2012-10-28

Rozdział 9

     Dwa tygodnie zleciały w nadzwyczajnym tempie. Od tygodnia chodziłam podekscytowana i odliczałam dni do wyjazdu. Z Wojtkiem codziennie rozmawiałam przez skype. Nawet udało mi się porozmawiać z Jack Wilsherem i Nicklasem. Wszystko przez to, że wprosili się do mieszkania Wojtka, akurat wtedy, kiedy rozmawialiśmy i do konwersacji ku niezadowoleniu Wojtka dołączyli jego przyjaciele. Ale muszę przyznać, że we trójkę tworzą bardzo zgrane i zabawne trio.
     Dzień przed wyjazdem postanowiłam z dziewczynami wybrać się na zakupy. Chciałam kupić sobie kilka nowych rzeczy. Pojechałyśmy jak zwykle do naszej galerii. Najpierw poszłyśmy do Reserved. Zdawałam sobie sprawę, że pracuje tam Marcin, ale miałam cichą nadzieję, że nie będzie go na zmianie. Kiedyś ktoś powiedział pamiętne słowa: nadzieja matką głupich.
- Nie wieżę –mruknęła Magda. Powędrowałyśmy za jej wzrokiem. Koło lady stała Monika z Marcinem. Namiętnie się całowali. Skrzywiłam się na ich widok.
- Zrobiłabym im zdjęcie i pokazała je rodzicom Moniki – zatarła chytrze ręce Ania. Spojrzałam na nią ostrzegawczo. – No co?
- To już nie jest naszą sprawą, co robi i z kim – powiedziałam stanowczym tonem. Anka westchnęła.
- Wychodzimy? – Spytałam.
- Nie mam zamiaru psuć sobie zakupów z powodu głupiej blondi – prychnęła Magda. – Ani nie będę wychodziła ze sklepu. Idziemy. – Pociągnęła nas za rękę w głąb pomieszczenia. Ruda miała rację. Nie możemy w nieskończoność unikać Moniki.
     Oglądając ciuchy z dziewczynami śmiałyśmy się w niebogłosy. Co, jak co, ale lubiłam z nimi chodzić na zakupy. To one zaraziły mnie zkupoholizmem. Kilka razy dyskretnie spoglądałam na Monikę. Raz nawet nasze spojrzenia się spotkały, ale wtedy szybko odwróciła głowę. Podchodząc do lady byłam załadowana przeróżnymi ciuchami.
Rzuciłam je na ladę. Magda odchrząknęła, przerywając gruchającym sobie gołąbeczkom.
- Kupiłaś tyle rzeczy jakbyś jechała tam na dwa miesiące – zaśmiała się Anka. Monika spojrzała na nas zaciekawiona.
- Jedziesz gdzieś?
- Do Manchesteru. Nie pamiętasz? – Spytałam blondynki.
- Ale to nie twoja sprawa – rudowłosa warknęła do Moniki. Uważnie przyjrzałam się mojej byłej przyjaciółce. W jej oczach pojawił się smutek. Z rozmyślenia wyrwał mnie dźwięk dzwoniącego telefonu Moniki. Szybko wyszła ze sklepu i odebrała.
- Płaci pani kartą czy gotówką? – Spytał mężczyzna. Przeniosłam swój wzrok na Marcina.
- Kartą – odpowiedziałam. Wyciągnęłam z portfela kartę i podałam mu.
- Poczekamy przed sklepem – powiedziała Magda. Pokiwałam głową na znak, że dotarło do mnie. Wzięłam głęboki wdech.
- Słuchaj – zaczęłam. – Tylko skrzywdzisz Monikę, a będzie miał przechlapane. Monika jest bardzo wrażliwa i to, że już się nie przyjaźnimy nie oznacza, że się o nią nie martwię. Pamiętaj, że jeśli ją zranisz, będzie miał z nami do czynienia. – Wycedziłam. Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Twoja karta – powiedział oschle i oddał mi moją własność. – I do twojej wiadomości: nie wpieprzaj się w nie swoje sprawy. – ściszył ton głosu. – Monika jest tak głupia, że uwierzy mi we wszystko, co jej powiem. Ciekawe komu będzie wierzyć. – Powiedział z drwiną wymalowaną na twarzy. Uniosłam brwi do góry.
- Kwestia czasu – mruknęłam. – To tylko kwestia czasu. – Powtórzyłam i jak najszybciej opuściłam sklep, nie chcąc dłużej patrzeć na tego człowieka.

*****

     Następnego dnia musiałam wstać bardzo wcześnie, ponieważ samolot miałam zabukowany na godzinę ósmą. O szóstej zadzwonił mi budzik, ale już nie spałam. Z ekscytacji nie mogłam zasnąć. Już nie mogłam się doczekać, aż zobaczę całą drużynę Kanonierów. Damian, jak dowiedział się, że w obozie będzie też uczestniczyć drużyna Realu Madryt, kazał mi wziąć autograf od Pepe, a dziewczyny kazały zrobić mi zdjęcie nagiej klaty CR7. Pozostawię to bez komentarza.
     Na lotnisko zawiózł mnie mąż Katarzyny, ponieważ moi rodzice nie mieli już czasu. Mama nawet się ze mną nie pożegnała, tylko od razu poszła do samochodu. Maciek natomiast popłakał się, z tego że spełniam swoje marzeni, gdyż doskonale wiedział, jak bardzo zależało mi na tym, aby kiedyś poznać drużynę Kanonierów. Zdecydowanie w ich związku pozamieniali się rolami. To kobieta przeważnie jest czuła i wrażliwa, tylko, że rolę żeńską odgrywa chyba mój ojczym, a czarnym charakterkiem jest mama.
     Trochę się bałam lotu, ponieważ jeszcze nigdy sama nie leciałam samolotem, ale na szczęście nie było żadnych nie przewidzianych przeze mnie czarnych scenariuszów.
     Na lotnisku czekali na mnie Robert i Martyna. Macocha, kiedy mnie zauważyła pobiegła do mnie i mocno przytuliła. Tata, widząc mój bagaż lekko się przeraził.
- To tylko dwutygodniowy wypad. – Wymamrotał, taszcząc moje dwie wielkie walizki na kółkach. – Swoją drogą, nie wiem czy zmieszczą się do autokaru. – Zagadną, spojrzałam na niego z przestrachem. Wszystko, co znajdowało się w moim bagażu było mi niezmiernie potrzebne. – Żartowałem – zaśmiał się, widząc moją przerażoną minę.
     Wychodząc na zewnątrz przywitała nas typowo Londyńska pogoda. Ulewa i chłodny wiatr. Godzinę później byliśmy już w ich domu. Od mojego ostatniego pobytu nic się nie zmieniło, oprócz tego, że w pokoju, w którym ostatnio spałam zrobili mały remont. Przemalowali ściany z koloru zielonego na jasnofioletowy i wymienili meble.
- Teraz to będzie tylko twój pokój – zakomunikowała z uśmiechem Martyna. – Podoba ci się? – Spytała.
- Jeszcze się pytasz? Jest pięknie.
- Kazałam Robertowi odremontować ten pokój z myślą o tym, że będziesz do nas teraz częściej wpadać. – Powiedziała. Zrobiło mi się niezmiernie miło. Martyna była taka wspaniała. Szkoda, że moja mama nie ma tyle ludzkich uczuć, co moja macocha. Tata przy Martynie też się zmienił. Na lepsze, rzecz jasna. – Jutro zbiórka będzie o czwartej nad ranem, więc połóż się wcześniej, bo w autobusie na pewno nie zaśniesz – uśmiechnęła się przyjaźnie. – Ta banda wariatów jest czasem nie do zniesienia, ale mimo swoich wad są bardzo kochani.
- Cała drużyna jedzie? – Zapytałam, wygodnie rozkładając się na łóżku.
- Pierwszy skład, rezerwowi, trener pierwszego składu i trener bramkarzy, Robert, ja, analityk piłkarski, lekarz i pan Wenger. Reszta zostaje w Londynie. – Odpowiedziała.
      Resztę dnia przesiedziałam przed telewizorem. Wojtek chciał się ze mną spotkać, ale do osiemnastej miał trening, a pan Peyton nie chciał go wcześniej puścić.
     Spać położyłam się o dwudziestej. Na drugą trzydzieści nastawiłam budzik, ponieważ przed wyjazdem chciałam wziąć jeszcze szybki prysznic. Przed czwartą byliśmy już na miejscu. Prawie wszyscy już się zebrali. Brakowało tylko Wojtka i Alexa. Nieśmiało podeszłam do chłopaków.
- Cześć – przywitałam ich. Odwrócili się do mnie i wszyscy rzucili się w moją stronę, chcąc się ze mną przywitać.
- Witam piękną damę – uśmiechną się zawadiacko Bendtner.
- Pewnie nie mogłaś się doczekać wyjazdu z boską drużyną, super ciasteczek – powiedział Aaron Ramsey i dumnie wypiął pierś.
- Tak Ramsey, zwłaszcza ciebie nie mogła się doczekać – powiedział z przekąsem Bendtner i wybuchł śmiechem.
- Milcz kretynie – warknął Aaron. Nick spiorunował spojrzeniem młodszego kolegę.
- Sam milcz, kurza mordo – wywarzał.
- Sam masz kurzy ryj – odpyskował. Wilshere westchnął ciężko.
- Oni tak zawsze – szepnął mi na ucho. Zaśmiałam się.
- Z kim siedzisz w autobusie? – Zagadnął Theo Walcott.
- Oczywiście, że zemną. – Powiedział z pewnością w głosie Bendtner. – Prawda? – wrócił się do mnie. Jak miło, że zapytałeś, pomyślałam.
- Z tobą praszczurze na pewno nie będzie chciała – mruknął Aaron.
- Skąd to wiesz, ptasi móżdżku?
- Kto ma ptasi móżdżek, to ma – syknął.
- Trzymajcie mnie – powiedział lekko podniesionym głosem. Wilshere podbiegł do kolegi i złapał za ramiona. – To była metafora. – Warknął do kumpla.
- A co to metafora? – Spytał. Nick przewrócił oczami i spojrzał na mnie. – Ze mną siedzisz, prawda?
- To ja pierwszy zapytałem i to ze mną będzie siedziała – odparł Theo. Rozejrzałam się dookoła, szukając Martyny i ojca, ale nigdzie ich nie było.
- Lucy będzie siedzieć ze mną – zaoponował Robin van Persie.
- A niby czemu? – Zmrużył groźnie oczy Theo.
- Bo jestem kapitanem? – Spytał, ale jego ton głos wskazywał, że jest to jasne, jak słońce.
- Ta młoda piękność ze mną będzie siedzieć – wtrącił nagle pan Wenger stojąc za grupką kłócących się chłopaków. – I bez dyskusji – dodał tonem nie znoszącym sprzeciwu, widząc, że Bendtner chce zabrać głos. – I marsz mi do autobusu, bo zaraz się rozmyślę i zostawię was tutaj wszystkich. – Warknął, wskazując swoją prawą ręką w stronę autokaru. Chłopaki bez wszelkich sprzeciwów pobiegli do autobusów. Pan Arsene spojrzał na mnie z uśmiechem. – Z nimi trzeba ostro, krótko i stanowczo. Musisz to pamiętać. Te dwa tygodnie pod jednym dachem będą ciężkie.
- Zapamiętam – odparłam.
- Chodźmy już do środka – powiedział, wziął mnie pod rękę i skierowaliśmy się do autokaru.
     Wchodząc do autobusu usłyszałam wielki jazgot. Jeden przekrzykiwał się przez drugiego. Czekała mnie długa i ciężka podróż. Odnalazłam wzrokiem dwa wolne miejsca. Usiadłam pod oknem. Dostrzegłam, że przyjechał jakiś samochód. Wysiadł z niego Wojtek, potem podjechało drugie auto, z którego wyszedł Alex. W zaskakująco szybkim tempie zapakowali swoje walizki i weszli do autokaru. Pan Wenger czekał przy drzwiach. Kiedy dwójka chłopaków weszła do środka, trener przywitał ich bardzo znaczącym gestem. Pan Arsene lewą lenkę wskazywał zegar wmontowany w telewizor.
- Która jest godzina? – Spytał spokojnie. Chłopacy wymienili spojrzenia. – Która jest godzina? – Powtórzył.
- No przecież jest czwarta piętnaście, nie widzi pan, czy nie zna się pan na zegarku, chociaż to lekki wstyd, aby nie ogarnąć zegarka elektronicznego, rozumiem zwykły, ale ten. – Powiedział Theo. Wenger spojrzał na swojego podopiecznego z furią.
- Jeszcze jedno słowo Walcott, a wylecisz z autobusu szybciej niż wszedłeś – warkną.
- Gamoń – skwitował Bendtner.
- Chce coś pan dodać - zwrócił się do piłkarza. Chłopak pokiwał przecząco głową. – Tak, jak trafnie zauważył pan Walcott jest czwarta piętnaście, co wynika z tego, że mieliście być tutaj piętnaście minut temu. Macie coś na swoją obronę. Bo jeżeli nic, to żegnam panów i nie jedziecie z nami – syknął. Spojrzałam z przestrachem na Wojtka. Na ten wyjazd czekałam tylko i wyłącznie ze względu na niego.
- Więc tak – odchrząknął Wojtek. Był opanowany i ze stoickim spokojem zaczął kontynuować. – Więc wyjechałem z domu jakieś czterdzieści minut temu, ale były korki na ulicy. – Wypalił. Trener uniósł do góry lewą brew.
- Doprawdy? – Drążył straszy mężczyzna. Wojtek pokiwał ochoczo głową, dyskretnie szturchnął kolegę, żeby poparł go.
- Naprawdę trenerze – odezwał się Alex.
- Przecież mieszkacie w dwóch różnych kierunkach – założył ręce na piersi.
- Ale Alex dzisiaj u mnie nocował – wyjaśnił szybko blondyn. – Prawda? – Zwrócił się do młodszego kolegi.
- Prawda, prawda – odarł chłopak.
- Ale to nie możliwe, że były korki, bo mieszkasz niedaleko naszej ulicy, a nas korki nie złapały – wtrącił tata. Wojtek spojrzał na Martynę szukając ratunku. Kobieta dała kuksańca w bok swojemu mężowi. – Ale właściwie kilka minut różnicy i korki mogły się zrobić – zmienił śpiewkę Robert.
- I co trenerze? – Spytał Wojciech. Wenger odsunął się tak, żeby przeszli i uśmiechnął się złośliwie.
- I tak wam nie wierzę – parsknął. Wojtek, kiedy mnie zauważył szeroko się uśmiechną, a mi kamień z serca spadł. Chciał koło mnie usiąść, ale trener go wyprzedził i wygodnie się koło mnie rozsiadł. Alex pociągnął kolegę w głąb autokaru. Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam oczy.
- Panie kierowco – usłyszałam donośny głos Aarona, który za mną siedział. – Włączy pan tą płytę, którą przyniosłem? – Zapytał.
- Niech pan nie włącza! – Wykrzyknął Bendtner.
- Zamknij się czubie – warknął Ramsey.
- Człowieku, nie mam zamiaru słuchać znowu US5. Jesteś mężczyzną czy kobietą, że słuchasz takiego dziadostwa.
- To nie jest dziadowskie – zaprzeczył urażony. – To klasyka.
- Pięciu pedałów, śpiewających „kaman bejbe” nazywasz klasykiem? – Spytał z ironią.
- Siedź już cicho – mruknął.
- Przez słuchawki sobie słuchaj tego gówna – zaproponował Nick, łagodniejszym tonem. Niestety to nic nie dało, ponieważ, kiedy Aaron włączył muzykę na swoim sprzęcie, nawet przez słuchawki melodia się niosła. 
- Oszaleję z tym chłopakiem – westchnął Nick. Odwrócił się do mnie przodem. – Co robisz?
- Siedzę – odpowiedziałam.
- Widzę
- To po co się głupio pytasz? – Ryknął Wenger.
- Przepraszam pana bardzo – powiedział obrażonym tonem. – Czy pan zawsze
- Czy możesz zamknąć swoją buzię chociaż przez pięć minut? Chciałbym tylko dokończyć rozdział. – Przerwał piłkarzowi.
- A co pan czyta?
- Milcz – warknął. Z miną zbitego psa odwrócił się i mieliśmy chociaż przez chwilę spokój. Niestety ta chwila nie trwała długo. Aaron słuchając swojego ulubionego zespołu tak się wczuł, że zaczął śpiewać. Jak dobrze odgadłam to chyba „Let you go”. Kilka lat temu byłam ich fanką, ale jak zwykle, wszystko z czasem mija i wyrosłam z tego.
- „Baby I'm just hoping that you will trust me
I can't control my feelings” – Śpiewał. Mężczyzna, siedzący koło mnie z impetem zamknął masywną książkę, spakował ją do podręcznej walizeczki. Odwrócił się do naszych sąsiadów.
- Aaron – zawołał. Cisza. – Aaron – powtórzył. Chłopak miał przymknięte oczy i nic nie słyszał, a jego kolega Łukasz, który siedział koło niego spał w najlepsze. – Ramsey! – Wydarł się na całą parę, tak, że Łukasz się zbudził.
- Kto tak mordę wydziera? – Spytał, przecierając oczy. Spojrzał na źródło krzyku. Przełknął nerwowo ślinę. – Przepraszam, myślałem, że to Bendtner.
- Kto mnie woła? – Spytał radośnie sam zainteresowany. Trener wziął głęboki wdech, żeby tylko nie wybuchnąć. Szturchnął delikatnie Aarona. Chłopak otworzył oczy i wyciągnął jedną słuchawkę.
- Stało się coś czy chce pan jedną słuchawkę? – Zapytał. Stłumiłam śmiech.
- Nie Aaron, tylko ścisz muzykę i nie śpiewaj. – Odparł ze spokojem.
- Już się robi – powiedział chłopak i trochę ściszył odtwarzacz.
- Trenerze! – Zawołał z drugiego końca Alex.
- Czego? – Zapytał. Z nimi gorzej, jak z dziećmi.
- Mam ogromny problem – odparł.
- A co się stało?
- Kryzys! – Krzyknął, unosząc swoje ręce ku górze. – Kryzys – powtórzył dramatycznie.
- W związku z czym?
- Mam lęki wewnętrzne – wyjaśnił.
- Z tym nie do mnie tylko do psychologa. Ben! – Zawołał kolegę.
- Ale proszę pana! – Jęknął oburzony Alex. – Sam pan powiedział, że jeżeli będziemy mieć kłopoty, mamy do pana przyjść i zwierzyć się ze swoich problemów, a ja takowe mam. – Mruknął. Mężczyzna westchnął.
- Za jakie grzechy mnie to spotyka – powiedział bardziej do siebie.
- To co? Możemy porozmawiać?
- Ale teraz?
- Tak – pokiwał ochoczo głową.
- Nie może ten twój kryzys poczekać do Manchesteru. Nie ma tu warunków na prywatne zwierzenia. A poza tym, będę musiał opuścić swoją sąsiadkę.
- Ale ja mam pomysł – powiedział konspiracyjnie. - Wojtek pójdzie do Lucy, a pan do mnie – zaproponował. Nawet ucieszyłabym się z takiego obrotu sprawy. – To co? Jest szansa na szczerą i męską rozmowę?
- No dobrze – powiedział zrezygnowany. Wstał z miejsca i podszedł do chłopaka, w tym czasie Wojtek siedział już koło mnie.
- Witaj – uśmiechnął się. – Jak podróż?
- Trochę męcząca – odpowiedziałam cicho, na co chłopak się zaśmiał.
- Z czego się śmiejecie? – Spytał zaciekawiony Bendtner, odwracając się do nas. – Opowiadacie sobie kawały? – Nawet nie zdążyliśmy odpowiedzieć, a już kontynuował. - Mogę się przyłączyć? Znam świetne kawały.
- Ja też – dołączył się Jack Wilshere.
- Ja pierwszy – powiedział podekscytowany Nicklas. – Znacie ten? – Zamilkł na moment i zaczął opowiadać. – „Siedzi mężczyzna na kibelku i stęka. Stęka coraz głośniej, nagle żona przez przypadek gasi światło, a facet:
- O jejku, o kurka, aaaaa kwa mać - żona zapala światło, wchodzi do łazienki i się pyta:
- Co się stało!? Co się stało?
Mąż na to wystraszony z ulgą: - O rany , o kurcze! Myślałem, że mi oczy pękły.” – Kiedy skończył wybuchł gromkim śmiechem. Razem z Wojtkiem wymieniliśmy spojrzenia.
- Nie ma to jak śmiać się z własnych dowcipów – mruknął Szczęsny.
- Ale śmieszny, co nie? – Spytał, spoglądając na mnie.
- Nie – odpowiedziałam szczerze.
- Jak to? – Bąknął. – A może ten: „Wsiada pijany mężczyzna do pierwszej lepszej taksówki. Taksówkarz się pyta:
- Dokąd jedziemy?
- Do domu!
- A dokładniej !?
- Do sypialnie na drugim piętrze.... „ I co?
- Niestety – odarłam. Chłopak nie poddawał się.
- A może ten: „Podchodzi nietuzinkowy wariat do automatu z colą, wrzuca monetę, otwiera puszkę, wypija i tak przez kwadrans. Jegomość za nim:
-Panie, ja też chcę pić.
-Nie ma głupich, ja wciąż wygrywam.”
- Wybacz, ale to nie jest śmieszne.
- A może
- Teraz ja – przerwał Jack. - List z wakacji:
„Jest pięknie. Świetnie wypoczywam. Bądźcie spokojni i nie martwcie się o mnie.
P.S. Co to jest epidemia?” – Kiedy skończył mówić dowcip razem w Wojtkiem zaczęliśmy się śmiać.
- Ten kawał był bez sensu – mruknął Bendtner. – Tutaj świetnie wypoczywa, a potem się pyta, co to epidemia. Nie rozumiem – powiedział obrażony. – A może ten wam się spodoba: „Ponoć blondynki stosują 2 metody antykoncepcyjne:
1. zaciskanie kolan
a gdy to nie pomoże
2. zaciskanie kciuków.”
- Nick, zrozum, że twoje kawały nie są śmieszne – powiedziałam powoli, uważając na to, żeby nie zranić chłopaka.
- Ale jak to? – Oburzył się. – Przecież laski zawsze śmiały się z moich dowcipów.
- Laski? – Zmrużyłam groźnie oczy.
- Dziewczyny – poprawił. – A może ten ci się spodoba.
- Daj już spokój – rzekł stanowczo Wojtek.
- Nie to nie – powiedział obrażony i odwrócił się.
- I pomyśl, że tak będzie przez dwa tygodnie – szepnął mi na ucho.
     Te dwa tygodnie będą długie i bardzo ciężkie.

*****

     Na miejsce do jechaliśmy niecałe cztery godziny później. Oczywiście szybciej byśmy dojechali, ale bardzo często musieliśmy stawać na stacjach benzynowych, ponieważ Alexowi, co chwilę chciało się do toalety. Na parkingu przed hotelem stał już autobus Realu Madryt. Podobno już wczoraj przylecieli do Manchesteru. 
     Hotel był bardzo ekskluzywny i na pewno bardzo drogi. W budynku znajdowały się cztery piętra. Pierwsze piętro mieli zajmować chłopaki z Manchesteru, drugie Kanonierzy, a trzecie z Realu. Czwarte było dla sztabów szkoleniowych. W poczekalni hotelowej pan Wenger wywiesił listę z numerami pokoi, i kto z kim będzie mieszkał. Niestety ja miałam mieć pokój na drugim piętrze, ponieważ na czwartym już nie było miejsca.
- To chyba jakiś skandal! – Wydarł się Bendtner. – Mam dzielić pokój z Aaronem! Nie mam zamiaru spać w jednym pokoju z tym lalusiem.
- I vice versa – odwarknął Ramsey.
- Chodź, pomogę ci z tymi walizkami – powiedział tata i zabrał moje bagaże. Pognaliśmy w kierunku pokoju numer dwieście sześć.
- I jak ci się podoba hotel? – Zapytał, kiedy byliśmy w moim tymczasowym pokoju.
- Ładny – odparłam.
      Rozejrzałam się dookoła. Pokój był niewielki, ale przytulny. Ściany były koloru beżowego, łóżko było wielkie, co najmniej dla czterech osób. Meble były z jasnego drewna. Firanki były białe, a rolety w kolorze fioletu.
     Tata postanowił zostawić mnie samą, abym mogła w spokoju się rozpakować. Jednak moja idylla nie trwała długo. Chwilę po tym, jak Robert opuścił mój pokój, usłyszałam energiczne walenie do moich drzwi.
      Kiedy otworzyłam drzwi przed oczami ukazała mi się świeca szóstka: Bendtner, Wilshere, Chamberlain, Walcott, Ramsey i Szczęsny. Na tego ostatniego moje serce trochę mocniej zabiło. Byłam na siebie wściekła, że tak na mnie działa.
- Cześć – powiedzieli chórem. Mimo woli uśmiechnęłam się.
- Czego panowie chcieli? – Zapytałam.
- Poinformować, że jesteśmy sąsiadami – powiedział Ramsey. – My mieszkamy w pokoju dwieście pięć – wskazał na siebie, Bendtnera i Walcott’a.
- A my w dwieście siedem – odparł z lekkim uśmiechem Alex.
- Jeżeli będziesz miała jakiś problem z tymi bufonami z Realu lub Manchesteru wal do nas – rzekł z powagą w głosie Walcott. -
- Będę pamiętać.
- Chłopaki, już uprzykrzacie życie Lucy – powiedział trener, taszcząc swoją walizkę. – Może któryś mi pomoże? – Spytał. – Walcott.
- A nie mógł pan windą jechać – jęknął.
- Mogłem, ale była kolejka. Masz – wcisnął do ręki Theo swoją walizkę. – Na czwarte piętro – zakomunikował. – A wy pamiętajcie, że o dziesiątej jest śniadanie, a o dwunastej spotkanie zespołowe. – Obwieścił nam.
- Dobrze trenerze – powiedzieli chórem.
     Korzystając z tego, że do śniadania zostało nam niecałe dwadzieścia minut, chłopaki wpadli na pomysł, żeby obejrzeć cały hotel. Budek był ogromny i prawie się zgubiliśmy, ale wszystko przez to, że Bendtner był naszym przewodnikiem. W holu jest mały stosik map, ale Nicklas stwierdził, że jego piąty zmysł doskonale oprowadzi nas po obiekcie i nie potrzebne mu żadne mapy. Ale przynajmniej dowiedzieliśmy się, że po drugiej stronie ulicy jest hala treningowa, a wszystko przez to, że Bendtner wyprowadził nas na dwór, bo korytarze i drzwi mu się pomyliły.
- Jesteś głupi – skwitował Alex, kiedy znaleźliśmy właściwy korytarz, prowadzący do stołówki. Wchodząc do jadłodajni zorientowaliśmy się, że już wszyscy są. 
- No nareszcie – powiedział Robin van Persie, machając do nas z drugiego końca restauracji. Przy stoliku siedzieli także Mikel Arteta i Walcott. Przy stoliku obok siedziało część sztabu Kanonierów, w tym Robert i Martyna, a naprzeciwko naszego stolika siedzieli Cristiano Ronaldo, Pepe, Iker Casillas i  Kaká.
     Czułam się trochę nieswojo. Z każdej strony otaczały mnie największe gwiazdy piłki nożnej. Spojrzałam na chłopaków, z którymi siedziałam. Wydawali się nie odczuwać presji. Śmiali się i wygłupiali tak jak zawsze.
- Nie spinaj się tak – zwrócił się do mnie Bendtner z pełną buzią. Ramsey skrzywił się.
- Nie mówi się z pełną gębą – upomniał kolegę Aaron.
- Nie mam gęby, gnojku – warknął. Mikel spojrzał na młodszych kolegów z politowaniem.
- Za gnojka to zaraz po mordzie dostaniesz – zagroził Ramsey. Bendtner zaśmiał się.
- Ale się przestraszyłem. – Powiedział i posłał w stronę kolegi cwaniacki uśmiech. Spojrzałam na Aarona, jego twarz z lekko czerwonej zamieniła się w purpurową.
- Uspokójcie się – westchnął rozdrażniony Robin. Nicklas pokazał język swojemu koledze z pokoju. Ramsey zamachną się i chciał uderzyć Nicka, ale w porę jego rękę złapał Wojtek.
- Bo zaraz stąd wylecisz. – Warknął blondyn. – Panie trenerze – zwrócił się do Wengera. – Czy to dobry pomysł, aby Nicklas i Aaron dzielili razem pokój?
- Jeżeli się pozabijają, to będziemy mieć przynajmniej spokój – zaśmiał się starszy mężczyzna.
- Zabawne, naprawdę – burknął Bendtner.
     Po śniadaniu postanowiłam szybko ewakuować się do mojego pokoju. Chciałam trochę odpocząć. Niestety utknęłam pod drzwiami, ponieważ karta do pokoju chyba się popsuła. Przeklęłam pod nosem i jeszcze raz włożyłam kartę do czytnika.
- Pomóc? – Dotarł do mnie czyjś głos. Odwróciłam się do tyłu. Moja mina musiała wyglądać dość komicznie, ponieważ pan Cristiano zaśmiał się cicho. – Nie możesz otworzyć drzwi? – Spytał. Pokiwałam twierdząco głową. Wziął ode mnie klucz i sam spróbował otworzyć. Skandal! Od razu drzwi się otworzyły.
- Dzięki – powiedziałam nieśmiało.
- Nie ma za co.
- Co się tu dzieje? – Spytał Bendtner podchodząc do nas. Spojrzał groźnie na rywala.
- Pomogłem pięknej damie otworzyć drzwi. – Odpowiedział.
- Mogłaś na nas poczekać – zwrócił się do mnie Nicklas.
- Bez was sobie doskonale poradziła – rzekł. Brunet spojrzał na mnie. – Jestem Cristiano
- Ronaldo, tak, tak – przerwał Nicklas – wszyscy wiemy – powiedział z przekąsem. Spojrzałam na Bendtnera ostrzegawczo. – A teraz dziękujemy panu – dodał.
- Cris! – Pepe krzyknął z drugiego końca korytarza.
- Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy – mrugnął do mnie.
- Na murawie się przecież zobaczymy – powiedział zbity z tropu Nick.
- Mówiłem do
- Tak, tak dziękujemy już panu – znowu przerwał.
- Jak masz na imię? – Spytał, ignorując chłopaka.
- No chodź, rzesz! – Krzyknął Pepe. W tym samym czasie Nicklas otworzył drzwi od mojego pokoju i wepchnął mnie do środka.
- Co to miało niby być? – Warknęłam, kiedy zamknął za sobą drzwi.
- Nie musisz mi dziękować.
- Dziękować?! – Wykrzyknęłam. – Chciał się tylko przedstawić.
- A potem do swojego łóżka zaprowadzić – dodał, akcentując dokładniej dwa ostatnie słowa. Westchnęłam rozdrażniona. – Słuchaj, ja bardzo dobrze go znam. Zobaczył fajną laskę i pomyślał, że może się zabawić – odparł.
- Nie ważne – mruknęłam.
- Trzymaj się od tego faceta z daleka. – Ostrzegł z powagą. Skinęłam głową, na znak, że zrozumiałam.


*****

     Do obiadu miałam spokój. Mogłam się przespać i trochę odpocząć. W tym czasie chłopacy byli na spotkaniu z panem Wengerem. Tego, co zrobił Nicklas nie komentowałam. Trochę przesadził, bo przecież Cristiano chciał się tylko przedstawić, nic więcej. Czy zawsze cześć u facetów oznacza: choć ze mną do łóżka? Postanowiłam jednak wymazać owy incydent z pamięci. Korzystając z tego, że mam chwilę spokoju zadzwoniłam do Anki.
- No nareszcie dzwonisz – powiedziała czerwono włosa. – Opowiadaj, jacy są?
- Wariaci – odparłam z uśmiechem. – W autobusie istny harmider. Są naprawdę mili i zabawni.
- A jak tam moje zdjęcie gołej klasy CR7? – Spytała. Przed oczami pojawiła mi się scena z Cristiano.
- Zmieniłaś obiekt swoich zainteresowań i westchnień? – Zaśmiałam się.
- No tak – powiedziała oczywistym tonem. – Za Wojtkiem już nie wypada, ponieważ jest twój.
- Nie jest mój – zaprzeczyłam szybko.
- Ale może kiedyś
- Przestań – mruknęłam. – Może mieć każdą, ja na pewno nie jestem w jego typie.
- A nie chciałabyś utrzeć nosa Sandrze? – Zagadnęła.
- Ja wyznaję trochę inne wartości niż ona. – Odparłam sucho. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Idziesz na obiad? – Zapytała Martyna, delikatnie otwierając drzwi.
- Tak – odpowiedziałam. – Muszę kończyć, zadzwonię później, pozdrów Magdę i Damiana. Cześć. – Rozłączyłam się i wstałam z łóżka. Nałożyłam buty, zabrałam z szafki nocnej klucz i wyszłam z pokoju.
- Jak ci się tu podoba? – Spytała, uwarzenie przyglądając mi się.
- Jest bardzo fajnie – odpowiedziałam.
- Chłopaki są wniebowzięci, że pojechałaś z nami.
- Cieszę się. – Mruknęłam. Wchodząc do restauracji wszystkie spojrzenia powędrowały na nas. Miałam ochotę zakopać się pod ziemię. Przechodząc koło stolika, przy którym siedzieli: Per Mertesacker, Thomas Vermaelen, Łukasz Fabiański, Olivier Giroud i Alexandre Song wice kapitan wstał i zwrócił się do mnie:
- Dosiądziesz do nas?
- Lucy z nami będzie siedzieć – powiedział stanowczo Ramsey, biorąc mnie pod rękę i prowadząc do stolika, przy którym rano siedzieliśmy. Nawet nie miałam, jak zareagować.
- Gdzie Wojtek? – Spytałam, rozglądając się.
- Rozmawia przez telefon – odpowiedział Alex i nalał sobie zupy. Spojrzałam na drzwi wejściowe. Pojawił się w nich bramkarz. Miał niewyraźną minę, musiało się coś stać. Podchodząc do nas uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Nudziłaś się bez nas? – Spytał. Jego uśmiech nie znikał, ale nie sięgał on jego niebieskich oczu.
- Spałam – przyznałam szczerze.
- Co robimy dzisiaj wieczorem? – Spytał Ramsey.
- Jutro na dziewiątą mamy pierwszy trening, więc nie możemy szaleć – przypomniał van Persie.
- Tak, wiem panie kapitanie. – Powiedział z ironią. – Może wieczór integracyjny? – Zaproponował.
- Z tymi bufonami z Realu i Manchesteru? – Powiedział z obrzydzeniem Alex. – Prędzej pójdę na randkę z Wengerem.
- Słyszałem! – Krzyknął trener. Chłopak zrobił się czerwony ze wstydu. – I nie przeginaj, bo nie zagrasz w pierwszym składzie. – Zagroził.
- A miałem zagrać? – Spytał głupio.
- Teraz już nie wiem – mruknął mężczyzna, złośliwie się uśmiechając.

*****

     Po kolacji chłopaki wpadli na pomysł, żeby urządzić wieczór filmowy. Ku niezadowoleniu Bendtnera wieczór horrorów. Chłopaki z wypiekami na twarzy wybierali te najstraszniejsze filmy. Ramsey już planował zrobić w nocy mały kawał Nicklasowi, ale Wojtek wybił mu ten pomysł z głowy, tylko dlatego, że go o to poprosiłam.
     W połowie filmu dołączyli do nas Karim Benzema i Fábio Coentrão z Realu. Było miło, ale po kilku godzinach oglądania głowa mnie rozbolała. Postanowiłam się trochę przewietrzyć. Wzięłam kurtkę i wyszłam z hotelu. Przywitał mnie bardzo mocny wiatr. Usiadłam na pobliskiej ławce i mocniej się opatuliłam.
- Sama o tej porze wychodzisz? – Dotarł do mnie głos Wojtka. Podszedł i usiadł na ławce.
- Głowa mnie rozbolała i chciałam się przewietrzyć. – Wyjaśniłam.
- Za dużo wrażeń, jak na jeden dzień. – Odparł.
- Chłopaki są świetni, ale strasznie męczący.
- Oni się dopiero rozkręcają. – Pocieszył mnie. – Z nimi nie da się nudzić. Dlaczego nie przyszłaś na spotkanie drużynowe? – Zapytał.
- Przecież nie jestem w drużynie i to nie moja sprawa, jakie tematy poruszacie.
- Pan Wenger był trochę zawiedziony, że nie przyszłaś. A poza tym przez dwa tygodnie będziesz członkiem drużyny. Rzekłbym, że nawet najładniejszym członkiem – mrugnął do mnie. Mimo, że na dworze było kilka stopni poniżej zera zrobiło mi się gorąco.
- To nie moja sprawa – zaczęłam. Blondyn spojrzał na mnie zachęcająco. – Ale stało się coś?
- Czemu o to pytasz?
- Jesteś smutny – stwierdziłam.
- Jako jedyna to zauważyłaś. – Westchnął. – Sandra dzwoniła. – Powiedział. – Chce do mnie wrócić. Nawet planowała, że przyjedzie tutaj i spędzi te dwa tygodnie ze mną.
- I co?
- Powiedziałem jej, że z nami koniec. To, co było już nie wróci. A poza tym nie jestem tutaj na wakacjach. – Wyjaśnił. – Mówiła, że bardzo jej na mnie zależy i że mnie kocha.
- Wierzysz jej? – Wypaliłam.
- Nie – odparł. – Nie chcę mieć z tą dziewczyną nic do czynienia. Byłem po prostu głupi, będąc z nią. Ale w porę się obudziłem.
      Rozmawialiśmy bardzo długo. Czas w jego towarzystwie mijał bardzo szybko. Jednak wspólnie uznaliśmy, żeby wracać, ponieważ zrobiło się już bardzo zimno i zaczął deszcz kropić. Kiedy weszliśmy do hotelu usłyszeliśmy hałasy, dobiegające z salonu hotelowego. Spojrzeliśmy na siebie i skierowaliśmy się do źródła wrzasków. Widok, panujący w pokoju lekko nas przeraził.
- Ile nas nie było, że coś przegapiłem? – Spytał Wojtek, patrząc na kolegów z politowaniem. Część drużyny siedziała z zwartym kole i grała w rozbieranego pokera.
- Nie było was ponad godzinę – odpowiedział z wyrzutem Aaron. Był pozbawiony butów, spodni i koszulki.
- Swoją drogą, co tak długo na dodatek sami robiliście tyle czasu? – Zagadnął Theo, podejrzliwie mrożąc oczy.
- Dziki seks – odparł ze śmiechem Nicklas.
- Zazdrościsz Bendtner? – Warknął Wojtek.
- Ja już pójdę spać – powiedziałam. Wojtek na mnie spojrzał.
- Pójdę cię odprowadzić.
- Tylko nie siedź u Lucy zbyt długo! – Zawołał za nami Ramsey.
- Nie przejmuj się tymi docinkami – odparł, kiedy znaleźliśmy się pod drzwiami mojego pokoju.
- Wiem, że tylko się zgrywali – powiedziałam. Otworzyłam zamek i drzwi. – Dobranoc – pożegnałam się. Chciałam wejść do pokoju, ale Wojtek mnie zatrzymał. Pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc – uśmiechnął się przyjaźnie i odszedł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz