2012-10-28

Rozdział 18

- Idziesz z nim na randkę? – Pisnęła Anka.
- Zamknij się – warknęłam. Akurat siedziałyśmy w stołówce na długiej przerwie.
- Kto i z kim idzie na randkę? – Spytali jednocześnie Miłosz i Karol, siadając przy stole.
- Łucja idzie na randkę z Wojtkiem – wyjaśniła Magda. Brunet spojrzał na mnie zaskoczony.
- Serio? – Spytał Karol.
- Tak – odpowiedziałam.
- Jak Sandra się dowie wpadnie w szał – zaśmiał się blondyn. – I dobrze jej tak – dodał.
- Ale nie może się dowiedzieć. Macie nikomu nie mówić – spojrzałam na nich groźnie.
- Masz to jak w banku – przyrzekł Miłosz.
- No widzisz – zaczęła Anka. – Wszystko zaczyna się układać. Ty idziesz z Wojtkiem na randkę, tajemniczy M. przestał wysyłać ci prezenty.
- Nie przestał – mruknęłam.
- Jak to? – Spytał Damian.
- Wczoraj dostałam kolejne kwiaty – odarłam ponuro.
- Szczerze współczuję – powiedział Karol. Spojrzałam na wejście od stołówki. W przejściu stanęła Sandra. Wyglądała, jakby czegoś szukała. Kiedy spojrzała w naszą stronę, odwróciłam szybko głowę. Kontem oka zauważyłam, że idzie do naszego stolika.
- Karol – zwróciła się do blondyna, kiedy podeszła do nas.
- Czego chcesz? – Spytał oschle, nawet nie patrząc na nią.
- Porozmawiać – bąknęła, zakładając, ręce na piersi, jak obrażone dziecko.
- Nie mamy o czym – odparł spokojnie.
- Nalegam.
- To mów.
- Chciałam w cztery oczy.
- Powiesz mi teraz albo nigdy – spojrzał na nią z odrazą. Sandra była wyraźnie zdziwiona zachowaniem Karola. – Nie mam przed nimi tajemnic.
- Nie wiedziałam, że przyjaźnisz się z hołotą. – Prychnęła.
- Pozwólcie mi ją pierdolnąć – warknęła Anka, podnosząc się z krzesła.
- Nie odzywaj się pajacu – odwarknęła brunetka.
- Ty mnie nazywasz pajacem? W takim razie ty jesteś – tu zaczęła wymieniać na palcach. – Głupia, bezczelna, arogancka, masz ryj, jak koń, twoje włosy wyglądają jak mop oraz jesteś obrzydliwie ohydna. Czy mam wymieniać dalej? – Anka posłała w stronę Sandry słodki uśmiech. Dziewczyna zrobiła się czerwona ze złości. Nie odzywając się, odwróciła się napięcie i odeszła. 
     Dzień w szkole miną zadziwiająco szybko. Po lekcjach planowałam od razu wrócić do domu, gdyż chciałam się pouczyć do jutrzejszej klasówki z biologii. Wychodząc ze szkoły zauważyłam znajomą postać, stojącą koło bramy. Był to nie wątpliwie Theo. Miał na głowie zieloną czapkę, a na nosie czarne okulary przeciwsłoneczne, żeby go nie rozpoznali. Wiedziałam, że to on, gdyż w niedzielę ubrał dokładnie to samo, poza tym zdradzała go ciemna karnacja, więc nie miałam żadnych wątpliwości, ze to mój przyjaciel. Kiedy mnie dostrzegł zaczął do mnie machać. Odmachałam mu i szybko do niego podeszłam.
- Cześć – powiedział niepewnie. Spojrzałam na niego groźnie.
- Co tutaj robisz? – Spytałam, starając się, aby mój głos zabrzmiał poważnie.
- Przeprosić – odpowiedział skruszony. – Narąbałem się, jak świnia i wygadałem się. A wszystko przez to, że Wojtek zaczął się żalić, że nie chciałaś iść z nim na randkę. Przepraszam, gniewasz się?
- Na początku byłam na ciebie wściekła, ale potem stwierdziłam, że może to i lepiej, że tak wyszło. – Uśmiechnęłam się szeroko. Na twarzy Theo pojawiła się ulga. Spojrzał krzywo w lewą stronę. Powędrowałam za jego wzrokiem. Z podwórka szkolnego wychodziła Sandra.
- Nic się nie zmieniła. Nadal wygląda, jak czarownica – powiedział z obrzydzeniem w głosie, co skwitowałam głośnym śmiechem.

*****

     Byłam dziwnie zdenerwowana. Od powrotu do domu nie mogłam znaleźć miejsca i chodziłam z konta w kont. Kiedy otwierałam książkę od biologii szybko potem ją zamykałam. Skupić się nie mogłam i byłam pewna, że skończy się to jedynką, w najlepszym wypadku dwójką z klasówki. Spojrzałam na zegarek, stojący na moim biurku. Wybiła godzina siedemnasta. Czas dłużył się niemiłosiernie. Postanowiłam zejść do kuchni przekąsić coś małego, gdyż zaczęło burczeć mi w brzuchu.
- Cześć, kochanie – powiedział wesoło Maciek. Byłam zdziwiona, widząc go o tej porze w domu.  
- Co tutaj robisz? – Spytałam, podchodząc do lodówki.
- Przecież mówiłem ci, że wrócę wcześniej. Chciałbym poznać chłopaka, z którym moja córka idzie na randkę. A poza tym jestem kibicem Arsenalu, więc chciałbym poznać słynnego bramkarza. To takie dziwne? – Spojrzał na mnie pytająco. Nie odpowiedziałam nic, tylko kiwnęłam przecząco głową. Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy powiedział „moja córka”. Szkoda, że mama nigdy nie obdarzy mnie szczerą i bezinteresowną miłością, taką, jaką powinna matka czuć do córki. – Przejmujesz się tym, co powiedziała wczoraj mama? – Spytał ojczym, pewnie odczytując moje emocje.
- Przyzwyczaiłam się, że dla niej zawsze będę nikim. – Odpowiedziałam wymijająco. Na szczęście tematu nie drążył, gdyż zaczął dzwonić telefon w salonie, więc poszłam go odebrać. – Halo? – Powiedziałam do słuchawki.
- Cześć córciu – po drugiej stronie usłyszałam głos taty.
- Cześć – odparłam.
- Słyszałem, że idziesz na randkę z Wojtkiem – powiedział podekscytowanym. Westchnęłam ciężko.
- Bendtner czy Ramsey? – Warknęła.
- Co?
- Który się wygadał? Alex z Theo odpadają. Nie klepią jęzorem na prawo i lewo. Ewentualnie po alkoholu – dopowiedziałam kwaśno.
- Aaron zadzwonił dzisiaj rano uradowany, że w końcu się zgodziłaś – przyznał. Wiedziałam! Mimo, iż Nicklas to gaduła, potrafi się powstrzymać. Z Aaronem jest jednak trochę gorzej. - Wojtek to miły chłopak.
- Wiem tato. Inaczej bym z nim nigdzie nie chciała iść. Dobra, muszę kończyć. Pa! – Rozłączyłam się szybko.
     Pobiegłam do swojego pokoju, aby powoli się przygotowywać. Nie wiedziałam gdzie mnie zabierze, więc z wybraniem ciuchów miałam cholerny problem. Jednak moje wątpliwości szybko rozwiał telefon wojtka.
- Cześć mała! – Powiedział wesoło Wojtek.
- Cześć. – Odparłam. – Powiedz, że nie dzwonisz po to, aby odwołać nasze spotkanie? – Spytałam lekko zdenerwowana. Chłopak się zaśmiał.
- Skądże – odpowiedział. – Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś ubrała się wygodnie i ciepło.
- A gdzie mnie zabierasz?
- Zobaczysz sama – odpowiedział tajemniczo i urwał połączenie. Westchnęłam tylko i już wiedziałam, że jakakolwiek sukienka odpada.

*****

     Kilka minut przed godziną dziewiętnastą, siedziałam w salonie i czekałam z niecierpliwością na Wojtka. Maciek miał ze mnie niezły ubaw, widząc moją zestresowaną minę. Jednak ignorowałam jego złośliwe uśmiechy. Próbowałam skupić się na filmie, który akurat leciał w telewizji.
     Nagle podskoczyłam na dźwięk dzwonka do drzwi. Maciek zerwał się z kanapy, aby otworzyć. Policzyłam w duchu do dziesięciu, aby się uspokoić. Jednak, gdy zobaczyłam roześmianą twarz Wojtka to dziwne uczucie w okolicach brzucha powróciło. Czyżby to motyki? Próbowałam uśmiechnąć się tak, jak zwykle, ale nie potrafiłam.
- Miło cię poznać, Wojtku – powiedział mój ojczym, witając się po męsku z moim przyjacielem.
- Pana również. – Odparł grzecznie blondyn. – Gotowa? – Spojrzał na mnie tym swoim hipnotyzującym spojrzeniem.
- Tylko jeszcze płaszcz. – Odparłam, starając się zapanować na głosem. Maciek pomógł mi założyć płaszcz i razem z Wojtkiem wyszliśmy z domu.
- Tylko nie wróćcie zbyt późno – zawołał. – Łucja ma jutro szkołę.
- Spokojnie, wróci najpóźniej o dziesiątej. – Obiecał Szczęsny.
- To gdzie mnie zabierasz? – Zapytałam, kiedy Wojtek odpalił samochód.
- Zobaczysz. Ale może ty mi powiedz – spojrzał na mnie przelotnie – dlaczego nie odebrałaś wczoraj ode mnie telefonu?
- Spałam – odpowiedziałam, przygryzając dolną wargę.
- Na pewno?
- Nie chcę o tym mówić – powiedziałam po chwili. – Nie teraz. Nie chcę psuć tego wieczora.
- Jak sobie życzysz, ale pamiętaj, że możesz mi powiedzieć o wszystkim. Tylko powiedz mi czy chodzi o Sandrę?
- Nie zawsze o nią chodzi – mruknęłam. Wojtek zrozumiał, że chodzi o coś poważniejszego, wiec tylko kiwną głową, z poważnym wyrazem twarzy.
     Mój zły nastrój bardzo szybko minął. Wojtek odwrócił mnie od moich ponurych myśli, jak zwykle żartując i opowiadając jakieś zabawne historyjki. Kiedy włączył radio, leciała akurat piosenka Justina Biebera „Boyfriend”, zaczął śpiewać razem z piosenkarzem. Wybuchłam głośnym śmiechem. Spojrzał na mnie urażony.
- No wiesz co? Mama zawsze powtarzała, że ładnie śpiewam. – Mruknął obrażony.
- Myślałam, że gorzej śpiewać od Nicklasa się nie da. Myliłam się – zażartowałam. Chłopak jeszcze bardziej się nastroszył.
- Taka jesteś. Dobrze – uśmiechnął się złośliwie. – Jeszcze zobaczymy, kto z kogo będzie się śmiał. – Dodał tajemniczo. Pojęcia zielonego nie miałam, o co mu chodzi. Odpowiedź jednak sama przyszła. Kilkanaście minut później staliśmy przed niebieskim budynkiem, w którym znajdowało się nowo wybudowane lodowisko. Jeździć na łyżwach to ja nie potrafiłam. Nikt, nigdy nie był w stanie mnie nauczyć. – I co teraz? – Spojrzał na mnie zwycięsko. Próbowałam nie okazywać, że wygrał. Uśmiechnęłam się tylko i próbowałam się rozluźnić.
- Super – powiedziałam swobodnie, zaskakując lekko Wojtka. Wiedziałam, że mój koniec jest bliski. Złapał mnie za rękę i pociągną w stronę wejścia. Pięć minut później staliśmy przed barierką, a ja tępo wpatrywałam się w tłum ludzi, jeżdżących po lodzie. Kilka dziewczyn z ciekawością spoglądało w naszym kierunku, ale kiedy moje spojrzenie spotykało się z ich, szybko odwracały głowy. Domyślałam się, że gdziekolwiek Wojtek się pojawia wzbudza ogólną sensację.
- Chodź – powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek. Wszedł na lód i spojrzał na mnie wyczekująco. – I jak? – Spytał z lekką ironią.
- Dobrze – odpowiedziałam. Położyłam jedną nogę na lodzie, bardzo mocno trzymając się jedną ręką barierki, moja drugą rękę trzymał Wojtek. Kiedy byłam już na lodzie, jeszcze bardziej się spięłam. Blondyn lekko pociągnął mnie za sobą, co spowodowało, że musiałam się puścić barierki. – Nie tak szybko! – Pisnęłam.
- Serio? Przecież praktycznie stoimy w miejscu?
- Nie musisz zgrywać takiego cwaniaka – warknęłam. – Przecież wiesz doskonale, że nie umiem jeździć!
- Nie umiesz?
- Nie nabijaj się – mruknęłam obrażona.
- Dobra, przepraszam. – Ironia z jego twarzy znikła, za to pojawiła się troska. – Nauczę cię jeździć.
- Każdy próbował i nikomu się to jeszcze nie udało. – Powiedziałam twardo.
- Nie wierzysz w moje zdolności? – Uśmiechną się szeroko. Nagle podjechał do na jakiś mały chłopak.
- Przepraszam – powiedział nieśmiało. – Czy mógłby pan się podpisać mi na kartce? – Spytał. Wojtek uśmiechnął się lekko i wziął od chłopczyka kartkę i długopis, co wiązało się z tym, że puścił moją rękę. Straciłam szybko równowagę i runęłam na lód. Wojtek szybko odwrócił się i spojrzał w duł. Widziałam, że z całych sił próbuje nie wybuchnąć śmiechem. Oddał kartkę i długopis malcowi, a mi pomógł wstać.
- Cała jesteś? – Spytał z czułością.
- Ja chyba tak, ale mój tyłek raczej nie – mruknęłam, otrzepując się. Wojtek złapał mnie za ręce i pokazał, jak mam stawiać swoje stopy na lodzie. Chwilę później powolutku jechałam. Chłopak nie puszczał moich rąk. Sam jechał tyłem, uważnie mnie obserwując.
- Widzisz – zaczął lekko – to nie jest takie trudne.
- Może i nie – przyznałam. – Po prostu jesteś cierpliwy.
- Teraz spróbuj sama – zaproponował, powoli puszczając moje ręce. Przez chwilę jechałam sama, ale straciłam równowagę, ponieważ ktoś przez przypadek mnie lekko popchnął. Na szczęście w porę złapał mnie Wojtek i przytrzymał w pasie. – I co byś beze mnie zrobiła? – Spytał z łobuzerskim uśmiechem.
- Zginęła śmiercią tragiczną – odparłam z ironią.
- Wiesz co, może chodźmy już stąd, sierotko.
- Nie jestem sierotą – mruknęłam urażona. Chłopak tylko się zaśmiał.
     Dziesięć minut później siedzieliśmy w pizzeri pogrążeni rozmowa. Czułam, że mogę z nim rozmawiać o wszystkim, nie krępując się. Tak, jak obiecał Wojtek mojemu ojczymowi wróciłam o dziesiątej.
- Mam nadzieję, że bawiłaś się dobrze – powiedział, kiedy dochodziliśmy do drzwi.
- Nie licząc tego upadku, bawiłam się świetnie – odparłam. Zatrzymałam się przed werandą. Spojrzałam na blondyna. Jego uśmiech nie znikał. Nachylił się lekko i zbliżył swoją twarz do mojej. Myślałam, że mnie pocałuje, ale odskoczył ode mnie, kiedy drzwi od domu się otworzyły.
- Punkt dziesiąta – powiedział Maciek, a ja miałam ochotę mu przywalić!
- Dobranoc – powiedział. Nie wiem czy tylko wydawało mi się, ale wyczułam w jego głosie zawód. Pocałował mnie w czoło i skierował się do swojego samochodu.
- I jak tam? – Spytał wesoło mężczyzna.
- Było super. – Odpowiedziałam, czując niedosyt.

*****

     Następnego dnia w szkole odbył się istny koszmar! Nie dość, że mieliśmy klasówkę z biologii, to jeszcze na trzech lekcjach nauczyciele zrobili nam niezapowiedziane kartkówki! Oszaleli! Jedyny plus był taki, że biologia poszła mi całkiem dobrze.
     Mój zły humor był wywołany również tym, że byłam niewyspana. Jak wróciłam wczoraj wieczorem do domu nie mogłam zasnąć. Myślami krążyłam wokół tego, co stało się przed domem. Czy Wojtek pocałowałby mnie, gdyby nie wyszedł Maciek?
    Dziewczyny doprowadzały mnie do szału, wypytując się o randkę. Nie wystarczyło im jedyne: było super. Musiałam dokładnie zrelacjonować cały przebieg. A kiedy skończyły mnie męczyć, podchwyciły inny temat, mianowicie ten, o którym mówili wszyscy drugoklasiści -> połowinki. Sobota zbliżała się wielkimi krokami. Jestem pewna, że pojawienie się Wojtka na imprezie wywoła grupowe poruszenie i tego najbardziej się obawiam.
     Po szkole miałam dwie godziny jazdy po mieście. Wojtek obiecał, że o szesnastej będzie na mnie czekać pod ośrodkiem nauki jazdy i odwiezie mnie do domu.
- Dzięki za podwózkę – powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się przed moją bramą. Uśmiechnął się tylko. – Może wejdziesz? – Zaproponowałam.
- Nie masz czasem się uczyć do jutrzejszego sprawdzianu z biologii? – Spojrzał na mnie znacząco. Teatralnie przewróciłam oczami.
- Sprawdzian miałam dzisiaj – powiedziałam. – Tak, właśnie mnie słuchać. – Mruknęłam, kiedy wyszłam z samochodu. Wojtek poszedł za moim przykładem. Zamknął auto i szedł za mną w kierunku domu. Kiedy włożyłam klucze do zamka lekko się wystraszyłam, gdyż nie mogłam ich przekręcić. Złapałam za klamkę i otworzyłam drzwi. – Dziwne – powiedziałam.
- Poczekaj – dotkną mojego ramienia. – Pójdę pierwszy. Może to jakiś złodziej. – Powiedział, a ja jeszcze bardziej się wystraszyłam. Wolnym i cichym krokiem zmierzał po korytarzu, aż w końcu przystaną i powiedział. – Dzień dobry, panu.
- Maciek? – Spytałam zaskoczona. – Co ty tutaj robisz?
- Mieszkam? – Spytał, ale jego ton głosu zabrzmiał, jakby to było oczywiste. – Czekam na przesyłkę. Ma przyjść o siedemnastej – wyjaśnił. Kiwnęłam tylko głową.
- Chodźmy do mnie do pokoju, tam będziemy mieć spokój. – Zwróciłam się do blondyna. Skierowaliśmy się do pokoju. Chwilę później byliśmy już na miejscu, gdzie mogłam trochę odetchnąć.
- Ładnie tu masz – powiedział, rozglądając się po mojej sypialni. – Podszedł do komody, na której stały ramki ze zdjęciami. Z uśmiechem je oglądał. – Długo się znacie z Magdą, Anką i Damianem? – Zapytał.
- Od podstawówki. – Odpowiedziałam. Zauważyłam, że patrzy na najbardziej oddaloną ramkę, od innych. Wziął ją do ręki i przez moment się przyglądał owej osobie na zdjęciu.
- Kto to? – Zapytał. Wzięłam głęboki wdech.
- Ewelina, moja siostra – odparłam. Spojrzał na mnie lekko zdziwiony. Odwróciłam tylko głowę. Na szczęście nie kontynuował tego tematu i odstawił zdjęcie, tam gdzie wcześniej stało.
- W następny poniedziałek wylatujemy do Japonii na tydzień. – Zagadnął.
- Cieszysz się?
- Wolałbym zostać dłużej w Warszawie niż lecieć do Japonii.
- Czemu?
- Myślę, że znasz odpowiedź – uśmiechnął się znacząco. Poczułam, że robi mi się gorąco. Podeszłam do okna, aby je otworzyć. Przez przypadek zrzuciłam stos książek, które leżały na parapecie. Przeklęłam pod nosem, bo przy okazji z teczki wyleciały wszystkie rysunki. – Co to? – Zapytał zaciekawiony.
- Nic takiego – odpowiedziałam pospiesznie. Ukucną, aby mi pomóc pozbierać bałagan, ale przy okazji wyrwał mi niektóre rysunki.
- To twoje?
- Tak. I wiem, że są beznadziejnie – mruknęłam, odkładając książki na biurko.
- Żartujesz?! – Wykrzyknął. – Są świetne! Dziewczyno masz ogromny talent. – Powiedział dokładnie oglądając każdy rysunek. Na ostatnim był narysowany Karol. – Czy to
- Tak, to Karol – przerwałam mu. – Naszkicowałam go bardzo dawno temu. Jeszcze wtedy nie znałam go.
- Słyszałaś o tym ogólnopolskim konkursie, w którym można wygrać niezłą kasę? – Spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową. – Powinnaś się zgłosić. – Stwierdził.
- Mowy nie ma. Jestem beznadziejna.
- Bzdury gadasz – mruknął. – Dlaczego nie chcesz się zgłosić?
- Bo jestem beznadziejna. Zmieńmy temat.
- Nie uciekniesz od niego teraz. – Powiedział poważnym tonem. – Jesteś świetna i nie widzę powodu, żebyś nie brała udziału w tym konkursie. Masa ludzi, którzy nie mają talentu zgłaszają się do niego. Na przykład moja kuzynka wzięła w nim udział. Oddała pracę, która przedstawiała czarny okrąg. Komisja stwierdziła, że obraz jest genialny i zajęła drugie miejsce, wygrywając pięć tysięcy złotych. Uznali, że przedstawia ono życie i śmierć. Moja kuzynka miała niezły ubaw, bo zgłosiła się do tego konkursu dla jaj. A ty masz naprawdę talent i możesz go nawet wygrać.
- Przestań – powiedziałam rozdrażniona.
- Przestać, bo tak ci jest łatwiej? Masz rację – zawiesił na moment głos. – Chowaj przez całe życie głowę w piasek – odparł z ironią. –Wybacz, mała, ale nie przestanę. I zapowiadam, że jeśli ty się nie zgłosisz do tego konkursu, to ja zrobię to za ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz