2012-10-28

Rozdział 7

     Święta, tak jak szybko się zaczęły, tak szybko się skończyły. Ale muszę przyznać, że miło spędziłam ten czas. Na wigilię przyszli do nas Kaśka z Krzyśkiem. Pierwszy dzień świąt spędziłam z tatą i Martyną, a drugi z moimi przyjaciółmi.
     Przez ten cały czas Wojtek się do mnie nie odezwał. Ciężko mi się do tego przyznać, ale smutno mi trochę z tego powodu. Monika za to obmyśla plan zemsty na Marcinie. Doskonale wiedziałam, że nie odpuści tak po prostu. Moja przyjaciółka udaje, że o niczym nie wie i nadal się z nim spotyka. Trochę „współczuję” Marcinowi, ponieważ sama nie wiem, co knuje Monika, a znając jej życiorys mam powody do zamartwiania się i nie chodzi mi tu o niego, bo nie jest mi go szkoda, ale martwię się o Monię, która może mieć przez to kłopoty.
     Leniwie otworzyłam oczy. Wstałam z łóżka i założyłam mięciutkie kapcie na gołe stopy. Zeszłam na dół. Nikogo w domu nie było, jak zwykle o tej porze. Była dziesiąta, a ja nadal czułam się nie wyspana. Podeszłam do kalendarza i zdarłam starą karteczkę z napisem 30 grudzień. Dzisiaj sylwester. Szczerze powiedziawszy, nie mam pojęcia, co robić. Dziewczyny nie planowały nic konkretnego, czyli żadnej dzikiej imprezy i całe szczęście. Mój telefon zaczął dzwonić. Wyciągnęłam z kieszeni komórkę.
- Cześć Monia – powiedziałam do słuchawki, otwierając lodówkę i przyglądając się jej zawartości.
- Mam do ciebie ogromną prośbę – rzekła podekscytowana.
- Co znowu?
- Mogę za chwilę wpaść? – Zapytała.
- Czekam – odparłam i rozłączyłam się. Pobiegłam szybko do pokoju ubrać się. Założyłam pośpiesznie dresy i wróciłam na dół otworzyć drzwi przyjaciółce. – I co to za prośba? – Spytałam, kiedy siedziałyśmy już w salonie z kubkami gorącej czekolady. Po twarzy dziewczyny przemknął tajemniczy uśmiech.
- Rozmawiałam wczoraj wieczorem z Marcinem – zaczęła i już wiedziałam, żeby powiedzieć:
- Nie – odparłam szybko. Monika spojrzała na mnie i zmarszczyła brwi.
-  Ale daj mi chociaż dokończyć. – Jęknęła. Westchnęłam ciężko. Machnęłam ręką na znak, żeby kontynuowała. Mimo, że nie chciałam w niczym brać udziału, ciekawa byłam, co wymyśliła. – No i rozwiałam z Marcinem o sylwestrze. Zaproponowałam, żebyśmy razem go spędzili, ale zaczął się wykręcać, że źle się czuje, że jeszcze się bardziej rozchoruje, albo ja się czymś zarażę. Ale nie wierzę mu i chcę to sprawdzić.
- Co chcesz zrobić?
- Wiem gdzie mieszka i pojedziemy do niego – powiedziała to w taki sposób, jakby to było oczywiste.
- Ja nigdzie nie jadę – mruknęłam.
- Oj, daj spokój – wyjęczała.
- I co jeszcze, będziemy go śledzić? – Zapytałam z ironią w głosie.
- No tak – pokiwała ochoczo głową.
- Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo.

*****

- Jesteś okropna – mruknęła Monika. Blondynka widząc moją groźną minę zamilkła. 
     Poszłam odprowadzić Monikę do domu, przy okazji planowałam wstąpić do sklepu na małe zakupy. Moja przyjaciółka była na mnie zła, że nie chcę jej pomóc, ale nie mam zamiaru śledzić jakiegoś mężczyzny. To poniżej mojej godności. Monia jest dla mnie jak siostra i zrobię dla niej prawie wszystko. Prawie, bo na pewno nie to, o co mnie prosiła, a raczej błagała na kolanach, kiedy setny raz powiedziałam: nie.
     Szłyśmy wolno parkiem. Monika rozglądała się dookoła i zatrzymała swój wzrok w jednym punkcie. Uśmiechnęła się najwyraźniej z czegoś bardzo zadowolona i pognała w owym kierunku. Zauważyłam, że biegnie do Miłosza. Ta dziewczyna zadziwia mnie z każdym dniem coraz bardziej. Zrezygnowana poszłam za blondynką. Przystanęłam za nią i wsłuchałam się w ich rozmowę.
- Jest taka sprawa – zaczęła – masz prawko i samochód, czy mogłabym cię wynająć na maksymalnie dwie godziny? – Spytała. – Zapłacę naprawdę dużo – dodała zachęcająco.
- Ale po co? – Spytał, mrużąc oczy.
- Wchodzisz w to czy nie? – Zignorowała pytanie chłopaka. Miłosz pokiwał głową. – O dwudziestej spotkamy się tutaj, tylko nie spóźnij się – odarła i odwróciła się do mnie.
- Nie wiesz w co się pakujesz – mruknęłam do chłopaka. Wzruszył ramionami i wyminął nas.
- Do zobaczenia – rzucił i zniknął za zakrętem.
- Jesteś niemożliwa – skwitowałam.
- Chcę, aby Marcin tylko wiedział, że nie trafił na głupiutką dziewczynę, którą można szybko i łatwo wykorzystać.

*****

     Chyba wspominałam coś o godności, co nie?
     Rozejrzałam się dookoła. Siedziałam w samochodzie Miłosza na tylnim siedzeniu razem z Moniką. Spojrzałam uważnie na przyjaciółkę. Miała skupiony wyraz twarzy i obserwowała okolicę. Tak, tak znajdujemy się pod blokiem pana Marcina. Pytanie tylko: co ja tutaj robię? Będę musiała poćwiczyć swoją asertywność, bo coś kiepsko mi idzie.
- Dowiem się dlaczego tu czekamy? – Odwrócił się do nas Miłosz. Spojrzał na mnie. Pokazałam palcem na Monikę, na znak, żeby to jej się spytał. Szturchnęłam dziewczynę.
- Idzie – powiedziała. Powędrowałam za wzrokiem Moniki. Miała rację. Przyjrzałam mu się. Mężczyzna miał na sobie czarny płaszcz i kapelusz. Rozejrzał się dookoła i podszedł do swojego samochodu, otworzył go i wsiadł do środka.
- Chodzi o tego faceta? – Dopytywał Miłosz.
- Tak – odpowiedziała zdawkowo. – Jedź za nim – rozkazała. Chłopak skinął głową i odpalił silnik. Chwilę później jechaliśmy za srebrną audicą.
- Więc o co chodzi? – Drążył Miłosz. – Jest to twój facet, dowiedziałaś się, że cię zdradza i chcesz go złapać na gorącym uczynku? – Zaśmiał się.
- Masz rację – powiedziała poważnie blondynka.
- Dziewczyno, ten facet wygląda na trzydzieści parę lat i chcesz mi powiedzieć, że to twój chłopak? – Wybuchł głośnym śmiechem.
- Możesz przestać? – Warknęła.
- Jemu pewnie chodziło tylko o seks – stwierdził. Monika przemilczała wypowiedź Miłosza.
- Ciekawe gdzie on jedzie – zagadnęłam.
- Jeżeli jedzie na imprezę, musi jechać do klubu verona, ta droga nigdzie indziej nie prowadzi. – Wyjaśnił Miłosz. Chłopak wcale się nie pomylił. Kilka minut później zaparkował po klubem „Verona City”. Spojrzałam badawczo na Monikę. Cierpliwie czekałam na jej reakcję. – Co robimy? – Spytał wesoło.
- Idę sprawdzić – odarła Monika i odpięła pas.
- Idę z tobą – zapowiedziałam.
- Nie idziesz. Tutaj będziecie czekać. – Powiedziała tonem, nie znoszącym sprzeciwu.
- Masz dziesięć minut, jeżeli do tego czasu nie wyjdziesz, razem z Miłoszem wchodzimy – powiedziałam stanowczo.
- Niech wam będzie – mruknęła i wyszła z samochodu. Rozejrzała się dookoła. Wzięła głęboki wdech i weszła do klubu.
- Mam złe przeczucie – odparłam z kwaśną miną. Miłosz odwrócił się do mnie i uśmiechnął się pokrzepiająco.
     Siedzieliśmy w milczeniu. Te dziesięć minut ciągnęły się w nieskończoność. Oczywiście przygotowałam się na to, że będę musiała interweniować. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła dwudziestka druga. Pod blokiem Marcina czekaliśmy półtorej godziny.
- Idę – zakomunikowałam, kiedy minęło dziesięć minut. Chciałam otworzyć drzwi, ale Miłosz mnie zatrzymał.
- Zaczekaj jeszcze chwilę – powiedział spokojnie.
- Nie mam zamiaru – warknęłam.
- To zadzwoń do niej – zaproponował. Wyciągnęłam z torebki telefon. Przeklęłam pod nosem, ponieważ komórka się rozładowała. Zapomniałam jej podłączyć do ładowania. – Rozładował mi się. – Mruknęłam. Nagle rozbrzmiał dźwięk telefonu Miłosza.
- No cześć stary – powiedział do słuchawki. – Za ile? – Zamilkł na moment i zerknął w moją stronę. – No dobra – mrukną i rozłączył się. Odwrócił się do mnie przodem. – Za dwadzieścia minut muszę być pod blokiem Karola. To co robimy? – Spytał.
- Idę po nią – odpowiedziałam. – Jeżeli chcesz to jedź już, poradzimy sobie – dodałam. Otworzyłam drzwi i wyszłam z samochodu. Mocny wiatr rozwiał moje długie, kręcone włosy. – Tylko nie mów nic Karolowi – powiedziałam, otwierając drzwi od strony kierowcy.
- Spokojnie – odparł z uśmiechem.
     Zatrzasnęłam drzwi i skierowałam się do wejścia. Poprawiłam szybko włosy i weszłam do środka. Rozejrzałam się po lokalu. Był ogromny i przestronny. Była masa ludzi. W tym zgiełku próbowałam odnaleźć wzrokiem moją przyjaciółkę. Weszłam głębiej. Spojrzałam w lewą stronę. W końcu dostrzegłam Monikę. Siedziała na kolanach Marcina. Oczom nie wierzyłam, przy stoliku siedziały też Sandra i jej przyjaciółki. Niepewnie podeszłam do nich.
- Monika – zaczęłam. Dziewczyna niechętnie spojrzała w moją stronę i skrzywiła się. Sandra rzuciła mi pełne odrazy spojrzenie. Zignorowałam ją i skupiłam się na przyjaciółce. – Czekałam na ciebie – powiedziałam, przekrzykując głośną muzykę. Wzruszyła ramionami. – Możemy iść?
- Nigdzie nie idę – syknęła i powróciła do migdalenia się ze swoim chłopakiem. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić.
- Co ty wyprawiasz? – Spytałam, starając się o to, żeby mój głos nie drżał. Nie zareagowała. Sandra i jej klony wybuchły głośnym śmiechem.
- Chyba twoja przyjaciółka ma cię gdzieś – skwitowała radośnie Sandra. – Żałosna jesteś.
- Nie wtrącaj się – warknęłam. – Chodź ze mną – zwróciłam się do Moniki i mocno pociągnęłam ją w swoją stronę. Wstała i poszła za mną.
- Daj mi spokój! – Wykrzyknęła i wyrwała mi się.
- Co ci odbiło? – Spytałam. – Marcin cię zdradza, a ty się teraz z nim prawie pożerasz na oczach wszystkich?
- Nie zdradza mnie – odparła. – To ty raczej mnie zdradziłaś – warknęła i założyła ręce na piersi.
- Słucham?
- Już nie udawaj. Wymyśliłaś to wszystko. Zazdrościsz mi, że mam super faceta, a ty jak zwykle jesteś sama. Ale nigdy nikogo nie będziesz mieć. Spójrz tylko na siebie – obrzuciła mnie pełnym niechęci spojrzeniem. Moje oczy się zaszkliły. – Jesteś śmieszna.
- Naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego mnie tak traktujesz. Przecież nawet Magda potwierdziła, że widzieliśmy go, jak się z kimś obściskuje.
- Wyjaśnił mi wszystko.
- Co ci wyjaśnił?! Nie widzisz, że chce cię tylko wykorzystać. Jesteś dla niego zwykłą smarkulą, którą można łatwo zbajerować i zaciągnąć do łóżka. – Wycedziłam. – Ale jeżeli nie chcesz mi wierzyć, twoja sprawa.
- Już nie wierzę w ani jedno twoje słowo – warknęła przez zaciśnięte zęby. – Dla mnie możesz już nie istnieć– dodała.
- Jak sobie chcesz, nie musimy się przyjaźnić – odparłam. – Szkoda, że jak zwykle dla ciebie musiałam okłamać Magdę i Ankę. Cześć – mruknęłam i skierowałam się do wyjścia.
     Nie mogłam w to uwierzyć. Czy to zawsze ja muszę brutalnie dostawać po twarzy? Kiedy wyszłam z klubu, nie wiedziałam gdzie mam iść. Nie znałam tej okolicy, ponieważ nigdy tutaj nie byłam. Telefon mi się rozładował, więc nie mogłam do nikogo zadzwonić. Postanowiłam iść przed siebie z nadzieją, że może będzie jakiś postój taksówek. Oczywiście moja nadzieja szybko rozprysła się. Zamiast taksówek były tylko jakieś baraki. Zawróciłam szybko. Nawet nie wiedziałam, która jest godzina. Zimno mi było, głowa mnie rozbolała i płakać mi się chciało. Straciłam przyjaciółkę przez jakiegoś tam mężczyznę, który z łatwością potrafi wcisnąć jej największe kłamstwo.
     Nie wiem, ile tak wędrowałam po okolicy. Zgubiłam się – to było pewne. Nogi mnie bolał i zgłodniałam. Usiadłam na murku. Z całych sił próbowałam się nie rozpłakać. Zacisnęłam mocno oczy. Zerknęłam w prawą stronę. W moją stronę szła grupka trzech chłopaków. Pośpiesznie wstałam i szłam przed siebie.
- Hej! Zaczekaj! – Jeden z nich zawołał mnie. Serce podeszło mi do gardła. Przyśpieszyłam kroku. Zerknęłam za siebie, nadal za mną szli. 
     Wzięłam głęboki wdech. Nie mogłam w paść w panikę, to doprowadziłoby mnie do nikąd. Jeszcze raz się obejrzałam do tyłu, byli coraz bliżej.
- Gdzie tak się śpieszysz? – Zapytał drugi. Usłyszałam, że są coraz bliżej. Nie myśląc dłużej, zaczęłam po prostu biec, ile sił w nogach. – Myślisz, że zwiejesz? – Zaśmiał się gardłowo. Mężczyzna był szybszy i dogonił mnie. Złapał mocno za rękę.
- Puszczaj – warknęłam.
- Co, tak ostro? – Spytał. – Chcemy się tylko zabawić – uśmiechnął się. Inny facet podszedł do mnie i chciał rozpiąć mi kurtkę. Próbowałam z całych sił wyrwać się, ale byli silniejsi. Ten, który mnie trzymał, próbował pocałować mnie w usta. Odwróciłam szybko głowę. Usłyszałam, że jakiś samochód podjechał.
- Co się tutaj dzieje? Zostawcie ją! – Wykrzyknął Wojtek. Nie mogłam w to uwierzyć. Wyszedł z auta. – Do samochodu! – Zwrócił się do mnie, kiedy owy mężczyzna mnie puścił.
- Nie wtrącaj się – warknął jeden z trzech mężczyzn.
- Bo co? – Syknął. Obrzucił ich krzywym spojrzeniem i wrócił pośpiesznie do samochodu. Odpalił auto i ruszył. Spojrzał na mnie. – Nic ci nie zrobili? – Spytał z troską. Nic nie odpowiedziałam, tylko się rozpłakałam. Wojtek zatrzymał auto i po prostu mnie przytulił. – Jesteś już bezpieczna – szepnął, gładząc mnie po włosach. – Co robiłaś w tej okolicy? Na dodatek sama? – Spytał, kiedy trochę się uspokoiłam. Wytarł z mojego policzka łzę. Spojrzałam mu w oczy. W tedy strach minął. Poczułam, że mogę mu zaufać. Wzięłam głęboki wdech.
- To długa historia – powiedziałam lekko zachrypniętym głosem.
- Mam czas – uśmiechnął się zachęcająco. – Może zrobi ci się lżej na sercu. – Dodał. Odchrząknęłam i zaczęłam kontynuować.
- Zaczęło się wszystko od tego, że moja przyjaciółka zakochała się w mężczyźnie o jedenaście lat od siebie starszym, on niby twierdzi, że też ją kocha, ale to nie prawda. O ich związku wiem tylko ja. Ostatnio w galerii widziałam jej chłopaka, jak obściskiwał się z jakąś kobietą. Wczoraj rozmawiała z nim przez telefon i zaproponowała, żeby wspólnie spędzili sylwestra. On zaczął się wykręcać, że jest chory. Chciała to sprawdzić i razem z kolegą pojechaliśmy pod jego dom. Potem zaczęliśmy go śledzić. Śledząc go, dojechaliśmy do klubu „Verona City”. Monika poszła sprawdzić, co on tam robi. Nie wracała długo. Nasz kolega musiał już wracać, bo z kimś się umówił. Powiedziałam mu, że poradzimy sobie same. Potem weszłam do tego klubu. Okazało się, że świetnie bawi się w towarzystwie swojego faceta, który niby jej wyjaśnił, że jej nie zdradza. Powiedziała, że nie chce mnie znać i że to wszystko wymyśliłam. Wybiegłam z klubu, a że nie znam okolicy zgubiłam się. Jeszcze telefon mi się rozładował. – Opowiedziałam mu całą historię i kolejny raz się rozpłakałam. Znowu mocno mnie przytulił.
- Nie płacz – szepnął mi prosto do ucha. Wyciągnął z kurtki chusteczki i podał mi je. Wzięłam jedną i wytarłam mokre od łez oczy. – Twoja przyjaciółka to totalna kretynka – odparł. – Nie martw się. Na pewno będzie cierpieć przez niego i zobaczy, że mówiłaś prawdę i przybiegnie do ciebie z podkulonym ogonem.
- Co ty tutaj właściwie robisz? – Spytałam.
- Wracałem do domu. Byłem u mamy, źle się czuła i zawiozłem jej leki, a że jej faceta na razie nie ma, więc sama jest i chciałem jej pomóc, a zawsze przejeżdżam przez tą okolicę, ponieważ przez miasto muszę nadrobić kilkanaście kilometrów więcej. – Wyjaśnił. Na chwilę zapadła cisza. Nagle usłyszeliśmy głośne dudnienie. Spojrzeliśmy w okno. Ludzie zaczęli puszczać fajerwerki.
- Już dwunasta? – Zdziwiłam się.
- No cóż. W takim razie szczęśliwego nowego roku – uśmiechną się do mnie przyjaźnie. Odwzajemniłam uśmiech.
- Wzajemnie – odparłam. – Mam nadzieję, że ten rok będzie udany. – Westchnęłam.
- Na pewno będzie – puścił mi oczko. – I ja już się o to postaram – dodał o wiele ciszej. – To gdzie mam cię podwieźć? – Zapytał. Podałam mu dokładnie ulicę. Prawie przez całą drogę nikt z nas się nie odzywał. Kontem oka widziałam, że spogląda co chwilę na mnie. Czułam się trochę skrępowana. Kolejny raz mnie uratował.
- To tutaj – odezwałam się, kiedy wjechaliśmy na moją ulicę. Zaparkował pod bramą. – Dziękuję – powiedziałam nieśmiało.
- Nie ma za co – odparł. Odpięłam pas.
- Chciałabym cię przeprosić za ostatnią akcję w kawiarni. Nie powinnam się tak zachować.
- Nie masz za co mnie przepraszać. – Powiedział szybko. – Analizując moje wcześniejsze zachowanie, chociażby na imprezie miałaś prawo mnie tak potraktować. – Odparł. Spojrzałam w okno. Maciek wyszedł z domu i szedł w naszym kierunku. Otworzyłam drzwi.
- Dziękuję za podwózkę i za to, że kolejny raz uratowałeś mnie z opresji.
- Polecam się na przyszłość – powiedział.
- Dobranoc – mruknęłam i wysiadłam z samochodu. Zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę bramy. Odwróciłam się jeszcze raz. Wojtek pomachał mi z uśmiechem. Odmachałam mu i weszłam na podwórko.
- I jak tam na imprezie? – Spytał wesoło. Spojrzałam na ojczyma z kwaśną miną. – Kto cię podwiózł?
- Wojtek – odpowiedziałam i otworzyłam drzwi od domu.
- Jaki?
- Szczęsny, już nie udawaj jaki – westchnęłam ciężko i poszłam na górę do swojego pokoju. Jeszcze o coś mama mnie pytała, ale zignorowałam ją. Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Położyłam się na łóżku i nawet nie wiem, kiedy zostałam porwana w objęcia Morfeusza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz