2012-10-28

Rozdział 15

Wściekłam się! I to nie na żarty! Kartka, na której był numer tej osoby, która napisała tą intrygującą wiadomość do mojej siostry gdzieś znikła! Przeszukałam cały pokój i nic. Nawet zaczęłam sobie wmawiać, że to nic takiego i ta sprawa sama się wyjaśni. Uwierzyłabym w to, ale niestety jestem fatalistką! Z całych sił próbowałam jednak o tym nie myśleć. Miałam na głowie swoje sprawy.
     Po szkole, tak jak wczoraj, razem z Magdą jechałyśmy na drugą lekcję z prawa jazdy. Instruktor, który wykładał jest bardzo sympatyczny, spokojny i dobrze wszystko tłumaczy.
     Do domu wróciłam o siedemnastej. Jeszcze nikogo nie było. Byłam zmuszona sama zrobić obiad. Otworzyłam lodówkę i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Z owej czynności wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Poszłam, więc otworzyć drzwi. Jednak po drugiej stronie nikogo nie było. Wyszłam na zewnątrz i rozejrzałam się. Chciałam dalej wyjść, ale potknęłam się o coś. Spojrzałam na dół. Na ziemi leżał wiklinowy kosz z niebieskimi różami. Schyliłam się po ową niespodziankę. Wzięłam do ręki koszyk i jeszcze raz się rozejrzałam czy przypadkiem kogoś nie ma. Weszłam do domu i zamknęłam drzwi na klucz. Poszłam do kuchni i położyłam owy prezent na stole. W kwiatach dostrzegłam różową kopertę. Wyciągnęłam z niej karteczkę i przeczytałam liścik.
„Pewnie zastanawiasz się, kto mógł Tobie przynieść te kwiaty. Ale wiedz, że nie jestem Twoim wrogiem, a przyjacielem. Chociaż nie. Nie chciałbym być Twoim przyjacielem. Twoja uroda przyćmiewa inne dziewczyny w szkole. Połowę zagadki już znasz, chodzimy razem do szkoły. Resztę dowiesz się... Kiedyś...
M.”
     Zmarszczyłam brwi. Nie wiedząc, co myśleć o tym podarunku od tajemniczego M., wzięłam telefon do ręki i wybrałam numer Anki. Musiałam się jej poradzić.
- Cześć słonko, co słychać? – Usłyszałam wesoły  głos, mojej przyjaciółki.
- Dostałam kwiaty – odpowiedziałam.
- Od kogo? – Spytała podekscytowana.
- W tym problem, że nie wiem. – Odparłam i opadłam zrezygnowana na krzesło.
- Jak to?
- Tak to. – Westchnęłam. – Ktoś zadzwonił do drzwi. Poszłam otworzyć, ale nikogo nie było, za to ten ktoś zostawił piękne, niebieskie róże. Podpisał się jako M.
- A może to Monika robi sobie jaja – zagadnęła Anka. Zamyśliłam się na moment.
- Może masz rację. – Powiedziałam. – No nic, to ci nie przeszkadzam. Do jutra.
- No pa – odpowiedziała i rozłączyłam się. 
- Ale śliczne kwiaty, od kogo dostałaś? – Spytała mama, stoją w progu.
- Szczerze to nie mam zielonego pojęcia – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Tajemniczy wielbiciel? – Zagadnął Maciek. Wzruszyłam ramionami.
- Powinnaś się cieszyć, że masz powodzenie. – Odparła mama. Nie skomentowałam tego, tylko poszłam do pokoju.
- Za chwilę będzie obiad – zakomunikowała jeszcze. Kiwnęłam głową, na znak, że dotarło to do mnie.

*****
     Następnego dnia w szkole bacznie obserwowałam każdego chłopaka. Chyba zwariowałam! W stołówce w spokoju nie mogłam usiedzieć. Czułam się obserwowana. Czy ja dostaję paranoi?
- Co ci jest? – Spytała Magda. – Zachowujesz się, jak spłoszona sarenka – zaśmiała się, ale mi do śmiechu wcale nie było. Nawet nie zdążyłam odpowiedzieć, a Anka zdała jej całą relację. – Naprawdę? Masz cichego wielbiciela? – Zapytała podekscytowana.
- A może to jakiś głupi żart. – Mruknęłam.
- Tak się zastanawiałam – zaczęła Anka – że jeżeli ktoś by chciał zrobić kawał, nie kupił by tyle kwiatów. Za drogi interes – powiedziała pewnym tonem.
- Zgadzam się – zawtórował Damian. – A czy w kwiatach był jakiś liścik.
- No tak – odpowiedziałam. Wyciągnęłam z torby telefon i pokazałam im fotkę, którą zrobiłam kartce.
- Twoja uroda przyćmiewa inne dziewczyny w szkole, jakie to słodkie – powiedziała rozczulona nad listem Magda.
- Może to sprawka Moniki – zaproponowałam.
- Monika nie wpadłaby na takie coś – stwierdził pewny siebie Damian. – Jest za głupia.
- To ja już nie wiem – westchnęła. Oparłam głowę o rękę. – To co ma zrobić?
- Czekać – odpowiedziała Ania.
- Nic teraz nie zrobisz – dodała Magda. – Musisz być cierpliwa.
- Niech wam będzie – mruknęłam. Wstałam z krzesła i wzięłam do ręki torbę.
- Gdzie idziesz? – Zapytał Damian.
- Do łazienki. Spotkamy się pod klasą – odarłam i oddaliłam się od stolika. Wychodząc ze stołówki wpadłam na Karola. – Przepraszam – bąknęłam cicho.
- Nic się nie stało – posłał mi szeroki uśmiech. Chciałam go wyminąć, ale nie dał mi przejść. Spojrzałam na niego zniecierpliwiona. – Masz chwilkę? – Spytał.
- Nie – wypaliłam.
- Do dzwonka zostało jeszcze kilka minut. – Drążył. Westchnęłam ciężko. Czy ja na czole mam wytatuowane: męcz mnie?
- Czego chcesz? – Warknęłam.
- Poszłabyś ze mną na bal karnawałowy? – Spytał niepewnie. Otworzyłam szeroko oczy.
- Słucham?
- Czy pójdziesz ze mną na bal karnawałowy? – Powtórzył zmieszany. Lewą ręką przejechał po włosach 22 lutego ma się odbyć w naszej szkole bal. Zapomniałam o tym!
- Nie – odpowiedziałam bez zastanowienia. – I daj mi spokój. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego czy tak ciężko ci to zrozumieć? Gdybyś mnie nie zdradził być może byśmy byli jeszcze razem, a teraz odczep się ode mnie. – Syknęłam.
- A ty nadal o tym samym. – Jęknął. Zamrugałam kilka razy.
- To co? Mam ci tak po prostu wybaczyć? Udać, że tego incydentu w kawiarni nie było? – Spytałam, wbijając w niego wyczekujące spojrzenie.
- Dobrze to ujęłaś, to był tylko incydent. Jakbyś dała mi wytłumaczyć wszystko by było dobrze, ale ty zamiast mnie wysłuchać zaczęła dramatyzować!
- Dramatyzować? – Powtórzyłam, a we mnie zawrzało. – Jeżeli tak bardzo niby mnie kochałeś to dlaczego po tym, jak cię rzuciłam poleciałeś do Sandry? Jaką miałam pewność, że mnie nie zostawisz? Nawet nie wiesz, jak mnie zraniłeś! Nie wiem czy jesteś tak zapatrzony w siebie i nie zauważasz bardzo oczywistych rzeczy albo ty po prostu jesteś pozbawiony wszelkich uczuć. Jednak stawiam na jedno i drugie. Szkoda tylko, że tak późno to zrozumiałam. Zaczęłam się zastanawiać, że może ze mną jest coś nie tak, ale mam dość zawsze przepraszania i byciem tą najgorszą. – Wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Karol zaniemówił. Wiedziałam, że te słowa zabolą go, ale nie przeszkadzało mi to nawet. Chciałam, żeby chociaż trochę poczuł to, co ja czułam kilka miesięcy temu.
- Przepraszam – wypalił. – Masz rację, nawet nie wiem, co czułaś. Jestem podły. Ale obiecuję, że nie powtórzy się to. Kocham cię. Ja naprawdę cię kocham! I zrobię wszystko byś zauważyła moją zmianę.
- Tylko, że jest już na to za późno – odparłam. – Już cię nie kocham. Naprawdę nic do ciebie nie czuję. Szczerze – zawiesiłam głos na chwilę. – Już nawet ci wybaczyłam. Nie lubię chować urazy i być pogrążoną w nienawiści. To ludzi wyniszcza. I naprawdę nie musisz się starać zmieniać, a jeżeli chcesz, to zrób to dla siebie, a nie dla mnie. I powtórzę jeszcze raz: nic do ciebie nie czuję. Jesteś mi obojętny. – Urwałam, aby wziąć głęboki wdech. Spojrzał na mnie smutno.
- Masz kogoś? – Spytał.
- To nie twoja sprawa.
- Masz? – Powtórzył.
- Nie – odpowiedziałam.
- Ale jesteś zakochana. – Stwierdził. – Ma takie dwie małe iskierki w oczach. Miałaś je, kiedy byłaś ze mną, potem byłaś przygaszona. A teraz na nowo odżywasz. Wiedz, że chcę twojego szczęścia. – Uśmiechnął się przyjaźnie. – Twój chłopak będzie szczęściarzem. Szkoda, że nie potrafiłem takie skarbu utrzymać przy sobie i jak zawsze wszystko spieprzyłem.
- Jesteś tylko człowiekiem – wzruszyłam ramionami.
- Zgoda? – Spytał, podając mi rękę. Zawahałam się na moment.
- Zgoda – odarłam.
- Cześć, co tam? – Spytał wesoło Miłosz, kiedy do nas podszedł. Ale wyczułam, że jego wesoły humor jest sztuczny i niepodobny do niego. Wymusił uśmiech.
- Nic ciekawego – odpowiedziałam. – Cześć – pożegnałam chłopaków i poszłam w kierunku łazienek.
     A może tajemniczym wielbicielem jest Karol? Ale nie. Przecież jego imię nie zaczyna się na k, a nazwisko ma na s. Zdecydowanie to wszystko jest pokręcone. Dlaczego zawsze to ja mam pod górkę? Boże, dlaczego mnie karzesz? Nie jestem złą osobą. Nawet wybaczyłam chłopakowi, przez którego bardzo długo cierpiałam.

*****

     Dni leciały, jakby ktoś przyspieszył czas. Przez następne trzy dni również dostałam kwiaty, a potem przez następne kolejne dni czekoladki także z liścikami podobnej treści. I w żadnej wiadomości nie było nawet cienia podpowiedzi, kto może być nadawcą. Więc nadal byłam w punkcie wyjścia. Tak właśnie zleciał cały tydzień. Przez cały ten czas z Wojtkiem rozmawiałam raptem dwa razy, gdyż mieli codziennie treningi, więc nie chciałam go zamęczać jeszcze swoją osobą. Z Theo rozmawiałam raz przez telefon. Powiedział mi tylko, że w czerwcu może już złożyć podanie na studia. Cieszę się jego szczęściem.
     Dzisiaj miałam egzamin wewnętrzny teoretyczny. Zdałam za pierwszym razem. Miałam pełną ilość punktów. Jestem z siebie niezmiernie dumna! Oby tak dobrze wychodziła mi jazda samochodem. I tu pojawiają się schody. Ja nigdy w życiu nie kierowałam autem. Rodzice nigdy mi nie pozwolili, a ja sama też nigdy jakoś nie kwapiłam się do tego. Nawet nie wiem, który to gaz, sprzęgło i hamulec. Wiem gdzie jest tylko hamulec ręczny, tuż przy skrzyni biegów. Ha! Dobrze, że chociaż tyle wiem. Swoją pierwszą godzinę jazdy mam jutro o osiemnastej. Współczuję swojemu instruktorowi i innym ludziom na Warszawskich drogach.
     Właśnie siedziałam nad wypracowaniem z polskiego, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Pobiegłam szybko otworzyć. Na zewnątrz stał jakiś chłopak i trzymał bukiet lilii i bombonierkę.
- Przesyłka dla pani – powiedział. Chłopak wyglądał na czternaście lat.   
- Od kogo? – Spytałam.
- Tego nie mogę powiedzieć. – Odpowiedział. Zmarszczyłam czoło.
- W takim razie prezentu nie przyjmę. – Odparłam ostro. – Jeżeli nadawca, chce żebym przyjęła owy prezent niech sam go przyniesie, a nie wyręcza się kimś innym. Przekaż mu jeszcze, że to co robi jest głupie i niedojrzałe. Do widzenia.
- Ale błagam, proszę to przyjąć. Jeżeli tego pani nie zrobi nie dostanę wypłaty. A zbieram na nowy rower. Moich rodziców nie stać, a ja
- Nie kończ już. Daj to – mruknęłam, zła na siebie, że mam za miękkie serce.
- Dziękuję i miłego wieczoru! – Powiedział wesoło i pobiegł do furtki. Zamknęłam mocno drzwi i poszłam do kuchni. Wyciągnęłam kolejny wazon i nalałam wody. Niedługo będę mogła otworzyć kwiaciarnię z tymi bukietami. Skierowałam się do salonu. Bombonierkę położyłam na ławie, a kwiaty na komodzie koło innych bukietów. Opadłam na kanapę. I co mam zrobić. Zerwałam się z kanapy i pobiegłam w stronę nowego bukietu. Zaczęłam szukać między kwiatami.
- Bingo! – Powiedziałam do siebie, kiedy znalazłam liścik. Otworzyłam pośpiesznie różową kopertę i wyciągnęłam kartkę.
„Witaj piękna! Z każdym dniem promieniejesz coraz bardziej. Widok twojej roześmianej twarzy napawa moje oczy. Jesteś wspaniałą osobą i ludzie kiedyś to dostrzegą. A Monika to kretynka. Nie ma sensu, żebyś zaprzątała swoją głowę tą idiotką.
M.”
- Kim ty do cholery jesteś – powiedziałam do siebie.
- Do kogo mówisz? – Spytała nagle Kaśka stojąc tuż za mną. Podskoczyłam, łapiąc się za serce. Nawet nie usłyszałam, że ktoś wszedł. 
- Nie strasz mnie – mruknęłam. Moje serce zaczęło powracać do normalnego rytmu.
- Nie chciałam cię wystraszyć – powiedziała przepraszającym tonem. – Co tutaj robi tyle kwiatów? – Spytała. – Piękne są.
- Tajemniczy wielbiciel – wyjaśniłam.
- Kto?
- Jakbym wiedziała, to nie byłby tajemniczym wielbicielem – warknęłam.
- No tak – przyznała. Spojrzałam na nią uważnie.
- Co u Krzyśka? – Spytałam.
- Wszystko w porządku. – Odpowiedziała. Dostrzegłam, że na jej twarz wdarło się znowu dziwne napięcie. To utkwiło mnie w przekonaniu, że problemy nie znikły i nie rozwiążą się same. Co to tego nie ma wątpliwości. Tylko, co takiego ukrywa moja siostra?
- A u ciebie? U was? – Drążyłam.
- Też. Jest wszystko w jak najlepszym porządku – odparła. Uśmiechnęła się, ale jej uśmiech bardziej wyszedł na grymas.
- Ale na pewno?
- A co to? – Spojrzała na mnie groźnie. – Przesłuchanie jakieś?
- Nie tylko martwię się o ciebie. Nie wpakowałaś się w jakieś kłopoty? Masz może jakieś długi, albo jakiś bandyta cię śledzi?
- Słucham? – Wybuchła histerycznym śmiechem. – Skąd wytrzasnęłaś te pomysły? Za dużo telenowel.
- Nie oglądam telenowel – mruknęłam urażona. – Tylko, jeżeli masz problemy to mi powiedz. Jestem twoją siostrą i chciałabym wiedzieć, co u ciebie się dzieje. I jeżeli masz problem...
- Co ty z tymi problemami mnie męczysz? – Przerwała mi ostro. – Rozmawiałaś z Krzyśkiem? – Warknęła.
- Nie – odpowiedziałam, nie rozumiejąc o co jej chodzi. Olśniło mnie. – Czyli macie problemy.
- Ale to nie twoja sprawa – dodała.
- Zdradzasz go? – Wypaliłam.
- A ty znowu wracasz do mojej rzekomej zdrady? – Wywróciła teatralnie oczami.
- Ten esemes od tajemniczego P. mówi sam za siebie. – Wypaliłam i to była moja zguba. Brunetka spojrzała na mnie z furią wymalowaną na twarzy.
- Czytasz moje prywatne wiadomości? – Syknęła.
- Tak... To znaczy nie. – Westchnęłam rozdrażniona. – Po prostu tak wyszło. Nie powinnam i przepraszam. Chociaż nie żałuję. Przynajmniej wiem, że nie jesteś szczera w stosunku do Krzyśka. Masz wspaniałego męża, a ty go oszukujesz i zdradzasz! – Wycedziłam.
- Nie zdradzam go! – Zaprzeczyła.
- To co ukrywasz?!
- Nic! – Wykrzyknęła. Zabrała torebkę z kanapy i wybiegła z domu.
     Stwierdzam, iż moja rodzina jest, jak magnes na kłopoty.

*****
     Postanowiłam się przejść. Miałam dość tych pustych czterech ścian. Była godzina dziewiętnasta, a rodziców jeszcze nie było w domu. Ubrałam się ciepło i wyszłam na  dwór. Skierowałam się do pobliskiego parku. Dawno już zrobiło się ciemno. Jasność dawały lampy uliczne. Opatuliłam się szczelniej szalikiem.
     Spacerowałam kilkanaście minut, rozmyślając o mojej siostrze. Nigdy nie zachowywała się jak jakaś wariatka i nie unosiła się. Nie wiem czym są jej kłopoty spowodowane, ale są na tyle poważne, że wyniszczyły jej nerwy. Najgorsze jest to, że nie wiem, jak pomóc. Nawet z Krzyśkiem nie mogę porozmawiać, bo nie wiem ile wie. Ale najprawdopodobniej nie wie nic.
     Przysiadłam na jednej z ławek. Zauważyłam, że jakiś pies lata po parku. Był to piękny labrador. Przybiegł do mnie. W pysku trzymał duży patyk. Położył patyk koło mnie i usiadł wpatrując się we mnie, merdając wesoło ogonkiem. Uwielbiam psy, tylko, że mama nigdy się na żadnego nie zgodzi. Jest uczulona na sierść, więc w tym przypadku jest to niemożliwe.
- Borys! – Krzyknął ktoś z oddali. Kiedy się zbliżył poznałam właściciela tego pięknego pieska. Był to przyjaciel Karola. – Część – uśmiechnął się przyjaźnie. – Nie dokuczał ci? – Spytał, znacząco wskazując głową na swojego pupila.
- Nie, nie. Był grzeczny. – Odpowiedziałam. Wyciągnęłam rękę, aby pogłaskać psa, ale uciekł, zabierając swoją tymczasową zabawkę -> patyka. - Nie wiedziałam, że masz psa. – Zagadnęłam.
- Bo nie miałem – odparł i usiadł koło mnie na ławce. Spojrzałam na niego pytająco. – Borys jest mojego ojca. Wrócił. – Ostatnie słowo wypowiedział, jak jakieś przekleństwo.
- Nie cieszysz się?
- Z czego mam się cieszyć, Łucjo? Zostawił nas, dla młodszej o kilkanaście lat kobiety. Wyjechał do Norwegii. Zarobił dużo kasy. I wrócił. Matkę wysłał do prywatnego szpitala psychiatrycznego.
- To chyba dobrze. Będzie mieć tam specjalistyczną opiekę przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Dlaczego się nie cieszysz? Przecież w ten sposób szybciej wyzdrowieje.
- Nidy z tego gówna nie wyjdzie.
- Nie, nie wyjdzie, ale zawsze można chorobę zaleczyć. Kiedy twojego taty nie było wiązaliście koniec z końcem.
- Nie chcę jego pieniędzy. Sam bym zarobił na jej leczenie.
- Przestań. Teraz powinieneś pomyśleć tylko i wyłącznie o sobie. Musisz skończyć szkołę, pójść na studia. I jestem pewna, że twój tata żałuje, że cię zostawił i na pewno teraz chce to naprawić. – Powiedziałam. Spojrzał na mnie. Jego twarz złagodniała.
- Może masz rację – westchnął.
- Mam – powiedziałam pewnym tonem. – Mój tata też mnie zostawił. Wyjechał do Londynu. Założył tam nową rodzinę, a o starej zapomniał. Ale zrozumiał swój błąd i teraz go naprawia. Trzeba tylko otworzyć swoje serce, a będzie łatwiej wybaczyć błędy innych. W końcu twój tata jest tylko człowiekiem.
- I mam tak po prostu mu wybaczyć? – Spojrzał na mnie zdziwiony. Pokiwałam twierdząco głową. – Wtedy dam do zrozumienia, że można mnie kupić.
- Gadasz bzdury – mruknęłam.
- Ale jest też inny problem.
- Jaki?
- Macocha. Jest okropna.
- A rozmawiałeś z nią? – Spojrzałam na niego uważnie. Zmieszał się trochę. – Nie?
- Jakoś tak wyszło, że nie.
- A może dużo na tym tracisz, ponieważ może okazać się wspaniałą osobą.
- Nie potrzebuję nowej mamy. Mam jedną.
- Ale kto powiedział, że ma ona zastąpić ci twoją mamę? Radzę ci: otwórz się. Jeżeli twojemu tacie nie zależałoby na tobie, nie wróciłby do Warszawy i nie wspomógłby was. – Uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Może jest w tym trochę racji.
- Jest w tym bardzo dużo racji.
- Dzięki. – Powiedział nagle. – Znowu mi pomogłaś. Masz naprawdę wspaniałe serce.
- Nieprawda. – Zaprzeczyłam szybko, dziękując Bogu, że pada na mnie cień i Miłosz nie widzi moich zarumienionych policzków.
- Prawda. Masz w sobie tyle dobroci i miłości. Trzeba mieć dużo siły, aby wybaczyć komuś zdradę. Ty wybaczyłaś Karolowi, chociaż nie zasługiwał.
- Może nie zasługiwał, ale po, co żyć w nienawiści? – Spytałam.
- Nie pytaj się mnie. – Uśmiechnął się szeroko. – Rozmawiasz z chłopakiem, który sprzedawał narkotyki.
- Właśnie! I jak się sprawa wyjaśniła?
- Poszli do więzienia, a mi dali wyrok w zawiasach. Mam już skończone osiemnaście lat. – Odpowiedział.
- Tylko nie pakuj się już w nic głupiego. – Wypaliłam.
- Spokojnie. – Mrugnął do mnie. – Zbyt wiele mam do stracenia. I nie mam tu na myśli swojej wolności, ale coś o wiele więcej.

1 komentarz: