2012-10-28

Rozdział 25

W końcu upragniony dwudziesty dziewiąty marca nastąpił. Tego dnia wszyscy moi przyjaciele chodzili podekscytowani. Ich dzika ekscytacja wynikła z tego, iż Wojtek załatwił nam wejściówki VIP. Namówiłam nawet Kaśkę, żeby poszła z nami na mecz. Ostatnio siedzi cały czas zamknięta na cztery spusty w pokoju, wychodzi tylko do pracy, a chciałam, żeby chociaż trochę oderwała się od problemów.
     Kolejna rozprawa odbędzie się jutro i pojawię się na niej w roli świadka. Szczerze się boję, co mogę tam zobaczyć...
     A wracając do Moniki, rozmawiałam z dziewczynami i Damianem o mojej konwersacji z szanowną panią Nowakowską. Zgodnie stwierdzili, że Monika coś knuje i jest wysłana przez Sandrę na zwiady, aby wybadać moje kontakty ze Szczęsnym. No cóż, nie uda jej się ten plan, ponieważ nie będę skora do zwierzeń. I pomyśleć, że jeszcze jakieś cztery miesiące temu Monika była jedną z najbliższych mi osób. Życie czasem bywa naprawdę zaskakujące.
     Przelotnie spojrzałam na zegarek. Dochodziła godzina dziewiętnasta. Z przyjaciółmi umówiłam się o dwudziestej, koło stadionu. W pełni gotowa do wyjścia wyszłam z pokoju i powędrowałam do sypialni mojej siostry. Zapukałam cicho i otworzyłam drzwi. Skrzywiłam się lekko, widząc moją siostrę, leżącą na łóżku i pogrążoną w lekturze. Nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł, zatem odchrząknęłam dając tym samym znać mojej siostrze, że weszłam do pokoju. Spojrzała na mnie z obojętnym wyrazem twarzy. Odłożyła książkę na stolik nocny.
- Stało się coś? – Spytała. Zmarszczyłam czoło.
- Chyba ja cię powinnam o to spytać – odparłam. Próbowałam mówić spokojnie i naturalnie. Nie chciałam, aby wyczuła w moim głosie nutkę rozdrażnienia, gdyż przypuszczałam, że mogłoby to doprowadzić do kłótni, a nie mogłam do tego dopuścić, nie chcąc psuć sobie humoru.
- Jaśniej nie możesz?
- Idziemy na mecz. – Odpowiedziałam. – Sama się zgodziłaś. – Dodałam, widząc, jak chce zabrać głos.
- Naprawdę muszę tam iść? – Jęknęła.
- Nie – mruknęłam. – Ale pójdziesz, ponieważ przyda ci się trochę rozrywki.
- Tu jest moja rozrywka – odparła, wskazując książkę, leżącą na szafeczce.
- Za piętnaście minut widzę cię na dole – zakomunikowałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
     W salonie siedzieli moi rodzice i rozmawiali na jakiś bliżej nie znany mi temat. Usiadłam na kanapie i próbowałam przywrócić swój wyśmienity humor, który towarzyszył mi od samego rana do momentu, kiedy weszłam do pokoju Katarzyny. Kobieta, która tryskała wiecznym optymizmem i troską o drugiego człowieka zamieniła się w jego wrak.
- Idziecie na mecz? – Zagadnęła mama. Kiwnęłam głową, nawet nie zaszczycając jej spojrzeniem. Przymknęłam na moment oczy.
- Idziemy? – Spytała Kaśka, pojawiając się w progu. Otworzyłam szybko oczy i wstałam z kanapy.
- Miłej zabawy – powiedziała mama.
- Weźcie od Krystyny autograf – zaśmiał się Maciek.
- Od kogo? – Zapytałam.
- Od Cristiano Ronaldo – powiedział to takim tonem, jakby to było jasne, jak słońce. – Tylko nie zapomnij. – Dodał szybko.
     Nagle przed moimi oczami pojawiły się wszystkie sceny z CR7: kiedy to pomógł mi z zamkiem w drzwiach, nasza kolacja w ekskluzywnej restauracji na obrzeżach Manchesteru i ten pocałunek. Był obrzydliwy. Zmusił mnie do niego, nie miałam nawet czasu na reakcję. Mam nadzieję, że zapomniał o moim istnieniu i nie rozpozna mnie.
- Wszystko w porządku? – Spytała Kaśka, zapewne wyczuwając moją nagłą zmianę nastroju. Nie powiedziałam jej o randce z gwiazdą Realu Madryt, ani o pocałunku, więc musiałam skłamać.
- Wszystko w porządku. – Odpowiedziałam, przybierając na twarz szeroki uśmiech. Chyba mi uwierzyła, ponieważ uśmiechnęła się lekko, co trochę rozświetliło jej twarz.
     Punkt dwudziesta Katarzyna zaparkowała na parkingu z tyłu stadionu. Mieliśmy specjalne wejściówki, więc bez problemu mogliśmy wejść drzwiami dla personelu, tymi samymi, co ostatnio weszłam z Wojtkiem.
- Cześć – przywitałam przyjaciół. Spojrzeli na postać, która stała tuż za mną. Byli zdziwieni widokiem mojej siostry.
- To co? Idziemy? – Zapytał Miłosz. Kiwnęłam twierdząco głową.
- Ale jajca! – Pisnęła Anka. – Zobaczę na żywo Cristiano Ronaldo. – Powiedziała rozemocjonowana. Westchnęłam ciężko. – No co? – Spojrzała na mnie przelotnie.
- Nie wiem, co widzisz w tym człowieku – odpowiedziałam obojętnie.
- Jak to co? – Spojrzała na mnie głupkowato.
- Właśnie – zawtórowała Kaśka. – Jest przystojny i bogaty.
- I ma żel na włosach – dodał z przekąsem Damian. Czerwonowłosa zmroziła wzrokiem chłopaka.
- W tym żelu na włosach wygląda kiczowato – powiedziała Magda.
     Naszą rozmowę o panie gwieździe musieliśmy przerwać, gdyż weszliśmy już do środka. Kręciło się dużo ludzi. Podeszła do nas kobieta w średnim wieku. Była wysoką blondynką. Miała na sobie biało-czerwoną bluzkę i czarne spodnie. Podałam je nasze specjalne wejściówki. Kobieta spojrzała na mnie uważnie, a potem uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Pani tutaj była już przedwczoraj z panem Wojciechem? - Zagadnęła. Przyjaciele wbili we mnie gniewne spojrzenie. No tak! Zapomniałam im powiedzieć, że już widziałam stadion od wewnątrz.
- Czegoś nie wiemy? – Spytał Karol.
- Zapraszam – zakomunikowała kobieta, dając nam gestem ręki znać, abyśmy poszli za nią.
- No co? Wojtek mnie tu zabrał – wzruszyłam ramionami i niepewnym krokiem ruszyłam przed siebie.
     Kilka minut później siedzieliśmy już w wyznaczonych miejscach. Trybuny zaczęły się powoli zapełniać. Nie mogłam się już doczekać, kiedy zobaczę Wojtka na boisku. Tak bardzo chciałam, aby dobrze zagrali.
- Wchodzą – szepnęła mi na ucho Anka. Spojrzałam w lewą stronę.  
     Na murawę zaczęły wchodzić obie drużyny. Dziewczyny zaczęły wzdychać do pana gwizdy oraz do innych piłkarzy, natomiast mój wzrok był skupiony na tym jednym. Wojtek spojrzał w moim kierunku, mrugną i uśmiechną się do mnie szeroko, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój.
     Pierwsza połowa była strasznie nudna, ale pocieszał mnie tylko widok Wojtka. Nie potrafiłam się skupić na tym, co dzieje się na boisku. Byłam wpatrzona tylko w bramkarza.
- Sikać mi się chce – powiedziała Anka, kiedy zakończyła się pierwsza połowa.
- Łazienka jest w środku – powiedziała Magda.
- Pójdzie ktoś ze mną? – Zapytała. Spojrzała na mnie błagalnie. 
     Westchnęłam.
- Chodź – mruknęłam, wstając z krzesła.
     Toaleta znajdowała się koło korytarza, prowadzącego do szatni obu drużyn. Oparłam się o ścianę w oczekiwaniu na przyjaciółkę.
- Lucy? – Usłyszałam za sobą bardzo dobrze znany mi ten cwaniacki ton głosu. Przeklęłam w myślach i odwróciłam się w stronę Cristiano. – Cześć – przywitał mnie. Podszedł do mnie bliżej, co spowodowało u mnie natychmiastową reakcję – cofnęłam się kilka kroków do tyłu.
- Cześć – powiedziałam, wymuszając uśmiech.
- Co słychać? – Spytał.
- Wszystko dobrze. – Odpowiedziałam zdawkowo.
- Wojtek zdaje się być jakoś dziwnie podbudowany, zadowolony i tryskający dobrym humorem. – Zagadnął. – Czyżby to za sprawą pięknej brunetki, którą stoi tuż obok mnie? – Uśmiechnął się łobuzersko.
- To nie twoja sprawa – bąknęłam.
- Przepraszam – powiedział szybko wyciągając ręce w geście obronnym. – Pamiętaj, że dobrze ci życzę i kibicuję wam.
- Tak, pamiętam. – Przewróciłam oczami.
- Pasujecie do siebie. Uzupełniacie się nawzajem. – Drążył. – Chyba mnie nie lubisz? – Wypalił.
- Skąd to stwierdzenie? – Zapytałam, jednak odpowiedzi się nie doczekałam, gdyż z łazienki wyszła Anna. Moja przyjaciółka miała minę, jakby zobaczyła ducha. Oczy zrobiła, jak pięciozłotówki, a jej aparat mowy opadł ku dołowi.
- Przedstawisz mnie swojej koleżance? – Spytał. 
- Jasne – odparłam skwaszona. – Oto Ann, moja przyjaciółka, a to pan wrzód na dupie – mruknęłam.
- W skrócie Cristiano – dodał mężczyzna, ściskając dłoń Anki.
- Nie powinieneś być teraz w szatni i obmyślać taktykę ze swoim trenerem, jak dokopać naszej drużynie? – Zapytałam z przekąsem. Cristiano wzruszył ramionami.
- Ja przyjechałem tutaj z innego powodu – odpowiedział tajemniczo.
- Z jakiego? – Spytałam.
- Domyśl się – mrugnął do mnie porozumiewawczo i wrócił do szatni. Prychnęłam i skierowałam się w stronę trybun.
- Ale z niego ciasteczko – powiedziała zachwycona Anna, która nie zrozumiała chyba aluzji piłkarza.
- Szczerze mówiąc – odezwałam się, kiedy zmierzaliśmy do przyjaciół. Anka spojrzała na mnie zaciekawiona. – Wojtek jest przystojniejszy i bardziej męski. – Powiedziałam. Czerwonowłosa uśmiechnęła się złośliwie.
- W końcu! – Krzyknęła.
- Co?
- Przyznałaś, że podoba ci się Wojtek i pociąga cię.
- Nie prawda – zaprzeczyłam szybko, za szybko, co pogrążyło mnie jeszcze bardziej.
     Anna miała rację – Wojciech Szczęsny niezaprzeczalnie mi się podoba, ale nie musi przecież o tym wiedzieć...

*****

     Następnego dnia wstałam lewą nogą, a to za sprawą wielu czynników. Kiedy wstałam i spojrzałam w kalendarz przypomniało i się, że po południu odbędzie się sprawa rozwodowa mojej siostry. Ale z samego rana musiałam się pożegnać z Wojtkiem, gdyż o jedenastej miał samolot powrotny do Londynu, a to było dużo gorsze niż przypuszczałam. Żegnając się z nim, nie wiedziałam, kiedy się znowu zobaczymy. Pożegnanie nie trwało długo, z tego względu, że spieszyłam się do szkoły. Podwiózł mnie na parking szkolny. Z samego rana nie było dużo samochód ani tłumów, więc nie byliśmy narażeni na ciekawskie spojrzenia kolegów i koleżanek ze szkoły.
- Dzięki za podwózkę – powiedziałam, przerywając tą okropnie niezręczną ciszę. Chyba żadne z nas nie było gotowe powiedzieć: „cześć”. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się smutno.
- Wiesz co? – Zagadnął. – Nawet nie wiesz, jak bardzo będzie mi brakować twojego zrzędzenia. – Mrugnął do mnie. Założyłam ręce na piersi, udając oburzenie.
- No wiesz, co – parsknęłam. Usłyszałam dzwonek na lekcje i spojrzałam ze złością na szkołę. – Muszę iść – powiedziałam z bólem serca.
- Nie będę cię zatrzymywać. – Odparł. Wyszłam z samochodu, Wojtek poszedł za moim przykładem. Podszedł do mnie bliżej i przygarnął do siebie. Poczułam jego ciepły oddech na swojej szyli, czując też przyjemne dreszcze przepływające przez kręgosłup. Oderwałam się lekko od blondyna.
- Tylko dzwoń często – poprosiłam.
- A ty odbieraj – powiedział. Uśmiechnęłam się lekko. Na pewno nie popełnię tego błędu, co przed jego przyjazdem. – Idź już, bo się spóźnisz.
- Dobrze, dobrze – westchnęłam. Uściskał mnie szybko. – Jeszcze raz gratuluję udanej gry – powiedziałam.
- Nie wygraliśmy – powiedział.
- Ani nie przegraliście, co jest najważniejsze – zauważyłam sprytnie.
- No tak. – Przyznał. – Wieczna optymistka. – Zaśmiał się.   
     Pomachałam chłopakowi i pobiegłam do szkoły. Wchodząc do budynku, jak na złość wpadłam na Sandrę. Dziewczyna zmierzyła mnie nienawistnym spojrzeniem. Zignorowałam ją i ruszyłam prosto do sali od języka angielskiego.
- Skal! Czekaj! – Zawołała. Przeklęłam pod nosem i zatrzymałam się.
- Czego chcesz? – Spytałam ostro. – Jeżeli chcesz się kłócić to daruj sobie, ponieważ nie mam czasu. – Warknęłam. Spojrzała na mnie obojętnie.
- Nie mam zamiaru się kłócić. – Odparła. – Chcę ci tylko coś zakomunikować.
- Zamieniam się w słuch – powiedziałam. W gruncie rzeczy miałam głęboko w dupie, co chce mi powiedzieć. Zatem udając zainteresowaną skupiłam całą swoją uwagę na brunetce.
- Posłuchaj i mówię to z dobroci serca. – Zaczęła dobitnie. – Nie wiem, co cię łączy z Wojtkiem i nie obchodzi mnie to, gdyż myślę, że jesteś dla niego tylko towarem zastępczym, ale ostrzegam, że jeśli nie odczepisz się od niego, uwierz mi, że nie spotka cię nic miłego.
- To wszystko? – Spytałam.
- Naprawdę nie żartuję – dodała.
- Miło było, ale muszę lecieć do klasy. – Powiedziałam i posłałam dziewczynie serdeczny uśmiech. Musiałam pokazać, że jej groźba nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Odwróciłam się napięcie i poszłam do klasy, zostawiając za sobą zaskoczoną Sandrę.
     Niech chociaż myśli, że nie boję się jej. Ale prawdą jest, że jestem przerażona. Wiem... jestem wręcz pewna, że nie żartowała i ma w zanadrzu jakiś plan, jak zniszczyć mi życie tylko po to, abym odsunęła się od Wojtka.
*****

     Po czterech lekcjach wróciłam do domu. Chciałam się przebrać, aby w sądzie wyglądać, jak człowiek. Przekraczając próg domu usłyszałam podniesione głosy. Należały one do Kaśki i mamy.
- Ale dlaczego nie chcecie tego naprawić?! – Wykrzyknęła kobieta. Katarzyna zacisnęła ręce w pięści.
- Mówiłam sto razy i powtórzę sto pierwszy: nie ma czego naprawiać – odparła spokojniejszym tonem.
- Dlaczego?
- To nie mamy sprawa – odpowiedziała.
- Myślałam, że jesteś dorosłą kobietą, która myśli racjonalnie i nie skreśla całego wspólnego życie przez jakąś tam głupią sprzeczkę. – Warknęła mama. Byłam pewna, że Kaśka odpowie, ale puściła uwagę rodzicielki mimo uszu. Odwróciła się w kierunku schodów i pognała do góry. Blondynka odwróciła się w moją stronę i zacisnęła usta w wąską linię.
- Co się stało? – Wypaliłam.
- Twoja siostra jest niepoważna – odpowiedziała.
- Dlaczego?
- To pytanie mogę ja zadać. – Mruknęła. – Dlaczego ona się rozwodzi?
- To są ich sprawy – powiedziałam.
- Jesteś po stronie siostry?
- Nie mam zamiaru się z tobą kłócić. Idę się przebrać – bąknęłam i pobiegłam po schodach do swojego pokoju.
     Zatrzasnęłam z całej siły drzwi i opadłam na łóżko. Usłyszałam energiczne pukanie do drzwi, nie zdarzyłam powiedzieć: „proszę”, a intruz wpadł do mojego pokoju. Podniosłam lekko głowę, aby zobaczyć kto wszedł do mojego królestwa spokoju.
- Śpisz? – Zapytała Kaśka.
- Nie – odpowiedziałam.
- Przecież widzę – mruknęła.
- Leżę tylko – powiedziałam poirytowana.
- Za chwilę wychodzimy. – Zakomunikowała.
- Daj mi piętnaście minut – poprosiłam.
- Masz dziesięć. Pospiesz się – powiedziała i wyszła z pokoju. Kiedy drzwi za moją siostra się zamknęły z jękiem kolejny raz opadłam na łóżko, przygotowując się psychicznie na ciąg dalszy tego koszmarnego dnia.

*****

     Z obojętną miną spoglądałam na kolejne mijane budynki za oknem, zbliżając się do wyznaczonego celu. Do rozprawy pozostało trzydzieści minut, korków na ulicy nie było, więc Kaśka nie spieszyła się. Spojrzałam z ukosa na kobietę. Nadal nie widziałam, co myśli o tym całym rozwodzie, nie wiedziałam nawet, co czuje. Tak bardzo się ode mnie oddaliła.
- Jesteś pewna? – Spytałam.
- Nie rozumiem pytania. – Przyznała.
- Jesteś pewna rozwodu?
- Nie da się już nic zrobić. Krzysiek zdecydował. – Odpowiedziała.
- Ale porozmawiaj z nim – zaproponowałam.
- To nie ma sensu. – Odparła. – Jeżeli Krzysztof mi nie ufa, nie ma sensu tego ciągnąć.
     Nie pytałam już o nic, ponieważ dojechałyśmy na miejsce. W milczeniu doszłyśmy do sali, w której miała odbyć się rozprawa. Czekał już tam Krzysztof. Był załamany – tego byłam wręcz pewna. Kiedy nas dostrzegł zadrżał lekko.
- Witajcie – przywitał nas.
- Cześć – uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Kaśka – zwrócił się do kobiety. – Możemy porozmawiać?
- A mamy jeszcze o czym? – Zapytała. Spojrzałam na siostrę ostrzegawczo. Brunetka przewróciła oczami. – No dobrze – zgodziła się niechętnie. – Więc słucham – spojrzała na męża wyczekująco.
- Możemy to odwrócić. – Zaczął szybko. Kaśka zmarszczyła czoło, chyba nie za bardzo wiedząc, o co chodzi Krzyśkowi. – Nie musimy przez to przechodzić.
- Wyrażaj się jaśniej – powiedziała rozdrażniona.
- Ten rozwód. – Spojrzał na nią znacząco. – Kocham cię i nie chcę cię stracić. Chcę być z tobą, poniosło mnie z tym pieprzonym rozwodem. Ale zrozum, że byłem między młotem, a kowadłem.
- Nadal nie rozumiem. – Warknęła. Zdawało mi się, że gra na zwłokę. Do rozprawy pozostało niecałe pięć minut, więc przestraszyła się, że rozmowa może obrać bardzo niebezpieczny tor biegu.
- Chcesz tego rozwodu? – Spytał.
- Jesteś śmieszny – skwitowała z pogardą. – To ty złożyłeś papiery, nie powiadamiając mnie o tym fakcie. Dowiedziałam się dopiero od twojego prawnika, a teraz pytasz się czy chcę tego rozwodu.
- Mówiłem przecież – jęknął z rozpaczą. – Nie chcę tego  – powiedział wprost. Kaśka wstrzymała oddech. Czekaliśmy wszyscy w niecierpliwości na to, co powie. Milczała przez chwilę, wpatrując się ślepo przed siebie. Drzwi od sali się otworzyły i wyszła kobieta.
- Zapraszam na rozprawę w sprawie rozwodu Krzysztofa Wrońskiego i Katarzyny Wrońskiej-Skal. – Zaprosiła ich gestem ręki do środka. Moja siostra weszła pierwsza, a za nią jej adwokat, następnie Krzysiek i jego obrońca. Ja miałam poczekać, aż mnie wywołają. Usiadłam na ławce i czekałam na swoją kolej.
     Nie wiem ile czasu minęło, nie sprawdzałam godziny, gdyż wcześniej wyłączyłam telefon. Ręce miałam rozdygotane od stresu. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Próbowałam oddychać miarowo, aby się uspokoić. Podskoczyłam, kiedy drzwi sali ponownie się otworzyły.
- Świadek Łucja Skal proszony na salę – zakomunikował twardym głosem mężczyzna. Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam się i weszłam do sali.
     Rozejrzałam się dookoła sali. Pomieszczenia było niewielkie, ale dość spore, aby pomieścić grupę widzów, liczącą kilkanaście osób. Po dwóch stronach siedzieli bohaterowie dzisiejszego wydarzenia, a po środku, koło ściany siedział Sąd.
     Spojrzałam na siostrę. Była nadzwyczaj spokojna, a jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nawet nie spojrzała na mnie, kiedy weszłam do środka. Przeniosłam swój wzrok na Krzysztofa. Ten natomiast był roztrzęsiony i nie musiał niczego robić ani mówić, aby to okazać. Jego oczy zdradzały wszystko. Podeszłam do barierki.
- Proszę podać imię i nazwisko – powiedział sędzia.
- Nazywam się Łucja Skal. – Odpowiedziałam, bardzo starając się, aby mój głos brzmiał naturalnie.
- Ile ma pani lat?
- Osiemnaście.
- Czym się pani zajmuje?
- Uczę się w drugiej klasie liceum ogólnokształcącego.
- Czy była pani karana za składanie fałszywych zeznań?
- Nie.
- W takim razie uprzedzam, że przed sądem należy mówić prawdę, w przeciwnym razie grozi pozbawienie wolności do lat trzech. Czy zna pani strony?
- Tak. Katarzyna jest moją siostrą. – Odparłam.
- Co może pani powiedzieć na temat tego małżeństwa?
- Byli bardzo szczęśliwi i zakochani. Dopiero od jakiegoś czasu, zaczęło się psuć.
- Co dokładniej? – Zapytał obrońca Krzysztofa. Zastanowiłam się przez moment. Była to jedyna szansa, aby powiedzieć o tylu przypuszczeniach na temat zdrady Kaśki, ale nie... Moja siostra nie była do tego zdolna. Nie mogła zdradzić mężczyzny, którego kocha. Prawda? – Proszę odpowiedzieć.
- Zatem problemy zaczęły się pojawiać już w grudniu. Moja siostra zachowywała się tajemniczo. Oddaliła się od męża. Z tego, co wiem planowali dziecko, moja siostra bardzo chciała... – nie dane mi było jednak dokończyć, gdyż Katarzyna przerwała mi dość dynamicznie.
- Nieprawda! – Wykrzyknęła, uderzając pięścią o blat.
- Pani Wrońska – upomniał Sąd.
- Przepraszam – mruknęła i usiadła na miejsce.
- Proszę kontynuować – zwrócił się do mnie sędzia. Kiwnęłam głową na znak, że dotarło to do mnie.
- Oboje chcieli tego dziecka, z czego Katarzyna wyszła pierwsza z taką inicjatywą. Niestety po powrocie ze Szwecji zmieniła zdanie. Mnie skłamała, że to Krzysztof nalega na nią i kłócą się bez przerwy, jednak on tylko chciał wiedzieć, co jest przyczyną zmiany jej decyzji. Niestety do tej pory nie wiemy – urwałam na moment. Spojrzałam ukradkiem na siostrę. Gotowała się ze złości. – Potem wydawało się, że jest wszystko w porządku. Do czasu, kiedy wyjechałyśmy do Anglii na ślub ojca. Wieczorem usłyszałam bardzo dziwną rozmowę.
- Przestań! – Krzyknęła siostra.
- Proszę pani – kolejny raz sędzia upomniał moją siostrę. – Jeżeli pani się nie uspokoi, będę zmuszony ukaraniem panią grzywną w wysokości trzystu złotych.
- Przepraszam – mruknęła.
- Proszę mówić.
- Wieczorem usłyszałam dość dwuznaczną rozmowę, z której wywnioskowałam tylko jedno.
- Czyli? – Spytał adwokat męża Kaśki.
- Zdradę – odpowiedziałam. Nawet nie sądziłam, że tak łatwo przyjdzie mi powiedzieć prawdę. Ale uprzedzałam Kaśkę, że nie mam zamiaru kłamać.
- Czy jest coś więcej?
- Tak. Spytałam ją czy ma romans, odpowiedziała mi wtedy, że nie. Dodała, że kocha Krzyśka i nie zdradziła go nigdy. Próbowałam jej uwierzyć i zapomnieć o tym incydencie, jednakże kilka tygodni później przez przypadek odczytałam wiadomość od tajemniczego P.
- Dość! – Wydarła się siostra. Wstała z krzesła. – Nie mam zamiaru tego słuchać, Wysoki Sądzie. Chciałabym złożyć zeznania. Teraz. – Powiedziała twardym tonem. Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Zatem proszę podejść do barierki, a pani niech na razie usiądzie. – Zakomunikował sędzia.
     Zrobiłam to, co mi kazano i usiadłam na ławeczce. Krzysztof spojrzał na mnie, niczego nie rozumiejąc. Posłałam w jego stronę przepraszające spojrzenie. Uśmiechną się tylko z wdzięcznością, że stoję po jego stronie.
- Proszę powiedzieć, co się stało – rozkazał Wysoki Sąd.
- To z mojej winy rozpadło się małżeństwo. – Powiedziała Katarzyna.
- Szczegóły – ponaglał mężczyzna.
- Tajemniczy P. to w rzeczywistości Peter Carlsson. – Wyjaśniła. – Mój kochanek – dodała po chwili. Krzysiek zachłysnął się powietrzem, a mnie włosy dęba na plecach stanęły. – Poznaliśmy się w Szwecji. Miłość od pierwszego wejrzenia. Był cudownym mężczyzną. Czuły, delikatny i inteligentny. Miałam dość rutyny, jaką zapewniał mi Krzysztof. Chciałam z tym, jak najszybciej skończyć, ale nie wiedziałam, jak mu to wszystko wyjaśnić. Peter też się we mnie zakochał i nie mógł znieść myśli, że jestem z Krzyśkiem i mieszkam z nim pod jednym dachem. Pytanie: czy żałuję? Odpowiedź jest prosta: nie. Nie żałuję ani jednej spędzonej chwili z Peterem. Nie mam też żadnych wyrzutów sumienia.
- Jak mogłaś? – Zapytał desperacko Krzysiek. Kaśka spojrzała na męża bez cienia żalu i współczucia.
- Byłeś nudny, nie czułam się przy tobie spełniona. Dusiłam się w tym małżeństwie.
- Utrzymuje pani kontakty z panem Carlssonem? – Zapytał adwokat Krzyśka.
- Już nie. – Odpowiedziała. – Każdy poszedł w swoją stronę. Był to gorący romans, który wyłonił ze mnie nieznane dotąd mi uczucia prawdziwej miłości i mam powiedzieć, że żałuję? Nie – zaśmiała się ironicznie. – To było coś najpiękniejszego, co przytrafiło mi się w moim dotychczasowym życiu. Mogę żałować tylko jednego, że wyszłam za mąż za tego człowieka – wskazała głową na męża. – Mam do siebie o to tyle żalu i gniewu, że ciągnęłam to tak długo.
- Ma pani coś jeszcze do powiedzenia? – Spytał sędzia. Moja siostra pokiwała przecząco głową.
- Ogłaszam półgodzinną przerwę.

*****

- Wyrok w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej dnia 30 marca 2012 roku, Sąd Okręgowy w Warszawie w składzie tu obecnym po rozpoznaniu sprawy z powództwa Krzysztofa Wrońskiego przeciwko Katarzyny Wrońskiej-Skal o rozwód. W punkcie pierwszym: rozwiązanie poprzez rozwód związku małżeńskiego zawarty w dniu czternastego 14 stycznia 2009 roku w Warszawie pomiędzy Krzysztofem Wrońskim, a Katarzyną Wrońską-Skal z domu Skal z wyłącznej winy pozwanej. W punkcie sąd uwzględnił ugodę stron w zakresie podziału majątku. W punkcie trzecim: zarządza od Katarzyny Wrońskiej-Skal na rzecz Krzysztofa Wrońskiego zwrotów kosztów postępowania. Proszę usiąść. – Urwał na moment, aby każdy usadowił się na swoim miejscu. – Po między stronami nastał całkowity rozkład pożycia małżeńskiego, ustały wszelkie więzi: więź gospodarcza, duchowa i fizyczna. Rozkład ten ma charakter trwały i nie ma żadnych szans na kontynuowanie tego małżeństwa przez strony. Z zebranego materiału dowodowego wynika, że za rozpad małżeństwa ponosi pozwana, która dopuściła się zdrady małżeńskiej. Wyrok jest nieprawomocny.

*****
- Łucja! – Krzyknęła Katarzyna. Zignorowałam ją. Wybiegłam z sądu, jak najszybciej. – Czekaj! – Powiedziała, dotykając mojego ramienia, kiedy mnie dogoniła.
- Czego? – Warknęłam.
- O co ci chodzi? – Spytała. Spojrzałam na nią uważnie.
- Żartujesz? Powiedz, że żartujesz.
- Było, minęło. – Wzruszyła obojętnie ramionami.
- Co?! Dziewczyno zdradziłaś męża! Rozumiesz to?
- Wiem, co zrobiłam. – Odpowiedziała spokojnie.
- Mówisz, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie. – Syknęłam.
- Jedźmy już – westchnęła brunetka, otwierając drzwi. – Wchodź – zaprosiła mnie gestem ręki do auta. Odsunęłam się kilka kroków do tyłu. Nawet nie potrafię opisać, jaką odrazę do niej poczułam. Ciarki mnie przeszły, kiedy przypomniały mi się te wszystkie słowa, które wypowiedziała na sali rozpraw.
- Nie wracam z tobą do tomu.
- Nie wygłupiaj się. Pojedziemy na zakupy. Musisz mi pomóc wybrać sukienkę na przyjęcie urodzinowe mojej przyjaciółki. – Powiedziała.
     Zamrugałam.
- Co? – Spytałam słabo.
- Co, co? Jedziesz ze mną na zakupy. Twoja siostra potrzebuje pomocy. – Uśmiechnęła się szeroko, ale widząc moją minę przestała się uśmiechać.
- No popatrz – zaśmiałam się bez cienia życzliwości. – Straciłam drugą siostrę. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby i skierowałam się na drugą stronę jezdni.
     Kaśka już mnie nie wołała ani nie biegła za mną Zostawiła mnie w spokoju. Z całych sił próbowałam się nie rozpłakać. Osoba, którą stawiałam sobie zawsze za wzór, zawiodła w każdych możliwych aspektach. Serce mnie bolało, a głowa pękała od nadmiaru wrażeń. Tych nieprzyjemnych wrażeń. Do domu nie chciałam wracać, gdyż czekał mnie tam ogrom pytań, na które nie miałam ochoty odpowiadać. 
     Szłam przed siebie, nie zwracając szczególnej uwagi ma to, gdzie idę. Usłyszałam gdzieś w oddali swoje imię. Nie zareagowałam. Przyspieszyłam tylko kroku.
- Łucja! – Dopiero po chwili zorientowałam się, że to Miłosz woła moje imię. Odwróciłam się do niego. – Co się stało? – Spytał, lekko przerażony moim stanem fizycznym oraz duchowym.
- Co się stało? – Powtórzyłam jego pytanie. – Straciłam drugą siostrę, -> toż się stało – odpowiedziałam wypranym z emocji głosem.

1 komentarz: