2012-10-28

Rozdział 4

     Oglądając mecz zawsze towarzyszyły mi emocje, ale będąc na stadionie wśród tysiąca ludzi jest to po prostu nie do opisania.
    Na mecz Kanonierów poszłam z Tatą, Martyną i ich znajomym. Kaśka chciała zostać w domu. Rano próbowałam ją namówić, żeby poszła z nami, ale tylko się rozłościła i pokłóciłam się z nią. Chciałam też poruszyć pewien temat, a mianowicie, zapytać o wczorajszą jej rozmowę z... No właśnie z kim? Tego też chciałam się dowiedzieć. Ale wszystko w swoim czasie.
- Wszystko w porządku? – Spytała Martyna, przyglądając mi się uważnie.
- Tak – odpowiedziałam.
     Nadal nie mogłam uwierzyć, że jestem na meczu Arsenalu. Kiedy w końcu wyszły obie drużyny, ludzie zaczęli skandować hasła, dodające otuchy ich idolom. Sama zaczęłam też krzyczeć. Oczywiście to mecz charytatywny, ale miałam cichą nadzieję, że zakończy się on sukcesem dla mojej drużyny. Po pierwszej połowie był remis 0:0. I taki stan pozostał do końca. Po meczu wróciliśmy do domu. Ojciec z Martyną pojechali do domu weselnego jeszcze, sprawdzić czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
     Wchodząc do salonu zastałam Kaśkę. Siedziała na kanapie i oglądała jakiś film. Dosiadłam się do niej. Przez chwilę nikt się nie odzywał. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam pierwsza.
- Masz jakieś problemy? – Spytałam. Siostra spojrzała na mnie zdziwiona.  
- Nie wiem o czy mówisz – odpowiedziała, wzięła do ręki pilota i przełączyła na inny kanał.
- Wczoraj wieczorem słyszałam – zaczęłam, ale przerwała mi szybko.
- Podsłuchiwałaś? – Warknęła.
- Miałaś uchylone drzwi i dosyć głośno mówiłaś, więc nie było to podsłuchiwanie – odparłam.
- To nie twoja sprawa – mruknęła.
- Zmieniłaś się – wypaliłam.
- Nie tobie to oceniać.
- Jeżeli zdradzasz Krzyśka, powinnaś mu to powiedzieć prosto w twarz, a nie wodzić go za nos. Jest to niesprawiedliwe. – Syknęłam. Kaśka przeniosła swój wzrok na mnie.
- Myślisz, że zdradzam swojego męża? – Spytała ostro. Pokiwałam głową.
- Cóż innego mogłam wywnioskować z twojej rozmowy?
- Nic, bo to nie twoja sprawa, młoda – burknęła. Wstała z kanapy. – I do twojej wiadomości, nie zdradzam Krzyśka – dodała i wyszła z pokoju.

*****

     Następnego dnia wstałam w niezbyt dobrym humorze. Od samego rana z parteru dochodziły jakieś odgłosy, jak nie ojca, to jakiś innych ludzi. Po kilkudziesięciu minutach już nie wytrzymałam i wstałam. Ubrałam szlafrok i poszłam do pokoju Kaśki. Był pusty. Następnie udałam się do sypialni taty i Martyny, ale też tam nikogo nie było. Skierowałam się na dół. Korytarz świecił pustakami.
     Poszłam do kuchni, aby zrobić sobie śniadanie. Kiedy weszłam, kontem okaz zauważyłam, że ktoś siedzi przy stole. Myślałam, że to Adam, brat panny młodej, którego wczoraj poznałam.
- Hi – powiedział mężczyzna.
- Hi – odpowiedziałam, otwierając lodówkę, ale szybko ją zamknęłam.
     Coś mi się nie zgadzało. Odwróciłam głowę w stronę osoby, siedzącej pod oknem. Nie był to Adam, ani mój tata czy ktoś, kogo wczoraj poznałam. Był to Mikel Arteta! Co, jak co, ale tej osoby nikt nie musiał mi przedstawiać. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Co robił zawodnik Arsenalu w kuchni mojego taty i macochy?!
- Przepraszam, ale co ty tutaj robisz? – Spytałam grzecznie, po angielsku, rzecz jasna. Uśmiechnął się szeroko.
- Miałem przywieźć Martynie te dokumenty – wskazał teczkę leżącą na stole. – Ty zapewne musisz być Lucy? – Spytał, pokiwałam głową. – Ja jestem Mikel, miło mi – wstał i podał mi rękę. Uścisnęłam ją nadal będąc w szoku. – Twoją siostrę wczoraj poznałem.
- Mam pytanie – zaczęłam. – Skąd, ty znasz mojego ojca i Martynę?
- Martyna jest rzecznikiem prasowym naszej drużyny.
- Słucham? – Nie potrafiłam uwierzyć, w to co słyszę.
- Od kilku miesięcy – dodał – nic nie wiedziałaś?
- Nie – odparłam. Rozejrzałam się po kuchni.
- Robert pojechał jeszcze sprawdzić czy wszystko jest gotowe, a Martyna pojechała do brata, szykować się. Twoja siostra zaraz powinna wrócić. – Dodał. Chwilę później usłyszeliśmy, jak ktoś otwiera drzwi wejściowe. Była to Katarzyna.
- Cześć – powiedziała wesoło. – Poznałaś już Mikela? – Bardziej stwierdziła niż zapytała.
- Tak, poznałam – mruknęłam, wyminęłam ją w przejściu i wróciłam do swojego pokoju.
     Jak zwykle o wszystkim się dowiaduję na szarym końcu. Kaśka mogła mi wcześniej zakomunikować, że rano w kuchni zastanę sławnego piłkarza. Przynajmniej nie wyskoczyłabym w różowym szlafroku w różnokolorowe motylki i serduszka.
     Ceremonia miała zacząć się o czternastej. O godzinie jedenastej miała przyjść fryzjerka i wizażysta. Tata stwierdził, że musimy wyglądać pięknie w jego najważniejszym dniu.
     O trzynastej trzydzieści  miał po nas przyjechać Martin, przyjaciel taty i jego narzeczonej, którego wczoraj poznałam na meczu. Kiedy dojechaliśmy pod kościół, byli chyba wszyscy zaproszeni goście. Dostrzegłam też prawie całą drużynę Kanonierów. Prawie całą, bo brakowało Wojtka. Tata uparł się, że przed ceremonią przedstawi mnie wszystkim gościom, zaczynając od piłkarzy. Okazali się być bardzo mili.
     Wszyscy weszliśmy do kościoła. W momencie, kiedy zaczynała się uroczystość do kościoła wpadł nie kto inny, jak Wojtek. Martyna spojrzała na chłopaka z dezaprobatą. Blondyn posłał przepraszające spojrzenie w stronę pary młodej i wzrokiem szukał wolnego miejsca. Jedyne wolne miejsce było za mną. Kiedy usiadł, słyszałam jak po cichu wita się z kolegą z drużyny.
     Po uroczystości, wszyscy goście pojechali do domu weselnego.
Na miejscu czekaliśmy na parę nowożeńców. Kiedy się zjawili, przywitała ich fala oklasków i fanfar. Wyglądali razem uroczo. Panna młoda w białej sukni, a pan młody w czarnym garniturze prezentowali się znakomicie. Miłość od nich biła na kilometr.
     Nadszedł czas na pierwszy toast. Najpierw głos zabrała druhna Martyny, jej przyjaciółka Elizabeth, potem drużba taty. Moja siostra też powiedziała kilka słów, nawet nie sądziłam, że tak ciepło powie o tacie i jego nowej wybrance.
- Na początku ciężko było mi uwierzyć, że tata kolejny raz się żeni, a chciałam podkreślić, że o ślubie dowiedziałam się dwa tygodnie temu. – Powiedziała, po sali przeszła fala śmiechu. Odchrząknęła i kontynuowała. – Oczywiście, cieszę się szczęściem mojego taty, może w końcu odnajdzie je przy tobie – zwróciła się do Martyny, kobieta uśmiechnęła się do mojej siostry. – Bo w końcu każdy zasługuje na szczęście. Nie można odrzucać nadarzającej się okazji. Jeżeli jest, łapmy ją i nie wypuszczajmy z rąk. Z naszą mamą ci nie wyszło, ale życie toczy się dalej. Poznałeś kobietę, która uszczęśliwia cię, bo nawet ty zasługujesz na to by być szczęśliwym i kochanym. Mam nadzieję, że jak znowu zadzwonisz, to nie będzie to zaproszenie na kolejny ślub – zagroziła  – a na inną imprezę – dodała z uśmiechem. Podeszła do taty i Martyny i uścisnęła ich. Wszyscy zaczęli klaskać.
     Po przemowie Katarzyny taty drużba podszedł do mnie z mikrofonem.
- Została nam druga córka pana młodego – powiedział z uśmiechem Adam. Wcisnął mi do ręki mikrofon. Wszyscy wbili we mnie swoje spojrzenia. Przełknęłam nerwowo ślinę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Szukałam ratunku u siostry, ale nawet na mnie nie spojrzała, kiedy podniosłam rękę z mikrofonem do ust, podszedł do mnie Wojtek i wyrwał mi owy sprzęt z rąk. Odetchnęła z ulgą.
- Witam wszystkich, a zwłaszcza parę młodą – zaczął, spojrzał na mnie i puścił mi oczko. Momentalnie zrobiłam się jak dorodny burak. – Na początku chciałem przeprosić za spóźnienie – tata z Martyną zaśmiali się – miałem małe problemy z krawatem i stwierdziłem, że pójdę bez. Ale dosyć o mnie... – Przerwał na moment, ale za chwilę dalej kontynuował. - No cóż, nigdy nie sądziłem, że kiedyś nasza Martyna wyjdzie za mąż, zawsze była taką niezależna kobietą. Życzę wam, żebyście byli szczęśliwi, wytrzymali ze sobą, jak najdłużej, a najlepiej całe życie, i mam nadzieję, że niedługo zostaniemy wujkami – powiedział, a cała drużyna wybuchła gromkim śmiechem. Kiedy Wojtek oddał mikrofon Adamowi, wszyscy zaczęli klaskać.
     Większość gości poszło na parkiet, ponieważ zespół zaczął grać i śpiewać. Podeszłam do otwartego okna, bo zrobiło mi się duszno. Zauważyłam, że w moim kierunku idzie Wojtek. Serce podeszło mi do gardła.
- Chciałem się przedstawić, Wojtek jestem – powiedział i podał mi rękę.
- Łucja – uścisnęłam jego dłoń. – Dzięki za wybawienie – powiedziałam nieśmiało. Uśmiechnął się szeroko, co spowodowało, że na mojej twarzy zagościły rumieńce.
- Nie ma sprawy, ale już drugi raz ratuję ci skórę – odparł, nadal się uśmiechając.
- Za to pierwsze też dziękuję.
- Palant już się nie narzuca? – Spytał, unosząc brwi do góry.
- Na szczęście już nie – odpowiedziałam.
- Nawet nie widziałem, że Rober ma córki – powiedział. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie mieliśmy ostatnio dobrego kontaktu z tatą. – Przyznałam, pokiwał głową ze zrozumieniem. Spojrzałam w stronę taty i Martyny. Tańczyli wtuleni w siebie. – Powiedz, że Martyna to wspaniała kobieta.
- Nie musisz się o to martwić, jestem pewien, że będą razem szczęśliwi. Bo w końcu przeciwieństwa się przyciągają, nieprawdaż? – Puścił do mnie oczko, momentalnie zrobiło mi się gorąco, a moja twarz zalał kolejny rumieniec. Szybko odwróciłam głowę, żeby nie dostrzegł mojego mieszania. W głośnikach zaczęła lecieć wolna, nastrojowa muzyka. – Zatańczysz? – Spytał, wyciągając do mnie rękę. Zawahałam się, ale złapałam za nią i poszliśmy na parkiet.
     Złapał mnie w talii i zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Spojrzałam w bok. Martyna z ojcem przyglądali mi się, jak tańczę z Wojtkiem. Uśmiechali się w naszą stronę, jakbyśmy to my byli nowożeńcami. Odwróciłam szybko głowę i ignorowałam ich natrętne spojrzenia.
     Kilka piosenek razem przetańczyliśmy, pewnie nadal by ten stan się utrzymał, gdyby nie Alex Chamberlain, który do nas podszedł.
- Czy mogę? – Spytał, spoglądając na mnie i na Wojtka. Blondyn ciężko westchnął.
- Jak musisz – powiedział z niechęcią wymalowaną na twarzy i odszedł. Podszedł do Martyny i porwał ją do tańca.
- Pierwszy raz w Londynie? – Próbował jakoś zacząć rozmowę.
- Tak – odpowiedziałam krótko.
     Był bardzo sympatyczny, ale tancerzem do bani. W duchu modliłam się, żeby ktoś do nas podszedł. Przetańczyłam z nim dwie piosenki, ale jeszcze nikt, nigdy w moim krótkim życiu, nie podeptał mnie tak, jak Alex w ciągu kilku minut. Kiedy muzyka na moment ucichła, miałam jedyną okazję uwolnić się z objęć chłopaka.
     Podeszłam do swojej siostry, która samotnie siedziała przy stole. Usiadłam koło niej. Nie wyglądała najlepiej.
- Mogłaś chociaż udawać, że dobrze bawiłaś się w towarzystwie Alexa. – Odezwała się Katarzyna, kończąc kolejnego drinka.
- Aż tak to było widać? – Spytałam. Brunetka pokiwała głową.
- I jak się bawicie? – Spytała znienacka Martyna. Obie z Kaśką podskoczyłyśmy. – Miły ten Wojtek, co nie? – Zwróciła się do mnie.
- Sympatyczny – odparłam. Zauważyłam, że idzie w naszą stronę Aaron Ramsey.
- Czy można prosić? – Zwrócił się do Katarzyny. Kobieta spojrzała na niego obojętnie. Szturchnęłam ją dyskretnie. Z niechęcią wstała i poszła za brunetem na parkiet.
- Coś się stało, że Kaśka chodzi jak bomba zegarowa, która nie wiadomo, kiedy wybuchnie? – Zagadnęła Martyna. Wzruszyłam ramionami.
- Pojęcia nie mam co się z nią dzieje – odpowiedziałam. – Od kilku tygodni dziwnie się zachowuje, myślałam, że to przejściowe, ale widać nie.
- Może porozmawiaj z nią. – Zaproponowała. Zaśmiałam się.
- Myślisz, że nie próbowałam?
- Mi na pewno nie będzie chciała się zwierzać.
- Kiedyś taka nie była. To raczej ze mną były problemy. Zamieniłyśmy się chyba rolami. Teraz ona chodzi ciągle naburmuszona – powiedziałam. 
- O czym rozmawiają moje dwie piękności? – Spytał tata, dosiadając się do nas. – Fajny jest ten Alex, co nie? – Zagadnął tata. Przybrałam obojętny wyraz twarzy.
- Chłopak jak chłopak – skwitowałam.
- Ale fajny, co nie? – Powtórzył.
- Może – odparłam i odeszłam od stolika. Usłyszałam jeszcze jak tata pyta się swojej żony, co źle powiedział. Mężczyźni.


*****

      Do domu wróciliśmy nad ranem. Zmęczeni, ale zadowoleni z wesela. Stóp w ogóle nie czułam. Tańczyłam chyba ze wszystkimi chłopakami z drużyny, ale najwięcej z Wojtkiem. Jestem ciekawa, jak chłopaki będą funkcjonować na treningu, bo mieli mieć na jedenastą. Najbardziej martwię się o Mikela, który wypił za dużo i musieli go wynosić na rękach.
     Całą niedzielę przeleżałam w łóżku z gorączką. W samolocie dostałam kataru i kaszlu. Wszystko jednak się nasilało, kiedy wróciłam do Warszawy. Mama od razu chciała zadzwonić do taty z pretensjami, ale na szczęście Maciek ją powstrzymał.
     W poniedziałkowy wieczór przyszedł do nas lekarz, aby mnie zbadać. Stwierdził u mnie grypę i kazał zostać w domu do końca tygodnia. Dziewczyny były niezadowolone, że będą musiały tyle czekać, gdyż ciekawość ich zżerała. Jednak nie wytrzymały i przyszły do mnie we wtorek po lekcjach pod pretekstem przekazania lekcji.
- Ale wszystkie? – Jęknęła mama. – Jeszcze coś od niej złapiecie. – Powiedziała.
- Spokojnie, byłam szczepiona – powiedziała Anka. Mama spojrzała na resztę towarzystwa. Dziewczyny zgonie pokiwały głowami, że one też. Kobieta machnęła ręką i wpuściła je do mojego pokoju. – Tylko ostrzegałam – dodała.
- Jak się czujesz? – Spytała Monika. Spojrzałam na nią krzywo. – Głupie pytanie.
- Opowiadaj, jak było – powiedziała podekscytowana Anka. – Widziałaś Szczęsnego? Przystojny na żywo, co nie?
- A Fabregas? – Spytała Magda.
- Przecież przeniósł się do Barcelony – odpowiedziałam.
- A jednak to prawda – mruknęła.
- A jak tam Szczęsny? Złapałaś go za tyłek? – Spytała Anka. Westchnęłam ciężko. Jak jej powiem, że przetańczyłam z nim całe wesele mojego ojca, obrazi się na mnie.
- Facet jak facet – odpowiedziałam.
- No wiesz co – założyła ręce na piersi.
- Mecz był super. Na żywo są jeszcze większe emocje – powiedziałam z uśmiechem.
     Prawie wszystko im opowiedziałam, pomijając niektóre fakty, takie jak na przykład, że tata z moją nową macochą zaprosili Kanonierów na ślub. Powiedziałam, że Martyna jest ich rzecznikiem, ale na razie im to wystarczy. Przecież, jakbym powiedziała całą prawdę, Anka by obdarła ze skóry, więc mogłam nagiąć trochę faktów, bo i tak nigdy nie spotkam Wojtka. Jest to tak nie możliwe, jak to, że Sandra zmądrzeje.
     Dziewczyny za to opowiedziały, co działo się w szkole, pod moją nieobecność. Wybuchł skandal z Karolem i Miłoszem, w roli głównej. Podobno znaleziono u nich narkotyki. O różne rzeczy mogłabym Karola posądzić, ale nie o handlowanie narkotykami. 
- Będziemy już lecieć – powiedziała Magda, spoglądając na zegarek.
- Wracaj szybko do zdrowia. – Dodała Anka.
- Ja jeszcze zostanę – odparła Monika. Usiadła naprzeciwko mnie. Kiedy dziewczyny wyszły, spojrzała na mnie uważnie i  spytała. – Chyba wszystkiego nie powiedziałaś. – Monika zawsze wiedziała, kiedy coś ukrywam. No cóż, nie mogłam jej okłamywać, jeżeli się domyślała, że jest drugie dno tej historii.
- Masz rację – przyznałam. Wzięłam głęboki wdech. Blondynka cierpliwie czekała, na dalszą część. – Obiecaj tylko, że nie powiesz nikomu – spojrzałam na nią błagalnie. Pokiwała głową. – Tata z Martyną zaprosili Kanonierów na ślub – zaczęłam.
- Żartujesz?! – Pisnęła Monika.
- Nie – powiedziałam z powagą wymalowaną na twarzy. – Było naprawdę miło.
- I niech zgadnę – zamyśliła się na moment. – Wojtek – zaczęła, a moja twarz delikatnie się zarumieniła. Monika uśmiechnęła się szeroko. – Wojtek – powtórzyła. – Dlatego nie chciałaś kontynuować opowieści ze względu na Anię.
- Przecie wiesz jak go lubi.
- Stało się to obsesją – mruknęła blondynka. – Ale mów dalej.
- To jest tak, że ja go wcześniej poznałam. Pamiętasz, jak na urodzinach Anki wyszłam na chwilę? – Dziewczyna pokiwała głową. – Wyszedł też za mną Karol. Zaczął się do mnie przystawiać, ale Wojtek znikąd się pojawił i spławił go.
- Dlaczego nie powiedziałaś tego wcześniej? – Spytała z wyrzutem.
- To nie jest teraz ważne. – Odchrząknęłam i dalej kontynuowałam. Kiedy skończyła opowiadać, Monia nie wiedziała, co powiedzieć. – Nie możesz powiedzieć tego Ani. – Dodałam. – I tak nigdy go nie spotkam. Blondynka uniosła lewą brew do góry.
- Jesteś tego pewna? – Spytała.
- W stu procentach. – Odparłam bez wahania. – A jak tam twoja randka? – Spytałam, szybko zmieniając temat. Na twarzy przyjaciółki pojawiły się rumieńce.
- Idealnie – westchnęła. – On jest taki męski, czuły i troskliwy.
- I starszy o jedenaście lat – dodałam. Monika spiorunowała mnie spojrzeniem. – Gdzie cię zabrał?
- Do jednej z najdroższych restauracji w mieście. Potem poszliśmy na romantyczny spacer, a potem... – urwała. – A potem pocałował mnie i powiedział, że jeszcze nie spotkał takiej dziewczyny, jak ja.
- Tani chwyt – mruknęłam obojętnie. – Dlaczego ty tego nie dostrzegasz, że chce cię wykorzystać a potem porzucić?
- Ty przewidujesz tylko te czarne scenariusze – bąknęła.
- Nie prawda – zaprzeczyłam szybko. – Po prostu jestem realistką i martwię się o ciebie.
- Ja też się o ciebie martwię – odparła. – Powinnaś sobie faceta poszukać, to może byś spuściła z tonu – mruknęła pod nosem. Zmrużyłam oczy, wzięłam poduszkę i rzuciłam w nią. Dostała w głowę. Zaśmiałam się pod nosem, widząc jej minę. Obrażona oddała mi.
- Mam nadzieję, że nie będę musiała mówić: „a nie mówiłam” – powiedziałam z uśmiechem.

*****

     Następnego dnia czułam się trochę lepiej. Miałam nadal kaszel i katar, ale przynajmniej ból gardła ustąpił. Niestety musiałam do końca tygodnia zostać w domu.
     Zeszłam na dół do salonu, włączyłam telewizor. Leciała właśnie powtórka piątkowego meczu Arsenalu. Nie mając, co robić zaczęłam oglądać to, co akurat leciało. Chwilę później zaczęłam zasypiać, zbudził mnie jednak dźwięk dzwonka mojego telefonu. Niechętnie wyjęłam komórkę z kieszeni szlafroka. Na wyświetlaczu wyświetlił się nieznany numer. Wcisnęłam zieloną słuchawkę i przystawiłam telefon do ucha.
- Słucham – odezwałam się nie pewnie.
- Cześć Łucjo, Wojtek mówi – usłyszałam po drugiej stronie. Przez chwilę nie odzywałam się, gdyż byłam w ogromnym szoku. – Jesteś? – Spytał po chwili.
- Tak – odpowiedziałam szybko. – Skąd masz mój numer? – Spytałam, marszcząc brwi.
- Martyna mi dała. – Odparł. – Mam nadzieję, że nie jesteś zła?
- Nie, nie – zaprzeczyłam. Próbowałam zapanować na głosem, żeby mi nie drżał.
- Za dwa tygodnie przylatuję do Warszawy, więc pomyślałem, że może byśmy się spotkali? – Zaproponował. W tle słychać było głos Wilsherea i  Bendtnera. Podsłuchiwali. – Co ty na to?
- To nie jest raczej dobry pomysł – odparłam niepewnie. Po drugiej stronie nagle zrobiło się cicho.
- A ja uważam inaczej – powiedział hardo blondyn. Westchnęłam ciężko.  – Kolacja, a może wybierzemy się razem do klubu... albo kino – zaczął, ale przerwałam mu szybko.
- Nie – powiedziałam.
- Ale „nie” na co?
- „Nie” na wszystko – odparłam. – Cześć – mruknęłam i rozłączyłam się. Musiałam mu odmówić. Co bym powiedziała Ance? Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi. – Już wróciliście? – Spytałam zaskoczona widokiem mamy i Maćka o tak wczesnej porze w domu. Nawet nie było jeszcze godziny czternastej.
- Obiad dla chorej – mama wskazała reklamówkę, od której leciały piękne zapachy.
- Co to? – Spytałam, idąc za kobietą do kuchni.
- Kurczak w sezamie – odparła. – Jak się czujesz? – Odwróciła się do mnie. Spojrzała na mnie z troską w oczach, podniosła rękę i dotknęła moje czoło. – Gorączki chyba już nie masz – powiedziała.
- Chyba nie – mruknęłam. Usłyszałam, że w salonie rozdzwonił się telefon stacjonarny. Maciek szybko pobiegł odebrać. Chwilę później zawołał mnie.
- Łucjo! – Krzyknął. – Twój kolega z klasy dzwoni. – Powiedział z tajemniczym uśmiechem, kiedy podeszłam do niego. Wzięłam od niego słuchawkę.
- Słucham? – Powiedziałam.
- Mam też twój numer domowy – powiedział, śmiejąc się dźwięcznie. – Tym razem od Roberta. – Dodał.
- Czego chcesz? – Spytałam nie miło.
- Tego, o co kilka minut wcześniej pytałem. – Odparł.
- Odpowiedź się nie zmieniła.
- Dlaczego?
- Bo nie.
- To nie jest odpowiedź – mruknął.
- Trudno – warknęłam i rozłączyłam się. Ten człowiek zaczyna działać mi na nerwy. Odłożyłam słuchawkę i skierowałam się w stronę schodów. Maciek mnie zatrzymał w połowie drogi.
- I co tam? – Spytał, głupkowato się uśmiechając.
- A co mógł chcieć mój kolega z klasy? – Mruknęłam z grymasem wymalowanym na mojej twarzy. Zignorowałam jego kolejne pytanie i pobiegłam do pokoju, zamykając drzwi na klucz, żeby mieć chwilę spokoju.
     Przeanalizujmy wszystko. Dlaczego Wojciech Szczęsny chce się ze mną umówić?! Na weselu bardzo miło nam się rozmawiało. Chociaż nie. On praktycznie cały czas gadał. Ja byłam tak speszona jego obecnością, że nie wiedziałam, co mówić. Więc jak mam wytłumaczyć jego zainteresowanie moją osobą? Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego był z Sandrą. Ona chociaż jest ładna. A ja? W jego obecności porządnie myśli nie mogłam zebrać. Coraz częściej los płata mi figle, a życie pisze scenariusz, który bym nawet do filmu nie potrafiła wymyślić...

*****

- Co?! – Wykrzyknęła Monika. – Żartujesz? – Nadal była w szoku.
- Uwierz, chciałabym – mruknęłam. Spojrzała na mnie badawczo.
- Dlaczego się nie zgodziłaś? – Spytała.
- A dlaczego miałabym się zgodzić?
- To w końcu Wojciech Szczęsny – odparła bardzo oczywistym tonem.
- No właśnie. Dlaczego taki chłopak jak on, zainteresował się taką dziewczyną, jak ja?
- Taka okazja może ci się już nie przydarzyć.
- I będę się z tego niezmiernie cieszyć. – Burknęłam. Moja przyjaciółka westchnęła rozdrażniona. – A Anka, co jej powiem? – Spytała.
- Przecież dla Anki to tylko idol, coś jak dla Magdy kiedyś Justin Bieber – odpowiedziała.
- No nie wiem. Jestem pewna, że Anka skorzystałaby z tej okazji.
- Ty też powinnaś.
- Ale ja nie chcę – jęknęłam. – Nie chcę się umawiać na randki.
- Dlaczego?
- Nie chcę, żeby przytrafiło mi się, to co rok temu.
- Czyli boisz się zaangażowania. – Zaoponowała.
- Nie... tylko... – zamilkłam na moment, żeby zastanowić się. – Po prostu to sławny piłkarz, może mieć każdą – wyjaśniła. Monika posłała mi krzywe spojrzenie.
- Denerwujesz mnie – rzekła.
- Trudno, zdania nie zmienię, a poza tym pewnie już odpuści. – Powiedziałam. Blondynka pokręciła głową z dezaprobatą.
     Doskonale wiedziałam, jaki będzie miała do tego stosunek. Łudziłam się, że poprze mnie chociaż raz, ale myliłam się. Nie chcę żadnej randki z Wojtkiem ani z nikim innym. Jest mi dobrze, tak jak teraz jest, czyli kiedy jestem sama. Niezależna. A Wojtek? Przystojny, nadziany bramkarz, który myśli, że może mieć każdą, ale przeliczy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz