu reprymendę, ale dla mnie to wyglądało, jako stek obelg.
- Jesteś bezczelna i niewychowana! – Wykrzyknął, a ja zaczęłam liczyć do dziesięciu, aby zająć czymś głowę i znowu czegoś głupiego nie palnąć. Na sali zapanowała idealna cisza i słychać tylko było profesorka od siedmiu boleści. – Brak ci samodyscypliny i pokory! – Warkną, a ja poczułam, że zaraz eksploduję. Wstałam z krzesła i stanęłam w twarzą w twarz z mężczyzną, przy czym jego twarz znajdowała się na wysokości moich piersi.
- Nie ma pan prawa mnie obrażać! – Odwarknęłam. – Nie jest pan od tego, aby nie umoralniać, a od tego żeby mnie czegoś nauczyć, więc niech pan z łaski swej w końcu zacznie prowadzić wykład, a nie przy każdej nadążającej się okazji mnie obrażać. Jest pan nieprofesjonalny i to panu brak samodyscypliny! – Nikogo nie zdziwił mój nagły wybuch złości. Wszyscy doskonale mnie znali z mojego wybuchowego charakteru. Jednak wiedziałam, że tym razem przesadziłam, nawet jeśli powiedziałam temu imbecylowi prawdę.
- A ty kim jesteś, aby mnie oceniać? No słucham: kim? – Spojrzał na mnie z furią wymalowaną za twarzy.
     Kim jestem? Od zawsze zadaje sobie to pytanie i nadal nie znam na nie odpowiedzi.

*****

Łucja

     Wieczorem byłam umówiona z Wojtkiem na kolację. Z nerwów cała się trzęsłam. Od tego wieczora zależało czy nasza znajomość wróci do punktu wyjścia, a może czy coś się zmieni. Mimo wszystko przeczuwałam, że zmieni się, tylko nie wiedziałam czy na dobre.
     Gotowa zeszłam na dół do salonu. Martyna z Robertem oglądali jakiś film. Uśmiechnęłam się do siebie. Byłam taka szczęśliwa, że mój tata znalazł w końcu kobietę, przy której jest spełniony i szczęśliwy.  
     Martyna jest wspaniałą kobietą i zasługuje na mojego ojca.
     Podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi. Tata zaczął się śmiać, widząc moją przerażoną minę. Jednak nie skomentował to żadnym głupim tekstem, tylko poszedł odtworzyć drzwi. Chwilę później w salonie pojawił się Wojtek. Był ubrany w ciemne spodnie, granatową marynarkę i białą koszulę. Prezentował się bardzo dobrze. Wstałam z kanapy i podeszłam do chłopaka. Blondyn nachylił się lekko i musnął ustami mój policzek.
- To dla ciebie – powiedział, podając mi piękne, czerwone róże.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Daj je, wstawię je do wazonu – powiedziała Martyna, kilka sekund później znikła za drzwiami kuchni, kiedy wróciła trzymała w rękach szklany wazon, w środku którego były kwiaty. Postawiła je na stoliku i odwróciła się do nas.
- Gdzie idziecie? – Zapytał tata, mierząc groźnym wzrokiem Szczęsnego. Stłumiłam śmiech, gdyż nieudolnie mu to wyszło. Wojtek zapewne też chciał się roześmiać, ale powstrzymał się i z równie poważną miną odpowiedział:
- Do restauracji, następnie pójdziemy na spacer.
- Kiedy odstawisz moją córkę?
- Przed dwudziestą trzecią wróci. – Odpowiedział.
- Przed dwudziestą trzecią?! – Wykrzyknął, a ja zdębiałam. Martyna spojrzała na męża z dezaprobatą w oczach i zwróciła się do nas z nikłym uśmiechem.
- Macie być przed dwudziestą czwartą i tylko nie spóźnijcie się – powiedziała. Robert chciał zabrać głos, ale Martyna dala mu wyraźnie do zrozumienia, żeby przestał.
     Odetchnęłam z ulgą, kiedy wyszliśmy z domu.
- O czym rozmawiałaś z trenerem? – Zapytał, kiedy wsiedliśmy do samochodu.
- O Emily – odpowiedziałam. Spojrzałam na blondyna. Przez jego twarz przemknął cień.
- Dlaczego właśnie o niej? – Spytał.
- Przeprosił mnie, że poprosił cię o to, abyś się nią zajął i, że namieszał.
- Mnie też przeprosił. – Westchnął ciężko. – Nie rozmawiajmy już o trenerze, o Emily. Skupmy się na tym, co jest tu i teraz. – Powiedział, posyłając swój najpiękniejszy uśmiech, który tak bardzo przyprawiał mnie o zawroty głowy.
     Kilkanaście minut później zaparkował przed nieznaną mi restauracją. Otworzył drzwi, jak prawdziwy dżentelmen i pomógł wyjść z samochodu.
     Restauracja była niewielka, ale bardzo ekskluzywna. Kelner poprowadził nas do zarezerwowanego przez Wojtka stolika. Chłopak odsunął mi krzesło, żebym mogła usiąść. Czułam się w jego towarzystwie, jak prawdziwa księżniczka.
    Przez chwilę przyglądał mi się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Pięknie wyglądasz – powiedział.
- Dzięki – odparłam, lekko zmieszana.
     Czułam się dziwnie spięta i próbowałam się rozluźnić. I taki stan pozostał do końca kolacji, chociaż z całych sił próbowałam, aby nie poznał po mojej twarzy, że jestem skrępowana jego towarzystwem. Dopiero po wyjściu z restauracji, czując rześkie powietrze rozluźniłam się trochę. Szliśmy w milczeniu. Kilkadziesiąt metrów dalej dostrzegłam London Eye. Wojtek bez słowa złapał mnie za rękę i pociągną w tamtą stronę.
- Jesteś w Londynie i wstyd nie skorzystać z okazji przejażdżki na najpopularniejszym diabelskim młynie w Londynie – powiedział, kiedy byliśmy już na miejscu.
    Szczerze mówiąc nie miałam ochoty wchodzić do kapsuły, ale zostałam niestety zmuszona. Ale widok był wart zachodu. Londyn nocą wyglądał przepięknie. Z zachwytem oglądałam panoramę miasta, które nigdy nie zasypia. Nawet nocą tętniło życiem.
- I jak? – Spytał.
     Spojrzałam w jego oczy. Były roześmiane i świeciły się w nich dwie małe iskierki. Nie myślałam. Musiałam w końcu odłożyć rozum na drugi plan i posłuchać wreszcie serca, które wręcz krzyczało wyraźnym głosem, że go pragnie. Stanęłam na palcach i pocałowałam go. Wojtek był bardzo zaskoczony moim posunięciem, że w pierwszym momencie stał, jak słup soli. Kiedy poczuł, że odsuwam się od niego, złapał mnie w talii i mocno do siebie przyciągnął, jakby obawiał się, że mu zaraz ucieknę, co był wprawdzie nie możliwe, patrząc na to, że znajdowaliśmy się jakieś sto trzydzieści pięć metrów na ziemią. Ale ja nie chciałam mu uciec, a trwać w jego silnych ramionach.
- I co teraz? – Spytałam. Mój głos był lekko zachrypnięty i drżał. Spojrzał na mnie z czułością i uśmiechną się delikatnie. Oparł się czołem o moją głowę.
- Będziesz moja. – Odpowiedział, a następnie znowu mnie pocałował.
     Czy to miłość?

7 komentarzy:

  1. o jeju, o jeju, o jejuuuuu! Końcówka najlepsza ♥ Łucja jest z Wojtkiem! Nareszcie ! :) A co do Alexandry: dziękuję za wytłumaczenie i jestem ciekawa co takiego się z nią wydarzy :)
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział. Jak zwykle końcówka najlepszą. A następny dodasz w sobotę czy dopiero za tydzień?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez chwile myślałam, że zaszła jakaś pomyłka z opowiadaniem. Wyskakuje mi tu jakaś Aleksandra i nie bardzo wiem o co chodzi. xD
    Mimo wszystko mam z tego powodu mętlik, albo może dzisiaj po prostu nie ogarniam i dlatego. Randka Wojtka z Łucją fantastyczna, czytało się lekko i przyjemnie. :) Zachowanie trenera również wzbudza szacunek do jego osoby. Miło się zachował. Ogólnie part wyszedł Ci bardzo ładnie z czego Ci serdecznie gratuluję!

    Pozdrawiam i z weną
    Angie

    Ps. Nie wiedziałam, że chodzisz do klasy integracyjnej bo sama taką skończyłam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba każdy już z nas powoli zaczyna tracić cierpliwość do Onetu i w sumie to z jednej strony dobrze, bo blogspot jest zdecydowanie bardziej przystępny i jest na nim coraz więcej blogowiczów. :)
    Pojawiła się nowa postać, początkowo nie wiedziałam o co chodzi, ale wreszcie zaczynam rozumieć, jej nazwisko jest bardzo znaczące i pewnie jeszcze wiele namiesza w tym opowiadaniu.
    Łucja jest wreszcie z Wojtkiem! Po ich burzliwym początku, kiedy dziewczyna w ogóle nie chciała mieć z nim do czynienia i odrzucała wszystkie jego telefony i amory, wreszcie sama zdobyła się na to, żeby go pocałować. Aż jestem z niej dumna. :D
    Pozdrawiam. ;*
    PS. Zmiana nicku po raz ostatni. Tym razem - powrót do korzeni, ten podobał mi się chyba najbardziej. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. nowy rozdział na a-beautiful-regret.blogspot.com

    / obiecuję, że jutro jak wrócę z uczelni przeczytam dwa ostatnie rozdziały! przepraszam za takie opóźnienie, ale to wszystko przez te walone studia!

    OdpowiedzUsuń
  6. fajny rozdział
    zapraszam do mnie
    www.wszyscy-jestesmy-druzyna-narodowa.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że Łucja będzie studiować w Londynie, albo coś takiego, bo cholernie szkoda byłoby psuć coś tak pięknego... No w końcu jest w klasie maturalnej... Fajnie by było.
    Dziwna jest ta Alex, ale mam wrażenie, że między nią a Ox'em coś będzie. Nie dziwię się jej w niektórych sprawach, ale nie rozumiem, czemu chce być taka wredna. Może celowo chce zniechęcić wszystkich do siebie.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń