2012-10-28

Rozdział 24

- No to jesteście razem czy nie? – Zapytała Magda, kiedy zmierzaliśmy w stronę szkoły.
- Nie – odpowiedziałam, przygotowując się na falę krytyki ze strony przyjaciół.
- Głupia jesteś – skwitował Damian.
- A ja uważam, że dobrze postąpiła – powiedziała Anka. Spojrzałam na nią lekko zdzwoniona. Czerwonowłosa uśmiechnęła się, widząc moją minę.
- A co z chłopakami, że ich nie ma? – Zagadnął Damian.
- Miłosz zadzwonił wczoraj do mnie, żebym pojechała autobusem, ponieważ będą w szkole dopiero na trzeciej lekcji. – Odpowiedziałam.
- A jak tam twój tajemniczy wielbiciel? – Spytała Magda.
- Na szczęście odpuścił. – Odparłam. Wchodząc do szkoły minęliśmy Monikę. Nie wiem czy tylko mi się wydało, ale chyba powiedziała do nas „cześć”.
- Wiecie, co – zaczął Damian, odwracając się za siebie. – Nie wiem czy dostaję omamów, ale czy „pani głupia blondi” powiedziała do nas cześć?
- Też miałam takie wrażenie – odezwałam się po chwili. Podeszliśmy do sali od matematyki i czekaliśmy na dzwonek.
- Co tam słychać? – Spytała Monika, podchodząc do nas.
- Nas się pytasz? – Zapytał Damian.
- A kogo? – Uśmiechnęła się lekko blondynka.
- Nie martwcie się – zaczęła powoli Ania – nie ma Sandry, więc nie ma do kogo otworzyć, tej swojej zakłamanej mordy – warknęła, obdarowując byłą przyjaciółkę pełnym niechęci spojrzeniem. Byłam pewna, że Monika się odwarknie, ale tylko posłała w moją stronę smutne spojrzenie i odeszła od nas.
     W tamtym momencie zrobiło mi się jej żal. Tak naprawdę nie wiem, dlaczego odsunęła się od nas. Nagle zaczęła przyjaźnić się z Sandrą i wpatrywać się w nią, jak w ósmy cud świata. Byłam bardzo ciekawa, jak układał się jej związek z Marcinem. Dawno nie widziałam ich razem, a byłam pewna, że po skończeniu osiemnastu lat, będzie się wręcz afiszować swoim związkiem z mężczyzną, który jest od niej straszy o jakieś jedenaście lat.
     Kiedy siedzieliśmy na stołówce w porze drugiego śniadania, do naszego stolika podeszła Sandra. A miałam ogromną nadzieję, że chociaż dzisiaj nie będzie jej w szkole.
- Cześć – powiedziała, spoglądając na wszystkich obojętnie. Swój wzrok na moment zatrzymała na mnie. W jej oczach pojawił się ogień i jestem pewna, że gdyby tylko mógł, poparzyłby mnie. Postanowiłam zignorować ją i zająć się konsumpcją swojego śniadania.
- Czego chcesz? – Spytał Karol, bardzo starając się nie wybuchnąć złością. Widziałam, jak się męczy. Zaciśnięte ręce w pięści mówiły same za siebie. Nie chciał stracić kontroli nad sobą, co ostatnio zdarzało mu się coraz częściej, kiedy Sandra znajdowała się w pobliżu nas.
- Trener chce z wami porozmawiać – zakomunikowała.
- Dlaczego ciebie do nas wysyła, a nie przyjdzie bezpośrednio do nas? – Zapytał ostro Miłosz. On jako jedyny nigdy nie chował niechęci do tej dziewczyny.
- Skąd mam to wiedzieć. – Mruknęła. – Chyba chce was przyjąć z powrotem do drużyny – wzruszyła obojętnie ramionami.
- W takim razie – zaczął Karol, przerywając tym samym konsumpcję swojej bułki, upił szybko łyk wody niegazowanej i kontynuował. – Powiedz trenerowi, żeby osobiście do nas przyszedł, a nie wysyłał w swoim imieniu jakąś szmatę – powiedział sucho. Sandra spojrzała na blondyna zdumiona.
- Chce was przyjąć do drużyny, a wy jeszcze wybrzydzacie? – Syknęła, zakładając ręce na biodrach.
- Chciałbym podkreślić jedną, bardzo istotną kwestię – wtrącił Miłosz – otóż, nasz kochany trener wypierdolił nas z drużyny przez pewną dziwkę, która stoi nad moją głową i zatruwa swoim oddechem powietrze, więc z łaski swe, odejdź, bo kiedy patrzę na ciebie, rzygać mi się chce.
- I powiedz trenerowi, że nie jesteśmy zainteresowani powrotem. – Dodał ochoczo Karol.
- Popełniacie błąd – warknęła przez zaciśnięte zęby.
- Nie wydaje mi się – odparł pewnym tonem Karol. – Prawda, przyjacielu – zwrócił się do Miłosza. Chłopak kiwną twierdząco głową. – A teraz spierdalaj – wycedził najostrzej, jak tylko się da. Sandra prychnęła i odeszła.
- Ta dziewczyna działa, jak płachta na byka – mruknął Karol.
- I pomyśleć, że właśnie z tą płachtą na byka zdradziłeś Łucję – wypaliła Anka

*****

     Wychodząc po czternastej ze szkoły wszyscy byliśmy w dobrych nastrojach, a to za sprawą odwołanego sprawdzianu z chemii. Jednak najlepszy humor dopisywał Damianowi, który zaczął opowiadać kawały. Przechodząc koło Moniki wybuch śmiechem.
- Czym się różni żaba od blondynki? Odp. Żaba kuma, a blondynka nie. – Kiedy skończył, wszyscy poza mną zaczęli się głośno nabijać.  
     Na parkingu szkolnym dostrzegłam małe zamieszanie. Nic dziwnego, stał tam samochód Wojtka. Rozejrzałam się nerwowo po podwórku w poszukiwaniu Sandry. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ nie było jej.
- Do jutra – zwróciłam się do przyjaciół i poszłam do Wojtka.
- Witaj, piękna – przywitał mnie, obdarowując mnie uroczym uśmiechem.
- Cześć – odpowiedziałam, lekko onieśmielona. Chłopacy spoglądali na nas z zaciekawieniem, dziewczyny zaś z rządzą mordu w oczach.
- Porywam cię – powiedział tajemniczo.
- Gdzie? – Spytałam.
- Niespodzianka. – Uśmiechną się konspiracyjnie. Wsiadłam do samochodu. Spojrzałam na bramę wejściową do podwórka szkolnego. Stała tam Sandra z Moniką. Mierzyła mnie nienawistny spojrzeniem. Wojtek podążył za moim spojrzeniem i lekko się skrzywił.
- Nie zwracaj na nią uwagi. – Powiedział. Odpalił silnik i odjechaliśmy, zostawiając za nami tłum gapiów.
- No to, gdzie jedziemy? – Ponowiłam pytanie.
- Mówiłem już, że to tajemnica.
- Jesteś okropny – mruknęłam.
- Wiem – zaśmiał się – i właśnie dlatego, tak bardzo mnie lubisz. – Mrugnął do mnie porozumiewawczo. Westchnęłam zrezygnowana.
     Po kilku minutach znaleźliśmy się pod nowo wybudowanym stadionem narodowym. Wojtek zaparkował niedaleko wejścia. Wyszedł szybko z samochodu i, jak na dżentelmena przystało otworzył mi drzwi. Złapał mnie za rękę i pociągną do wejścia na stadion.
- Gdzie ty mnie prowadzisz? – Zapytałam. Nie odpowiedział mi. Weszliśmy do obiektu wejściem dla personelu. Weszliśmy do długiego i ciemnego korytarza. Na samym końcu było widocznego światełko. – Jestem pewna, że nie powinniśmy tutaj wchodzić – szepnęłam.
- Byle kto nie może, ale że my nie jesteśmy byle kim – powiedział i mimo, że nie widziałam jego twarzy, wiedziałam, że uśmiecha się głupkowato.
Chwilę później znaleźliśmy się przed wejściem na murawę. Po lewej stronie był niewielki korytarz, prowadzący do szatni, a po drugiej stronie było wejście do siłowni. Wojtek pociągnął mnie delikatnie i weszliśmy na zewnątrz.
     Wstrzymałam na moment oddech. Stadion od wewnątrz widziałam tylko kilka razy ze zdjęć, ale na żywo prezentował się o wiele lepiej.
- Jesteś pierwszym kibicem, który widzi stadion od wewnątrz przed oficjalnym otwarciem. – Powiedział z uśmiechem. – To moja niespodzianka. – Dodał. Staną tuż za mną, złapał mnie w talii, oparł swój podbródek na moim ramieniu i okręcił mnie wokół boiska.
- A nie będziemy mieć problemów, że tu weszliśmy? – Zapytałam niepewnie.
- Spokojnie – odparł. – I jak ci się podoba? – Zapytał.
- Super – odpowiedziałam. – I żebyście jeszcze tak grali – dodałam. Szczęsny spojrzał na mnie obrażony.
- Sugerujesz coś? – Spytał, unosząc do góry lewą brew.
- Nie, nic – odpowiedziałam szybko. – Na pewno dacie z siebie wszystko. Trzymam za was kciuki.
- Masz może przy sobie swoje prace? – Zagadnął.
- Te na konkurs? – Spojrzałam na niego. Kiwnął głową. – Tak – odpowiedziałam niechętnie.
- No to jedziemy do MDK. – Zaoponował. 

*****

- I tak zajmę co najwyżej ostatnie miejsce – mruknęłam, kiedy wracaliśmy już do domu.
- Bardzo cię lubię, ale twoje zrzędzenie już nie – powiedział z przekąsem. – Najważniejsze, że prace już złożyłaś. Będziesz jeszcze mi dziękować.
- Nie sądzę. – Bąknęłam. Nagle zaczął dzwonić telefon Wojtka.
- Witam trenerze – powiedział do słuchawki. Ucichł na moment, wysłuchując tego co mężczyzna ma mu do powodzenia. – O której? – Zapytał. – No dobrze – westchnął. – Będę za pół godziny. Do zobaczenia – kiedy się rozłączył spojrzał na mnie smutno. – Smuda dzwonił i powiedział, że muszę stawić się na spotkanie.
- Coś się stało?
- Nie, spokojnie – powiedział delikatnie. – Chce pewnie porozmawiać na temat przyszłego meczu. – Odparł. Kilka minut później zaparkował koło mojego domu.
- Do zobaczenia. – Powiedziałam. Chciałam wyjść, ale blondyn zatrzymał mnie. Nachylił się lekko i musnął mój policzek.
- Do zobaczenia – mrugnął do mnie. Wysiadłam z samochodu i pomachałam mu na pożegnanie. Kiedy odjechał skierowałam się do domu. Koło drzwi wejściowych stała Monika.
- Część – uśmiechnęła się niepewnie. Zmarszczyłam czoło.
- Po co przyszłaś? – Spytałam ostro.
- Chciałam porozmawiać. – Odpowiedziała.
- A mamy o czym? – Podeszłam do drzwi i przekręciłam klucze w zamku.
- Chyba tak. – Mruknęła. Odwróciłam się gwałtownie w jej stronę, przestraszona moim ruchem odskoczyła kilka kroków w tył.
- Posłuchaj – wzięłam głęboki wdech. – Nie wiem po co tu przyszłaś i nie interesuje mnie to. Nie wiem w co ty ze mną pogrywasz, ale daj mi spokój. – Warknęłam.
- Chciałam wyjaśnić kilka kwestii. – Wyjaśniła.
- Nie mamy co wyjaśniać. – Powiedziałam sucho.
- Byłyśmy przyjaciółkami.
- Właśnie – przytaknęłam – byłyśmy. To czas przeszły. Odbiło ci coś, zaczęłaś mnie oskarżać o całe zamieszanie z Marcinem, jakbym była winna, a wszystko przez to, że posłuchałaś się wroga.
- Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Ja i ty. Jak siostry. Zawsze razem. Anka i Magda były niepotrzebnymi kulami u nogi. Zawsze przeszkadzały.
- Nie mów tak o moich przyjaciółkach – warknęłam.
- Ja byłam twoją najprawdziwszą przyjaciółką. – Odwarknęła.
- Ale już nie jesteś. Żegnam. – Warknęłam, lewą ręką wskazując na bramę.
- Dlaczego tak mówisz? – Spytała z żalem w głosie.
- Żartujesz? – Spojrzałam na nią uważnie. Była śmiertelnie poważnie. – Prawie się nabrałam. Jakaś ukrywa kamera czy co? A może w krzakach siedzi Sandra i robicie mi kawał?
- Możemy być przyjaciółkami – odparłam.
- Nigdy już nie będziemy przyjaciółkami – wycedziłam. – Wybrałaś Sandrę i jej świtę, co oznacza zdradę. Nawet łatwiej było mi wybaczyć Karolowi. A tobą się po prostu brzydzę...

*****

     Kto by pomyślał, że jedna osoba może tak zepsuć humor. Mowa tutaj jest o Monice, oczywiście. Nie wierzę jej, że chce się ze mną przyjaźnić. Jeszcze niedawno najchętniej by się mnie pozbyła, a teraz chce odnowić starą przyjaźń? Chyba jestem do niej uprzedzona, albo... Nie. Po prostu nie można jej ufać.
     Z Moniką, Magdą i Anką zaczęłyśmy się przyjaźnić już w podstawówce. Tworzyliśmy zgraną paczkę. Tak przynajmniej mi się wydawało... Ale, kiedy bliżej się przyjrzeć i rozłożyć naszą przyjaźń na czynniki pierwsze, można zauważyć rysy. Z biegiem czasu powiększały się, aż doprowadziły do tak zwanego rozłamu. Ja z Moniką i Magda z Anką. Monika odsunęła się od dziewcząt, często je okłamywała, a ja kryłam ją. Oczywiście ja też nie jestem bez winy. Dużo przed Anką i Magdą ukrywałam, ale nigdy nie dopuszczałam do tego, aby Monika kłamała w moim imieniu. Teraz próbuję naprawić te wszystkie błędy, które osłabiły naszą więź. Bądź, co bądź kłótnia z Moniką wyszła nam na dobre, gdyż zbliżyłam się z Anną i Magdą.
     Brakuje mi tych beztroskich lat, kiedy nie dzieliło nas zupełnie nic. Zawsze obiecałyśmy sobie, że nigdy nie pozwolimy, aby staną między nami jakiś facet. Ale los pokazał, że ma zupełnie co innego dla nas w zanadrzu, a my musimy to zaakceptować, co nie zawsze idzie w drodze z naszymi wewnętrznymi przekonaniami, ale innego wyboru nie ma.
     Moją kontemplację przerwała Katarzyna, wchodząc bez pukania do pokoju. Oderwałam głowę od pamiętnika i spojrzałam na nią badawczo. Miała wory pod oczami, była blada i smutna. Mimo, że nie przyznawała się, że bardzo cierpi z powodu rozwodu, ciało ją w stu procentach zdradzało. Najgorsze jest to, że nie było mi jej żal. Nie było mi nawet szkoda Krzysztofa. Najbardziej przejęty dramatem Kaśki i jej męża zdawał się być Maciek. To on od początku kibicował im. Już nie wspominając, że to dzięki niemu poznali się. Krzysztof jest synem najlepszego przyjaciela mojego ojczyma. Poznali się na urodzinach Maćka. Piękna historia ich miłości, która zakończyła się fiaskiem. Niestety. Mama w ogóle nie zainteresowała się sprawami swojej córki. Jak zwykle. Zamiast tego woli codziennie jeździć na cmentarz, a potem wracać do domu i narzekać na nas i mówić, że z Ewelinką na pewno nie było by tyle problemów, jak z nami. Słuchać mi się jej nie chce. Codziennie to samo. Rutyna goni rutynę.
- Przeszkadzam? – Zapytała.
- Nie – odpowiedziałam. Zamknęła drzwi za sobą i podeszła do mojego łóżka.
- Co słychać?
- Nic ciekawego.
- Nie uwierzę. Z Wojtkiem nic ciekawego? – Spojrzała na mnie mrużąc oczy. Wzruszyłam obojętnie ramionami. – No powiedz. Jesteście razem?
- Nie – odparłam.
- I dobrze. Nie ma, co się spieszyć. Wojtek to wspaniały chłopak i rozumie to na pewno.
- Powiedział, że będzie na mnie czekać – powiedziałam.
- Nie można się spieszyć, ponieważ można się szybko sparzyć. Dowodem jestem na to ja i... – urwała na moment. Spojrzałam zaciekawiona na Kaśkę. – Za szybko z Krzyśkiem wzięłam ślub. Na początku może i było nam ze sobą dobrze, ale z czasem wyszły te różnice charakterów, które nie są do przeskoczenia. Mówi się, że przeciwieństwa się przyciągają. Ja jestem żywym dowodem na to, że ta teoria nie jest prawdziwa – uśmiechnęła się, ale nie tak jak zawsze. Oczy miała nadal pogrążone w smutku. – Albo ja jestem beznadziejnym przypadkiem. – Dodała.
- Zdecydowanie obstawiam za tym drugim. – Powiedziałam.
- Głupio mi się ciebie o to pytać, ale uwierz mi, że muszę.
- Co się stało? – Spytałam zlękniona.
- Po jutrze mam kolejną sprawę rozwodową. Zapewne ostatnią. I potrzebuję świadka, który będzie zeznawać. – Wyjaśniłam.
- Zapowiadam tylko, że nie będę kłamać. – Powiedziałam ostro.
- Nawet nie chciałam cię o to prosić – mruknęła. – To jak?
- Dobrze. – Odparłam.
- Dziękuję.
- Nie dziękuj. Nie robię tego dla ciebie...

*****





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz