2012-10-28

Rozdział 12

- Ty pieprzony egoisto, mówiłem ci, że nie pójdziemy do Aquaparku – warkną Ramsey.
- Zamknij się, ty wymoczku – odwarknął Bendtner. Ciężko westchnęłam, wysłuchując ich obelg w stosunku do siebie. Od dwudziestu minut siedzieli i kłócili się, gdzie spędzimy przedostatni wieczór naszego pobytu w Manchesterze.
     Dwa tygodnie zleciały w nadzwyczajnym tempie. Kanonierzy przez ten czas zagrali jeszcze mecze sparingowe z Manchesterem i raz jeszcze z Realem. Z tymi pierwszymi wygrali, a z drugą drużyną zremisowali, tylko tym razem 2:2.
     Od incydentu z CR7 w roli głównej nie zbliża się do mnie i całe szczęście. Z Wojtkiem jest tak, jak dawniej. Nie kłócimy się i żyjemy w zgodzie. Nasze relacje są czysto przyjacielskie. Może to i dobrze. Bendtner ciągle powtarza: że jak to jest możliwe, żeby dwie osoby, pomiędzy którymi jest zajebista chemia, mogą być tylko przyjaciółmi. Mi taki stan rzeczy, jak najbardziej pasuje. Nie będę mieć żadnych problemów z Sandrą, a przy okazji zyskałam wspaniałego przyjaciela.
     Przez cały pobyt w Manchesterze mama się do mnie nie odzywała, za to Maciek dzwonił, co drugi dzień. Nawet nie przejmowałam się ignorancją matki, ponieważ chłopacy zajmowali cały mój czas i nawet nie miałam, kiedy użalać się nad sobą i analizować mojego, jakże żałosnego życia.
     Spojrzałam na chłopaków. Bardzo się do nich przywiązałam i na pewno będzie mi ich brakowało w Warszawie.
- To co robimy? – Zapytałam.
- Wiem! – Wykrzyknął radośnie Alex. Wszyscy z obojętnością spojrzeliśmy na chłopaka, czekając na to, co ma dopowiedzenia.


*****

     Na wieczór zaplanowana była impreza z karaoke. Bendtner tak się przejął organizacją, że w punktach rozpisał cały przebieg imprezy i kto, co ma zrobić albo przynieść. Theo i Alex mieli zająć się jedzeniem, ja z Wojtkiem sprzętem, Jack i Aaron mieli załatwić lokum, a Bendtner miał nad wszystkim czuwać, czyli nie kiwną nawet palcem.
     Po obiedzie z Wojtkiem udaliśmy się do obsługi hotelowej z pytaniem czy pożyczą nam owy sprzęt do karaoke, a wiemy, że takowy mają, ponieważ tydzień temu też ktoś od nich go wypożyczył.
- Ciekawe czy chłopaki załatwią miejscówkę – zagadnęłam.
- Mimo wszystko, że darzę ich ogromnym szacunkiem – zaczął Wojtek – to się tego obawiam. Są lekko nieogarnięci – odparł. – Wiesz, co zrobili wczoraj wieczorem Alex i Bendtner? – Spojrzał na mnie. Pokiwałam przecząco głową. – Zrobili kawał Wengerowi. Alex poszedł z małą karteczką z napisem „poszukuję panienki na jedną noc” i przykleił ją do drzwi trenera. Najlepsze jest to, że Bendtner zadzwonił do pani na telefon i zamówił jedną dla trenera i przyjechała.
- Domyślił się kogo to sprawka?
- Serio nic nie wiesz? – Spojrzał na mnie zaskoczony. – Alex powiedział, że to pomysł Ronaldo i Pepe. Chłopaki teraz mają ostro przechlapane i w przyszłym meczu nie zagrają w pierwszym składzie. – Wyjaśnił. Mimo, że kawał nie był zabawny i wykorzystali do niego osoby trzecie, uważam, że należało się Cristiano. – A żebyś widziała minę Ronaldo. Nie wiedzieli, jak się tłumaczyć, byli w takim szoku – zaśmiał się na samo wspomnienie. Wracając na nasze piętro z specjalistycznym sprzętem, śmialiśmy się w niebogłosy. Wojtek, co chwila mnie rozśmieszał, opowiadając cały czas jakieś śmieszne kawały, albo historyjki. W drodze do pokoju, napotkaliśmy Ronaldo.
- Lucy, możemy pogadać? – Spytał niepewnie. Wojtek spojrzał na niego groźnie.
- Nie mamy o czym – odparłam sucho.
- Proszę.
- Chyba jasno się określiła – warknął Wojtek.    
- Nie wtrącaj się – odwarknął brunet.
- Jest moją przyjaciółką i tak się składa, że będę się wtrącać – syknął.
- Zajmę ci pięć minut – zwrócił się do mnie. Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
- Masz dwie i ani sekundy dłużej – mruknęłam. Spojrzałam na Wojtka. Był zły. – Za chwilkę do ciebie dojdę – powiedziałam. Nic nie odpowiedział, tylko kiwną głową. – Słucham – powiedziałam, kiedy Wojtek odszedł.
- Chciałem cię przeprosić, zachowałem się, jak idiota. – Rzekł. – Naprawdę przepraszam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło.
- To wszystko? Czy masz coś jeszcze do powiedzenia? – Mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
- Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić.
- Nie musisz.
- A z Wojtkiem coś cię łączy? – Spytał nagle. Zmarszczyłam brwi.
- To nie twoja sprawa. – Odarłam ostro.
- Spokojnie – powiedział, wyciągając ręce w geście obronnym.
- Przyjaźnimy się.
- Wydaje mi się, że z jego strony to coś więcej – uśmiechnął się przyjaźnie. – Nawet to, jak na ciebie patrzy. Jakbyś była dla niego najwspanialszą osobą na świecie.
- Nie prawda – mruknęłam speszona.
- Prawda, prawda. Mówię to, co widzę, a obserwuję was od początku. Chciałem, żebyś zwróciła na mnie uwagę, ale chyba wyszedł przeciwny temu rezultat. – Zaśmiał się. Mimo woli uśmiechnęłam się. – Mam nadzieję, że kiedyś nie będziesz już się na mnie złościć. Zgoda? – Spytał, podając mi rękę. Zawahałam się, ale uścisnęłam ją.
- Zgoda – odparłam.
- Idź do Wojtka, bo pewnie się o ciebie martwi i wiedz, że kibicuję wam – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
- Dzięki – wydukałam.
     Byłam w szoku. Nie spodziewałam się takich słów od pana Gwiazdy. Może jednak nie jest taki zepsuty, jak mi się zdawało? Idąc w stronę naszego piętra, nie było nigdzie Wojtka. Skierowałam się do jego pokoju, z myślą, że tak go zastanę. Nawet nie zdążyłam zapukać, a drzwi otworzyły się. Ujrzałam postać Alexa, właśnie wychodził.
- Cześć Lucy – powiedział wesoło. – Idę załatwić miejscówkę na naszą imprezkę. – A gdzie Theo? Widziałaś go? – Zapytał.
- Nie, może jest u siebie? – Zagadnęłam.
- Może, może – odparł i wyszedł z pokoju.
- Czego chciał? – Spytał Wojtek, kiedy zamknęłam za sobą drzwi.
- Porozmawiać. – Odpowiedziałam. Spojrzał na mnie zniecierpliwiony.
- To wiem, ale o czym?
- Przeprosił mnie i tyle. Wielka mi rzecz! – Mruknęłam.
- Nie uwierzycie! – Wykrzyknął podekscytowany Bendtner, wpadając do pokoju, jak burza.
- Nie wiem czy wiesz, ale wchodząc do czyjegoś pokoju, puka się – warknął Wojtek. Nicklas machnął ręką i kontynuował.
- Jutro wieczorem odbędzie się bal, kończący obóz – powiedział. – Super, co nie? – Spojrzał na nas, wygodnie rozkładając się na łóżku Wilshera.
- Bomba – powiedział z ironią blondyn.

*****

     Uwielbiam chłopaków, ale ich bezsensowne kłótnie już nie. Impreza karaoke odbyła się u Wojtka, Alexa i Jacka w pokoju. Tak, jak Wojtek przewidywał, chłopaki nie zorganizowali żadnej sali na imprezę. Za  to Alex i Theo przynieśli dużo jedzenia. Mimo, że w pokoju było tłoczno i wszyscy na siebie wpadali, było zabawnie. Ale największy śmiech wzbudził mini koncert Bendtnera. Niech lepiej zajmie się kopaniem piłki niż śpiewaniem, bo to drugie wychodzi mu wręcz koszmarnie.
- Teraz ja! – Wykrzyknął Aaron.
- Spieprzaj młody! – Warknął Bendtner.
     Westchnęłam ciężko. Ta dwójka chyba nigdy nie przestanie toczyć wojny. Zawsze znajdzie jakiś powód, aby się pokłócić. Ale mimo tego, że kłócą się bez przerwy jeden za drugim wskoczyłby do ognia, aby tylko go uratować.
- Nie będziesz śpiewać żadnej piosenki US5 – syknął Nicklas.
- A właśnie, że będę!
     Podszedł do mikrofonu, Wojtek wystukał na klawiaturze swojego laptopa jakąś piosenkę, którą chciał Aaron i zaczęła lecieć muzyka, a na monitorze pojawiły się słowa.
- „Come back to me
Just come back to me girl yee
Come back to me” – Zaczął śpiewać.
- O ja pierdole – jęknął Nicklas i opadł na kanapę obok mnie. Spojrzałam na niego z dezaprobatą.
- Przestań – skarciłam chłopaka. – Całkiem nieźle śpiewa. – Odarłam.
     Co, jak co, ale Aaron ładnie śpiewał. W porównaniu do Bendtnera każdy ładnie śpiewa. Kiedy skończył wszyscy zaczęliśmy bić brawo. Chłopak lekko się zawstydził i usiadł na fotelu.
- Co teraz robimy, bo śpiewać mi się nie chce – zagadnął Theo.
     Wszyscy się zamyśliliśmy, ciszę przerwał mój telefon. Wyciągnęłam komórkę z kieszeni. Dostałam esemesa od Anki. Kiedy go przeczytałam zaśmiałam się pod nosem.
„Mam nadzieję, że zrobiłaś już zdjęcie, a jeżeli nie to zrób. Nie bądź taka!”
- Z czego się cieszysz? – Spytał Aaron.
- Moja przyjaciółka poprosiła, żebym zrobiła zdjęcie nagiej klasy Ronaldo. – Odpowiedziałam z uśmiechem.
- Mogę ci załatwić – powiedział ochoczo Bendtner. – Alex idziemy do bufona!
- Teraz? – Spytał z pełną buzią.
- Tak, teraz – odpowiedział zniecierpliwiony. Wstał z podłogi i skierował się do drzwi. – Daj telefon, bo mój nie robi dobrych zdjęć. – Zwrócił się do mnie.
- Mój też nie – odparłam. W momencie, kiedy Nicklas oparł się o drzwi, one otworzyły się i upadł z hukiem na podłogę. W przejściu pojawiła się zdezorientowana Martyna.
- Co kombinujecie? – Spytała, mrużąc oczy.
- Martyna ty masz dobry aparat w telefonie – powiedział Alex, podchodząc do brunetki. Kobieta spojrzała na wszystkich szczerze zdziwiona. – Pożyczysz na chwilkę? – Spytał słodko.
- A po co ci?  - Zapytała podejrzliwie.
- Dowiesz się w swoim czasie – odparł tajemniczo.
- Niech stracę – westchnęła i podała Alexowi telefon.
- Ale wy naprawdę idziecie do niego? – Spytał Aaron.
- No tak – odparł Bendtner.
- Na waszym miejscu, trzymałbym się od niego z dala i od Pepe też. Przez ten wasz kawał mają przerąbane, a wiedzą doskonale, że to wasza sprawka – powiedział Aaron. Bendtner powiedział bezgłośnie „zamknij mordę”.
- Wiedziałam! – Krzyknęła Martyna. – Wiedziałam, że to wasz pomysł. Na karteczce od razu poznałam pismo Alexa. 
- Nie wiem o czym mówisz – powiedział, jak gdyby nigdy nic Alex. Spojrzałam na Wojtka, krztusił się ze śmiechu. Nicklasa twarz zdobił strach, gdyż doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli Wenger dowie się, kto był pomysłodawcą ostatniego kawału, będą mieć przechlapane.
- Zatem, zaraz wrócimy – powiedział Nick i pociągnął Alexa za koszulę i zamknęli za sobą drzwi. Nie minęło pięć minut, a usłyszeliśmy podniesione głosy na korytarzu. Martyna otworzyła delikatnie drzwi.
- Spieprzaj lalusiu jeden! – Wykrzyknął Nicklas.
- Lalusiem nie jestem! – Usłyszeliśmy naburmuszony głos Cristiano.
- Tylko jedno zdjęcie – poprosił grzecznie Alex.
- Spadaj, ty murzyńska krowo! – Warknął Pepe.
- Tylko nie krowo – odwarknął obrażony. – Przynajmniej nie wyglądam, jak małpa w zoo. – Dodał i wpadł do pokoju.
- Domyślam się, że zdjęcia nie będzie – powiedział Wojtek, powstrzymując napady śmiechu.
- Nie – burknął Bendtner, oddając własność Martynie.
- Jakie zdjęcie? – Zapytała.
- Czy ja wyglądam na murzyńską krowę? – Mruknął Alex z miną zbitego psa, a wszyscy wybuchli śmiechem.

*****

     Cholernie smutno mi było. I to z kilku powodów. Z tego, że wyjeżdżam z Manchesteru, że z chłopakami będę musiała się pożegnać. Ale najbardziej bolało mnie pożegnanie z Wojtkiem. Żegnając się z nim, nie wiedziałam, kiedy znowu się spotkamy, czy nasza przyjaźń w ogóle przetrwa. Miałam mieszane uczucia. Ciągle wracałam myślami to tego wieczoru, kiedy zaprosił mnie na randkę. Może, gdybym się zgodziła, zmieniłoby się coś. Niestety tego się już nie dowiem.
     Staliśmy wszyscy w poczekalni. Lot miałam zabukowany z Manchesteru do Warszawy, a Kanonierzy mieli wracać autobusem do Londynu.
- Lucy nie łam się, spotkamy się już niedługo! – Powiedział Aaron. Uśmiechnęłam się blado. Kiedy pożegnałam się z prawie wszystkimi chłopakami, pozostał tylko Wojtek. Spojrzałam na niego smutno.
- No to do zobaczenia w Warszawie – uśmiechnął się szeroko. – Niedługo wpadnę – obiecał.
- Mam nadzieję – odparłam. Blondyn lekko się pochylił i musnął ustami mój policzek. W tamtym momencie żałowałam, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Ale cóż mogłam zrobić?
- Więc do zobaczenia? – Spytałam.
- Myślałaś, że powiem żegnam? – Spytał z przekąsem. – Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. – Zaśmiał się. Mimo woli uśmiechnęłam się.
- Łucjo, jak będziesz już w Warszawie daj znać – powiedział tata. Kiwnęłam głową, na znak, ze dotarło to do mnie. Wzięłam podręczną walizeczkę i skierowałam się do odprawy. Jeszcze raz się odwróciłam. Wszyscy machali mi na pożegnanie. Odmachałam im i odwróciłam się, bo do oczu napłynęły mi łzy.

*****

     Lot niesamowicie mi się dłużył. Wszystko mnie irytowało. A najbardziej mały chłopiec, który siedział koło mnie i co chwilę mnie zaczepiał. Chciałam już wstać i kopnąć go z całej siły albo wyrzucić z samolotu.
     Na lotnisku czekał na mnie Krzysiek. Rodzice nie mogli po mnie przyjechać, ponieważ byli jeszcze w pracy.
- I jak tam było? – Spytał, kiedy szliśmy do samochodu.
- Fajnie – odparłam niemrawo. Spojrzał na mnie badawczo.
- Może jakieś szczegóły? Wiesz, zwykłe słowo „fajnie”, nie obrazuje mi całego pobytu – odparł.
- Do jutra postaram się spisać cały protokół z mojego pobytu w Manchesterze, panie prawniku – powiedziałam z ironią. Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie planowałam wylewać swojej frustracji na Krzyśku, ale nie wytrzymałam. – Przepraszam – mruknęłam. Wsiadłam do samochodu i zapięłam się pasami. – Po prostu zmęczona jestem. – Wyjaśniłam. Wyciągnęłam z kieszeni telefon i zadzwoniłam do taty.

*****

     Po powrocie do domu wzięłam długą, gorącą kąpiel. Później położyłam się. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudziły mnie głośne odgłosy dochodzące z dołu. Wstałam z łóżka, wyszłam z pokoju i skierowałam się na dół.
- Cześć księżniczko – powiedział z uśmiechem mój ojczym. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Poszłam do kuchni. Wchodząc do środka, zauważyłam, że mama kroi marchewkę.
- Cześć mamo – powiedziałam. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Przywitałabyś się – warknął Maciek, pojawiając się w przejściu. Kobieta z niechęcią na nas spojrzała. – Twoja córka przyjechała.
- Przecież widzę, ślepa nie jestem – mruknęła. – A tak poza tym, mogłaś posprzątać ten bajzel, który narobiłaś w salonie. Myślisz, że jestem twoją służącą? Od zawsze bałaganiłaś. Spędziłaś dwa tygodnie w luksusowym hotelu, gdzie wszyscy ci nadskakiwali, ale tu tak nie jest. – Syknęła, powracając do swojej czynności. Zmarszczyłam brwi. To, jakże „ciepłe” powitanie, wcale mnie nie zdziwiło. Dla matki mogłabym nie istnieć. Zawsze tak było i na pewno się to nie zmieni.
- Jak wróciłam byłam zmęczona i tylko się położyłam – bąknęłam.
- Co mnie to obchodzi?
- Nic – warknęłam, wychodząc z kuchni. – Jak zwykle, nic cię nie obchodzi – dodałam ciszej.
     Poszłam do salonu zabrać swoje rzeczy. Nie mam pojęcia, dlaczego miała do mnie pretensje, ponieważ leżała na podłodze tylko jedna moja walizka. Wzięłam ją pośpiesznie, żeby nie robiła już więcej awantury.
     Kiedy weszłam do pokoju, podeszłam do łóżka i położyłam się. Postanowiłam, że jutro się rozpakuję. Wzięłam do ręki aparat i włączyłam go. Ze smutkiem oglądałam zdjęcia z Manchesteru, ponieważ te wszystkie chwile już nie powrócą. Ja wróciłam do Warszawy, czyli do szarej rzeczywistości. Ostatnie zdjęcia były z balu, kończącego obóz treningowy. Bendtner wpadł na pomysł, żebyśmy byli oryginalni i poszli w dresach. Prawie wszyscy, oprócz świętej szóstki i mnie byli w strojach wieczorowych (chociaż zmusili mnie siłą, abym w dresie zeszła do sali, w której odbywał się bal).
- Masz gościa – zakomunikował Maciek, wchodząc do pokoju. Oderwałam wzrok od aparatu i posłałam w jego stronę pytające spojrzenie. Odpowiedź przyszła sama, chwilę potem do sypialni weszła mama Moniki. Miała poważną minę. Przełknęłam nerwowo ślinę. Domyślałam się, po co przyszła.
- Dzień dobry – powiedziałam grzecznie.
- Witaj Łucjo – uśmiechnęła krótko. – Jak w Manchesterze?
- W porządku – odparłam. – Stało się coś? – Spytała, doskonale wiedząc, że nie przyszła po to, abym opowiadała jej, jak było w Anglii. Kobieta westchnęła ciężko.
- Tak, stało się – mruknęła. – Przyjaźnisz się z Moniką – zaczęła, ale szybko jej przerwałam.
- Już nie. – Powiedziałam. Spojrzała na mnie zdziwiona.
- Jak to?
- Nic pani nie wie?
- Ostatnio Monika nie zwierza mi się. Oddaliła się ode mnie. – Wyjaśniła. – Dlaczego już się nie przyjaźnicie? – Spojrzała na mnie uważnie. Zamyśliłam się na moment. Nie wiedziałam, co miałabym jej powiedzieć. Ale w tym przypadku jedynie, co można by było powiedzieć to prawdę. I doskonale wiedziałam, że będę mieć z tego względu kłopoty. – Czy chodzi o tego mężczyznę?
- To nie jest moja sprawa. To Monika powinna powiedzieć pani prawdę.
- Podejrzewam, że spotyka się z pewnym facetem – urwała na moment – o jedenaście lat od niej starszym. – Dodała. - Powiedz mi tylko czy to prawda. – Spojrzała na mnie błagalnie. To był ten moment, kiedy ta cała farsa z jej związkiem miała wyjść na jaw. Zależało tylko od tego czy powiem prawdę.
- Zgadza się. Są razem od kilku tygodni. – Odezwałam się po chwili namysłu. Musiałam się zastanowić, czy powiedzieć jej prawdę. Ale innego wyjścia nie widziałam. Z jednej strony cieszyłam się, że prawda wyszła na jaw, ponieważ mogłam się zemścić, ale z drugiej strony wiedziałam, że moja była przyjaciółka tak łatwo nie odpuści i będzie, jak lwica, bronić się i nie pozwoli, aby jakikolwiek intruz wkroczył do jej świata i zniszczył fundamenty szczęścia, które tak naprawdę nie istnieją. Bo, co to za szczęście, gdzie twój facet nie jest w stosunku do ciebie szczery, a jego miłość jest wymysłem?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz