2012-10-28

Rozdział 26

- Słucham? – Spytał Miłosz, uważnie przyglądając się mojej twarzy.
- Nie ważne – powiedziałam słabym głosem. Chciałam odejść, ale chłopak złapał mnie za rękę. – Daj mi spokój – jęknęłam.
- Nie dam ci spokoju – powiedział stanowczo. – Widziałaś się w lustrze? Wyglądasz, jak siedem nieszczęść. – Spojrzał na mnie z troską w oczach. Zacisnęłam usta w wąską linię. – Chodź – powiedział i pociągnął mnie delikatnie za rękę.
- Gdzie?
- Pojedziemy do mnie. – Odpowiedział.
- Słuchaj, Miłosz, ja naprawdę nie mam ochoty na rozmowy i towarzystwo. – Mruknęłam. Ignorując moje słowa, wyciągnął telefon komórkowy i przystawił go sobie do ucha.
- Cześć, mamo – powiedział do słuchawki. Przez chwilę milczał, słuchając tego, co mówi jego rodzicielka. – Zaraz będę, ale nie sam. – Zerknął na mnie i uśmiechnął się do siebie, widząc moją niechętną minę. – Z koleżanką – odpowiedział. – Dobrze, mamo, będę jechał ostrożnie. Do zobaczenia – kiedy się rozłączył, włożył z powrotem telefon do kieszeni.
- Zrozum, że nie mam ochoty na... – urwałam, widząc zabójcze spojrzenie bruneta.
- Jesteś załamana i potrzebujesz wsparcia.
- Nie prawda – zaprzeczyłam szybko.
- Prawda, a ja ci pomogę, chociaż tego nie chcesz. Kiedy ja miałem problem, pomogłaś mi, a ja chcę spłacić swój dług. 
- Nie masz żadnego długu – powiedziałam.
- Ale jesteś moją przyjaciółką i chce ci pomóc i to bez gadania.
- Jesteś uparty – fuknęłam.
- Ty bardziej – uśmiechnął się złośliwie. – Nie daleko zaparkowałem samochód.
     Skierowaliśmy się do jego auta. Mimo wszystko cieszyłam się, że wpadłam na Miłosza. Do domu i tak bym nie chciała od razu wracać, więc przynajmniej miałam towarzysza, z którym mogłam porozmawiać i oderwać się od problemów. W samochodzie nikt się nie odzywał. Miłosz był skupiony na drodze, a ja ze znudzeniem obserwowałam kolejno mijane budynki i drzewa.
     Przymknęłam oczy, aby powstrzymać napływające łzy. Miałam ochotę krzyczeć.
     Dlaczego, kiedy wszystko powoli się układa, nagle musi się pojawiać przeszkoda, która psuje porządek? Miałam tyle pytań do Katarzyny, ale to jedno najważniejsze nie dawało mi spokoju. Dlaczego go zdradziła? Jeśli nie kochała Krzysztofa i już od dawna nie była z nim szczęśliwa, dlaczego po prostu nie odeszła?
     Z innej perspektywy moje zachowanie może wydawać się nieodpowiednie i niezrozumiałe, gdyż powinnam trzymać stronę siostry, a nie tak, jak ja – zostawiając ją bez jakiegokolwiek wsparcia. Czuję do niej obrzydzenie i niechęć. Osoba, która była wzorem, stała się w moich oczach nikim i przerażające jest tylko to, że jest nią siostra, za którą jeszcze jakiś czas temu skoczyłabym w ogień. Życie potrafi być przewrotne.
- Jesteśmy – poinformował Miłosz. Spojrzałam na niewielki domek jednorodzinny. Odpięłam się z pasów i wyszłam z samochodu.
- Twoja mama na pewno nie będzie zła? – Spytałam niepewnie.
- Nie – uśmiechną się lekko. – Bardzo ucieszyła się, że przyprowadzę koleżankę – dodał.
     Wchodząc do domu przywitała nas matka Miłosza. Nigdy jej nie widziałam i muszę przyznać, że zaskoczyła mnie swoim wyglądem.. Nie sądziłam, że jego mama jest tak piękną kobietą. Była niewielkiego wzrostu, miała długie, czarne, kręcone włosy, które opadały na jej smukłe ramiona. Uśmiech miała bardzo ciepły i przepełniony miłością. Ale moją uwagę przykuło coś jeszcze, otóż wyglądała bardzo młodo.
- Cześć, mamo – przywitał swoją rodzicielkę całusem. – A to jest Łucja, moja przyjaciółka – przedstawił mnie, kiedy oderwał się od kobiety. Brunetka spojrzała na mnie uważnie, a następnie uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Jestem Wiktoria, mówi mi po imieniu. – Uścisnęła moją dłoń.
- Miło mi – odezwałam się nie nieśmiało.
- Przygotowałam obiad, chodźcie. – Zaprosiła nas gestem ręki w stronę kuchni, kiedy rozebraliśmy się z kurtek.
- Mamo, nie musiałaś – powiedział Miłosz. – Powinnaś odpoczywać i nie przemęczać się.
- Nie przesadzaj – odparła Wiktoria.
- Gdzie tata? – Zapytał.
- Musiał pojechać do kontrahenta, wieczorem powinien wrócić. – Odpowiedziała, wyciągając z szafki talerze. – Łucjo – zwróciła się do mnie. – Gdzie chodzisz do szkoły? Jeszcze nigdy cię nie widziałam.
- Chodzimy z Miłoszem do jednej szkoły, tylko, że ja jestem w klasie niżej. – Wyjaśniłam. Oderwała się od naczyń i przyjrzała mi się.
- Przypominasz mi jedną kobietę – zagadnęła.
- Mamo – upomniał kobietę Miłosz.
- Przepraszam, ale naprawdę mi kogoś przypominasz. – Urwała na moment, zastanawiając się nad czymś. – Wiem! – Wykrzyknęła. – Jedną panią doktor, która składała mi nogę – powiedziała.
- Pewnie moja siostra.
- Katarzyna Wrońska? – Zapytała, a jak kiwnęłam twierdząco głową. – Jesteście bardzo do siebie podobne. Macie te same oczy i uśmiech. Obie jesteście równie piękne – powiedziała.
- Dziękuję – odparłam trochę zawstydzona jej wywodem.
     Po obiedzie poszliśmy do pokoju Miłosza. Wchodząc do środka trochę się przeraziłam. Wszystkie ściany były zapełnione plakatami Metallicy i Mikela Artety.
- Lubisz Mikela Artetę? – Zapytałam zdziwiona.
- Bardzo. Jest moim ulubionym piłkarzem. Zaskoczona?
- Trochę. – Przyznałam. – Też bardzo go lubię. Jest nie tylko świetnym piłkarzem, ale również wspaniałym człowiekiem.
- Domyślam się – uśmiechną się delikatnie. – Chciałem przeprosić za swoją mamę.
- Nie masz za co – odparłam.
- Mam za co. Moja mama czasem mówi coś, nad czym się w ogóle nie zastanawia. Na szczęście pobyt w szpitalu jej trochę pomógł.
- Wróciła już na stałe?
- Nie. Przyjechała na dwa tygodnie. Wczoraj, kiedy wróciłem z meczu już była w domu. Zrobiła mi niespodziankę.
- Twoja mama wygląda bardzo młodo.
- Nic dziwnego – zaśmiał się. – Ma dopiero trzydzieści cztery lata.
- A jak z twoją macochą?
- Ni jak – wzruszył ramionami. – Po prostu nie mamy wspólnego języka. – Wyjaśnił, a ja spojrzałam na niego podejrzliwie. – Naprawdę próbowałem się z nią dogadać, tylko ona robi ciągle problemy. Nawet mój ojciec się z nią ostatnio kłóci.
- Cieszysz się?
- Szczerze? – Spytał. Kiwnęłam twierdząco głową. – Cieszę się. Ciągle mam nadzieję, że wróci do mamy i będzie tak, jak kiedyś.

*****
     W drodze do domu humor zdecydowanie mi się polepszył. Nie spieszyłam się, gdyż wieczór był ciepły i przyjemny. Cieszył mnie fakt, że już niedługo będę mogła kurtkę zimową zamienić na płaszczyk wiosenny.
     Popołudnie z Miłoszem wyszło mi na dobre, przynajmniej nie myślałam cały czas o Kaśce i jej problemach. Poznałam jego mamę i muszę stwierdzić, że pomimo choroby jest świetną kobietą i widać, że bardzo kocha syna. Ucieszyłam się, widząc panią Wiktorię w dobrej formie i, że zbliżyła się z ojcem Miłoszem, gdyż wiem, jak wiele to dla niego znaczy. Bardzo chciałby, aby jego rodzice się zeszli. W moim przypadku jest to wręcz nie możliwe. Moi rodzice odnaleźli sobie drugie połówki i są szczęśliwi, a ja już nie wyobrażam sobie, aby było inaczej. Ciężko mi sobie wyobrazić mamę i tatę razem. Beata jest szczęśliwa z Maćkiem, a Robert z Martyną.
     Krocząc w stronę drzwi frontowych, poczułam, jak cały dobry humor ulatuje. Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Dostrzegłam światło, dochodzące z salonu, co oznaczało, że albo matka z Maćkiem wrócili z pracy albo moja siostra ogląda film.
     Powoli rozebrałam się i niepewnie szłam w stronę pokoju. Odetchnęłam z ulgą, widząc przytulonych do siebie rodziców.
- Cześć – powiedziałam. Oderwali swoje oczy od telewizora i spojrzeli na mnie badawczo.
- Kaśka się wyprowadziła – zakomunikował Maciek.
- Możesz powiedzieć nam, co się stało? – Zapytała mama.
- O tym powinna powiedzieć wam Katarzyna – odparłam sucho.
- Ale nie powie i wiesz o tym doskonale – mruknął mężczyzna.
- Dobrze – westchnęłam zrezygnowana. – Katarzyna zdradziła Krzyśka, dlatego się rozwiedli. Macie jeszcze jakieś pytania? – Spytałam zniecierpliwiona. Mama spojrzała zdezorientowana na swojego męża. Maciek też nie mógł w to uwierzyć.
     Nie mając ochoty na dalszą konwersację poszłam do pokoju. Kiedy rzuciłam się na łóżko, dopiero wtedy poczułam ogarniające mnie zmęczenie. Wyciągnęłam z torebki telefon komórkowy i włączyłam go. Na wyświetlaczu ukazało się dwadzieścia nieodebranych połączeń od Wojtka i pięć od Anki. Wstałam z łóżka i podeszłam do biurka, odpaliłam komputer i zalogowałam się na Skype. Na szczęście Wojtek był dostępny i od razu do mnie zadzwonił. Zaakceptowałam połączenie, a na monitorze mojego komputera pojawiła się rozłoszczona twarz Wojtka.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś? – Zapytał zdenerwowany. – Martwiłem się, że coś się stało. Nawet dzwoniłem do Anki.
- Przepraszam, ale zapomniałam włączyć telefon. – Powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Co się dzieje? – Spytał delikatniejszym tonem i wtedy, jakby coś we mnie pękło – rozpłakałam się, jak dziecko. – Hej mała – zaczął troskliwie. – Czy ma to związek z dzisiejszą rozprawą w sądzie?
- Tak – odpowiedziałam słabym głosem. – Przepraszam, już się ogarniam. – Powiedziałam, ocierając łzy. Marzyłam tylko o tym, aby znaleźć się w objęciach Wojtka.
- Płacz, ulży ci – powiedział.
- Chciałabym, żebyś był teraz przy mnie – powiedziałam, lekko zaskoczona swoich słów.
- Uwierz, że też bardzo bym chciał być teraz przy tobie.
- Moje najgorsze obawy, co do Kaśki sprawdziły się.
- Zdradziła Krzyśka? – Zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową. – Nie wiem, co powiedzieć – urwał na chwilę, ponieważ ktoś otworzył jego drzwi wejściowe do mieszkania.
- Spodziewasz się kogoś? – Zapytałam, ale po jego minie można było wywnioskować, że nie ma pojęcia, kto wszedł.
- Witaj Polaku – powiedzieli chórem Aaron i Nicklas.
- Po pierwsze: puka się, jak wchodzi się do kogoś – Wojtek z niesmakiem na twarzy zaczął wyliczać na palcach – po drugie: nie pamiętam, żebym was zapraszał. Po trzecie: mogliście mnie uprzedzić, że wpadniecie. – Kiedy skończył, Ramsey z Bendtnerem wymienili złośliwe uśmiechy.
- Z Lucy rozmawiasz? – Zapytał Aaron.
- Tak – odpowiedział blondyn. Walijczyk podszedł do monitora i pomachał mi.
- Co tam, mała? – Spytał Nicklas, usadawiając się między Wojtkiem, a Aaronem. Ten drugi burknął coś niezrozumiałego pod nosem, kiedy Bendtner siłą wcisnął się na kanapę.
- Wszystko dobrze. – Odpowiedziałam. Byłam zła, że chłopacy wprosili się do Wojtka, gdyż chciałam tylko z nim porozmawiać, a przy chłopakach było to nie możliwe.
- Co u Megan? – Zwróciłam się do Nicklasa. Ten spojrzał na mnie marszcząc czoło.
- Kogo? – Zapytał. Wywróciłam oczami. – A, Megan! – Uderzył się otwartą dłonią w czoło. – Nie wiem – wzruszył ramionami.
- Nie wiesz? Jak możesz. – Udałam oburzenie. – Przecież tak dobrze ją znasz. – Zironizowałam.
- Bendtner sam siebie dobrze nie zna – zaśmiał się Aaron.
- Morda w kubeł, baranie walijski – warknął Nick. Ramsey spiorunował spojrzeniem kumpla.
- Za to ty jesteś cieciem duńskim – odgryzł się chłopak, wystawiając zadziornie język. Wojtek westchnął rozdrażniony. Spojrzał na mnie przepraszająco.
- Naprawdę nie wiedziałem, że te gamonie wpadną do mnie – powiedział po polsku, nie kryjąc zdenerwowania.
- Stało się coś? – Zapytał Aaron.
- Tak! – Krzyknął Wojtek.
- No to my pójdziemy do drugiego pokoju, a wy sobie porozmawiajcie. Tylko po angielsku – zaproponował szatyn.
- Żebyś ty mógł sobie podsłuchiwać? – Spytałam.
- Ja nie podsłuchuję – zaprzeczył.
- Porozmawiamy jutro – zwróciłam się po polsku do Wojtka.
- Daj znać, kiedy będziesz miała czas, ja jutro trening kończę o szesnastej, a potem jestem wolny.
- W takim razie do zobaczenia – pożegnałam się z chłopakiem, przed wyłączeniem kamerki usłyszałam jeszcze niezadowolone mruknięcie Aarona i Nicklasa.
      Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki wziąć szybko prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, zastałam w nim mamę. Siedziała przygarbiona na fotelu.
- Coś się stało? – Zagadnęłam.
- Rozmawiałam dzisiaj z Martyną – zaczęła z kwaśną miną. – Pamiętasz, że twój ojciec ma dwunastego kwietnia urodziny? – Zapytała, a ja pokiwałam twierdząco głową. – Jego żoneczka wpadła na pomysł, abyś przyjechała do nich. – Odczytałam z jej twarzy, że nie jest zadowolona z tego pomysłu.
- Ale ty się nie zgadasz? – Bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Uśmiechnęła się smutno.
- To od ciebie zależy, Łucjo – odparła. – Jeżeli nie chcesz jechać...
- Żartujesz? Oczywiście, że chcę jechać. – Powiedziałam przeszczęśliwa, już nie mogąc się doczekać spotkania z Wojtkiem.
- W takim razie jutro zabukuję na jedenastego kwietnia bilet. – Mruknęła, podnosząc się z fotelu. – Dobranoc – bąknęła i zamknęła za sobą drzwi.
     Z błogim uśmiechem położyłam się do łóżka. Chwyciłam za telefon i chciałam zadzwonić do Wojtka z wesołą nowiną, ale powstrzymałam się. Pomyślałam, że zrobię mu niespodziankę. Zatem odłożyłam komórkę na stolik i ułożyłam się wygodnie. Zmęczona całym dniem, nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. 

*****

     Jedenaście dni zleciało w nadzwyczajnie szybkim tempie. Tata, Wojtek i reszta Kanonierów nie mieli pojęcia, że przyjeżdżam. Nie mogłam się doczekać, kiedy ich wszystkich zobaczę i z niecierpliwością oczekiwałam lądowania.
     Na lotnisku, jak zwykle była masa ludzi. Rozglądałam się dookoła w poszukiwaniu macochy. Ciężko było cokolwiek dostrzec w tym tłumie przepychających się ludzi.
- Łucja! – Usłyszałam swoje imię tuż za sobą. Kiedy odwróciłam ujrzałam przed sobą Martynę i odetchnęłam z ulgą.
- Jak dobrze, że cię widzę – powiedziałam, przytulając kobietę.
- Jak podróż? – Spytała, biorąc ode mnie jedną walizkę.
- Dłużyła się. – Odpowiedziałam.
- Rozmawiałam z twoją mamą i zgodziła się, abyś została do osiemnastego kwietnia. Na początku się nie zgodziła, ale kiedy wyjaśniłam, że osiemnastego Wojciech ma urodziny zgodziła się. To znaczy pod wpływem twojego ojczyma. – Powiedziała.
    Skarciłam się w myślach, że całkowicie zapomniałam o urodzinach Wojtka.
- Zapomniałaś? – Spojrzała na mnie pytająco.
- Tak.
- Nie martw się. Twój ojciec zapomniał kiedyś o moich.
- Muszę szybko wymyślić jakiś prezent dla Wojtka.
- Nie martw się. – Powtórzyła. - Pomogę ci – uśmiechnęła się pokrzepiająco.
      Odetchnęłam z ulgą, kiedy wyszłyśmy z zatłoczonego lotniska. Pogoda na dworze była nie za ciekawa. Na niebie zbierały się powoli chmury, zapowiadające deszcz i wiał lekki wiatr.
     W domu taty jeszcze nie było, co ucieszyło nas. Była godzina jedenasta i korzystając z tego, że mamy jeszcze niecałe dwie godziny do końca treningu, wzięłam szybki prysznic.
- Jedziemy? – Spytała Martyna, kiedy w pełni gotowa, weszłam do kuchni.
- Tak – odpowiedziałam.
     Brunetka zabrała ze stołu klucze i wyszłyśmy z domu. W ośrodku treningowym Arsenalu byłyśmy niecałe półgodziny później. Wchodząc do środku przywitał nas ktoś z obsługi.
- Mam pomysł – odezwała się nagle Martyna. Spojrzałam na nią zaciekawiona. - Zadzwonię do Wojtka i powiem mu, żeby po treningu, kiedy się ogarnie przyszedł do mojego gabinetu, bo chcę z nim porozmawiać, a rzeczywistości ty tam będziesz na niego czekać. Ale się zdziwi. – Zaśmiała się, podekscytowana swoim pomysłem.
- Łucja?! – Wykrzyknął tata, zaskakując nas od tyłu.
- Niespodzianka! – Powiedziałam i przytuliłam się do mężczyzny.
- Ale co ty tutaj robisz? – Zapytał zdezorientowany.
- Jak to co? Przyjechałam na twoje urodziny. – Odpowiedziałam. – Nie cieszysz się? – Spojrzałam na ojca wymownie, zakładając ręce na piersi.
- Jestem bardzo szczęśliwy, widząc cię tu. A mama tak po prostu się zgodziła? – Spytał, spoglądając na swoją żonę.
- Miałam pewne problemy, aby dogadać się z mamą Łucji, ale jej mąż przekonał ją. My tu gadu gadu, a chłopacy zaraz skończą trening i jeszcze cię ktoś tu zobaczy. – Powiedziała i pociągnęła mnie w stronę swojego gabinetu.
     Gabinet Martyny był nie wielki, ale przytulny. Na wprost drzwi znajdowało się biurko z jasnego drewna, na nim leżał firmowy laptop. Po lewej stronie stała niewielka komódka, a po prawej stronie prezentowała się bardzo ładna kanapa koloru niebieskiego, a koło niej malutki, szklany stolik. Wszystkie ściany były zapełnione zdjęciami piłkarzy. W śród nich dostrzegłam zdjęcia Aarona, Wojtka i Theo.
      Z Theo nie rozmawiałam od bardzo dawna i mimo, że nadal byłam na niego zła, tęskniłam za nim. Brakowało mi naszych rozmów. Brakowało mi przyjaciela.
     Kiedy Martyna i Robert wyszli z gabinetu, usiadłam na fotelu za biurkiem. Koło komputera stała ramka ze zdjęciem taty i jego żony zrobione przez Katarzynę dzień przed ślubem.
     Na wspomnienie o Katarzynie dostałam nieprzyjemnego skurczu brzucha. Od momentu rozprawy nie miałam z nią kontaktu i nie przeszkadzało mi to. Nie wiem czy potrafiłabym z nią normalnie porozmawiać.
     Podskoczyłam, słysząc delikatne pukanie do drzwi. Moje serce przyspieszyło swoją pracę. Szybko się poprawiłam i oczekiwałam gościa.
- Martyna – usłyszałam za drzwiami głos Wojtka. Zaśmiałam się pod nosem. Nie odpowiedziałam tylko czekałam aż wejdzie do środka. – Mogę wejść? Bo nie wiem. – Powiedział zniecierpliwiony i jeszcze raz, tylko tym razem mocniej zapukał. Po chwili otworzył drzwi. – To nie jest... – zamilkł, widząc mnie, siedzącą za biurkiem macochy. Otworzył szeroko oczy. – Czy ja umarłem i jestem w niebie?

1 komentarz: