2012-10-28

Rozdział 10

      Nikt nie mówił, że będą to łatwe dwa tygodnie, ale łudziłam się, że może trochę odpocznę. Następnego dnia rano miałam chwilę spokoju, ponieważ chłopcy poszli na trening. O godzinie dziesiątej zeszłam do restauracji na śniadanie. Wchodząc do stołówki dostrzegłam Martynę i Roberta. Kiedy mnie zauważyli uśmiechnęli się i pomachali w moją stronę. Podeszłam do nich szybko.
- Cześć – przywitałam grzecznie tatę i macochę.
- Jak się spało? – Spytał mężczyzna.
- Dobrze – odpowiedziałam i usiadłam przy stole. Młoda kelnerka podeszła do mnie z tacą naleśników.
- Wiesz, na co wpadli wczoraj chłopacy? – Zagadnęła Martyna. Spojrzałam na nią zaciekawiona. – Wczoraj w nocy – zaczęła mówić, ale nie dane było jej skończyć, ponieważ szybko jej przerwałam.
- Grali w rozbieranego pokera – odparłam z uśmiechem.
- I do tego stopnia gra się rozkręciła, że Bendtner musiał ściągać bokserki. – Powiedział tata. – Arsene musiał interweniować i siłą zaciągać ich do pokoi. Tylko Wojtek leżał grzecznie w pokoju i już spał.
- Banda dzieciaków – skwitowała Martyna. – Ale bez nich byłoby nudno – dodała po chwili.
- Chłopacy dzisiaj rano chcieli cię obudzić, nawet już Wilshere położył rękę na twoich drzwiach od pokoju, i chciał cię spytać czy będziesz siedziała z nimi przy stole na śniadaniu, ale na szczęście szedł Ben, pogonił ich i powiedział, że nie jesz z nimi śniadania.
- Słyszałam ich, jak chichotali pod drzwiami i naradzali się, który wejdzie do mojego pokoju mnie obudzić. Grali w marynarzyka i wypadło na Wilsherea. – Powiedziałam, uśmiechając się na samo wspomnienie, chociaż muszę przyznać, że rano byłam na nich wściekła, ponieważ obudzili mnie swoimi rozmowami pod moimi drzwiami.
     Po śniadaniu razem z Martyną poszliśmy do miasta. Moja macocha stwierdziła, że nie po to przyjechałam do Manchesteru, aby siedzieć w hotelu. Jeżeli już tu jestem mam chociaż trochę zwiedzić, a po obiedzie, kiedy chłopacy już będą wolni, nie będę mieć już takiej możliwości, ponieważ planowali coś na po południe z zemną w roli głównej, tak na marginesie już się boję, co wykombinowali.
     Robert nie mógł z nami iść, ponieważ musiał być w pobliżu chłopaków. Nawet to i dobrze, babski wypad dobrze mi zrobił. Tym bardziej, że Martyna okazała się być rewelacyjnym przewodnikiem, ponieważ w Manchesterze mieszkała dziesięć lat, więc miasto zna lepiej niż własną kieszeń.
     Wróciłyśmy o czternastej akurat na obiad, chłopaki już czekali w restauracji. Kiedy Wilshere mnie dostrzegł zerwał się z miejsca i pobiegł do mnie.
- Siedzisz z nami, co nie? – Spytał. Uśmiechnęłam się lekko.
- Jasne – odpowiedziałam i poszłam za chłopakiem. Przy stole siedziała już moja ulubiona grupka piłkarzy z Wojtkiem na czele.
- Co robiłaś, kiedy my byliśmy na treningu? – Spytał wesoło Alex.
- Zwiedzałam Manchester – odparłam. Kelner podszedł do nas z naczyniem z zupą i postawił ją na stole.
- Po obiedzie zabieramy cię w super odjazdowe miejsce – powiedział podekscytowany Theo. Uniosłam brwi do góry,
- Gdzie?
- Na ściankę wspinaczkową – odpowiedział Nick.
- Na co? – Spytał  słabo Wilshere. Bendtner spojrzał głupio na kolegę.
- Na ścinkę wspinaczkową – powtórzył piłkarz.
- Słyszałem – mruknął.
- To po co się pytasz?
- Bo wiesz doskonale, że boję się wysokości! – Wydarł się na Nicka. Bendtner wzruszył ramionami.
- To sobie tylko popatrzysz, jak prawdziwi mistrzowie się wpinają – wypiął dumnie pierś do przodu. Jednak jego entuzjazm nie trwał długo, zgasł tylko, kiedy kelner podał drugie danie. – Co to za zielsko?
- Warzywa, kretynie – warknął Ramsey. Nicklas spiorunował spojrzeniem młodszego kolegę.
- Nie mam zamiaru jeść zielska – odparł twardo i założył ręce na piersi, jak obrażone dziecko. – Chciałbym zjeść porządnego kotleta.
- To dla panienki – dodarł do mnie głos kelnera. Nicklas zmrużył groźnie oczy, widząc, jak mężczyzna stawia przede mną talerz z mięsem.
- To nie fair – jękną. – Chcę porządnie się nażreć! Poproszę o to samo, co ma Lucy – zwrócił się do kelnera.
- Przykro mi, ale nie mogę nic innego panu podać. Tak jest w diecie i musimy się jej trzymać. – Wyjaśnił mężczyzna. Bendtner prychnął.
- Przed ścianką idę na kebaba – zapowiedział.

*****


     Po obiedzie tak, jak chłopcy planowali poszliśmy na ściankę wspinaczkową. Trochę się tego obawiałam, ponieważ nigdy na takowej nie byłam, ale na szczęście przeżyłam. Bendtner ośmieszył się na oczach swoich przyjaciół z drużyny, ponieważ okazało się, że nie umie się wspinać. Chłopak tak się załamał, że wrócił do hotelu obrażony na cały świat, ale zły humor przeszedł mu, kiedy Wojtek kupił mu dużego kebaba. Oczywiście musieli owy posiłek przetransportować w tajemnicy przed Wengerem, ponieważ ich trener nie lubi, kiedy jego zawodnicy objadają się fastfudami.
     Wieczorem miałam chwilę spokoju, ponieważ chłopcy mieli spotkanie z trenerem. Po kolacji szybko ewakuowałam się do pokoju. Wzięłam długą, gorącą kąpiel i poszłam od razu do łóżka. Przed pójściem spać zamknęła drzwi na klucz w razie, gdyby chłopcy wpadli na jakiś głupi pomysł. Jak to mówią: strzeżonego Pan Bóg strzeże.
     Następnego dnia nie wychodziłam praktycznie z pokoju. Czułam się beznadziejnie i nie miałam na nic ochoty. Popsuła mi jeszcze humor Monika i jej nowa przyjaciółka. Kiedy weszłam na Facebooka dostałam wiadomość od Sandry, która brzmiała tak:
„Jeżeli dowiem się, że jest coś pomiędzy Tobą a Wojtkiem, pożałujesz. On jest tylko mój! Miłych dwóch tygodni z Kanonierami, suko!”
     Jakim prawem Monika powiedziała Sandrze, że jadę na dwa tygodnie z Arsenalem do Manchesteru? Przecież to nie jest jej sprawa! Planowałam już napisać do niej wiadomość, ale powstrzymałam się. Nie mam zamiaru wdawać się w polemikę z tą dziewczyną.
     Kiedy wyłączyłam komputer, mój telefon się rozdzwonił. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mojej byłej przyjaciółki. Zmarszczyłam brwi. Czego jeszcze ona chciała?
- Halo?
- Jak dobrze, że odebrałaś – powiedziała z ulgą. – Jest taka sprawa: jeżeli moi rodzice będą do ciebie dzwonić z pytaniem, kto to jest ten koleś, z którym mam zdjęcia na Facebooku, powiedz, że to mój kolega. Oni podejrzewają coś.
- Chyba sobie żartujesz – warknęłam.
- Nie, nie żartuję – zaprzeczyła.
- Jesteś śmieszna. Nie będę ich kłamać. A tak na marginesie, dlaczego powiedziałaś Sandrze, że
- To nie ja powiedziałam – przerwała mi. – Jack Wilshere dodał wczoraj zdjęcie na swoim profilu, na którym jesteś ty, Wojtek, on i jeszcze paru innych chłopaków z drużyny. Czyli nie będziesz mnie kryć?
- Nie – odparłam oschle i rozłączyłam się. Moje życie to totalna porażka.

*****

     Oszaleję, ja naprawdę oszaleję! Wieczorem, kiedy w piżamie leżałam w łóżku i powoli zasypiałam, bezczelnie do mojego pokoju wpadła moja ulubioną święta szóstka. Zapomniałam zamknąć drzwi na klucz.
- Jest akcja – zagadnął podekscytowany Theo. Spojrzałam na nich zaspanymi oczami. Nawet nie miałam siły się na nich porządnie wydrzeć, więc w milczeniu czekałam na to, co mają mi dopowiedzenia.
- Idziemy do klubu potańczyć. – Wyjaśnił Alex, przysiadając na krawędzi mojego łóżka.
- Miłej zabawy – mruknęła i położyłam się do nich plecami.
- Wstawaj – rozkazał Nicklas, ciągnąc za skrawek kołdry.
- Po co? – Jęknęłam.
- Idziesz z nami – odparł Wojtek.
- Oszaleliście – skitowałam. – Nie mam jeszcze osiemnastu lat i nigdzie mnie nie wpuszczą.
- Co?! – Wykrzyknął zdumiony Alex. – To ty jesteś ode mnie młodsza?
- Nie wyglądasz, abyś miała siedemnaście lat. – Stwierdził Aaron.
- Nie ważne – przerwał Nicklas. – I tak cię wpuszczą, bo będziesz z nami. – Odparł. Nie dane mi było zaprotestować, bo do mojego pokoju weszła jeszcze Martyna.
- Co się tu dzieje? – Spytała, zakładając ręce na biodrach. Spojrzała na każdego z chłopaków.
- Idziemy do klubu potańczyć, a Lucy nie chce z nami iść – powiedział zgodnie z prawdą Aaron, za co dostał od Bendtnera po głowie.
- Zamknij gębę – warknął cicho. – My nie idziemy do klubu – zwrócił się do kobiety. Martyna uśmiechnęła się konspiracyjnie.
- Pan Wenger nie pozwolił wam nigdzie się szlajać po nocach. – Powiedziała, mrożąc oczy.
- Jaka noc? Jest dwudziesta pierwsza. – Powiedział Wojtek, spoglądając na swój zegarek.
- To zrobimy tak – zamyśliła się na moment. – Nie powiem niczego trenerowi pod warunkiem, że pójdzie z wami Lucy – zaproponowała. Wszystkie twarze zwróciły się ku mnie. Skandal, że nawet moja macocha przeciwko mnie wystąpiła! 
- No chodź – wyjęczał Wilshere. Ciężko westchnęłam.
- Dajcie mi dwadzieścia minut – warknęłam, gestem ręki pokazując im, aby opuścili mój pokój. Wszyscy chłopcy, jak na komendę wyszli, została tylko macocha.
- Nie odzywaj się do mnie – syknęłam. Kobieta uśmiechnęła się niewinnie.
     Po dwudziestu minutach byłam gotowa, tylko dlatego, że Martyna pomogła mi się przyszykować. Muszę stwierdzić, że wyglądałam znośnie. Mój nastrój się trochę poprawił, kiedy wyszliśmy z hotelu. Na szczęście pan Wenger już spał, ponieważ, kiedy by nas przyłapał byśmy mieli przechlapane. Ojciec też niczego nie wiedział, gdyż nie zgodziłby się na moją nocną eskapadę z chłopakami.
     Bendtner miał rację, że nie będzie problemu z moim wejściem do klubu. Lokal był wielki i bardzo ekskluzywny. Był podzielony na kilkanaście boksów. My zajęliśmy największy, patrząc na to, że była nas dziewięcioosobowa grupa. Łukasz też do nas dołączył. Zauwarzyłam, że w klubie są też niektórzy piłkarze z Realu, między innymi Ronaldo i Pepe. 
     Chłopaki obiecali Martynie, że będą mieć mnie na oku. Sama w to nie wierzyłam. Kilkanaście minut po wejściu do klubu, chłopaków gdzieś wywiało. Nawet Wojtek znikł mi z oczu. W samotności siedziałam przy stoliku i grzecznie piłam soczek. Moją samotność przerwał jednak pan Ronaldo, przysiadając się do nie. Czy ja narzekałam na brak towarzystwa? Już wolałam siedzieć i użalać się nad sobą w samotności.
- Czemu sama siedzisz? – Zagadnął, przenikliwie na mnie patrząc.
- Chłopaki gdzieś poszli – wypaliłam. Chciałam, aby dał mi święty spokój.
- Jak masz na imię?
- Lucy.
- Zatańczysz? – Spytał nagle.
- Wolę posiedzieć. – Odparłam. Myślałam, że da mi spokój, ale z takimi chyba trzeba stanowczo i ostro.
- Nalegam. – Mrugnął do mnie.
- Chyba dziewczyna jasno się wyraziła – nagle nad nami stanął Bendtner. Zacisną ręce mocno w pięści i chyba z całych sił próbował nie wybuchnąć. Cristiano z niechęcią wymalowaną na twarzy spojrzał na Nicka.
- Nie wtrącaj się – powiedział ostro i wstał, aby być na równi z chłopakiem.
- Nie możesz znieść myśli, że chociaż jedna ci odmówiła, Ronaldo – powiedział sucho, ale ostatnie słowo wymówił z wyraźną odrazą.
- To nie twoja sprawa – warknął Cristiano.
- Moja. Tak się składa, że jest pod naszą opieką i to moja sprawa. Poza tym – zaśmiał się cierpko – jest nieletnia, a za to, że ją nękasz, możesz być karany, wiesz o tym? – Powiedział z wyższością w głosie. Napastnik Realu momentalnie zbladł. Spojrzał na mnie.
- Ile masz lat? – Zapytał szybko.
- Siedemnaście – odpowiedział za mnie mój obrońca, wyraźnie zadowolony.
- Co się dzieje? – Spytał Wojtek, podchodząc do nas. Spojrzał na mnie badawczo. Bendtner powiedział coś na ucho do Szczęsnego. – Chodź – zwrócił się do mnie i pociągnął mnie w stronę parkietu. W głośnikach zaczęła lecieć nastrojowa muzyka. Przyciągną mnie do sienie i mocno złapał w pasie.
- Gdzie byłeś? – Spytałam.
- Musiałem poczekać z Wilsherem na taksówkę, źle się poczuł i chciał już wracać – wyjaśnił. – Ale gdybym wiedział, że ten bufon będzie się do ciebie przystawiał, nie zostawiłbym cię – dodał i spojrzał na mnie z troską.  
    Przetańczyliśmy klika piosenek. Muszę przyznać, że Wojtek jest naprawdę świetnym tancerzem, a w jego ramionach czułam się niezwykle bezpiecznie. Zauważyłam, że Nicklas z Alexem przyglądają się nam i zawzięcie o czym dyskutują. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, pomachali w naszą stronę. Uśmiechnęłam się tylko i odwróciłam szybko głowę.
= Sorry, gołąbeczki, ale porywam ci partnerkę – powiedział Bendtner i odbił mnie Wojtkowi. W głośnikach zaczęła lecieć piosenka „Cascady - Au Revoir”. Nick zaczął mnie obracać wokół mojej własnej osi. Spojrzałam na bok. Wojtek z uśmiechem na nas spoglądał, kiedy zauważył, że patrzę na niego mrugnął do mnie. – Ciągnie was do siebie – skitował radonie.
- Nie wiem o czym mówisz – odparłam. Zaśmiał się gardłowo. Jeszcze raz spojrzałam w stronę Wojtka. Chwilę później jakaś ładna blondynka podeszła do niego. Zaczęli rozmawiać.
- Oj wiesz – mrugnął do mnie znacząco. – Jest pomiędzy wami zajebista chemia. – Rzekł z pewnością w głosie i powędrował za moim workiem. – W sposób, jaki Wojtek na ciebie patrz, mówi sam za siebie.
- Nie prawda – zaprzeczyłam.
- Prawda. A tą blondyną się nie martw, Wojtek nie leci na takie. Mówi tylko o tobie. Przed wyjazdem ciągle: Lucy to, Lucy tamto. Szczerze, już miałem dość, ale wiem, jak to jest, kiedy człowiek jest zakochany. – Westchnął. Moje policzki momentalnie zapłonęły rumieńcem. Czy jest to możliwe, aby Wojtek coś do mnie czuł? Nie, na pewno nie. Potrząsnęłam głową, aby wyrzucić z siebie te absurdalne myśli. To było tak niemożliwe, jak to, że Sandra, kiedyś znormalnieje.
- Nie zgrywaj się – powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał swobodnie. Spojrzał na mnie poważnie.
- Nie zgrywam się, tylko stwierdzam niezaprzeczalny fakt.

*****

     Kolejny dzień zapowiadał się słonecznie. Jak zwykle do południa musiałam sobie sama zorganizować czas. Tym razem Martyna nie mogła ze mną iść zwiedzać, ja sama nie chciałam nawet wychodzić z hotelu, ponieważ znając mnie, mogłabym się jeszcze gdzieś zgubić.
     Po śniadaniu postanowiłam, że pójdę do hotelowego kina. Leciała akurat komedia romantyczna „Pewnego razu w Rzymie”. Uznając, że i tak nic innego nie wymyślę do roboty, zajęłam wolne miejsce i zaczęłam oglądać film. Ale i tak nie mogłam się na nim skupić. Moje myśli wirowały wokół wczorajszego wieczoru. Mimo, iż bardzo nie chciałam iść do klubu, bawiłam się całkiem dobrze. Prawie cały czas byłam w towarzystwie Wojtka.
„Mówi tylko o tobie”, przypomniały mi się słowa Nicklasa.
„(...)tak to jest, kiedy człowiek jest zakochany.”
     Kiedy to powiedział zrobiło mi się naprawdę miło, ale to, że może być we mnie zakochany po prostu nie wierzę. Moje rozmyślanie przerwał dzwonek w telefonie. Wyszłam z małej salki kinowej i odebrałam.
- Cześć siostrzyczko – usłyszałam zachrypnięty głos Katarzyny.
- Cześć – odpowiedziałam. – Chora jesteś? – Spytałam.
- Dzwonię właśnie w tej sprawie – zamilkła na moment. Odchrząknęła i kontynuowała. – Nie mogłam się dodzwonić się do Martyny ani do ojca. Przekaż im, że nie przyjadę.
- A co ci jest?
- Grypa, a lekarz kategorycznie zabronił mi jechać, Krzysiek w tej sytuacji też – westchnęła. – Muszę kończyć, miłego pobytu i baw się dobrze – powiedziała i rozłączyła się.
     Postanowiłam od razu powiadomić Martynę o zaistniałej sytuacji. Skierowałam się do hali sportowej, w której Kanonierzy mieli trening. Bez problemu trafiłam do odpowiedniej sali. Pomieszczenie było ogromne. Po jednej stronie były dziesięciorzędowe trybuny. Na jednym z krzeseł siedziała moja macocha. Podeszłam do niej i usiadłam. Chłopaki byli tak skupieni na treningu, że nawet nie zauważyli, że ktoś wszedł.
- Kaśka nie przyjedzie – powiedziałam. Martyna spojrzała na mnie pytająco.
- Powiedz, że żartujesz – mruknęła. Pokiwałam przecząco głową.
- Rozchorowała się – wyjaśniłam. Kobieta ciężko westchnęła.
- No trudno. Idę poszukać Roberta – zakomunikowała i wstała.
     Spojrzałam na boisko. Bendtner próbował wbić piłkę do bramki, ale Wojtek nie dawał mu fory i każde podejście Nicka kończyło się klęską. Zdenerwowany z całej siły kopnął piłkę, tylko, że ta niefortunnie swój lot obrała w kierunku trybun.
- Ała! – Mój głos rozniósł się, jak echo po hali. Wszystkie głowy odwrócili się w naszą stronę. Nicklas pędem ruszył w moją stronę.
- Przepraszam – powiedział przerażony. Zaczęłam masować obolałą głowę.
- Te twoje przepraszam teraz możesz w dupę wsadzić – warknął Aaron. Bendtner spiorunował spojrzeniem Ramseya.
- Powiedz, że żyjesz. – Mruknął Nick.
- Chodź zaprowadzę cię do lekarza – powiedział Wojtek, kiedy pojawił się przy mnie. Pomógł mi wstać, ale kiedy puścił moją rękę zakręciło mi się w głowie i gdyby mnie w porę nie złapał, leżałabym na ziemi. Wziął mnie na ręce i skierowaliśmy się do lekarza klubowego.

******

- Ale ja naprawdę nie chciałem – jęknął Nickas.
     Westchnęłam zrezygnowana. Od momentu niefortunnego wypadku z zemną w roli głównej, Nick chodził za mną i ciągle przepraszał. Miałam już tego dosyć. Lekarz stwierdził, że nic mi nie jest, tylko powinnam się położyć na chwilę do łóżka i zdrzemnąć się. Tak też zrobiłam. Obudziłam się dopiero wieczorem. Dochodziła godzina siódma, więc zeszłam na dół do restauracji na kolację.
- Ale ja się nie gniewam – odparłam szybko, widząc, ze Nick chce jeszcze coś powiedzieć. Wzięłam łyk herbaty i odsunęłam się od stołu.
- Już idziesz? – Zapytał Wojtek.
- Tak, głowa mnie trochę boli, idę się jeszcze położyć – odpowiedziałam. Wstałam z krzesła.
- Ale nic prawie nie zjadłaś – powiedział Nicklas.
- Nie jestem głodna.
- To mam pomysł – zagadnął. Założyłam ręce na piersi, czekając na to, co wymyślił. – Potem przyniosę ci coś do jedzenia – zaoferował się. – Naprawdę cię przepraszam i co mogę zrobić, żeby ci to wynagrodzić?
- Przestań gadać – powiedziałam do siebie. Słysząc to Aaron, wybuchł głośnym śmiechem. Bendtner spojrzał na kolegę z wyrzutem. – Idę do pokoju – powiedziałam i skierowałam się do wyjścia.
- Łucja – zawołał mnie po polsku Wojtek. Odwróciłam się. Szedł w moją stronę. – Odprowadzę cię – wyjaśnił, widząc moją pytającą minę.
- Nie musisz – powiedziałam.
- Ale chcę – uśmiechnął się lekko.
     Krótką chwilę szliśmy w milczeniu. Widziałam na twarzy Wojtka zdenerwowanie, zastanawiałam się czym mogło być to spowodowane.
- Mam pytanie – zaczął, kiedy byliśmy już przy drzwiach mojego pokoju. Jego wyraz twarzy był dziwnie spięty. Prawą ręką przejechał po włosach. Odchrząknął i kontynuował. – Czy poszłabyś ze mną na randkę? – Spytał. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Słucham? – Spytałam głupio.
- Czy pójdziesz ze mną na randkę? – Powtórzył.
     Przygryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok. W mojej głowie przewijało się stado myśli. Ale najbarwniejsza była ta dotycząca Sandry i jej ostatniej wiadomości.
„Jeżeli dowiem się, że jest coś pomiędzy Tobą a Wojtkiem, pożałujesz. On jest tylko mój!”
     Ta dziewczyna jest zdolna do wszystkiego, nie mam zamiaru mieć kolejnych kłopotów. Wojtek złapał mnie za podbródek, zmuszając mnie tym samy, abym spojrzała na niego. Na moment zatonęłam w jego pięknych, niebieskich oczach. To był ten moment.
- Nie – odpowiedziałam. Nawet nie sądziłam, ile trudu musiałam włożyć, aby wypowiedzieć to słowo.
- Rozumiem. – Powiedział smutno. – Nie powinienem się nawet pytać. Dobranoc – mruknął. Włożył ręce głęboko do kieszeni i odszedł.
     Może serce mówi tak, ale łatwiej było powiedzieć po prostu nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz