Godzina szósta czterdzieści. Budzik dzwoni jak najęty. Ale już nie spałam. Od bardzo dawna nie było nocy, abym w spokoju całą przespała. Ciągłe koszmary, wyrzuty sumienia nie pozwalają na spokojny sen. Nie pozwalają odpocząć i odciąć się od przeszłości.
Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki, dokonać porannej toalety. Po owych czynnościach, ubrałam się i zeszłam na dół do kuchni. Nikogo nie było. Na blacie kuchennym znalazłam tylko karteczkę, jak się okazało od mojego ojczym Maćka.
„Księżniczko obiad w lodówce, odgrzej sobie. Z mamą wrócimy późnym wieczorem. Do zobaczenia.”
Po przeczytaniu liściku wyrzuciłam kartkę do śmieci. Podeszłam do lodówki i wyciągnęłam mleko. Z szafki wyciągnęłam płatki owsiane i śniadanie gotowe. Już nie pamiętam kiedy ostatni raz zjadłam śniadanie z Maćkiem i mamą czy też jakikolwiek inny posiłek.
Przelotnie spojrzałam na kalendarz. Piątek, dwudziestego drugiego listopada dwa tysiące jedenastego roku. Dzisiaj moja przyjaciółka Ania obchodzi siedemnaste urodziny. Jedyny pozytywny aspekt dzisiejszego dnia. Przynajmniej do wieczora będę sama, a potem imprezka, o ile mama wcześniej nie wróci i powie, że nie mogę iść. Ale przywykłam do tego, że planuję sobie coś, ale i tak moje plany płoną na panewce przez mamę, której raptownie coś nie pasuje i wszystko psuje. Ale taki stan już panuje od czterech lat. Od momentu śmierci mojej o dwa lata starszej siostry Eweliny. Mama nigdy nie powiedziała mi tego wprost, ale wiem, że obwinia mnie za śmierć siostry.
Pamiętam tamten dzień jakby to było wczoraj. Dwudziestego trzeciego czerwca dwa tysiące siódmego roku. Pojechałyśmy na weekend do babci do Wadlewa. Była gorąca, słoneczna pogoda. Nie chcąc marnować tak pięknego dnia, postanowiłyśmy wybrać się na wycieczkę rowerową. Jechałyśmy skarpą wzdłuż, której biegły tory kolejowe. Ewelina chciała mnie wyprzedzić, ale za mocno skręciła w lewo i zleciała razem z rowerem z dziesięciometrowej skarpy na wprost pędzący pociąg. Nie byłam w stanie zareagować. Stało się to w przeciągu kilku sekund. Mama ma do mnie ogromny żal. Nigdy z nią nie miałam dobrego kontaktu. Katarzyna, moja druga siostra zresztą też. Ewelina była zawsze oczkiem w głowie rodziców. Była śliczna. Miała długie proste do pasa, blond włosy, niebieskie jak ocean oczy, smukłą, wysportowaną sylwetkę. Młodsza kopia mamy. Chodzący ideał. Była również uzdolniona muzycznie i wokalnie. Miała naprawdę piękny głos. Nawet udało się mamie dogadać z przedstawicielem Universal Music Polska na podpisanie kontraktu, ale wszystkie jej plany nie wypaliły.
A ja? No właśnie. Niska, nijaka z burzą ciemnych włosów na głowie, o czekoladowych oczach dziewczyna, która nie pasuje do idealnego świata mamusi. Zawsze czułam się jakbym była na ostatnim planie. Oczywiście nie mogę pominąć faktu, że jestem wpadką rodziców, która nie powinna się wydarzyć. Moje relacje z mamą jeszcze bardziej się oziębiły po tragicznym wypadku Eweliny. Mój ojczym za każdym razem próbuje wynagrodzić mi obojętność mamy. Bardzo go kocham, mogę na niego liczy w każdej sytuacji.
Mama do tej pory nie otrząsnęła się po śmierci swojej córki. Mi też jest bardzo ciężko bez Eweliny, ale życie toczy się dalej, nie można tkwić w przeszłości, która hamuje naszą całą rodzinę. Marzę jak najszybciej skończyć liceum, pójść na studia i wyprowadzić się z domu. Czasami mam ochotę po prostu uciec od tej toksycznej atmosfery, ale jedyne co mnie tutaj trzyma to tylko mój ojczym, który jest dla mnie jak ojciec. Mój prawdziwy tata Robert, rozwiódł się z mamą dziesięć lat temu i wyprowadził się do Londynu, założył tam nową rodzinę, a o starej zapomniał.
Od kompletnego zwariowania powstrzymuje mnie moja starsza o osiem lat siostra Katarzyna. Mieszka ona w centrum Warszawy i co drugi weekend do niej przyjeżdżam. Mieszka ona razem ze swoim mężem Krzysztofem, z którym pobrała się dwa lata temu.
Nie mogę też zapomnieć o mojej wspaniałej paczce przyjaciół, którzy podtrzymują mnie zawsze na duchu. Mowa jest o Ani Szkorbut, Magdzie Pietrzak, Monice Nowakowskiej i Damianie Wróblu. Znam ich od podstawówki i zawsze trzymamy się razem, chodzimy razem też do drugiej klasy LXIX Liceum Ogólnokształcące z Oddziałami Integracyjnymi im. Bohaterów Powstania Warszawskiego 1944.
Spojrzałam na zegarek wmontowany w mikrofalówkę. Była siódma dwadzieścia.
- Czas się zbierać - mruknęłam do siebie. Szybko posprzątałam, pobiegłam do łazienki umyć zęby i była gotowa do wyjścia. Założyłam torbę przez ramię i wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz. Szybkim krokiem poszłam na autobus.
- Łucja! – Krzyknęła Monika.
Tak oto Monika Nowakowska. Jak tą dziewczyna można opisać? Tylko na jeden sposób. Jak tornado, zakręcona, wybuchowa, nerwowa i nieprzewidywalna. Jest średniego wzrostu, krótko ściętą blondynką o prawie czarnych jak smoła oczach dziewczyną. Zawsze doradzi, ale kiedy ktoś nie posłucha jej rad denerwuje się jak dzika kotka. Jest śliczna, a od chłopaków odgonić się nie może.
- Cześć – powiedziała zdyszana.
- Cześć – uśmiechnęłam się. – Masz?
- Oczywiście – powiedziała, poklepując torbę. – Od razu po szkole idziemy odebrać prezent.
- Myślisz, że ucieszy się? – Spytała niepewnie. Monika spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Mogę się założyć o sto złotych, że będzie skakać ze szczęścia. – Powiedziała z przekonaniem w głosie.
Wpadliśmy na pomysł, żeby kupić Ance całą serię jakiejś japońskiej mangi. Oczywiście tytułu nie pamiętam, ale Magda dyskretnie podpytała Ani jaką najbardziej lubi, a której jeszcze nie ma.
- O dwudziestej jest impreza, to spotkajmy się u mnie o osiemnastej, żebyśmy miały czas, żeby się wystroić – powiedziała dziewczyna. Pokiwałam głową, na znak, że się zgadzam.
- Tylko pamiętajmy, że dzisiejszego wieczoru gwiazdą jest Anka i nikt nie może jej przyćmiewać.
- Wiem, wiem – westchnęła.
Potem podjechał autobus i obie zamilkłyśmy. Na przystanku, na którym wysiadałyśmy czekali na nas Magda i Damian.
- Cześć – powiedzieli chórem.
Tak oto Magda Pietrzak. Ale najczęściej przez nas nazywana po prostu rudą, z tego względu, że ma rude włosy. Na twarzy ma pojedyncze piegi, z którymi wygląda uroczo. Ale każdy kto ją bliżej pozna zmieni zdanie, że jest urocza, słodka i tak dalej. Jest to wulkan energii. Wszędzie jej pełno. Czasami nawet ciężko za nią nadążyć. Jest to typ osoby, która nie planuje niczego na zapas. Uważa, że jest co jest, i będzie co będzie. Żyje chwilą, nie zastanawia się nad jutrzejszym dniem i nie patrzy obsesyjnie w przeszłość. Jeżeli coś nie wyszło, nie analizuje tego w nieskończoność, po prostu stara się nie popełnić tego błędu, ale nigdy jej się to nie udaje. Jest roztrzepana, i nie potrafi w nic na sto procent się zaangażować, no chyba, że jest to coś naprawdę ważnego na tyle aby tracić czas, ale nigdy jeszcze się to nie zdarzyło. Jest od pół roku dziewczyną Damiana. Tworzą całkiem ciekawą parę. Są tak różni a mimo to się dogadują jak nikt inny. Damian jest typem raczej spokojnym, ale potrafi postawić na swoim i zdenerwować się. Inteligentny, bystry, często przemądrzały. Ma kruczoczarne włosy, i jest bardzo wysoki.
- Po szkole idziemy odebrać prezent, idziecie z nami? – Spytała Monika.
- Jasne – odpowiedział Damian.
Wszyscy skierowaliśmy się w stronę szkoły. Przed drzwiami spotkaliśmy grupę dziewczyn. Wśród nich mojego jedynego wroga. Sandrę Dziwiszek. Nie cierpię tej dziewczyny od gimnazjum. Przez nią rozpadł się mój związek z Karolem. Nigdy jej nie rozumiałam. Miała przy sobie wspaniałego chłopaka, ale zawsze interesowała się tym czego nie miała, czego nie mogła mieć. Od bardzo dawna jest z Wojciechem Szczęsnym, jednym z najlepszych bramkarzy na świecie. Należy on do mojej ulubionej drużyny Arsenal Londyn. Od pięciu lat kibicuję temu klubowi. Zresztą nie tylko ja, moi przyjaciele również. Damian był sąsiadem Wojtka, ale kiedy on wyjechał do Londynu nie widział go już.
- Ani nie będzie? – Spytała Magda, kiedy byliśmy pod klasą.
- Powiedziała, że nie ma zamiaru przychodzić do szkoły i psuć sobie tego dnia – wyjaśniła Magda.
*****
Prawie wszystkie lekcje sprawnie zleciały, pozostał tylko wf. Niechętnie z dziewczynami poczołgałyśmy się w stronę szatni. Kiedy weszłyśmy zrobił się straszny tłok, którego zazwyczaj nie było. Zorientowałam się, że głównym zainteresowaniem stałą się Sandra, która coś zawzięcie opowiadała.
- Ciekawe o co chodzi – zagadnęła Monika.
- Jak on mi mógł to zrobić? Zerwać ze mną kilka dni przed weselem mojego brata. I z kim ja niby pójdę? Przecież mnie wyśmieją. Wszyscy myślą, że jestem z Wojtkiem. – powiedziała poruszona Sandra.
- A co się stało? – Spytała udawaną troską Monika. – Twój Romeo w końcu zrozumiał, że jesteś jak sucha studnia, pusta i bez dna – skwitowała.
- Zazdrościsz, bo chciałabyś być na moim miejscu i być dziewczyną takiego chłopaka.
- Uwierz – zaczęła. – że na pewno nie chciałabym być tobą. Czyli puściutką laleczką.
- I w końcu twój, przepraszam już nie twój Wojtuś zrozumiał to. – Dodała Magda. Przybiła piątkę z Moniką.
Ich kłótnię przerwała nauczycielka, która weszła do szatni i opieprzyła nas, że jeszcze się nie przebrałyśmy.
Na sali gimnastycznej ćwiczyliśmy skok przez skrzynię. Czy wspominałam, że nienawidzę wf? Przyglądając się innym dziewczyną, a zwłaszcza Sandrze denerwowało mnie to, że jestem taka beznadziejna. Ona w każdej dziedzinie sportu najlepsza. Ale od dziecka trenuje skok o tyczce i jest w tej dziedzinie fenomenalna. A ja? Jedna wielka pokraka losu.
Po lekcji pobiegliśmy na autobus, którym pojechaliśmy do centrum miasta. Odebranie prezentu sprawnie nam poszło, następnie każdy z nas pojechał do swoich domów. Ja wracałam z Moniką, która mieszka w tej samej dzielnicy, co ja.
Po powrocie do domu zastałam swoją siostrę.
- Cześć – uśmiechnęła się, kiedy weszłam do kuchni.
- Co tutaj robisz? – Spytałam.
- Przyjechałam odwiedzić siostrę – odparła. Spojrzałam na Kaśkę podejrzliwie. Jakoś nie mogłam uwierzyć w to, że tak po prostu chciała mnie odwiedzić. Od jakiegoś czasu nie odzywa się z mamą i zazwyczaj spotykamy się albo u niej albo na mieście.
- Niech zgadnę – zaczęłam – pokłóciłaś się z Krzyśkiem?
- Nie ważne – machnęła ręką. Czyli tak. – O której to się wraca do domu? – Zmieniła szybko temat, kiedy zobaczyła, że otwieram usta, aby coś powiedzieć. – Była szesnasta, kiedy przyjechałam, a ciebie nie było. – Założyła ręce na piersi. Wzruszyłam ramionami.
- Byłam w mieście po prezent dla Anki. – Wyjaśniłam, nalewając sobie gorącej herbaty do kubka.
- No tak, dzisiaj ma urodziny – uderzyła się w czoło. – Złóż jej życzenia ode mnie.
- Złożę, złożę – obiecałam.
- A mama i Maciek jeszcze w pracy? – Spytała, rozglądając się po kuchni.
- Wrócą wieczorem. – Odpowiedziałam. – O osiemnastej idę do Moniki przygotować się do imprezy. – Powiedziałam.
- Niech przyjdzie tutaj, pomogę wam. – Zaproponowała.
- A nie spieszysz się do domu? – Zmrużyłam oczy.
- No dobrze, pokłóciłam się z Krzyśkiem. – Westchnęła zrezygnowana.
- O co?
- Jak zwykle o to samo. – Mruknęła i usiadła do stołu z kubkiem kawy. – On chce dziecka, a ja jeszcze nie.
- Dlaczego? Nie chcesz mieć z nim dzieci?
- Chcę. Ale jeszcze nie teraz. Chcę skończyć rezydencję w szpitalu i zacząć pracować już jako normalny chirurg. A ciąża pokrzyżuje mi tylko plany. – Wyjaśniła. – Krzysiek nie potrafi tego zrozumieć, że ja też mam plany i marzenia. Od początku wiedział z kim się wiążę, a teraz robi problemy bo skupiam się na swojej karierze zamiast budować rodzinę. A na dziecko mamy jeszcze sporo czasu.
- Wiesz, że zawsze będę trzymać twoją stronę, ale zrozum też Krzyśka.
- Wiem, ale kompromis w tej sytuacji jest wręcz niemożliwy. Ale dosyć o mnie, zadzwoń do Moniki, żeby wpadła do ciebie.
I też tak zrobiliśmy. Monika po kilkunastu minutach do mnie przyszła i mogłyśmy się szykować do imprezy.
Już jakiś czas temu kupiłam sukienkę na tę okazję, małą czarną, bez ramiączek. Osobiście uważam, że wyglądam w niej beznadziejnie, ale dziewczyny kazały mi ją kupić, gdyż stwierdziły, że wyglądam w niej bardzo seksownie. Taa, a mi się chce rzygać na swoje odbicie w lustrze. Kaśka wyprostowała moje niesforne loki, pomalowała mnie delikatnie i byłam gotowa.
- Wyglądasz ślicznie – powiedziała Monia, bardzo uważnie przyglądając mi się
- Ja mam trochę inne zdanie na ten temat – westchnęłam. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam czarne szpilki.
- Mogę was zawieść – zaproponowała moja siostra.
- Jeśli chcesz – mruknęłam, szarpiąc się z zamkiem od butów.
O dziewiętnastej wyszłyśmy z domu. Z Magdą i Damianem umówiliśmy się pod centrum handlowym, niedaleko klubu, w którym miała się odbyć impreza. Tak na marginesie, jestem ciekawa jak będą wyglądały osiemnaste urodziny Anki, jeżeli siedemnaste robi z taką pompą.
- Nad czym tak intensywnie myślisz? – Zagadnęła Monia.
- Nad niczym – odparłam i oparłam się czołem o zimną szybę. Nie lubię zatłoczonych klubów. Pociesza mnie tylko fakt, że nie będę znowu sama wieczorem.
Monika podarowała sobie dalszej konwersacji ze mną, widząc, że nie kwapię się do rozmowy.
Kilkanaście minut później dojechałyśmy w umówione miejsce. Szybko wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy do Magdy i Damiana.
Następnie wszyscy udaliśmy się do klubu Paradise.
W lokalu była już masa ludzi. Moja przyjaciółka zaprosiła prawie całą szkołę. Miałam tylko nadzieję, że w tym zgiełku nie ma Sandry. Oczywiście nadzieja matką głupich. Dostrzegłam ją w towarzystwie jakiś chłopaków, jak się domyśliłam należeli oni do szkolnej drużyny piłkarskiej. Zawsze obracała się w towarzystwie chłopaków, jak Anka to nazywała „z najwyższej półki”, a oni byli nią zainteresowani. W zasadzie to im się nie dziwię. Jest bardzo ładna i wysportowana. A ja wyglądam ja jeden wielki flak. Dziewczyny oczywiście, jakby się dowiedziały jak o sobie myślę dostałyby dzikiej histerii.
- Ej ludzie! – Krzyknęła do nas Anka, machając z drugiego końca lokalu.
Tak oto w końcu Anna Szkorbut. Kolejny wulkan energii. Jest bardzo żywiołowa, żyjąca zawsze na pełnych obrotach. Nie znam drugiej takiej, która by myślała tak pozytywnie jak ona. Zawsze dostrzega tylko te kolorowe strony życia, te czarne i bezbarwne odrzuca w ciemną otchłań. Ma czerwone, długie faliste włosy i bardzo jasną karnacje. Jest pół Rosjanką, pół Polką.
- Sto lat, sto lat – zaczęliśmy śpiewa, ale przerwała nam.
- Dajcie spokój – machnęła ręką. – Doskonale wiecie, że nie lubię takiej szopki, a zwłaszcza życzeń.
- Ale można trochę poudawać. – Powiedział Damian i mocno przytulił czerwonowłosą.
- A to dla ciebie od naszej czwórki – powiedziałam, podając jej wielką paczkę. Wyciągnęła ręce po prezent, ale Magda zabrała ode mnie niespodziankę.
- No ej – jęknęła.
- Tylko powiedz, że ci się nie podoba, to oddasz nam kasę. – Zagroziła Madzia.
- Dobra, dobra – westchnęła, teatralnie przewracając oczami. – Czy już mogę? – Spytała. Ruda bez protestów podała Ani prezent. Szybko otworzyła zawartość i pisnęła. – Jesteście super! – Krzyknęła podekscytowana. – Moja ulubiona manga.
- Tak, tak. – Zaśmiała się Monia.
Wszyscy poszliśmy do stolika. Potem Ania szybko zdmuchnęła świeczki i impreza na dobre się rozkręciła. Na szczęście ani razu nie wpadliśmy na Sandrę i jej świtę. Muszę przyznać, że było całkiem nieźle, do czasu, kiedy do klubu nie wszedł Karol. Nie przypuszczałam, że Anka go zaprosiła.
- Zobaczcie kto zaszczycił nas swoją obecnością – warknął Damian. Magda zaciekawiona podniosła się z fotela, aby zobaczy o kim mówi jej chłopak.
- Anka go zaprosiła? – Spytała zdziwiona. Spojrzała na mnie badawczo. Wzruszyłam ramionami.
- Dobrze się czujesz? – Zagadnęła Monika.
- Jest okey. – Odparłam z lekkim zawahaniem w głosie. Nie widziałam Karola od roku. Przyjrzałam się chłopakowi. Wyglądał jakby czegoś lub kogoś szukał. Nic się nie zmienił. Wysoki, krótko ścięty blondyn.
- Idę poszukać Anki – mruknęła Magda. – Idziesz ze mną? – Zwróciła się do swojego chłopaka.
- Jasne – dźwignął się z kanapy.
- Jak on śmiał tu przyjść – powiedziała Monika.
- Daj spokój – przerwałam – przecież Anka kumpluje się z nim.
- Ale on cię zdradził i to jest wystarczający powód, żeby to zmienić. – Rzekła, jakby to było najoczywistszą rzeczą na świecie.
- Zdradził mnie, a nie ją. Niech zaprasza kogo chce. Wprawdzie Karol był moim pierwszym chłopakiem, w którym się zakochałam, ale nie mogę ciągle użalać się nad sobą. – Rzekłam z większym przekonaniem w głosie. – Idę się przewietrzyć. – Zakomunikowałam i wstałam.
- Iść z tobą? – Spytała. Pokiwałam przecząco głową.
Skierowałam się do wyjścia, zabrałam płaszcz i wyszłam na dwór. Zimny podmuch wiatru rozwiał moje długie włosy, które przy końcówkach zaczęły się trochę skręcać. Podeszłam do barierki i oparłam się o nią.
Już tak nie boli, kiedy widzę Karola. Mimo wszystko czas zaleczył ranę, jaką mi zadał. Z Karolem byłam prawie rok, zaczęło się wszystko psuć, kiedy wstąpił do drużyny lekkoatletycznej. Wtedy to Sandra zaczęła się kręcić koło niego. Na początku twierdził, że to tylko przyjaźń. Miałam złe przeczucie co do ich znajomości. Pewnego dnia, wracałam z Magdą z zakupów i widziałam ich w kawiarni. Całowali się. Wtedy był to definitywny koniec. Ich związek przetrwał zaledwie tydzień od naszego zerwania. Sandra rzuciła go dla Wojtka. Potem Karol się wyprowadził do Zabrza i nie widziałam go aż do imprezy urodzinowej Anki.
- Piękny wieczór – powiedział. Serce podskoczyło mi do gardła. Zacisnęłam ręce mocno w pięść. Chłopak podszedł do mnie. – Dawno się nie widzieliśmy. – Uśmiechnął się do mnie Karol, ale jego uśmiech szybko zniknął z twarzy, kiedy zobaczył moją grobową minę.
- Czego chcesz? – Warknęłam i odsunęłam się od niego.
- Porozmawiać, powspominać stare, dobre czasy? – Spytał, ale jego ton głosu zabrzmiał jakby to było oczywiste.
- Stare, dobre czasy? – Powiedziałam z ironią. – Śmieszny jesteś. Nie mamy o czym rozmawiać. – Wycedziłam. Chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Pochylił się i szepną mi do ucha.
- Nic się nie zmieniłaś. Nadal jesteś śliczna. – Poczułam jakby stado mrówek przeszło po moim cele.
- Przestań. – Powiedziałam słabym głosem. Przytrzymał mnie w pasie. Chciał mnie pocałować. – Nie – odsunęłam twarz.
- Nie tęskniłaś?
- Nie po tym, co zrobiłeś.
- Wiem, że źle zrobiłem, ale możemy to jeszcze wszystko naprawić.
- Nie chcę – bąknęłam. – Puść mnie.
- Nie wierzę, że nic do mnie nie czujesz.
- Powtórzę jeszcze raz: puść mnie.
- Jakiś problem? - Zza rogu wyszedł jakiś wysoki mężczyzna.
- Nie wtrącaj się – warknął do niego Karol. Kiedy owy człowiek do nas podszedł zaniemówiłam. Był to nie kto inny jak Wojciech Szczęsny. W głowie mi zawirowało.
- Daj mi spokój – warknęłam do Karola.
- Chyba jednak dziewczyna nie chce z tobą frajerze rozmawiać. – Mruknął. Podszedł do nas bliżej i odciągnął blondyna ode mnie z całej siły tak, że wpadł na barierki. – I tak na przyszłość, jeżeli dama nie chce z tobą gadać nie narzucaj się, bo możesz skończyć gorzej niż na barierce. – Powiedział z ironią w głosie. Karol otrzepał się i przeszedł na drugą stronę. Spojrzałam na swojego wybawcę i oczom nie wierzyłam. Wpatrywałam się w blondyna jeszcze chwilę, aż odezwał się.
- Nic ci ten krety nie zrobił? – Spytał, uważnie mi się przyglądając. Nie odpowiedziałam, pomachał mi ręką przed twarzą. Jaki wstyd! Dlatego też nie będę mieć chyba nigdy normalnego chłopaka. Och ironio!
- Nie, nie – odpowiedziałam szybko. – Dziękuję za pomoc – uśmiechnęłam się nieśmiało i pobiegłam do środka, chcąc jak najszybciej się schować. Otwierając drzwi zderzyłam się z jakąś dziewczyną. Okazało się, że to Sandra.
- Uważaj krowo jak łazisz – warknęła i wyszła trzaskając drzwiami.
Kiedy weszłam do klubu już wszyscy wirowali na parkiecie. Wszyscy się świetnie bawili. Tylko kolejny raz los mnie musiał pokarać i popsuć wieczór. Co ja do licha zrobiłam, że tak ciągle mnie tam z góry karzą? Za Ewelinę? Bo jeżeli nie, to już nie wiem za co. Magda dostrzegła mnie, jak ściągam płaszcz i zmierzam do naszej loży. Złapała mnie za rękę i zaciągnęła siłą na parkiet.
- Jest imprezka i trzeba się bawić! – Krzyknęła mi do ucha. No cóż, nie chciałam się z nią spierać i poszłam tańczyć.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. – Wypaliła Monika. Dostrzegłam za plecami przyjaciółki, jak Anka w naszą stronę biegnie. W obu rękach trzymała swoje brązowe szpilki.
- Nie miałam pojęcia, że Karol przyjdzie – wysapała, kiedy stanęła naprzeciwko mnie.
- Przecież nic się nie stało – odparłam z wymuszonym uśmiechem. Miałam nadzieję, że nie wyszedł na sztuczny, ale po minie czerwonowłosej zmieniłam zdanie.
- Widziałam, jak wychodziłaś na zewnątrz, a potem Karol też gdzieś zniknął. – Powiedziała Ania. Ciężko westchnęłam.
- Rozmawialiśmy chwilę – odpowiedziałam. – Ale – kontynuowałam, widząc, że Magda chce coś powiedzieć – nie chcę o tym rozmawiać. To twoja noc i bawmy się, a nie rozmawiajmy o moich problemach. – Powiedziałam stanowczo, chociaż w głębi serca chciało mi się płakać.
To jest świetne!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twój styl pisania ! Super!
:) W wolnej chwili zapraszam na mojego bloga:
www.zagubiona5.blog.pl