2012-10-28

Rozdział 17

Moją imprezę urodzinową mogę zaliczyć do udanych. Bawiłam się wyśmienicie. Magda, Anka, Damian, Miłosz i Karol kupili mi bilet na koncert One Direction, który odbędzie się dwudziestego dziewiątego marca w Londynie. Katarzyna ze swoim mężem zabukowali i opłacili bilet na samolot w obie strony. Oczywiście cieszyłabym się, że idę na ich koncert pod warunkiem, gdybym ich lubiła. Ale trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Theo kupił mi książkę: „ABC – jak poderwać chłopaka”. Bendtner z Alexem kupili mi dwa sezony „Pamiętników Wampirów” (tak na marginesie, kompletnie nie mam pojęcia skąd wiedzieli, że uwielbiam ten serial), następnie Jack kupił mi najnowsze słuchawki Philips SHL8807/10. Aaron wręczył mi płytę US5 i książkę z kawałami, a Wojtek Apple iPad 2 16GB. Przez kilka minut kłóciłam się z nim o to, że nie przyjmę tego prezentu, ale dał mi do zrozumienia, że nie wygram z nim. Mój tata z Martyną przelali na moje konto sporą sumkę.
     W niedzielne popołudnie z chłopakami wybrałam się do miasta. Wojtek chciał oprowadzić przyjaciół z drużyny po Warszawie. Dołączyła do nas również Anka. Szóstka Kanonierów musiała się zakamuflować, aby w spokoju móc zwiedzać. Na szczęście nikt ich nie rozpoznał.
      Do domu wróciłam późnym wieczorem, zmęczona, ale zadowolona. Wzięłam tylko szybki prysznic i położyłam się spać.
     Następnego dnia w szkole głównym tematem rozmów między moimi przyjaciółmi były moje urodziny. Anka z Magdą były szczęśliwe, że poznały chłopaków. Damian chociaż jest kibicem F.C Barcelony też się cieszył, że mógł poznać gwiazdy Arsenalu.
     Kiedy wyszłam ze szkoły skierowałam się na przystanek autobusowy. Kilkanaście metrów od szkoły zauważyłam znajomy samochód. Chwilę później wyszedł z niego Wojtek. Na widok chłopaka uśmiechnęłam się. Podeszłam do niego, rozglądając się niepewnie czy ktoś idzie za mną ze znajomych z klasy.
- Cześć – powiedziałam z uśmiechem. I dopiero, jak podeszłam do niego zauważyłam, że jest zły.
- Cześć – odparł, zakładając ręce na piersi.
- Stało się coś? – Spytałam lekko zdenerwowana.
- Masz czas? – Spojrzał na mnie uważnie. Kiwnęłam twierdząco głową. I tak nie miałam nic ciekawego do roboty, a nauczyciele nic nam nie zadali, więc siedziałabym zapewne sama w domu i nudziła się. – Więc zapraszam – gestem ręki wskazał, abym wsiadła do samochodu. Otworzył mi drzwi. Kiedy weszłam do środka, obszedł samochód i wsiadł za kierownicą.
- Gdzie jedziemy? – Zapytałam. Moje serce przyśpieszyło swoją pracę. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim nastroju, nawet wtedy, kiedy się na mnie obraził.
- Zobaczysz – odpowiedział tylko i zamilkł.
     Wolałam już się nie odzywać, więc siedziałam w milczeniu, oglądając mijane budynki za oknem i zastanawiając się, co się stało, że był taki zły. Kilkanaście minut później zatrzymał się przed jakimś parkiem. Wysiadł z auta, poszłam za jego przykładem. Włożył ręce głęboko do kieszeni i wziął głęboki wdech.
- Powiedz mi – zaczął powoli – czy jesteśmy przyjaciółmi? – Spojrzał na mnie tak, jak jeszcze nigdy, z wymalowanym w oczach żalem.
- Tak – odpowiedziałam słabo. Wojtek zaśmiał się ironicznie.
- Czyżby? To dlaczego mnie okłamujesz? – Spytał ostro. Wypuściłam powietrze ze świstem. Już kompletnie niczego nie rozumiałam. Kiedy ja go okłamałam?
- Nie rozumiem – przyznałam szczerze.
- To może inaczej – urwał na moment. – Dlaczego nie mówisz mi całej prawdy? Przecież jesteśmy przyjaciółmi, sama tak powiedziałaś, a przyjaciele mówią sobie wszystko.
- Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? – Spytałam rozdrażniona.
- Najpierw powiedz mi dlaczego nie zgodziłaś się iść ze mną na randkę? – Spojrzał na mnie srogo. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Dlaczego poruszył ten temat dopiero po kilku tygodniach? Jedyne, co mi przychodziło do głowy to -> Theo. Ale obiecał, że nie powie mu prawdy!
- Nie zgodziłam się, ponieważ nie chciałam psuć naszej przyjaźni. – Odpowiedziałam. Spojrzał na mnie smutno.
- Znowu nie mówisz prawdy – zauważył. – Myślałem, że mi ufasz.
- Bo ufam – powiedziałam szybko. Pokiwał przecząco głową.
- Jeżeli byś ufała, powiedziałabyś. – Mruknął. – A teraz może ja odpowiem na swoje pytanie: dlaczego nie chciałaś iść ze mną na randkę. Odpowiedź: Sandra. – Spojrzał na mnie znacząco.
- Skąd wiesz?
- Po alkoholu człowiekowi łatwiej się zwierza – odparł z goryczą. – Szkoda, że musiałem się tego dowiedzieć od Theo.
- Nie powiedziałam ci, bo przewidywałam twoją reakcję.
- Obawiasz się Sandry? I dlatego odrzuciłaś moją propozycję?
- Ty niczego nie rozumiesz! – Podniosłam głos. Spojrzał na mnie zdumiony.
- To powiedz mi. – Jego ton głosu złagodniał. – Jestem twoim przyjacielem – wbił we mnie wyczekujące spojrzenie. Odwróciłam głowę, aby nie patrzeć w jego oczy. Podszedł do mnie i złapał mnie za podbródek, zmuszając tym samy, abym na niego spojrzała.
- Ona jest zdolna do wszystkiego – szepnęłam. – Wystarczająco uprzykrzyła mi życie, a ja już nie chcę cierpieć. Mam dość ciągłego życia pod górkę. Tych niekończących się problemów.
- Jakbyś mi powiedziała
- Nic by to nie dało – przerwałam mu.
- Dałoby. – Odparł. – Wystarczyło powiedzieć, a załatwiłbym tą sprawę po swojemu.
- Nie chcę, żebyś miał problemy przeze mnie.
- Sandra jest tylko mocna w gębie. Nic nie zrobi.
- Chyba jej nie znasz – zaśmiałam się cierpko.
- Teraz to ja niczego nie rozumiem.
- Pamiętasz, nasze pierwsze spotkanie? – Spytałam, a on kiwną twierdząco głowa. – Ten chłopak, który nie chciał się ode mnie odczepić to był Karol. – Powiedziałam. – Ten sam Karol, którego poznałeś na moich urodzinach – dodałam, widząc, że chce coś powiedzieć. – Byłam z nim bardzo długo. Miesiąc przed naszą rocznicą zdradził mnie z Sandrą. – Urwałam na moment. Wzięłam głęboki wdech, aby się uspokoić. Mimo, że od tamtego czasu minęło sporo czasu, nadal mi ciężko się o tym mówi.
- Kiedy to było?
- Jakiś rok temu. – Odparłam.
- A dokładniej?
- Wrzesień albo październik, potem przeprowadził się.
- Czyli nie tylko ty zostałaś zdradzona – zaśmiał się Wojtek. – Od ciebie się teraz dowiedziałem, że ja też.
- Ja myślałam, że po rozstaniu z Karolem zaczęła z tobą chodzić.
- Nie – zaprzeczył. – Byliśmy dwa lata ze sobą. Dwa zmarnowane lata.  No to teraz nie ma bata i idziesz ze mną na randkę – zapowiedział. – I bez dyskusji. Ktoś tu musi być stanowczy, a jeżeli ty nie potrafisz to ja muszę, a Sandrą się nie przejmuj to tylko pusta zołza.

*****

     Mimo wszystko cieszę się, że Theo wygadał się Wojtkowi. Przynajmniej jeden kłopot z głowy. Umówiłam się z nim na jutro. Theo, jak dowiedział się, że idę ze Szczęsnym na randkę i nie spanikowałam, pogratulował mi.
     Wchodząc do pokoju stwierdziłam, że muszę posprzątać. Więc zabrałam się szybko do owej czynności. Najpierw ogarnęłam biurko, potem wszystkie rzeczy w szafie. Kiedy wyciągałam pudło z najwyższej półki na moją głowę spadł jakiś zeszyt. Kiedy wzięłam go do ręki, dopiero w tedy zorientowałam się, że jest to mój stary pamiętnik. Usiadłam na fotelu i otworzyłam go.
„Widziałam go w parku. Znowu. Nie wiem dlaczego, ale jest w Nim coś, co przyprawia mnie o dreszcze. Jego spojrzenie -> jakby wołał o pomoc, przepełnione współczuciem. Jego ruchy -> niespokojne. Ciekawe, jak ma na imię? Pewnie równie intrygująco, jak on sam. Dlaczego jego obraz prześladuje mnie, co noc? Czy to dobry znak? Czy może wręcz przeciwne?”
      Dalej nie czytałam, tylko zamknęłam pamiętnik. Obiecałam sobie po tym, co zrobił mi Karol, że już nigdy nie zaufam żadnemu facetowi. Wmawiałam sobie, że każdy chłopak jest taki sam. Ale przy Wojtku wszystko się zmieniło. Cieszę się, że los postawił go na mojej drodze, ale boję się, jak potoczą się nasze ścieżki. Dokąd nas poprowadzą. Od małego nauczyłam się myśleć negatywnie. Nic dziwnego. Jak inaczej mogłam budować swój tok myślenia, gdzie zawsze mama powtarzała mi, że nie jestem dość dobra, że powinnam się bardziej starać, ale i tak nigdy nie będę taka, jak Ewelina. Zawsze mnie hamowała. Broniła mi wszystkiego. Trochę się to zmieniło od momentu, kiedy wyszła za Maćka. Odtąd to on był dla mnie najbliższy. Bliższy niż mój ojciec czy matka. Robert wyjechał do Londynu, zostawił nas, a mama nigdy się mną nie interesowała. Jeszcze, gdy była w dobrych stosunkach z babcią, przy każdej nadarzającej się okazji oddawała mnie pod jej opiekę. Wtedy nie miałam jej tego za złe, gdyż uwielbiałam jeździć do babci, ale potem zaczęłam odczuwać brak zainteresowania mamy. Z czasem było mi coraz gorzej, ale nauczyłam się zaciskać zęby i iść dalej, mimo iż serce tak bardzo bolało. Kiedy w końcu poznałam swoich przyjaciół było mi trochę łatwiej, ale nadal była ta pustka, którą ciężko było zakleić. Teraz tej pustki nie ma, a to za sprawą uroczego blondyna. Mam tylko nadzieję, że chociaż tego los mi nie zabierze...

*****

     Pamiętaj Łucjo! Żelazna zasada, której nigdy nie łam: nie chwal dnia przed zachodem słońca. Siedząc wieczorem i oglądając film, usłyszałam dzwonek do drzwi. Rodziców jeszcze nie było, więc poszłam otworzyć. I znowu to samo! Na wycieraczce stał kosz kwiatów. Cieszyłam się, że jeśli przestał wysyłać mi prezenty, może już odpuścił. Jednak nie. Wściekła zabrałam prezent i zatrzasnęłam drzwi. Zaczęłam szukać liściku. Pospiesznie wyciągnęłam karteczkę z koperty, ciekawa, co tym razem napisał tajemniczy M.
„Wybacz piękna, że zaniedbałem Cię przez ostatnie dni, ale byłem bardzo zajęty. Teraz ślę kwiaty i swoje serce.
M.”
- Robisz się nudny – powiedziałam do siebie.
- O znowu dostałaś kwiaty – powiedział Maciek, wchodząc do salonu.
- Niestety – westchnęłam. – Co mam zrobić, aby dowiedzieć się kto jest nadawcą? – Spytałam z goryczą. Ojczym spojrzał ma mnie ze współczuciem.
- Nie wiem, kochanie. Musisz być cierpliwa.
- Dziewczyny ciągle mi to powtarzają. – Jęknęłam.
- Bo to jedyny sposób – wzruszył ramionami. – Co u Wojtka? – Zmienił szybko temat.
- Idę jutro z nim na randkę. – Odpowiedziałam. Uśmiechnął się szeroko.
- Cieszę się – odparł. – O której?
- O dziewiętnastej.
- Spróbuję wrócić wcześniej, aby go poznać. -  Powiedział.
- Kto idzie na randkę? – Spytała mama, kiedy pojawiła się w salonie.
- Łucja z Wojtkiem – odpowiedział Maciek. Mama była wyraźnie zdziwiona.
- Szczęsny? – Zapytała. Kiwnęłam twierdząco głową.
- A czy piłkarze nie umawiają się z modelkami, piosenkarkami i aktorkami? – Zagadnęła.
- Widać nie każdy – mruknęłam.
- Nie sądziłam, że jesteś w jego typie – stwierdziła kobieta. Zmarszczyłam czoło.
- Sugerujesz coś? – Warknęłam.
- Oglądasz się czasem w lustrze? – Obrzuciła mnie od góry do dołu przenikliwym spojrzeniem. – Nie grzeszysz urodą. – Dodała. W moich oczach pojawiły się łzy. Zacisnęłam ręce mocno w pięści.
- Jesteś bezczelna – wycedził Maciek. – Łucja jest piękną dziewczyną.
     Nie słuchałam ich, tylko poszłam szybko do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i rozpłakałam się. Nie potrafiłam już powstrzymywać łez. Usłyszałam, pod poduszką dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyciągnęłam komórkę, Wojtek dzwonił. Nie miałam siły z nim rozmawiać. Nie miałam siły tłumaczyć dlaczego płaczę. Nie miałam siły żalić się na moje beznadziejne życie. Chciałam zasnąć i obudzić się dopiero wtedy, kiedy się wszystko ułoży. O ile w ogóle się ułoży. A jeżeli nie, to mogę wcale się nie budzić. Dla mojej matki wielkiej różnicy by to nie zrobiło, gdyż dla nie jestem nikim. I dzisiaj to potwierdziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz