2012-10-28

Rozdział 5

     Święta zbliżały się nieubłaganie. Od zawsze lubiłam ten przedświąteczny czas, mimo, iż komercja goni komercję. Nawet mamie udzielał się przedświąteczny nastrój. Tydzień, przed świętami z Maćkiem przyozdobili cały dom, z zewnątrz, jak i wewnątrz różnymi ozdobami. Efekt końcowy był piękny.
     Powoli zaczyna się układać. Katarzyna już nie chodzi, jak bomba zegarowa. Albo jest świetną aktorką i tylko udaje albo naprawdę kryzys w wieku... przed średnim jej minął. Mam nadzieję, że jednak to drugie. Mama też się trochę uspokoiła, co bardzo mnie cieszy. Coraz częściej się uśmiecha, więcej czasu poświęca mi i swojemu mężowi. Nawet ostatnio słyszałam, jak rozmawia z Kaśką przez telefon i umawiają się na wspólne zakupy, co wywołało na mojej twarzy ogromny uśmiech. Modlę się, żeby tak już zawsze było. Może nie jest jeszcze idealnie, ale zawsze coś.
     Monika od kilku tygodni chodzi zakochana i żadne moje ostrzeżenia do niej nie dochodzą, więc w końcu odpuściłam. Mam nadzieję, że ten mężczyzna nie złamie jej serca. Rodzicom nic nie powiedziała o swoim związku, ponieważ wpadliby w szał. Magda i Anka też nie mają o niczym pojęcia. Oczywiście zauważyły, że dzieje się coś nie dobrego z ich przyjaciółką, bo to, co dzieję się z człowiekiem zakochanym nie można nazwać zdrowego czy dobrego, a wręcz przeciwnie. Człowiek wariuje oraz nie myśli trzeźwo.
     Afera narkotykowa z Karolem i Miłoszem w rolach głównych wyjaśniła się. Okazało się, że ktoś im podrzucił prochy. Jestem pewna, że Miłosz coś kręci, a Karol go po prostu nie chce wydać, bo czego nie robi się dla przyjaciela.
     A co zmieniło się przez ten czas w moim życiu? Nic. Wojtek nie dzwonił, chyba odpuścił. I chwała Tobie Panie. Jestem pewna, że gdyby się z nim spotkała kolejny raz wyszłabym na idiotkę. Pewnie już i tak sobie w ten sposób o mnie pomyślał. Za pierwszym razem uciekłam mu, za drugim zachowałam się jak kretynka, a kiedy do mnie zadzwonił potraktowałam go jak zło konieczne. Który normalny człowiek tak się zachowuje?
     Jestem typem raczej aspołecznym. Od zawsze miałam trudności z nawiązywaniem nowych kontaktów. Na początku z Karolem nasze relacje nie układały się. Z tego względu, że bardzo długo przyzwyczajam się do ludzi. Musi minąć trochę czasu, abym komuś zaufała, a po rozterkach z Karolem jeszcze ciężej mi się otworzyć, obnażyć swoją prawdziwą stronę. Więc jestem pewna, że nie znajdę sobie żadnego chłopaka i już zawsze będę sama. A może to i lepiej, bo do związków się nie nadaję.
- Słuchasz mnie w ogóle – Magda zaczęła machać mi ręką przed twarzą. Zamrugałam kilka razy i spojrzałam na przyjaciółkę. 
- Co mówiłaś? – Spytałam, przepraszającym tonem.
- Pytałam się czy masz moje notatki z fizyki – wyjaśniła rozdrażniona.
- Jasne, oddam ci je na lekcji – odparłam, rozglądając się po stołówce. – Gdzie dziewczyny? – Spytałam.
-  Baba od chemii kazała im na długiej przerwie zostać i napisać zaległą kartkówkę.
- Aha – Mruknęłam. Dostrzegłam, że do stołówki wchodzi Karol. Zauważył mnie i szeroko się uśmiechnął. Odwróciłam szybko głowę i zaczęłam gadać z Magdą. Niestety szedł w naszym kierunku. – Karol idzie do naszego stolika – szepnęłam. – Nie odwracaj się. – Dodałam jeszcze ciszej. Wyprostowałam się. Kiedy do nas podszedł zignorowałam go. Odchrząknął. Niechętnie spojrzałam na blondyna.
- Cześć – uśmiechnął się lekko. Skrzywiłam się. Czy on nigdy nie odpuści? - Chciałem z tobą porozmawiać.
- Nie mamy o czym – odpowiedziałam, przybierając niewzruszony wyraz twarzy.
- Jest to bardzo ważne – mruknął. – Proszę – nalegał.
- Więc słucham.
- Tutaj? – Spytał, rozglądając się. Pokiwałam głową.
- Nie mam przed Magdą tajemnic – odparłam, wzięłam do ręki mały kartonik z sokiem owocowym i upiłam łyk. Chłopak spojrzał na rudowłosą. Przełknął nerwowo ślinę. To jak się denerwował, było nawet zabawne.
- Mam pytanie – zaczął. Zaśmiałam się pod nosem. – Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie – odpowiedziałam.
- Tak cię śmieszę? – Spytał z przekąsem. Pokiwałam głową. Dostrzegłam w jego tęczówkach smutek. – Szkoda, że tak mówisz. – Mruknął.
- A mi nie. Tobie nie było szkoda, kiedy mnie zdradziłeś.
- Więc teraz będziesz się nade mną znęcać?
- Och, nie przesadzaj – żachnęłam. – Czasami trzeba się zastanowić dwa razy nad tym, co się robi.
- Bo ty jesteś idealna. – Warknął i odszedł od stolika.
Zamrugałam. Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Nie przejmuj się – powiedziała Magda.
Przymknęłam oczy. Zrobiło mi się przykro. I znowu wyszłam na najgorszą. Dlaczego zawsze ja dostaję po tyłku? Przecież nie przyjmę Karola z otwartymi rękami. Zranił mnie. Oczywiście każdy popełnia błędy, gdyż nikt NIE JEST idealny. Ale wybaczanie jest tą sztuką, której jeszcze nie opanowałam . Mimo, że mogłam trochę łagodniej go potraktować, zaatakowałam go.
- Widziałyśmy, jak Karol wychodzi ze stołówki. Wyglądał, jakby ktoś przyłożył mu mokrą ścierą – zaśmiała się Anka.
- Chciałabym poznać tę osobę. – Powiedziała z wielkim uśmiechem Monika. Magda spojrzała znacząco w stronę dziewczyn.
- Tą osobą jestem ja – westchnęłam.
- I dobrze. Należało się gnojowi – powiedziała pewnym tonem Anka.
-  A co mu zrobiłaś? – Spytała blondynka.
- Nic – odpowiedziałam. – Byłam trochę niemiła.
- Nie przejmuj się – powtórzyła Magda. – Teraz chce wzbudzić w tobie litość i winę – powiedziała. No i udało mu się.

*****

    Jadąc autobusem do domu czytałam ulotkę, którą dostałam dzisiaj rano od dziewczyn. Była to reklama imprezy, która miała się odbyć w sobotę. Dziewczyny uparły się, żeby na nią iść. Ja, co do tej imprezy nie jestem przekonana, ale dziewczyny powiedziały, że jeśli ja nie pójdę one też nie, więc cóż innego mogłam zrobić, jak zgodzić się? Bo gdybym powiedziała nie, one zaczęły by i tak wiercić mi dziurę w brzuchu i w końcu bym się zgodziła. Zawsze tak jest. Nie jestem asertywna.
     Ciężko westchnęłam, wrzucając ową ulotkę do torby. Wyciągnęłam iPhona, włożyłam słuchawki do ucha i włączyłam muzykę. Spojrzałam w okno. Było szaro i ponuro, zaczął padać deszcz i zerwał się mocny wiatr. Ludzie biegali, spiesząc się gdzieś. Jedno dziecko bawiło się w kałuży, potem podeszła do niego młoda kobieta i zaczęła na niego krzyczeć, chłopczyk rozpłakał się.    
     Spojrzałam na zegarek. Była osiemnasta. Droga do domu ciągnęła się w nieskończoność. Wracałam sama, ponieważ Monika umówiła się ze swoim Romeo. Dziewczynom powiedziała, że z kuzynem idzie się spotkać. Jestem strasznie ciekawa, a zarazem boję się, co z tego wyniknie. Jak długo będzie ukrywać swój niby związek?
     Oparłam się czołem o zimną szybę. Przymknęłam na moment oczy. Otworzyłam jednak je szybko, bo poczułam, że ktoś koło mnie siada. Była to staruszka. Kobieta uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie. Odwróciłam z powrotem swoją głowę w stronę okna. Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam się ze swoją babcią. No tak! Cztery lata temu. W ten felerny dzień. Mama nie odzywa się do niej, urwała jakikolwiek kontakt. Mi też zabroniła się z nią spotykać. Nawet nie wiem, co u niej słychać, jak się czuję. Czy żyje. Mama skreśliła ją ze swojego życia, obwiniając ją za śmierć Eweliny. Cały czas powtarza, że niepotrzebnie puszczała nas na tą przejażdżkę. Ale nie oszukujmy się. Winna jest tylko Ewelina. Nie musiała, jak zwykle udowadniać, że jest we wszystkim najlepsza, najszybsza i najcudowniejsza. Mama jednak ma klapki na oczach, kiedy bym jej o tym powiedziała rozpętałaby się afera. Mama tak się poświęciła mojej siostrze, że nawet nie zauważyła, że interesuję się malarstwem. Ciągle tylko marudziła, że jak zwykle siedzę w pokoju i bazgrolę coś w zeszycie. Kiedy jej pokazałam namalowany przeze mnie obraz, powiedziała, że nie widziała gorszego chłamu i wyrzuciła go do śmietnika, potem pobiegła do Eweliny, z którą chwilę później jechała na kolejną lekcję śpiewu.
     Nie płakałam w tedy i nie płaczę teraz, bo wiem, że życie już takie jest. Przecież nie każdy musi być szczęśliwy. Nie każdy może być szczęśliwy. Ja na pewno do tego grona ludzi się nie zaliczam. Czasami ono przychodzi, ale jest krótkotrwałe i ulotne, bo kiedy na mojej twarzy rośnie wielki uśmiech, nagle ucieka i nastaje kolejna pustka, którą czasem zapełniają moi przyjaciele durnymi kawałami lub swoimi sprawami i chociaż na chwilę zapominam o swoim, jakże beznadziejnym życiu. Ale nie będę się nad tym rozwodzić, bo lepiej jest tak żyć, niż być pogrążonym w czarnej dziurze, która pochłania cię bez litości, wtedy twój malutki świat, który nie jest spełnieniem twoich marzeń zamienia się w koszmar, z którego chciałabyś się obudzić, ale nie zbudzisz się. Bo to dzieje się naprawdę.

*****

     Nienawidzę moich przyjaciółek! Już mogłam przeżyć myśl, że idę na tą nieszczęsną imprezę, ale jak zwykle musiały dodatkowo zepsuć mi humor. O co chodzi? Otóż szykuję się powoli do wyjścia, a dziewczyny wpadają do mnie, jak szalone.
- Wiedziałam – skwitowała Magda. Siłą zaciągnęły mnie do mojego pokoju. Otworzyły moją szafę i wyciągnęły z niej kilka sukienek.
- Ale co wam przeszkadza w moim wyglądzie? – Burknęłam. Dziewczyny spojrzały na mnie krzywo.
- Tak, to możesz ubrać się do kościoła lub na spotkanie biznesowe – mruknęła Monika. Podeszłam do lustra. Nadal nie potrafiłam ich zrozumieć. Miałam na sobie czarne rurki, białą bluzkę na ramiączkach, czerwoną marynarkę „boyfriend” i czarne szpilki. Ciężko westchnęłam. Spojrzałam na dziewczyny. Dyskutowały jaką sukienkę mam założyć.
- Ta będzie idealna – powiedziała z pewnością w głosie Anka. Wzięła do ręki niebieską, króciutką sukienkę bez ramiączek. Podeszła jeszcze raz do szafy, zaczęła w niej szperać. W końcu wyciągnęła jeszcze czarną marynarkę. Spojrzała w moim kierunku. – Szpilki mogą zostać – powiedziała i szeroko uśmiechnęła się. Wcisnęła mi owe rzeczy do ręki i popchnęła mnie w stronę łazienki. – Masz pięć minut! – Krzyknęła. – I tak jesteśmy już spóźnione. – Dodała. Po kilku minutach wyszłam z niechęcią wymalowaną na twarzy.
- Teraz wyglądasz ekstra – powiedziała dźwięcznie Monika. – Jesteśmy po prostu super – rzekła dumnie. Spojrzałam na nią  z grymasem. – Jeszcze tylko makijaż. – Uśmiechnęła się złośliwie.  Doskonale zdawały sobie sprawę z tego, że nienawidzę tak się ubierać i malować, ale zawsze muszą postawić na swoim. Monika zaczęła mnie malować. Po chwili zakończyła i spojrzała z dumą na swoje dzieło. – Jestem genialna. – Klasnęła w ręce. Podeszłam znowu do lusterka. No cóż, muszę przyznać, że wyglądałam całkiem znośnie, ale źle się czułam w tych ciuchach.
- Wygodniej i lepiej czułam się w tamtym wydaniu. – Bąknęłam.
- Dziewczyno! – Wykrzyknęła Magda. – Ile ty masz lat? - Spytała z przekąsem. – Jesteś młoda, pokazuj ładne nogi, cycki.
- I co jeszcze? Może tyłek? –Warknęłam.
- Jak tak będziesz się zachowywać, to przenigdy nie znajdziesz sobie faceta – powiedziała twardo Anka.
- A kto powiedział, że chcę faceta?
- Przydał by ci się, może w końcu nie zachowywała byś się jak zakonnica – powiedziała zgryźliwie Monika. Policzyłam w duchu do dziesięciu, żeby nie wybuchnąć.
- Chodźmy już – warknęłam. Zeszłyśmy na dół. Mama z Damianem czekali na nas w salonie. Kobieta spojrzała na mnie uważnie.
- Ładnie wyglądasz – uśmiechnęła się lekko.
- Dzięki – powiedziałam zaskoczona. Damian posłał mi szeroki uśmiech i zagwizdał.
- Zamknij gębę – warknęła Magda do swojego chłopaka.
- Spokojnie królowo moja. – Powiedział słodko i przyciągnął do siebie rudowłosą. Pocałował ją w policzek.
     W lokalu byliśmy pół godziny później. Spóźnieni oczywiście, jak to dziewczyny powiedziały – przeze mnie. Znaleźliśmy wolny stolik i poszliśmy usiąść. Nie spotkaliśmy nikogo znajomego z naszej szkoły. I całe szczęście.
- Idę do łazienki – zakomunikowała Anka. – Idzie ktoś ze mną.
- Ja mogę? – Spytał głupkowato Damian. Magda spiorunowała go spojrzeniem. Uśmiechnął się niewinnie. Przewróciła oczami i wstała z fotela.
- Ja pójdę – westchnęła. Chwilę później znikły za rogiem.
- Dziewczyny uwielbiam was – powiedział radośnie Damian. Z Moniką wymieniłyśmy znaczące spojrzenia.
- Czemu? – Spytała mrużąc oczy blondynka.
- Zawsze macie wejściówki na te wszystkie imprezki. – Odparł. Wziął łyk piwa. – A skąd macie bilety wstępu?
- Taty kolegi kuzyn ma siostrę, której przyjaciółki syn prowadzi ten lokal – wyjaśniła Monika. Zaśmiałam się pod nosem, co, jak co, ale Monia uwielbiała wszystko utrudniać. Dostrzegłam, jak Anka i Magda wracają do nas. Wyglądały, jakby zobaczyły ducha.
- Co się stało? – Spytałam od razu.
- Nie uwierzycie. – Zapiszczała Anka.
- Zależy w co. – Odparła obojętnie Monika, rozglądając się po klubie.
- Jak wracałyśmy z łazienki wpadłam na Roberta! – Wykrzyknęła. Próbowałam sobie przypomnieć czy mówiła ostatnio o jakimś Robercie, ale nic do głowy mi nie przychodziło.
- Jakiego Roberta? – Spytałam.
- Lewandowskiego! – Odparła z uśmiechem.
- Aha – mruknęłam mało entuzjastycznie. Nagle Monika stanęła na równe nogi.
- Szczęsny – powiedziała, a ja zakrztusiłam się sokiem.
- Co on tutaj robi?! – Spytałam histerycznie. Monika wybuchła nagle niepohamowanym śmiechem. Spojrzałam na nią urażona.
- Gdzie? – Spytała ożywiona Anka.
- Tam – wskazała głową. Modliłam się w duchu, żeby mnie nie zauważył, ale ciężko było o to prosić, ponieważ z moimi przyjaciółmi trudno gdzieś przejść lub po prostu siedzieć niezauważalnie.
     Przyjrzałam mu się dyskretnie. Miał na sobie ciemne dżinsy, białą koszulę, która świetnie leżał na jego umięśnionym ciele i... Stop!
- Wracamy? – Spytałam z nutką nadziei. Anka spojrzała na mnie, jak na idiotkę.
- Dlaczego chcesz już iść? – Spytał Damian dokładnie przyglądając mi się.
- Idzie tu – szepnęła mi na ucho Monika. Spojrzałam przerażona na blondynkę. Pragnęłam zakopać się pod ziemię. Przecież, jak do nas podejdzie wszystko się wyda!
- Idzie w naszą stronę – powiedziała podekscytowana Anka, poprawiając swoje włosy i sukienkę.
- Na pewno nie do nas – Magda próbowała zgasić jej entuzjazm.
- Cześć – powiedział Wojtek, kiedy do nas podszedł. Magda nie wiedziała, co powiedzieć. Damian wytrzeszczył oczy, jak pięciozłotówki, a Monika dławiła się od śmiechu. Anka szybko wstała.
- Cześć, jestem Ania – uśmiechnęła się słodko i podała rękę blondynowi.
- Wojtek – uścisnął dłoń mojej przyjaciółki. Spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się szeroko. Byłam czerwona, jak dorodny burak.
- To jest Magda, Damian, Monika – zaczęła przedstawiać po kolei – a to
- Łucja – przerwał czerwonowłosej. Dziewczyna spojrzała na mnie i na Wojtka.
- Wy się znacie? – Spytała zdezorientowana. Monika zanosiła się coraz głośniejszym śmiechem.
- Możesz przestać – warknęłam przez zaciśnięte zęby. Jak na komendę przestała rechotać.
- Tak, mieliśmy okazję – odparł, a jego uśmiech nie znikał. Katastrofa była bliska.
- A skąd? – Spytała spokojnie, ale widziałam w jej oczach gniew i smutek.
- Poznaliś – zaczął, ale szybko przerwałam.
- Co ty tutaj robisz? – Spytałam chłodno.
- To co ty – wzruszył ramionami. – Góra nie chciała przyjść do Mahometa, to Mahomet przyszedł do góry – rzekł. – Czy jakoś tak.
- Nadal niczego nie rozumiem – powiedziała rozdrażniona Anka.
- Zatańczysz? – Spytał, jak gdyby nigdy nic.
- Nie umiem tańczyć. – Wypaliłam. Spojrzał na mnie pobłażliwie. Anka zaczęła coś tam mruczeć pod nosem i usiadła obrażona na fotelu, domyślając się, że na razie niczego nie uda jej się dowiedzieć.
- Właśnie na weselu widziałem, jak nie umiesz tańczyć – parsknął. Wzruszyłam ramionami. Podszedł do mnie i złapał mnie za rękę. – Nie lubię używać przemocy, więc na razie grzecznie zapraszam. – Uśmiechnął się zadziornie. Czy ja wcześniej wspominałam, że jest sympatyczny? Cofam to! Monika mocno popchnęła mnie w stronę Szczęsnego, tak że wpadłam w jego silne ramiona. Posłałam jej mordercze spojrzenie. Uśmiechnęła się tylko złośliwie.
- Wiem, że mnie pragniesz, ale już tak od razu przy wszystkich? – Zamruczał mi do ucha. Po ciele przeszedł mnie prąd.
- Idziemy tańczyć? Chcę mieć to za sobą – warknęłam. Pokiwał ochoczo głową i skierowaliśmy się w stronę parkietu. Zauważyłam, że do klubu weszła jedna z przyjaciółek Sandry. Miałam nadzieję, że nie będzie samej zainteresowanej.
- Nie musisz być taka wredna – powiedział, a na jego twarz wkradł się złośliwy uśmieszek. Próbowałam wewnętrznie się uspokoić. Ten człowiek strasznie działał na moje i tak już zszargane nerwy.
- Nie musisz być taki – niestety nie dał mi dokończyć, ponieważ przyciągną mnie do siebie mocniej.
- Co mówiłaś? – Szepnął mi do ucha. Wzięłam głęboki wdech.
- Jesteś prymitywny – warknęłam. Myślałam, że urażę go tym, ale nawet nie drgnął.
- Och, mała, mała – westchnął.
- Nie mów do mnie mała – burknęłam.
- Czemu? – Spytał. – Jesteś taka drobniutka, malutka i słodziutka – powiedział zadziornie, czekając na moją reakcję. Spojrzałam mu w twarz. Na moment zatonęłam w jego niebieskich oczach. Świeciły się w nich dwa małe ogniki. Odwróciłam szybko głowę, gdyż poczułam, że palą mnie policzki. Próbowałam uwolnić się z jego uścisku, ale był silniejszy.
- Puść mnie – syknęłam.
- Już nie chcesz tańczyć? – Spytał. Spojrzałam na niego krzywo.
- Na pewno nie z tobą – ośle, dopowiedziałam w myślach. Puścił mnie i jak najszybciej chciałam wrócić do stolika.
- Hej, zaczekaj – zawołał. Nie drgnęłam. Pobiegł za mną i stanął mi na drodze. – Stało się coś?
- Daj mi spokój – mruknęłam, nie patrząc mu w oczy.
- Dlaczego nie zgodziłaś się pójść ze mną na kolację?
- Bo nie! – Wrzasnęłam, kilku ludzi, którzy stali koło nas dziwnie się spojrzało w naszym kierunku.
- To nie jest odpowiedź – wyszczerzył zęby.
- Sam sobie odpowiedz w takim razie, jeżeli cię moja nie satysfakcjonuje – wypaliłam i wyminęłam go, jak na złość dalej za mną szedł.
- No dobrze, więc myślę sobie, że nie chcesz się ze mną umówić, ponieważ cię krępuje, dlatego że bardzo ci się podobam i nie możesz się skupić w moim towarzystwie. – Rzekł. Jaki on jest w siebie zapatrzony.
- Mam prośbę – przystanęłam na moment. Spojrzałam na mnie wyczekująco. – Odpieprz się! – Krzyknęłam. Doszłam do naszego stolika. Przyjaciele spojrzeli na mnie zaciekawieni. – Wracamy do domu – zakomunikowałam, zabierając swoją torebkę.
- Już? – Jęknął Damian.
- Już – powiedziałam tonem, nie znoszącym sprzeciwu. Dziewczyny bez słowa zabrały swoje rzeczy. Kiedy wychodziliśmy z klubu na dworze czekał nie kto inny, jak pan osioł. Stał przy swoim samochodzie. Na mój widok uśmiechnął się.
- Podwieźć? – Zaproponował.
- Obejdzie się – odparłam ostro. Wyciągnęłam z torebki telefon i zadzwoniłam do Maćka. Odebrał po drugim sygnale. – Czekamy przed wejściem, przyjedź – powiedziałam szybko i rozłączyłam się.
- Och mała, mała – zamruczał mi do ucha. Anna spojrzała na mnie wymownie. – I jeszcze jedno! Pięknie wyglądasz, mała – powiedziała dźwięcznym tonem i wszedł do środka.
- Co to było? – Spytała ostro.
- Nic – odpowiedziałam.
- Nic?! – Wykrzyknęła. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że poznałaś go? – Zapytała z wyrzutem.
- Nie ma to znaczenia – odparłam i przysiadłam na murku.
- Dla mnie ma – drążyła dalej. – Jesteśmy przyjaciółkami, powinnyśmy mówić sobie wszystko.
- Specjalnie nie powiedziałam ci, bo wiem jak go lubisz! – Wydarłam się. – Nie zachowuj się jak dziecko – mruknęłam.
- To, co przed chwilą odpieprzyłaś, to dopiero była dziecinada – skwitowała Magda. – Fajny chłopak.
- A dajcie mi wszystkie święty spokój. – Warknęłam.
- Nie denerwuj się – powiedziała spokojnie Anka i usiadła koło mnie. – Zazdroszczę ci – uśmiechnęła się lekko. – Na twoim miejscu zaciągnęłabym go w jakiś odległy kont i
- Nie kończ – mruknęłam.
     Miałam ochotę tylko na to, aby położyć się spać. Czy na każdej imprezie musi być zawsze jakaś niespodzianka?

*****

     Nie mogłam zasnąć. Moje myśli wirowały wokół tego, co działo się na imprezie. Dlaczego na tysiące różnych klubów w Warszawie, musiał wybrać ten, w którym byłam. Coś mi się wydaje, że nie był to przypadek.
     Zamknęłam oczy. Nadal nie mogłam zasnąć. Poczułam, jak telefon mi wibruje. Nawet nie zerknęłam, kto dzwoni tylko od razu odebrałam.
- Cześć mała – usłyszałam w słuchawce.
- Spieprzaj – warknęłam i rozłączyłam się. Chwilę później dostałam esemesa.
„Chciałem Ci życzyć słodkich snów, mała.”
     Nie odpisałam, tylko skasowałam wiadomość. Postanowiłam wyłączyć telefon, na wszelki wypadek, jeżeli chciałby jeszcze raz zadzwonić.
     Rano obudziła mnie mama z wiadomością, że jadą do pracy. Trochę byłam zła, ponieważ kolejny dzień miałam być sama. O dziewiątej wstałam i poszłam do kuchni zrobić sobie śniadanie. Wyciągnęłam z lodówki mleko, z szafki płatki owsiane i śniadanko gotowe. Zabrałam miskę z płatkami i poszłam do salonu włączyć telewizor. Przełączyłam na kanał sportowy, ale pożałowałam tego, ponieważ leciał wywiad z panem osłem. Wyłączyłam telewizor, nie mając ochoty patrzeć na tego człowieka.
     Po południu wpadłam do Moniki. Nie chciało mi się dłużej samej siedzieć. Niestety nie zastałam jej w domu, ponieważ pojechała do miasta spotkać się ze swoim kuzynem. Taa, a mi się wydaje, że raczej ze swoim chłopakiem... Cóż innego mogłam robić? Postanowiłam, że wrócę do domu, ale korzystając z tego, że nie jest tak zimno i nie pada, stwierdziłam, że wrócę dłuższą drogą przez park. Kiedy powoli szłam, dostrzegłam, że na ławce siedzi Miłosz. Niestety musiałam przejść koło niego. Przyspieszyłam więc kroku.
- Łucja? – Spytał, kiedy przechodziłam. Spojrzałam na niego.
- Cześć – mruknęłam.
- Zaczekaj – powiedział. – Masz chwilkę? – Spytał. Spojrzałam na niego uważnie. Musiał coś wypić, bo plątał mu się język. Nie chciałam z nim gadać.
- Czego chcesz?
- Zajmę ci nie więcej niż dziesięć minut. Muszę się komuś wygadać – rzekł i opadł na ławkę. Schował twarz w dłoniach. Ciężko westchnęłam i usiadłam koło niego.
- Stało się coś? – Spytałam niepewnie.
- Wszystko się wali – jękną. – Wszystko – powtórzył.
- To znaczy? – Nie chciałam być wścibska, ale byłam strasznie ciekawa.
- Pamiętasz ostatnią akcję z narkotykami? – Zagadnął. Pokiwałam twierdząco głową.
- Ale wszystko się wyjaśniło, podrzucili wam – odparłam. Przez jego twarz przemknął cień. – Co jest?
- Wydajesz się być godna zaufania – uśmiechnął się do mnie smutno. – Nie wygadasz się?
- Dotrzymam słowa – rzekłam. Widziałam, że się waha. – Ale jeżeli nie chcesz mówić, to nie mów. Nie znasz mnie.
- Muszę się komuś wygadać. – Syknął.
- A Karol? – Zagadnęłam. Spojrzał na mnie i machnął ręką. Wiedziałam już, żeby nie drążyć tego tematu.
- Jakiś czas temu trener znalazł w mojej torbie dwa opakowania haszyszu.
- Kto wam podrzucił?
- Nikt – odpowiedział krótko. – Bojąc się o własny tyłek wciągnąłem w to Karola. Jako przyjaciel potwierdził moją wersję. – Urwał. Wziął głęboki wdech. – Od trzech miesięcy handluję tym gównem. Ale na paradę nie chcę tego. Zmuszają mnie – załamał mu się głos. Nie wiedziałam, co zrobić, co powiedzieć. Czekałam tylko w ciszy, aż zacznie kontynuować. – Moja mama od roku choruje na schizofrenie. Nie stać nas na leki, ojciec nas zostawił dwa lata temu i sami musimy sobie radzić. Matkę wyrzucili z roboty. Nie było kasy. Musiałem coś wymyślić. Pięć miesięcy temu spotkałem dwóch kolesi, zapytali mnie czy nie szukam pracy i dodali, że płacą całkiem nieźle. Miałem sprzedawać tylko te różne napoje energetyczne w ich sklepie, dopiero później zaczęli mi dawać towar i miałem go sprzedawać w swoim otoczeniu i nie tylko. Chciałem z tym skończyć, ale mam u nich dług. Nie oceniaj mnie tylko – zawrócił się do mnie.
- Nie miałam zamiaru – rzekłam lekko. – Każdy w życiu popełnia błędy. Chciałeś dobrze. Dla mamy zarobić pieniądze.
- Jestem kretynem – powiedział cicho. – Nie mam pojęcia, jak z tego gówna się wyplątać.
- Przykro mi. Nie wiem, co powiedzieć. – Mruknęłam.
- Wystarczy, że wysłuchałaś mnie. Tyle wystarczy. – Uśmiechnął się. – Karol pierdoli mi tylko, że mam iść z tym na policję i takie tam. Już mam dosyć jego zrzędzenia. – Westchnął.
- Muszę już iść – powiedziałam i wstałam z ławki. Miłosz też się podniósł.
- Nie rozumiem, dlaczego Karol zostawił taką dziewczynę, jak ty. – Mrugnął do mnie. Zmarszczyłam brwi.
- Jego sprawa – powiedziałam obojętnie.
- Ma jeszcze szansę? – Wypalił.
- Każdy ma prawo do drugiej szansy – odparłam. – Ale zależy w jakiej kwestii ten ktoś zawinił. – Dodałam.
- Czyli nie – odpowiedział sobie sam. – Masz rację. To nie jest chłopak dla ciebie. Zasługujesz na kogoś lepszego. Tylko nie odtrącaj miłości przez jeden zawód miłosny. Bo nie każdy jest Karolem Sandomierskim. – Uśmiechnął się przyjaźnie. Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Naprawdę muszę iść – powiedziałam. – Do zobaczenia w szkole – pożegnałam się i skierowałam w stronę swojego domu, będąc w lekkim szoku po tym, co powiedział Miłosz.
     Droga do domu zeszła mi na rozmyślaniu o problemach Miłosza. Przykro mi, że jego mama jest chora, że ojciec ich zostawił. Podziwiam go, że pomimo tylu przeciwności losu nie załamał się.
    Wchodząc do domu usłyszałam lekko podniesione głosy. Kiedy weszłam do salonu bardzo mocno się zdziwiłam...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz