2012-10-28

Rozdział 8

     Dźwięk budzika zbudził mnie od razu. Wyłączyłam szybkim ruchem ręki urządzenie i wstałam z łóżka. Dzisiaj pierwszy raz po przerwie świątecznej miałam iść do szkoły. Trochę się tego obawiałam, ponieważ od czasu mojej kłótni z Moniką nie rozmawiałyśmy. Dziewczyny raczej też niczego nie wiedzą, bo jeżeli Monika by coś wygadała od razu któraś by do mnie zadzwoniła. Swoją drogą, jestem ciekawa, co powie Magdzie i Ance, że nie rozmawiamy. Na pewno nie to, że jej chłopak jest o jedenaście lat od niej starszy. Dziewczyny nie są aż tak wyrozumiałe, jak ja i od razu z tą wiadomością pobiegną do rodziców Moniki. Nawet ucieszyłabym się z takiego obrotu sprawy. Mimo, że już się nie przyjaźnimy martwię się o Monikę i nie chcę, żeby cierpiała przez Marcina, a na pewno się to stanie. Prędzej czy później. Nie mam zamiaru wymyślać kolejnych kłamstw, jeżeli Anka i Magda spytają się, co zaszło pomiędzy mną a Moniką. Zostały mi tylko one, nie chcę jeszcze ich stracić.
     Przelotnie spojrzałam na zegarek. Była siódma dwadzieścia. Ubrałam kozaki i kurtkę, zabrałam z kanapy torbę i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Wyszłam wcześniej, aby nie spotkać Moniki po drodze. Nie byłam jeszcze w stanie od samego rana widzieć się z moją byłą przyjaciółką. Dochodząc do przystanku autobusowego odetchnęłam z ulgą, ponieważ nie zastałam blondynki. Usiadłam na ławce i cierpliwie czekałam na autobus.
     Kiedy wyczekiwany perze zemnie autobus przyjechał, wsiadłam do niego i zajęłam miejsce pod oknem. Wyciągnęła z torby iPhona, włożyła słuchawki do uszów i włączyłam muzykę. Na przystanku, na którym wysiadałam czekali, jak zawsze moi przyjaciele.
- Co tak wcześnie? – Spytała rudowłosa. Wzruszyłam tylko ramionami.
- A gdzie Monika? – Odezwał się po chwili Damian.
- Pojechałam wcześniejszym autobusem – odparłam, siląc się na to, aby mój głos brzmiał naturalnie. Anka zmrużyła podejrzliwie oczy, ale nic nie powiedziała.
- Czekacie na Monikę czy idziecie? – Zapytałam.
- Trochę zimno – powiedział Damian.
- To wy idźcie, a my zostaniemy i poczekamy – zaproponowała Magda. Chłopak skinął głową na znak, że się zgadza i skierowaliśmy się w stronę szkoły.
- Szkoda, że nie pojechałyście z nami na koncert sylwestrowy – zagadnął Damian.
- Trochę źle się czułam – odparłam wymijająco. Modliłam się w duchu, żeby tylko nie kontynuował tego tematu. Moje modły na szczęście się spełniły.
     Kiedy już w milczeniu siedzieliśmy pod klasą i czekaliśmy na dziewczyny, dostrzegliśmy Monikę w towarzystwie Sandry i jej przyjaciółek. Ten widok bardzo zadziwił mojego przyjaciela. Kilka minut później Anka z Magdą weszły do szkoły. Z ich twarzy wyczytałam, że były wściekłe. Coś musiało się stać. Podeszły do nas oburzone.
- Czy mnie oczy nie mylą – mruknął Damian.
- Ciebie oczy, a na oczy i uszy – warknęła zdumiona Magda i usiadła koło swojego chłopaka.
- Co się stało? – Spytałam nie pewnie.
- Kiedy wy poszliście już do szkoły, jakiś czas później podjechał drugi autobus. Monika wysiadła z Sandrą i jej świtą. Generalnie nas olała, a kiedy do niej podeszłyśmy wydarła się, że nie chce nas znać. – Wyjaśniła czerwono włosa.
- Tak po prostu? – Spytał brunet. Anka pokiwała energicznie głową. – A chociaż powiedziała dlaczego?
- Powiedziała, że mamy spytać się Łucji. – Odpowiedziała Magda.
- Mnie?! – Pisnęłam. – No dobrze – westchnęłam. – Powiem wam, ale nie tutaj. – Odparłam.
    Monika pewnie myśli, że znowu coś wymyśle, żeby kryć ją, ale nie tym razem. Jeżeli dziewczyny odsyłała do mnie, opowiem im całą historię. Wszystko mi jedno, jak poczuje się Monika. Mam dość tych kłamstw.

*****

- Teraz opowiadaj – powiedziała Anka.
     Ciężko westchnęłam. Siedziałyśmy u Magdy w domu i miałam im wszystko wyjaśnić, dlaczego Monika zachowuje się, jak skończona idiotka. Dziwi mnie tylko fakt, że wciągnęła do tego też Magdę, Ankę i Damiana. Bo przecież to ja ją „oszukałam”.
- Więc wszystko zaczęło się od tego, że zakochała się o jedenaście lat starszym od siebie mężczyźnie – zaczęłam. Damian prawie zleciał z łóżka, a Magda zachłysnęła się herbatą. – I to nie koniec – dodałam. Kiedy im wszystko opowiedziałam, ich aparaty mowy opadły ze zdziwienia. Oczywiście liczyłam się z tym, że mogą mieć do mnie pretensje. – Bardzo was przepraszam. – Mruknęłam.
- Przecież nic się nie stało – uśmiechnęła się lekko Anka.
- Monika doskonale wie w co się pakuje – zmarszczyła brwi Magda.
- A jej rodzice wiedzą? – Spytał Damian. Spojrzałam na niego krzywo.
- Wam nie powiedziała, to na pewno jej rodzice o tym wiedzą. – Powiedziałam z ironią.
- Ale dlaczego zadaje się z Sandrą – zagadnęła Magda. – Przecież one nigdy się nie znosiły.
- W każdym razie to decyzja Moniki. Jeżeli nie chce się z nami przyjaźnić, jej sprawa. – Powiedział z pewnością w głosie chłopak. – I nie martw się – zwrócił się do mnie. – Przybiegnie do nas spod kulonym ogonem – dodał. Zaśmiałam się pod nosem.
- Z czego się śmiejesz? – Zapytała Anka.
- To samo powiedział Wojtek – wypaliłam. Cała trójka spojrzała na mnie wymownie. – Jest też druga część tej historii. – I zaczęłam kontynuować moją opowieść.
- Czyli nie do końca taki zepsuty sylwester. – Powiedziała z uśmiechem Ania.

*****

     Po powrocie do domu, od razu zabrałam się za lekcje. Już pierwszego dnia nauczyciele pozadawali nam mnóstwo zadań. Rodziców jeszcze nie było, więc mogłam wygodnie rozłożyć się w salonie. Mój spokój przerwał jednak dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany mi numer. Przez głowę przemknęło mi, że może to Wojtek...
- Halo – powiedziałam do słuchawki.
- Bałem się, że nie odbierzesz – usłyszałam po drugiej stronie głos Wojtka.
- Nawet nie wiedziałam, że to ty – przyznałam szczerze.
- W takim razie zapisz sobie mój numer. – Urwał na moment i wziął głęboki wdech. - Chciałem się spytać czy wszystko w porządku.
- Jak na razie tak – odarłam. Po drugiej stronie zrbiło się cicho. Od początku wyczułam napięcie w głosie chłopaka. – Jesteś? – Spytałam.
- Tak, tak. – Odchrząknął. – Za dwa dni wracam do Londynu i chciałem cię zapytać też o to czy wybierzesz się ze mną jutro na obiad. – Powiedział na jednym wydechu. – Ale jeżeli nie, to już naprawdę nie będę się narzucać i przyjmę odmowę z pokorą. – Dodał po chwili. Zaśmiałam się.
- Z chęcią pójdę – odpowiedziałam.
- Naprawdę?! To świetnie. O której jutro kończysz? Przyjadę po ciebie pod szkołę. – Zaproponował.
- Nie! – Wykrzyknęłam. – Przyjedź po mnie do domu.
- O której mam być?
- O piętnastej. – Odparłam.
- No to do zobaczenia, mała – pożegnał się i rozłączył szybko, nawet nie miałam czasu zareagować na tą „małą”.
     Uśmiechnęłam się do siebie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, zgadzając się na ten obiad, ale czas pokaże.
     Po dwóch godzinach siedzenia nad książkami, miałam wszystkiego serdecznie dość. Głowa mnie rozbolała i zgłodniałam. Ale przed kolacją postanowiłam na chwilę wyjść na dwór się przewietrzyć. Ubrałam buty, kurtkę i wyszłam na zewnątrz. Było już ciemno, jasność dawały tylko zapalone niektóre latarnie uliczne. Usiadłam na  ławce koło werandy. Dostrzegłam, że ktoś otwiera bramę. Była to Monika.
- Co ty tutaj robisz? – Spytałam, marszcząc brwi. Obrzuciła mnie pełnym niechęci spojrzeniem.
- Jakim prawem opowiadasz o moim życiu prywatnym?! – Wydarła się blondynka. Zamrugałam kilka razy. O co jej znowu chodzi?
- Nie rozumiem – przyznałam.
- Jak zwykle – warknęła. – Dlaczego powiedziałaś Damianowi i dziewczynom, że jestem z Marcinem? To nie jest twoja sprawa. Czy zawsze do wszystkiego musisz się wtrącać?
- Przecież sama ich odesłałaś do mnie. A ja już na pewno nie będę cię kryć. Dobre czasy się skończyły. I nie życzę sobie, żebyś do mnie przychodziła z awanturą, tak naprawdę o nic. Jesteś strasznie dziecinna. Najpierw się zastanów, a potem mów. Jestem ciekawa, co ci Sandra nagadała, że tak za nią latasz.
- Po prostu okazała się w porządku.
- Ciekawe na jak długo. – Powiedziałam z przekąsem. – Tylko pamiętaj, że powrotu nie będzie. – Warknęłam.
- Nie mam zamiaru się przyjaźnić z ludźmi, pozbawionymi szczerości i jakichkolwiek
- Wyjdź – przerwałam ostro, wskazując prawą ręką na bramę. Długo nie musiałam czekać. Dziewczyna odwróciła się napięcie i poszła, a ja wróciłam do domu. Rozebrałam się i poszłam do kuchni.
     Zdenerwowała mnie Monika. Co ona sobie wyobraża?! Od zawsze miała trudny charakter, miała też często swoje humory, a ja to w spokoju znosiłam. Ale koniec tego dobrego. Nie pozwolę na to, aby osoba o ograniczonej przyzwoitości obrażała mnie i moich przyjaciół. Boli mnie, że po tylu latach przyjaźni ona postanawia zamienić nas na pozbawioną zasad moralnych, zapatrzoną w siebie dziewuchę, która wyznaję tylko jedną zasadę: nie ważne jak, byle dojść do celu.
     Robiąc kolację, usłyszałam, że ktoś podjechał pod dom. Spojrzałam w okno. Była to Martyna i Kaśka. Odłożyłam nuż i poszłam otworzyć im drzwi.
- Co wy tu robicie? – Spytałam, kiedy weszły do domu.
- Porozmawiać. – Odparła macocha. Gestem ręki zaprosiłam ich do kuchni.
- Chcecie coś do picia? – Zapytałam.
- Herbaty – odpowiedziała siostra.
- Ja też – zawtórowała Martyna.
     Nastawiłam szybko wodę na herbatę i usiadłam do stołu.
- O czym chciałyście porozmawiać? – Spojrzałam na kobiety wyczekująco.
- O wyjeździe. – Zaczęła macocha. – Jedziemy czternastego stycznia. Ty przylecisz do nas już trzynastego do Londynu.
- Ja do was dojadę piętnastego – dodała Katarzyna.
- Też jedziesz? – Spytałam zdziwiona. Skinęła twierdząco głową.
- Ale to nie wszystko – westchnęła Martyna. – Wczoraj okazało się, że w obozie treningowym będzie brać udział też drużyna Manchesteru United i Realu Madryt. – Powiedziała z kwaśną miną. Wytrzeszczyłam szeroko oczy. – Chłopaki nie są z tego powodu zadowoleni, ale nie możemy się już wycofać, ponieważ wtedy zapłacilibyśmy grzywnę, która kosztowałaby dwa razy więcej niż nasz dwutygodniowy pobyt w Manchesterze.
- A kiedy wracacie do Londynu?
- Po jutrze – odpowiedziała. – Razem z Wojtkiem – dodała, znacząco na mnie patrząc. Przybrałam obojętną minę. Doskonale wiedziałam, do czego zmierza. – Dlaczego nie chciałaś się umówić z Wojtkiem? – Spytała.
- Skąd to wiecie? – Syknęłam. – Wojtek wam się poskarżył?
- Nie – odpowiedziała szybko kobieta. – Robert był świadkiem małego incydentu na imprezie. – Wyjaśniła.
- Tata był na tej imprezie?! – Wykrzyknęłam zdumiona. Kaśka wybuchła gromkim śmiechem. Spojrzałam na nią urażona.
- Lewandowski – odpowiedziała Martyna. Odetchnęłam z ulgą. – Dlaczego nie chciałaś się z nim umówić? – Nadal drążyła. Westchnęłam ciężko. Jeżeli spytała się o to, czyli nie wiedziała o tym, że zgodziłam się iść z nim na obiad. Postanowiłam więc nic nie mówić.

*****

     Następnego dnia wstałam w bardzo dobrym humorze. Od rana czułam dziką ekscytację. Wiedziałam też, że ten dzień będzie wspaniały. Wczoraj wieczorem zadzwoniłam do dziewczyn z informacją, że idę dziś na obiad z Wojtkiem. Stwierdziły, że po szkole od razu do mnie wpadną, aby pomóc mi wybrać ciuchy na randkę. Tłumaczyłam im, że to nie jest randka, ale niestety nie da im się wyperswadować czegoś, co sobie ubzdurały.
- O której po ciebie przyjedzie? – Spytała podekscytowana Ania. Siedziałyśmy właśnie w szkolnej jadłodajni.
- O piętnastej. – Odpowiedziałam.
- Super – pisnęła czerwono włosa.
- Chyba bardziej się z tej randki cieszysz niż Łucja – odparł z przekąsem Damian.
- To nie jest randka – zaprzeczyłam stanowczo.
- Jak to nie? – Zmarszczyła czoło Magda.
- Normalnie...
- Zadzwonił do ciebie pierwszy? – Spytała.
- No tak – odpowiedziałam.
- Zaprosił cię na obiad?
- No tak. – Czułam, że jest w tym haczyk, ale cierpliwie czekałam na kontynuację.
- A ty się zgodziłaś?
- Tak.
- Czyli to randka – klasnęła w ręce zadowolona. Spojrzałam na wejście od stołówki. Damian podążył za moim wzrokiem i delikatnie skrzywił się. Wchodziła Monika ze swoimi nowymi przyjaciółkami. Przechodząc koło nas wybuchły głośnym śmiechem.
- Z czego się tak śmiejecie? – Warknęła Anka.
- Z was – odpowiedziała oczywistym tonem Sandra. Kłótnia wisiała w powietrzu.
- Tacy jesteśmy śmieszni? – Spytała, wstając z krzesła. Stanęła twarzą w twarz z Sandrą. – W takim razie powiedz mi to prosto w oczy, jeżeli się nie boisz. – Syknęła.
- Daj spokój – szepnęłam i dyskretnie ją szturchnęłam.
- No powiedz – powtórzyła, ignorując mnie. Sandra chciała odejść, ale dziewczyna złapała ją za łokieć. – Uważaj lepiej, bo nie wiesz z kim zadzierasz – wycedziła przez zaciśniętej zęby.
- Grozisz mi? – Uniosła lewą brew do góry.
- Na razie ostrzegam – uśmiechnęła się złośliwie i usiadła z powrotem na krześle.
- I ty się z nimi przyjaźniłaś. – Odezwał się jedna z klonów Sandry, zwracając się do Moniki.
- Też nie w to mogę uwierzyć – mruknęła, nawet na nas nie patrząc.
- Szybko się pocieszyłaś – powiedział Damian. Blondynka, jednak zignorowała chłopaka i skierowała się z koleżankami do stołu.
- Skandal – powiedziała Magda.
- Wczoraj wieczorem do mnie przyszła i zrobiła awanturę, że powiedziałam wam o jej nowym chłopaku.
- Niech mnie lepiej nie denerwuje – fuknęła rozdrażniona Anka – bo jeszcze pójdę do jej rodziców i wyśpiewam im wszystko.
- Nie warto – rzekła ze spokojem rudowłosa. – Poczekajmy aż pan Romeo znudzi się panienką Julią.
- Poczekajmy, aż zrobi jej dziecko – zaśmiał się Damian.
- Miałaby nauczkę – skitowała radośnie Anka.
     Nie skomentowałam tego. Co, jak co, ale nie życzyłam tego Monice. Miałam też nadzieję, że nie jest na tyle głupia, żeby iść z tym mężczyzną do łóżka. Ale, kto ją tam wie...

*****

     Po szkole, tak jak dziewczyny obiecały przyszły do mnie, aby pomóc mi w wyborze ciuchów. Damian też postanowił nam towarzyszyć. Dzisiaj kończyliśmy o dwunastej, ponieważ dwie lekcje nam odpadły, gdyż kochana pani od matematyki się rozchorowała. Kiedy Anka się o tym dowiedziała odtańczyła na środku korytarza dziki taniec radości.
     Dwadzieścia minut przed piętnastą byłam już gotowa i zdenerwowana czekałam na kanapie. Przyjaciele z uśmiechami na twarzy przyglądali mi się. Poirytowana natrętnymi spojrzeniami wstałam z kanapy i podeszłam do okna. Pod bramę podjechał samochód Wojtka. Spojrzałam na zegarek. Piętnasta. Był punktualnie.
Moje serce zaczęło niebezpiecznie szybko bić. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić.
- Wszystko będzie dobrze – powiedziała Ania, uśmiechając się pokrzepiająco.
     Szybkim krokiem poszłam do drzwi, ponieważ usłyszałam dzwonek. Otworzyłam je i moim oczom ukazał się Wojtek. Miał na sobie szary płaszcz. Powitał mnie szerokim uśmiechem. W tamtym momencie pomyślałam, że był to jednak zły pomysł zgadzać się na ten obiad. Nie mogłam porządnie zebrać myśli.
- Pięknie wyglądasz – rzekł, nie przestając się uśmiechać. Wyciągnął do mnie rękę z kwiatami i wręczył mi je. Zaskoczona wzięłam od niego owy podarunek.
- Dziękuję, są piękne – powiedziałam. Przeklęłam w duchu, ponieważ mój głos lekko zadrżał. – Poczekaj chwilkę, tylko wstawię je do wazonu. – Powiedziałam, uważając, żeby tym razem mój głos brzmiał naturalnie. Pokiwał głową, a ja szybko poszłam do kuchni. Z szafki wyciągnęłam pierwszy, lepszy wazon, nalałam wody i wstawiłam bukiecik. Wracając do Wojtka, ubrałam płaszcz.
- Gotowa? – Spytał.
- Tak – odparłam. Poszliśmy do jego samochodu. Otworzył mi drzwi, jak prawdziwy dżentelmen. Czułam się bardzo nie swojo w jego towarzystwie, ale z całych sił próbowałam tego nie okazywać.
- Dlaczego nie chciałaś, abym pod szkołę przyjechał? – Spytał, tym samym przerywając niezręczną ciszę. Spojrzałam na niego wymownie.
- Zbudził byś sensację – wypaliłam. Zaśmiał się.
- Może jest w tym trochę racji. – Przyznał.
- Gdzie jedziemy? – Spytałam.
- Tajemnica – powiedział konspiracyjnie.
     Kilkanaście minut później zaparkował pod jakąś restauracją. Rozejrzałam się po okolicy. Nie byłam tutaj nigdy. Wyszedł z samochodu i otworzył mi drzwi. Byłam miło zaskoczona, ponieważ nie sądziła, że jest tak dobrze wychowany. Albo się po prostu zgrywał. Skierowaliśmy się w stronę budynku, przepuścił mnie w drzwiach. Kelner do nas podszedł i zaprowadził do stolika. Rzuciłam okiem na pomieszczenie. Restauracja była niewielka, ale przytulna. Usiedliśmy z boku.
- Za chwilkę podamy to, co pan wczoraj zamówił – powiedział kelner. Spojrzałam na Wojtka.
- Już zamówiłeś? – Spytałam.
- No tak – powiedział trochę zmieszany. – Tylko nie złość się – dodał szybko. – I nie pomyśl, że robię w tym momencie z ciebie żarty, ale zawsze marzyłem, żeby zjeść coś egzotycznego, a że nigdy nie odważyłem się na to sam postanowiłem, że z tobą będzie ten pierwszy raz – Rzekł.
- A co to jest? – Spytałam, trochę piskliwie.
- Tylko się nie denerwuj. – Spojrzał nad moją głowę. – Kelner idzie – powiedział z ulgą. Kiedy mężczyzna do nas podszedł i postawił na stole owe danie wytrzeszczyłam szeroko oczy. Spojrzałam z paniką na blondyna.
- Chyba żartujesz?
-  Smażona tarantula – powiedział kelner.
- Coś egzotycznego? Jesteś stuknięty – stwierdziłam.
- Przynajmniej zapamiętasz ten obiad na bardzo długo – uśmiechnął się niewinnie.
     Ciężko westchnęłam. I co ja miałam zrobić? Nawet nie wiedziałam, jak się to je. Odetchnęłam z ulgą, widząc że Wojtek też nie wiedział, jak zabrać się za jego egzotyczne danie. Przynajmniej było przy tym dużo śmiechu. Muszę przyznać, że już od dawna tak się nie śmiałam, jak w jego towarzystwie. Całe napięcie i stres minął. A jak smakowała tarantula? Okropnie. Chłopak postanowił jednak zamówić coś normalnego.
- Chyba już nigdy nie będę eksperymentować – powiedział.
- Przynajmniej wiesz już jak smakuje tarantula – odparłam i oboje wybuchliśmy śmiechem. Kilku ludzi, którzy siedzieli kilka stolików dalej spojrzało na nas z dezaprobatą, ale nie przejęliśmy się tym wcale.
- Przyznaj, że nigdy nie miałaś tak ekstremalnego obiadu.
- No nie miałam. 
- Powiedz – zaczął, kiedy zjedliśmy drugi już normalny posiłek – ale tak szczerze, że zgodziłaś się na ten obiad tylko z grzeczności – mruknął. Spojrzałam na niego smutno. Przykro mi się zrobiło, kiedy to powiedział. Zaczęłam szybko analizować moje zachowanie. Próbowałam sobie przypomnieć, czy byłam niemiła w stosunku do Wojtka, albo czy wyrażałam jakąś widoczną niechęć, ale nic mi do głowy nie przychodziło. Zmarszczyłam brwi.
- Dlaczego uważasz, że z grzeczności? – Zapytałam.
- Wcześniej odmawiałaś z lekką, rzekłbym histerią. – Odparł.
- Przeprosiłam cię za moje wcześniejsze zachowanie i czy musimy do tego powracać? A zgodziłam się, ponieważ okazałeś się być inny niż przypuszczałam. – Wyjaśniłam. Jego twarz rozpromieniała. Uśmiechnął się szelmowsko. Szybko odwróciłam głowę, ponieważ na moich policzkach pojawiły się deliaktne rumieńce.
- Miło to słyszeć. – powiedział. – Jakie są twoje zainteresowania, twoje hobby? – Spytał nagle. Chwilę się zastanowiłam.
- Nie mam skonkretyzowanych zainteresowań. Muzyka, filmy, kiedyś trochę interesowałam się dziennikarstwem obywatelskim.
- Co chciałabyś robić po ukończeniu liceum?
- Iść na medycynę. Chciałabym być neurochirurgiem.
- Naprawdę? – Zdziwił się. – Dlaczego?
- Lubię pomagać ludziom, to wszystko. – Wzruszyłam ramionami.
- O czym marzysz?
     Zamyśliłam się na moment. O czym marzę? Cóż, marzę o tym, aby mama w końcu obdarzyła mnie szczerą, matczyną miłością, żeby mnie wspierała, żeby była przy mnie po prostu, kiedy jej tak bardzo potrzebuję. Przytuliła, powiedziała, jak bardzo mnie kocha, że jest ze mnie dumna. Marzę, aby koszmar sprzed lat już nie dawał znać o sobie tak boleśnie i dotkliwie. Ale tego nie mogłam mu powiedzieć. Nie chciałam.
- O czym marzę? – Powtórzyłam na głos. – Marzę, żebym dostała się na wymarzone studia. Chciałabym być szczęśliwa. – Odparłam. Spojrzał na mnie uważnie. – A ty? – Zapytałam. Byłam już trochę zmęczona tymi pytaniami.
- Co ja?
- O czym ty marzysz, co chciałbyś robić za kilkanaście lat? Bo przez całe życie nie będziesz w końcu piłkarzem.
- Na pewno chciałbym być na boisku, jak najdłużej – zaśmiał się. – A kiedy mój czas na murawie dobiegnie końca, chciałbym otworzyć jakiś interes, może pójść na studia. Teraz nie mam na to czasu i chęci. Treningi, wyjazdy pochłaniają mój cały czas. A kiedy mam chwilę wytchnienia nie mam po prostu na nic ochoty, tylko odpocząć i odciąć się na chwilę od wszystkiego. – Powiedział. – Na razie nie myślę nad tym, co będzie kiedy moja kariera dobiegnie końca. – Zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad czymś. Uśmiechnął się do mnie i kontynuował. – A co do moich marzeń, marzy mi się wygrać Euro. – Odparł. Wybuchłam głośnym śmiechem. Spojrzał na mnie urażony.
- Ale ty tak na serio, że mamy szansę? – Spytałam. Spojrzał na mnie wymownie. – Czyli tak.
- Mogłabyś chociaż udawać, że wierzysz w nas trochę. – Mruknął i założył ręce na piersi.
- A skąd wiesz, że Smuda cię powoła? Bo wiesz, z nim to nigdy nic nie wiadomo. – Uśmiechnęłam się złośliwie. – Żartowałam. – Wyciągnęłam ręce w geście obronnym.
- Ja też – mrugnął do mnie. – A tak serio, chciałbym w końcu ułożyć sobie życie. – Rzekł.
- Ułożyć?
- Chciałbym mieć przy sobie kogoś, kto będzie mnie wpierał, kto zawsze będzie przy mnie, kiedy będę potrzebować pomocy.
- Na pewno masz dużo przyjaciół.
- Nie chodzi mi o nich, a raczej o kobietę. Chciałbym w końcu ułożyć sobie życie. Może zawodowe jest ułożone, ale prywatne leży i kwiczy. Mam dość już samotności. Z przyjaciółmi mogę się zawsze spotkać, ale oni przecież mają też swoje życie. Niektórzy mają już rodziny, kochające żony, dziewczyny. A ja, kiedy wracam do domu, zastaję tylko ciszę i puste cztery ściany.
- Dosyć długo byłeś z Sandrą – palnęłam. Przeklęłam w duchu. -Przepraszam, to nie moja sprawa.
- Nic się nie stało. – Uśmiechnął się lekko. – Z Sandrą nam po prostu nie wyszło. To nie jest typ dziewczyny, z którą można planować coś poważniejszego. Mimo swojego wieku jest strasznie dziecinna i myśli bardzo egoistycznie. Szkoda, że tak późno to zauważyłem. – Powiedział, jego dobry humor trochę przygasł.
     Jakiś czas później opuściliśmy restaurację i poszliśmy do pobliskiego parku. Kilka minut spacerowaliśmy w milczeniu.
- Chłopaki z drużyny nie mogą się doczekać, aż do nas przyjedziesz – odezwał się Wojtek. – Bardzo cię polubili.
- Naprawdę?
- Oczywiście.
- Martyna powiedziała, że nie jesteście zadowoleni z tego, że będą jeszcze dwie inne drużyny. – Zagadnęłam. Chłopak ciężko westchnął.
- Jeżeli ode mnie by to zależało w ogóle bym nie jechał. My ten obóz traktujemy jako przygotowanie do sezonu, a chłopaki z Manchesteru albo chociażby z Realu, jako świetną okazję, żeby nam dokopać.
- Boisz się? – Zapytałam. Spojrzał na mnie pobłażliwie.
- Nie – zaśmiał się. – Rywalizacji nigdy za wiele.
- Dokopiecie im – powiedziałam z pewnością w głosie. – Wracamy? – Zapytałam. Pokiwał głową i poszliśmy w kierunku samochodu.
     W czasie drogi do domu buzia Wojtkowi, jak zwykle się nie zamykała. Opowiadał o chłopakach z drużyny. Swoją drogą to niezłe z nich ziółka. Uśmiałam się po pachy z różnych śmiesznych historyjek i już nie mogę się doczekać wyjazdu.
- Najlepszy kawał jaki odstawił Chamberlain Bendtner’owi wygrywa. Kilka tygodni temu, kiedy mieliśmy mecz wyjazdowy z Liverpoolem w noc przed meczem Alex chciał nastraszyć Nicka. Dzień wcześniej oglądali jakiś horror, a Nick boi się filmów grozy. Pokój dzielił z Łukaszem. Nick poszedł pod prysznic, Alex założył na twarz maskę potwora i wlazł mu do łazienki. Nick tak się przestraszył, że wyleciał bez ręcznika na korytarz hotelowy. Chłopacy zrobili mu zdjęcie i szantażowali go, że jeśli jeszcze raz on komuś wywinie jakiś głupi żart to zdjęcie wyląduje w internecie.
- Jesteście okropni – powiedziałam z niesmakiem.
- Bendtner robił gorsze numery, uwierz – spojrzał na mnie przelotnie. – Ale sama zobaczysz, jak to z nimi jest.
- A ty?
- Co ja? – Spytał.
- Ty za to takie niewiniątko?
- Ja jestem bardzo grzeczny – odparł z powagą.
- Bo jeszcze się nabiorę.
- Jesteśmy – zakomunikował, kiedy podjechał pod mój dom. – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.
- Bardzo dobrze się bawiłam – przyznałam szczerze.
- Ja też – uśmiechnął się przyjaźnie. Wysiadł z samochodu i poszedł odtworzyć drzwi od mojej strony. Kiedy wysiadłam spojrzałam na niego. Na moment utonęłam w jego oczach. Powoli się schylił. Wstrzymałam na moment oddech. Pocałował mnie w policzek. – Do zobaczenia – szepnął mi do ucha, moją twarz zalał rumieniec. Wsiadł do auta, pomachał mi jeszcze i odjechał.
     Nie mogłam się doczekać momentu, kiedy znowu się spotkamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz