2012-11-18

Rozdział 31

Witam!!! Trochę z opóźnieniem, ale dodaję. Rozdział długi, a wszystko przez to, że nie chciałam urywać w jakimś znaczącym momencie.
Rozdział dedykuję Wam, drodzy czytelnicy :)
Mam nadzieję, że spodoba Wam się.
Pozdrawiam!!!
________________________________________________________________________________

Łucja

      Obiecałam sobie, że już nigdy nie dopuszczę to tak bezsensownej kłótni, jaka miała miejsce między mną, a Wojtkiem wczorajszego popołudnia. Przez swoją głupotę mogłam go stracić i wszystko przez Sandrę, która nie musi się nawet wysilać, aby niszczyć moje dobre relacje z Wojciechem.
     Wojtek przez następne godziny, jakie u niego spędziłam, próbował zrekompensować mi jego wybuch złości. Uważam jednak, że jego zachowanie jest w pełni usprawiedliwione. Nie mogę mieć mu za złe, że wściekł się na mnie za to, że nie zwierzyłam się z problemów, które bądź co bądź dotyczą też i jego.
- Cześć, mała – usłyszałam w słuchawce telefonu komórkowego głos Wojtka.
- Cześć.
- Mam dla ciebie niespodziankę. – Powiedział tajemniczo.
- Jaką? – Zapytałam, marszcząc delikatnie czoło. Nie lubiłam niespodzianek i doskonale o tym wiedział.
- Nie mogę ci powiedzieć, wtedy to nie byłaby niespodzianka – odpowiedział. Wyobraziłam sobie, jego złośliwy uśmiech po drugiej stronie. – Wpadnę po ciebie o osiemnastej. Bądź już gotowa. – Zakomunikował i rozłączył się, uniemożliwiając mi zadania kolejnych pytań. Westchnęłam z rezygnacją i odłożyłam telefon na komodę.
     Nawet nie wiedziałam, jak mam się ubrać, gdyż nie zdradził mi konkretnego miejsca, do którego mnie zabierze.
     Z przerażeniem spojrzałam na kalendarz. Za trzy dni miały odbyć się urodziny Wojtka, a ja jeszcze nie znalazłam idealnego prezentu. Postanowiłam więc zadzwonić do Anki, gdyż ona ma zawsze głowę pełną pomysłów.
- Co Wojtek lubi najbardziej? – Zapytała moja przyjaciółka. Zamyśliłam się na moment. – Czego lubi słuchać? Co lubi oglądać?
- Słucha ostrych brzmień, nie pamiętam nazw zespołów.
- A co lubi oglądać?
- Razem z Theo na fioła na punkcie Homeland.
- Czyli masz już prezent – odparła czerwonowłosa.
- Ale coś oryginalnego. – Jęknęłam.
- Dobry seks pewnie wystarczy – zaśmiała się.
- Trochę przyzwoitości – powiedziała karcąco, Magda. – Z tego, co się zorientowałam uwielbia nosić paski, więc poszukaj, jakiegoś wystrzałowego.
- Dzięki – powiedziałam.
- A jak się między wami układa? – Zapytała Anna.
- Dobrze – odpowiedziałam, starając się, aby mój głos zabrzmiał szczerze. Nie chciałam martwić ich wczorajszą kłótnią. Jestem pewna, że objęły by stanowisko Wojtka w sprawie Sandry, a nie miałam ochoty wysłuchiwać kolejnych morałów. Wiem, że postąpiłam źle i postaram się nie popełnić więcej tego błędu.
- Dzisiaj w szkole Miłosz z Karolem wykręcili Sandrze numer. – Zagadnęła Magda.
- Co zrobili?
- Kiedy miała wf, zakradli się do szatni dla dziewcząt i do jej nowiutkiej torebki od Valentino wrzucili szczura.
- I co potem? Dowiedziała się, kto to zrobił?
- Zrzucili wszystko na Monikę. Najlepsze jest to, że Sandra im uwierzyła. – Wyjaśniła Anka.
- Dlaczego to zrobili?
- Publicznie cię obrażała. Miłosz się wściekł i powiedział, że tym razem jej nie odpuści. – Odpowiedziała Magda.
- Łucjo, wydaje nam się, że Miłosz coś do ciebie czuje.
- To nie prawda. – Zaprzeczyłam szybko.
- To, że ty tego nie dostrzegasz, nie znaczy, że tak nie jest.

*****

Alexandra

     Pewne sytuacje działają na człowieka destrukcyjnie. Zmieniają. Nawet czasem, zmieniają na zawsze. Próbowałam cofnąć się pamięcią o kilka lat wstecz, aby przypomnieć sobie, jaka byłam. Czy Alexandra, która była kilka lat temu, jest tą samą dziewczyną teraz. Przyglądając się swojemu odbiciu w lustrze mogę stwierdzić, że nie zmieniłam się zadziwiająco. To samo beznamiętne spojrzenie. Ten sam beztroski uśmiech. Ta sama maska, za którą ukrywam swoje problemy.
     Sybil myli się, mówiąc, że za moimi problemami stoję ja. To mój ojciec doprowadził mnie do tego stanu. Jestem rozchwiana emocjonalnie, zatapiam swoje smutki w alkoholu, jak kiedyś moja mama, ale nadal uparcie twierdzę, że radzę sobie. Bo lepiej jest tak funkcjonować, niż żyć w świadomości, że inni się nad tobą litują.
     Zatem muszę przekonać Sybil, że w moim życiu jest wszystko w jak najlepszym porządku. Bo w momencie, kiedy moi rodzice się dowiedzą, że nie radzę sobie w Budapeszcie, będę musiała wrócić do Londynu, a tego nie zniosę.
     Usłyszałam ciche pukanie do drzwi mojej sypialni. Nie miałam ochoty nikogo widzieć. Chciałam spędzić trochę czasu w samotności. Jednak moje modlitwy nie zostały wysłuchane, gdyż ktoś bezczelnie wkroczył do mojej oazy spokoju. Owy intruz okazał się być moim przyjacielem.
- Cześć – powiedział cicho, George. – Przepraszam, że w piątek zostawiłem cię samą przed klubem. – Nawet nie spojrzałam na niego, tylko tępo wpatrywałam się w ścianę. – Zezłościłem się, że jako twój przyjaciel nie wiem, co dzieje się w twoim życiu. Mogę coś dla ciebie zrobić? – Zapytał niepewnie. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech. – Alex.
- Czego? – Spytałam ostro.
- Porozmawiaj ze mną. – Spojrzał na mnie z troską. Zaśmiałam się cierpko.
 - Wy cały czas usilnie próbujecie ze mną rozmawiać o tym, co się dzieje ze mną, ale mówiłam już wcześniej i powtórzę to i teraz, że wszystko jest w porządku! Dajcie mi święty spokój. Nie potrzebuję pomocy. Radziłam sobie wcześniej i poradzę sobie teraz, więc wyjdź z mojego pokoju, zamknij za sobą te cholerne drzwi i daj mi spokój. – Wycedziłam. W oczach mężczyzny pojawił się smutek. Nie obchodziło mnie to, że wyrządziłam mu przykrość. Jeżeli miało go to ode mnie odstraszyć, cieszyłam się niezmiernie.
- Miałaś rację, Sybil! – Krzyknął George. Zamrugałam zaskoczona. Chwilę później do pokoju weszła wysoka kobieta o brązowych włosach.
- O co tu chodzi? – Zapytałam lekko poirytowana milczeniem ze strony przyjaciół.
- Był to test – oznajmiła. – Chcieliśmy sprawdzić czy będziesz chciała rozmawiać i wyrzucić z siebie wszystko.
- No i? – Zmarszczyłam czoło.
- Oblałaś go. – Odpowiedziała. Wzruszyłam obojętnie ramionami i położyłam się na drugi bok, aby nie widzieć ich podstępnych twarzy. – Alex, posłuchaj.
- Wypad – warknęła, zaciskając ręce w pięści.
- Ale – zaczął George.
- Spieprzajcie z mojego pokoju i to już! – Wykrzyknęłam, odwracając się do nich gwałtownie. Wymienili znaczące spojrzenie, ale na szczęście opuścili mój pokój i w spokoju mogłam się położyć oraz zasnąć, a obudzić się chciałam, kiedy ten cały koszmar minie.

*****

Łucja

     Stałam przed szafą z lekko skrzywioną miną i nadal nie wiedziałam w co się ubrać. Zastanawiałam się nad elegancką sukienką lub nad zwykłą bluzką i spodniami. Moją uwagę przykuła marynarka koloru miętowego. Wyciągnęłam ją oraz ciemne rurki i zamknęłam szafę. Chciałam zaprezentować się, jak najlepiej, aby Wojtek nie wstydził się ze mną nigdzie pokazywać.
     Włosy zostawiłam rozpuszczone, oczy lekko pomalowałam. Wzięłam do ręki błyszczyk, ale nagle przypomniało mi się, jak Wojtek wspomniał, że nie lubi jak dziewczyny mają na ustach szminkę.
- Bardzo ładnie wyglądasz – powiedział tata, stojąc w progu drzwi mojej sypialni. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. – Odparłam. Spojrzałam jeszcze raz w lustro, poprawiając ostatecznie swoje włosy.
- Gdzie idziecie? – Zapytał.
- Wojtek nie chciał mi zdradzić. – Odpowiedziałam. Dostrzegłam w lustrze, że po twarzy taty przemknął niepokojący cień. Odwróciłam się i podeszłam do mężczyzny.
- Tato, nie musisz się martwić. – Oznajmiłam.
- Muszę. Jesteś moją najmłodszą córką.
- Wcześniej Wojtek ci nie przeszkadzał. Lubiłeś go. – Powiedziałam, mrużąc oczy.
- Lubiłem, zanim się nie zaczną z tobą spotykać. Teraz go to dyskwalifikuje na mojego przyjaciela. – Powiedział poważnie.
- Żartowałem – dodałam, widząc moją skwaszona minę. – Wojciech to naprawdę świetny chłopak.
- Wiem, tato. – Odparłam.
- Łucjo! – Dobiegł mnie donośny głos Martyny. – Wojtek przyszedł.
     Spojrzałam ostatni raz w lustro i wyszłam z pokoju. Schodząc po schodach musiałam jeszcze wysłuchiwać ojca, który powtarzał: „Uważaj na siebie. Ufam Wojtkowi, ale to facet i różne mu dziwne rzeczy chodzą po głowie”. Nie skomentowałam jego wypowiedzi w żaden sposób.
- Gdzie idziemy? – Zapytałam od razu, kiedy pojawiłam się koło chłopaka. Wojtek uśmiechną się tajemniczo i odpowiedział:
- Zobaczysz. Jestem pewien, że będziesz zachwycona.
     Nie mylił się tym stwierdzeniem. Pół godziny później zaparkował nieopodal ogromnej sali koncertowej. Rozejrzałam się dookoła. Nie za bardzo wiedziałam po co mnie tu przywiózł. Mijały nas tłumy starszych, jak i młodych ludzi. Wszyscy z podekscytowaniem szli w stronę ogromnej hali. Wchodząc do środka zauważyłam wielki plakat, na którym był Ed Sheeran. Przeniosłam swój wzrok na Wojtka, który cieszył się, jak głupi.
- I co? Zadowolona? – Zapytał.
- Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że tak. Ed jest moim ulubionym artystą. Skąd wiedziałeś, że go lubię?
- Mam swoje sposoby – mrugnął do mnie. – A tak na serio to, jak kiedyś byłem u ciebie w pokoju, zauważyłem jego płytę, więc pomyślałem, że może go lubisz. – Wyjaśnił. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jesteś kochany. Dziękuję. – Powiedziałam, stanęłam na palcach i musnęłam ustami jego policzek. Zaśmiał się głośno, łapiąc mnie za rękę, ruszył w kierunku głównej sali.
    Uwielbiałam Sheerana. Był jednym z niewielu artystów, którzy zauroczyli mnie swoją twórczością. Jest nietuzinkowy, a jego muzyka i teksty piosenek są szczere i co najważniejsze nie są przepełnione komercją, która w dzisiejszych czasach jest zgrozą prawdziwej i dobrej muzyki.
     Nie wiem, jak udało się zdobyć Wojtkowi miejsca w pierwszym rzędzie, ale dokonał tego i siedziałam tuż przed sceną. Z szeroko otwartymi oczami oglądałam salę koncertową.
     Kilka minut później w głośnikach rozbrzmiały pierwsze takty piosenki „Drunk”, a następnie głos, który tak uwielbiałam.  
     Publiczność oszalała, kiedy na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru. Spojrzałam na Wojciecha. Myślałam, że tak jak inni wpatruje się w scenę, jednak obserwował mnie z ogromnym uśmiechem na twarzy. Odwzajemniłam jego gest. Mrugnął do mnie, a ja odwróciłam wzrok w kierunku sceny. Cieszyłam się, że światła były zgaszone, gdyż nie zauważył moich rumieńców.
     Koncert dobiegał wielkimi krokami ku końcowi. Ostatnią piosenkę, jaką wykonał Ed była Give me love, była to moja ulubiona piosenka.
     Spojrzałam na Wojciecha, wpatrywał się w scenę. Jego usta były wykrzywione w lekkim uśmiechu. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, przytulił mnie do siebie.
- I jak wrażenia po koncercie? – Zapytał po koncercie, kiedy szliśmy w kierunku zaparkowanego samochodu.
- Było wspaniale – odpowiedziałam. – Dziękuję ci. – Dodałam, kiedy dotarliśmy do auta.
- Nie masz za co dziękować. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo lubię sprawiać ci przyjemność. – Powiedział i przelotnie pocałował mnie w czoło.
     Następnego dnia postanowiłam udać się na Oxford Street. Martyna wzięła dzień wolny i pojechała ze mną.
- Wiesz już co kupić Wojtkowi? – Zapytała. Chyba musiałam zostać przy pomyśle Anki i Magdy.
- A masz jakiś pomysł? – Spojrzałam z nadzieją na macochę. Kobieta zmyśliła się na moment.
- Wiem! – Wykrzyknęła. – Jakiś czas temu narzekał, że jego ulubiony zegarek zepsuł się i musi zanieść go do zegarmistrza tylko nie ma czasu, a nowego nie chce kupić, bo przywiązał się do starego.
- Mam mu kupić zegarek? – Spytałam.
- Oczywiście, że tak. Możesz wygrawerować coś na nim. Jego imię albo co tylko chcesz. – Odparła.
- Chyba twój pomysł jest lepszy od dziewczyn. –Stwierdziłam i weszliśmy do pierwszego sklepu. Nagle przyszło mi coś do głowy. – Czy pan Wenger nie jest zły, że wzięłaś kolejny dzień wolnego?
- Nie ma go dzisiaj w pracy, bo pojechał do Budapesztu. – Wyjaśniła. – Swoją drogą musiało się coś stać, bo był bardzo zdenerwowany.
- A dlaczego do Budapesztu?
- Mieszka tam Alexandra. Pewnie to o nią chodzi. 

*****

Alexandra

     Wychodząc późnym popołudniem z uczelni cieszyłam się, że wracam już do domu. Dzisiejszego dnia profesorowie denerwowali jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Pocieszał mnie fakt, że nie miałam zajęć z Kis’em, gdyż mogłoby się to źle skończyć, zważywszy na to, że zrobiłam się ostatnio jeszcze bardziej drażliwa i przewrażliwiona na swoim punkcie. Po prostu nie miałam ochoty wysłuchiwać kolejnych obelg profesorka pod moim adresem.
     Kiedy weszłam do domu zauważyłam na wieszaku znajomy płaszcz. Rozebrałam się szybko i poszłam do salonu, z którego dobiegały dwa znajome głosy. Jeden należał do Sybil, drugi zaś do:
- Wujek? – Spytałam, będąc w lekkim szoku. Mężczyzna uśmiechną się do mnie ciepło. – Co ty tutaj robisz?
- Nie cieszysz się? – Zapytał. – A może masz coś do ukrycia i boisz się, że odgadnę co? – Spojrzał na mnie z tym dobrze znanym przenikliwym spojrzeniem.
- Nie mam nic do ukrycia – odpowiedziałam, starając się, aby mój głos zabrzmiał naturalnie. – Twoja drużyna ma mecz w Budapeszcie? – Spytałam. Pokiwał przecząco głową. Spojrzałam zaniepokojona na przyjaciółkę, jednak odwróciła wzrok w kierunku telewizora. – Stało się coś?
- Może ty mi powiesz?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami, przybierając na twarz obojętną minę. Podeszłam do szklanego stolika i zebrałam brudne filiżanki. – Na długo przyjechałeś? – Zapytałam, próbując zapanować nad drżeniem głosu.
- Właściwie za dwie godziny mamy powroty samolot do Londynu. – Odpowiedział.
- Myślałam, że zostaniesz dłużej – zwróciłam się do Sybil, a następnie skierowałam się do kuchni.
- Ale ja nigdzie nie jadę – odpowiedziała. Zatrzymałam się w połowie drogi do kuchni. Odwróciłam się powoli w ich stronę, starając zachować spokój.
- Nie rozumiem – przyznałam szczerze.
- Wracasz ze mną – powiedział wujek. Zmarszczyłam czoło.
     Nagle wszystko zaczęłam układać w jedną, spójną całość. Niezapowiedziane odwiedziny Sybil, później jej śmieszny test, następnie nagły przyjazd wujka. Zaczęłam głęboko oddychać, aby się uspokoić.
„Spokojnie, wymyślisz coś, dziewczyno, nie wpadaj w panikę” głos rozsądku próbował trzymać mnie w ryzach.
- Nigdzie nie jadę. – Powiedziałam spokojnie.
- Jedziesz. Decyzja już została podjęta i bez dyskusji. Twoi rodzice już wiedzą. – Zakomunikował.
- Nie jadę – powtórzyłam z naciskiem.
- Wracasz do domu.
- Tutaj jest mój dom i studia. – Odparłam. – Poza tym jestem dorosła i pozwól, abym to ja decydował o swoim życiu.
- Jak masz decydować o swoim życiu, jeśli nie potrafisz go kontrolować? Potrzebujesz pomocy, a my ci ją oferujemy. Wybacz, Alex, ale nie zmienię zdania. Sybil już cię spakowała. A jutro załatwi wszelkie formalności związane z przeniesieniem na londyńską uczelnię.
- Nie zamieszkam z rodzicami. – Powiedziałam nagle.
- Nie zamieszkasz. – Przyznał. – Zamieszkasz ze mną.

*****

     Wujek myśli, że mi pomoże, kiedy wrócę do Anglii, ale nie ma pojęcia, że uciekłam stamtąd właśnie po to, aby wyleczyć się ze złych emocji, które bez przerwy mi towarzyszyły. A patrząc na zakłamaną twarz ojca, jego kochankę i Alexa, nie pomorze mi to wcale z uporaniem się z moimi wewnętrznymi problemami.
     No właśnie, Alex.
     Swoją drogą, jestem ciekawa czy wie, że jego matka jest z mężczyzną, który ma żonę i dzieci.
     Rozejrzałam się dookoła lotniska. Nic się tutaj nie zmieniło. Te same osoby, pracujące w obsłudze i ten sam tłum przedzierających się ludzi.
     Dostrzegłam przy wyjściu dwie znajome osoby. Przy drzwiach stała ciocia, Stella i ich syn, Arthur.
- Witajcie! – Wykrzyknęła, ściskając mnie mocno. Skrzywiłam się lekko, gdyż jak na sześćdziesięcioletnią kobietę ma krzepę.
     Stella jest jedyną ciotką, którą wewnętrznie aprobuję. Ma brązowe włosy i niebieskie oczy. Przyjrzałam się kobiecie. Nic się nie zmieniła. Miała ten sam ciepły i serdeczny uśmiech.
     Przeniosłam swój wzrok na kuzyna. Arthur ma dwadzieścia pięć lat. Piętnaście lat temu został adoptowany przez wujka i ciocię, gdyż rodzice Arthura zginęli w katastrofie samolotowej. Nigdy nie poznałam jego rodziców, ale dużo się o nich dowiedziałam, głównie z opowieści Stelli, która przyjaźniła się z panią Agnes, matką chłopaka. Arthur był do niej bardzo podobny. Był mulatem i miał przepiękne czekoladowe oczy. Uroku dodawała mu burza kręconych włosów, z którą wygląda uroczo. W tym roku kończy przedostatni rok prawa i planuje zostać notariuszem. Kilka lat temu przyjaźniliśmy się. Był dla mnie najbliższą osobą na świecie, jednak każdy z nas poszedł w inną stronę i kontakt się urwał.
     Spojrzałam na mijające za oknem budynki. Byliśmy w drodze do posiadłości wujka. Przymknęłam oczy, przygotowując się psychicznie na spotkanie z ojcem. Nigdy nie przypuszczałam, że można tak bardzo kogoś nienawidzić. Zniszczył mi i mojej mamie życie i na pewno mu tego nigdy nie wybaczę.
- O czym myślisz? – Spytał Arthur, przyglądając mi się. Wzięłam głęboki wdech, zastanawiając się szybko, jaką bajeczkę mu sprzedać, aby dał mi spokój, chociaż wiedziałam, że będzie ciężko, zważywszy na to, że w naszej rodzinie upór to cecha, którą każdy posiada.
- O uczelni. – Odpowiedziałam. Ucieszyłam się, gdyż mój głos zabrzmiał naturalnie. – Będę musiała się przyzwyczaić do nowego miejsca. W końcu dwa lata poza Anglią to dużo. – Dodałam. Kiwną głową ze zrozumieniem.
- Na pewno sobie poradzisz – odparł, uśmiechając się pokrzepiająco.
     Do domu dojechaliśmy pół godziny później. Z zachwytem oglądałam każdy szczegół, gdyż posiadłość Wengerów była przepiękna. Jeszcze nigdy tutaj nie byłam, ponieważ dopiero rok temu wujek ją kupił.
- Arthur zaprowadź Alex do jej pokoju – poprosiła ciocia.
- Jasne – odparł chłopak i gestem ręki wskazał, abym poszła za nim.
     Hol był ogromny i bardzo przestronny. Schody były z marmuru i szłam powoli, aby nie zlecieć na dół. W domu znajdowały się cztery piętra. Mój pokój był na samej górze.
- Całe to piętro jest do twojej dyspozycji – powiedział. Rozejrzałam się dookoła.
     Ściany były koloru czerwonego grejpfruta. Meble były z jasnego drewna. Na jednej z komodzie stały figurki, które niegdyś przywiozłam z Bułgarii. Spojrzałam pytająco na Arthura.
- Wszystkie twoje rzeczy ze starego pokoju przywieźliśmy tutaj, abyś poczuła się, jak u siebie. – Wyjaśnił. Kiwnęłam głową ze zrozumiem.
     Koło łóżka znajdował się czerwony, włochaty dywanik. Na ścianie, nad łóżkiem zostały powieszone plakaty moich ulubionych piłkarzy. Między innymi Thierry Henry.
     Uwielbiałam piłkę nożną. Miłością do tego sportu zaraził mnie wujek i Emily.
      Emily.
     Wspomnienie o niej nadal boli. A najbardziej to, że nie byłam przy niej w ostatnich dniach jej życia.

*****

Łucja

     Następnego dnia od samego rana chodziłam podekscytowana. A to za sprawą dzisiejszego meczu towarzyskiego Arsenal kontra Tottenham, który miał odbyć się późnym popołudniem.
     Rano musiałam pojechać do sklepu po zamówiony wczoraj zegarek dla Wojtka.
      Wracając do domu, wstąpiłam do kawiarni, w której umówiłam się z Nicklasem. Chciał poważnie ze mną porozmawiać. Miałam tylko nadzieję, że ta „poważna sprawa” nie dotyczyła mojej przyjaciółki.  
     Mimo, że bardzo lubiłam i szanowałam Nicka, to na chłopaka dla Anny się nie nadaje. Jest niestały w uczuciach, a nie chciałam, aby zranił serce mojej przyjaciółki.
- Dziękuję, że przyszłaś – powiedział, kiedy dosiadłam się do stolika.
- Nie ma za co. Ale teraz mówi, co się stało.
- Mam problem – westchnął ciężko. Uśmiechnęłam się do siebie. Na pewno chodziło o dziewczynę. Pocieszał mnie fakt, że nie utrzymywał kontaktu z Anką.
- Dziewczyna? – Spojrzałam na Duńczyka badawczo. Kiwną głową. – Jak ma tym razem na imię?
- To twoja przyjaciółka – odpowiedział. Moja mina zrzedła. Nick roześmiał się, widząc moją reakcję. – Nie musisz się martwić.
- Muszę – odparłam bardzo poważnie. – Anne jest moją przyjaciółkę.
- Nie skrzywdzę jej. Jest dla mnie zbyt ważna.
- Utrzymujecie ze sobą kontakt?
- Bez przerwy. – Odpowiedział. Byłam zła, że Anka nie powiedziała mi, że kontaktuje się z Nicklasem.
- Dlaczego akurat ona? – Spytałam, marszcząc czoło.
- Dlaczego? – Powtórzył pytanie. – Jest inna od tych wszystkich dziewczyn, które dotychczas poznałem. Jest wspaniałą osobą. Jest mądra i inteligentna. Ma poczucie humoru i jest przede wszystkim naturalna i szczera. Nawet czasem aż za bardzo szczera, ale właśnie to w niej tak uwielbiam. Nie udaje nikogo. Jest po prostu sobą. – Mimo woli się uśmiechnęłam. To z jaką pasją mówił o mojej przyjaciółce, sprawiało, że cieplej na sercu się robiło. Jestem pewna, że gdyby Anka usłyszała słowa Nicka, podzieliłaby moje zdanie. Ale szybko się otrząsnęłam i powróciłam do trzeźwego myślenia. Mimo, że z uczuciem mówił o Ani, nadal widziałam w moim przyjacielu starego Nicklasa, który zostawił Isabel.
- A moja rola na czym będzie polegać? – Spytałam, odpychając od siebie ponure myśli związane z Isabel, które powracały, jak bumerang i nie pozwalały spojrzeć na Nicka przychylnym wzrokiem.
- Nie długo rozpoczyna się Euro i przyjadę dopingować chłopaków z drużyny. Pomóż mi się zbliżyć do Ann.
- Słucham? – Spytałam słabo. Niby miałam popchnąć w ramiona Nicklasa Ankę, aby ten złamał jej serce? Nie. Nie. Nie. Obydwoje byli moimi przyjaciółmi i nie mogłam pozwolić, aby któreś z nich cierpiało.
- Znam siebie i wiem, że sam mogę coś sknocić. Pomóż mi. – Spojrzał na mnie błagalnie.
- Miałabym się niby zabawić w swatkę? – Zapytałam, aby rozwiać swoje wątpliwości.
- No tak – odpowiedział powoli. – Jeżeli ty to tak ujęłaś. – Uśmiechnął się niewinnie. Wywróciłam oczami. – No i co? Zgodzisz się? – Wzięłam głęboki wdech, co zarazem pozwoliło mi na szybkie zebranie myśli. Musiałam mu wytłumaczyć dlaczego nie chcę pomóc, w taki sposób, aby nie zrozumiał mnie źle oraz nie odebrał moich słów, jako atak na jego osobę. Ale wydawało mi się, że Nicklas nie należy do osób wrażliwych. No właśnie – wydaje mi się. Ale ma przecież uczucia i odróżnia dobro od zła. Prawda?
- Nick – zaczęłam spokojnym acz stanowczym głosem – bardzo cię lubię. Uważam cię za mojego przyjaciela. Jesteś, to znaczy mam nadzieję, że jesteś dobrym chłopakiem, ale nie obraź się, gdyż nie pozwolę na to, aby Ann cierpiała.
- Dlaczego zakładasz z góry, że ją skrzywdzę?
- Nie wiem tego – przyznałam. Na powrót w mojej głowie pojawiła się historia, którą opowiedział mi niegdyś Theo, a która dotyczyła Nicka i jego byłej dziewczyny. – Jednak nie chcę, aby moja przyjaciółka przeszła przez to samo piekło, co Isabel – wypaliłam, zanim ugryzłam się w język. W napięciu oczekiwałam wybuchu złości ze strony Nicka, jednak nic się takiego nie wydarzyło. Dostrzegłam w oczach Nicka ból, którego przedtem nie widziałam.
- Już wiesz? – Bardzie stwierdził niż zapytał. Kiwnęłam nieśmiało głową. – Nawet nie wyobrażasz, jak bardzo żałuję swojego czynu. Gdybym mógł cofnąć czas... – Urwał. Odwrócił głowę i spojrzał w okno. – Theo może ci powiedział, co stało się z dzieckiem i Isabel? – Na powrót spojrzał na mnie.
- Próbowała popełnić samobójstwo. Ją dało się uratować, jednak dziecka już nie – odpowiedziałam. Przymknął na moment oczy.
- Nie wiedziałem, że miała próbę samobójczą – powiedział. Odchrząknął i kontynuował dalej. – Theo nadal myśli, że nic nie wiem – zaśmiał się, ale nie było w tym ani nutki życzliwości. – Postanowiłem wrócić do Kopenhagi. Zrozumiałem, że nie potrafię bez nie żyć. Lucy, ja ją naprawdę kochałem. Była całym moim światem, ale kiedy powiedziała, że jest w ciąży, przestraszyłem się. Powiedziałem te słowa w złości, a potem wróciłem do Londynu. Po kilku miesiącach pojechałem do Danii. Chciałem błagać ją o wybaczenie i zabrać ją do siebie. Chciałem stworzyć z nią prawdziwy dom dla tego malucha. Najpierw pojechałem do jej rodziców. Nawet nie chcieli ze mną rozmawiać, powiedzieli tylko, że próbowała się zabić. Ona przeżyła, dziecko nie. Poczułem wtedy ból, jakiego nigdy wcześniej nie zaznałem. Następnie pojechałem do jej mieszkania. Nie otwierała. Nie mogła już otworzyć. – Jego głos drżał. – Popełniła samobójstwo. Zostawiła list. Napisała w nim, że mimo, jaką jej krzywdę wyrządziłem nadal mnie kochała. Napisała, że zawsze będzie mnie kochać i czuwać nade mną. Życzyła mi, aby poznał dziewczynę, która będzie mnie warta, bo ona najwidoczniej nie była, gdyż ją zostawiłem. Napisała jeszcze, że tam z góry będzie mi kibicować, bo zasługuję na szczęście. – Wziął głęboki wdech. – Nawet nie wiesz, jak się wtedy poczułem. Już wolałbym, aby napisała, że mnie nienawidzi, że czuje do mnie obrzydzenie, a zamiast tego obwiniała się, że ją zostawiłem. Do tej pory mam koszmary i wyrzutu sumienia. Gdyby nie szczeniackie zachowanie z mojej strony, bylibyśmy nadal razem, a ja bym od dwóch lat był ojcem i z uśmiechem wracał do domu, gdzie czekałyby na mnie dwie najważniejsze osoby na świecie. Żona i syn. Chciałem jej się oświadczyć.
- Przykro mi – wydukałam. Nie wiedziałam, co mogłam powiedzieć.
- Theo nie wie, że pojechałem do Kopenhagi po Isabel i dziecko. Na początku miałem do niego żal, że nic mi nie powiedział.
- Dlaczego mu nie powiesz?
- To już nie ma znaczenia.
- Gdyby ci powiedział, jestem pewna, że teraz byłbyś z Isabel. Wróciłbyś po nią.
- Masz rację. – Przyznał. Byłam zła na Theo. Nicklas odezwał się, jakby odczytując moje myśli. – Nie obwiniaj Theo. To nie jego wina, a moja. To ja zawaliłem na całej linii i żal o ten dramat mogę mieć tylko i wyłącznie do siebie. To nie Theo spieprzył mi życie, a ja sam. Nie mam do niego już żalu.
- Powinniście porozmawiać o tym. On nadal jest przekonany, że nic nie wiesz, że nic nie zrobiłeś. On uważa cię...
- Za pozbawionego uczuć egoistę? – Przerwał mi. – Wiem o tym, Lucy. I nie obchodzi mnie jego zdanie na mój temat. Najważniejsze, że ja wiem i ty wiesz, jak było naprawdę i nie chcę zmieniać niczego. To nie przywróci życia Isabel, a tylko rozgrzebie bolesne rany, które zaleczyłem, a nie wyleczyłem.
- A Ann? – Zapytałam. – Czy ona nie jest czasem odskocznią od złych wspomnień?
- Moimi odskoczniami były te wszystkie dziewczyny na jedną noc, które...
- Dobra nie kończ – mruknęłam. – W porządku – westchnęłam – niech stracę. Mam ogromną nadzieję, że nie będę tego żałować – zmrużyłam groźnie oczy. – Chyba jestem wariatką, ale pomogę ci. Ale jeśli ją skrzywdzisz, będziesz miał przechlapane.
- Nie skrzywdzę. Jest dla mnie naprawdę ważna. – Powiedział, uśmiechając się z wdzięcznością. W tamtym momencie obawiałam się, że Anka może nie odwzajemniać uczuć Nicka, co będzie pewnie ogromnym ciosem dla niego.

*****

     Nicka zawsze uważałam za duże dziecko, niezdolnego do głębszych uczuć. Jakże się pomyliłam. Współczułam mu z całego serca. Jego przeżycie jest idealnym przykładem na to, jak łatwo można zniszczyć sobie, jak i kogoś życie, szczeniackim i nieprzemyślanym zachowaniem. Mam tutaj na myśli również moją siostrę, Katarzynę. Mimo, że te dwie historie są bardzo różne, prezentują tę samą głupotę i upadek szczęścia człowieka. Oprócz różnicy historii, tę dwójkę różni jeszcze to, że Nicklas żałuję bardzo swojego postępowania. Próbował to w jakiś sposób naprawić, natomiast moja siostra jest nieugięta i nie potrafi przyznać się do błędu, a zamiast tego jeszcze bardziej w niego brnie.
- Stało się coś, że jesteś taka nieobecna? – Zapytał zmartwiony tata. Jechaliśmy właśnie na Emirates Stadium.
- Nic się nie stało – odpowiedziałam. Robert, widząc, że nie jestem skora do rozmowy, odpuścił i skupił całą swoją uwagę na drodze.
     Do meczu pozostała godzina, ale jak zwykle wszyscy wcześniej się zebrali. Wchodząc do środka zauważyłam, że brakuje tylko trenera.
- Witaj, piękna – poczułam, że Wojtek przytula się do mnie od tyłu. Oparłam się głową o jego tors i przymknęłam oczy.
- Jak się czujesz? – Spytałam, odwracając się do Wojtka przodem.
- Nie mogę się doczekać, kiedy skopiemy dupska tym... – nie dokończył, widząc moją pełną dezaprobaty minę.
- Cieniasy z płaczem wrócą do siebie, na ich podrzędny stadionik. – Powiedział z pewnością w glosie Ramsey, wygodnie opierając się o zagłówek fotela. Ucieszyłam się, widząc go w lepszej formie.
- Cieniasy kuta...
- Nicklas! – Krzyknął z naganą w głosie, Arteta. – Trochę dyplomacji.
- Ludzie! – Krzyknął Alex, wychodząc z szatni. Wszyscy z zaciekawieniem spojrzeliśmy na Chamberlaina. – Widział ktoś mój podkoszulek? – Zapytał. Wilshere ciężko westchnął.
- Znowu to samo – skwitował. – Jest tam gdzie zawsze! – Rzucił obojętnie i powrócił do czytania artykułu, jak się zorientowałam dotyczący jego osoby.
- Wiecie, gdzie trener? – Zapytał Robin Van Persie.
- Bardzo dziwne, że jeszcze go nie ma – stwierdził Giroud.
- Ej! – Krzyknął Bendtner. Wszyscy ze znudzeniem spojrzeli w stronę Duńczyka. – Super kawał zalazłem.
- Zrozum, że twoje kawały nie są super – powiedział Ramsey.
- Walijska kupo złomu – zaczął Nick – nie znasz się.
- Po pierwsze: to ty się nie znasz – skrzywił się nieznacznie. – A po drugie: ja – walijska kupa złomu zmieni cię po dwudziestu minutach meczu, więc nie obrażaj mnie. – Powiedział i uśmiechną się, widząc niezadowoloną minę kumpla. Duńczyk chciał się odgryźć, ale zamilkł, gdyż do środka wszedł pan Wenger. Jednak nie sam, towarzyszyła mu piękna czarnowłosa dziewczyna. Gdzieś już ją widziałam. Spojrzałam na Wojtka. Miał niezadowoloną minę.
- Przepraszam za spóźnienie – odezwał się mężczyzna, wymuszając uśmiech. Spojrzał na swoją towarzyszkę. – Pewnie większość z was nie zna mojej bratanicy, Alexandry, albo nie pamięta. – Powiedział, wskazując prawą ręką na gościa. Przyjrzałam się dziewczynie. Wyglądała na niezadowoloną i rozłoszczoną z faktu przebywania tutaj. Na pierwszy rzut oka, wyglądała... Szczerze mówiąc, odpychała swoim zimnym wzrokiem. Rozejrzała się dookoła. Swój wzrok zatrzymała na Wojtku i przez chwilę przyglądała mu się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Co mnie ominęło? – Zapytał wesoło, Alex, wychodząc z powrotem z szatni. Zmarszczył czoło, nie za bardzo rozumiejąc grobową atmosferą, jaka zapanowała w pomieszczeniu. Jednak po chwili zrozumiał, o co chodzi. Spojrzał na trenera i jego bratanicę. Uśmiechnął się szeroko. Podszedł do nich. – Cześć. Jestem Alex. – Powiedział, podając rękę nieznajomej. Dziewczyna z wymalowaną odrazą na twarzy spojrzała na mojego przyjaciela. Odwróciła się napięcie i wyszła szybko na korytarz. Wenger spojrzał na drzwi, nie rozumiejąc zachowania Alexandry.
- Przepraszam – zwrócił się do swojego podopiecznego. – Nie wiem, co w nią wstąpiło.
- Nic się nie stało. – Wzruszył ramionami. Jednak wiedziałam, że przykro mu było, że Alexandra w tak bezczelny sposób go potraktowała.
- Co za idiotka – skwitował cicho, Aaron.
- Teraz to, co powiem zaboli mnie niezmiernie – odezwał się Duńczyk – ale Ramsey ma rację. Idiotka z niej. – Powiedział, a ja musiałam się z nimi zgodzić.

*****

Alexandra

     Byłam wściekła, że siłą zostałam zmuszona, aby pójść na mecz Kanonierów. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby gdziekolwiek wychodzić. Marzyłam tylko o tym, żeby zostać w domu.
     Wiedziałam, że w momencie kiedy zobaczę Alexa mogę stracić panowanie nad sobą. Patrząc na niego, wezbrała się we mnie jeszcze większa nienawiść, jeśli było to możliwe. Zatem wolałam wyjść na korytarz, niż powiedzieć albo zrobić coś głupiego.
- Co się stało? – Zapytał wujek, podchodząc do mnie.
- Nic. – Odpowiedziałam obojętnie.
- Ty to nazywasz nic?! – Wykrzyknął. – Alex grzecznie podszedł do ciebie i przedstawił się, a ty potraktowałaś go w bardzo prymitywny sposób. – Warknął.
- To po co mnie tu przywiozłeś? Mówiłam ci, że nie mam ochoty tutaj przyjeżdżać. – Odwarknęłam. – Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć czy mogę już udać się na trybuny? – Zapytałam, siląc się na uprzejmy ton.
- Idź – powiedział, niezadowolony z mojego zachowania.
     Nie interesowało mnie to w jaki sposób potraktowałam tego chłopaka. Uraziłam go? Jeśli tak, to bardzo mnie to cieszy. Nie miałam zamiaru okazywać mu życzliwości. By dla mnie nikim, a kiedy stanął przede mną, zamarzyłam, aby cierpiał tak jak ja. Aby poczuł taki sam ból, jaki mi doskwiera od kilku lat. Życzyłam mu wszystkiego złego, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
     Skierowałam się w kierunku wyjścia na trybuny. Byłam tutaj kilka razy, wiec wiedziałam w jakim sektorze mam usiąść. Cały stadion był zapełniony kibicami Arsenalu i Tottenhamu. Komu kibicowałam? W tamtym momencie przeciwnikowi wujka. Chciałam, aby Chamberlain poczuł smak porażki.
     Poczułam, że ktoś siada koło mnie. Zignorowałam ową osobę, nie zaszczycając ją swoim spojrzeniem. Najwidoczniej nie przejęła się tym, ponieważ zajęła się rozmową z jakimś mężczyzną. Nie mówili po angielsku, więc ciężko było mi cokolwiek zrozumieć. Co prawda kiedyś uczyłam się polskiego, ale stwierdziłam, że jest zbyt trudny, więc dałam sobie z nim spokój.
     Kątem oka zauważyłam, że dziewczyna rozmawia z Robertem. Fizjoterapeutą Kanonierów. Poznałam go rok temu. Wydawał się być sympatyczny, ale nie zamieniłam z nim więcej niż dwa zdania. Chwilę później dosiadła się do nas Martyna, a Robert zszedł na dół, gdzie siedzieli rezerwowi.
- Witaj, Alex – zwróciła się do mnie z lekkim uśmiechem. Odwzajemniłam ten gest. Była wspaniałą kobietą i kiedy dowiedziałam się od wujka, że pobrali się z Robertem, ucieszyłam się. Pasowali do siebie. – Poznaj moją pasierbicę, Lucy – wskazała głowę na brunetkę. Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie ciepło. Mimo woli też się uśmiechnęłam. Nie znałam jej w ogóle, ale wiedziałam, że emanuje z niej pozytywna energia, którą pewnie zarażała nią ludzi wokół siebie, jednak byłam zbyt zepsuta, aby i ona mną zawładnęła.
- Miło mi – powiedziałam, ściskając jej rękę.
- Mi również – odparła.
- Na długo przyjechałaś? – Zapytała Martyna.
- Na zawsze – odpowiedziałam, odwracając głowę w stronę stadionu, co oznaczało, że nie chcę kontynuować tematu. Chyba zrozumiała moją aluzję, bo już o nic więcej nie pytała.
     Na murawę w końcu weszły obie drużyny. Lucy podskoczyła podekscytowana i krzyczała: Wojciech. Domyśliłam się, że jest jego dziewczyną. Poza tym miała na sobie jego koszulkę z numerem trzynaście.
     No tak! To o niej mówiła Emily. Pewnego dnia, kiedy rozmawiałam z moją siostrą, wspominała o pewniej dziewczynie, w której chyba zakochał się Wojciech. W ukryciu przyjrzałam się partnerce bramkarza. Była naprawdę bardzo ładna, jednak nie dorównywała mojej siostrze.
     Po dwudziestu minutach wujek rozporządził zmianę zawodników. Zamiast Bendtnera wszedł Ramsey. Nie znałam ich, ale kojarzyłam mniej więcej, który to a który.
     Po pierwszej połowie Arsenal prowadził przewagą dwóch punktów. Na początku drugiej połowy na boisko wszedł ku mojemu niezadowolenia Chamberlain. Z nienawiścią wpatrywałam się w ciemnoskórego.
- Gol! – Krzyknęła, Lucy podrywając się do góry, kiedy dzięki Walcottowi piłka wylądowała w bramce.
     Mecz zakończył się cztery do jednego dla Arsenalu. Niestety czwartego gola dla drużyny uzyskał Alex. Po zakończonym meczu, Wojciech wbiegł po schodach i podszedł do Lucy, porywając ją w swoje ramiona. Namiętnie ją pocałował, a następnie wrócił do szatni.
     Miałam nadzieję, że po meczu wrócę do domu, ale wujek zorganizował małe przyjęcie. Z niezadowoloną miną udałam się w kont, aby w samotności cierpieć katusze. Byłam zła, że Arthur nie przyjechał z nami. Ale cóż mogłam poradzić? Musiał się uczyć do egzaminów.
     Rozglądałam się po sali. Mój wzrok zatrzymał się na Lucy. Stała przytulona do Wojciecha i z uśmiechem przysłuchiwała się rozmowie jej chłopaka, Ramseya, Bendtnera, Wilsherea i Walcotta. Co jakiś czas wybuchali głośnym śmiechem. Czasami Ramsey i Bendtner popychali się nawzajem i wymieniali się śmiesznymi minami.
     Poczułam ukłucie zazdrości. Gdybym tylko chciała, mogłabym zająć miejsce Lucy i być w centrum uwagi. Postanowiłam jednak zmienić swój obiekt zainteresowania na stół, który uginał się od przeróżnych trunków. W duchu śmiałam się, że za każdym razem, kiedy któryś z piłkarzy chciał nalać sobie drinka, lub wziąć kieliszek szampana, poszczególni trenerzy wysyłali ich z kwitkiem. Zatem stwierdziłam, że owy poczęstunek jest przeznaczony tylko dla gości, więc skierowałam się w stronę przysmaków alkoholowych. Postawiłam na tequilaę. Poczułam, że ktoś podszedł do stołu. Nie zainteresowałam się któż to był, gdyż zajęta byłam rozpracowaniem, jak działa butelka, z której nie chciał lecieć trunek.
- Cholera – mruknęłam.
- Musisz mocniej przechylić – usłyszałam wesoły głos, który niewątpliwie należał do pana Chamberlaina. Odstawiłam mocno butelkę na stół, robiąc przy tym trochę hałasu. Kilka osób spojrzała z zaciekawieniem w nasza stronę. Ze złością spojrzałam na chłopaka, który już się nie uśmiechał.
- Nie potrzebuję pomocy – wycedziłam. Na pewno nie od ciebie, dopowiedziałam w myślach.
- Posłuchaj, nie chciałem, żebyś mnie źle zrozumiała – odparł, wyciągając ręce w geście obronnym. Spiorunowałam go spojrzeniem.
- Nie – zaczęłam oschle – to ty lepiej posłuchaj: nie wpieprzaj się do mnie, jasne? Nie potrzebuję pomocy, a na pewno nie twojej, dzieciaku. – Warknęłam i wyminęłam go.
- Dziewczyno! Nie złość się! – Zawołał za mną. Nie zareagowałam. 
     Wychodząc z sali, wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Już chciałam wyrzucić z siebie cały jad, ale stwierdziłam jednak, że to moja wina. Poszkodowanym okazał się być Ramsey.
- Uważaj – syknęłam tylko i przyspieszyłam kroku. Chciałam, jak najszybciej wyjść z tego budynku.
- Przepraszam najmocniej, primadonno! – Krzykną z ironią w głosie, Walijczyk.

9 komentarzy:

  1. Świetny odcinek. Kawał chłopaków zrobiony Sandrze był super. Należało jej się. Alexandra powinna odpuścić. To przecież nie wina Alexa, co robi jego matka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohoho. Ale Alexandra jest głupia. Hahaha! :D Biedny Alex.. :( Mi się wydaje, że się z nim jeszcze pogodzi. Super rozdział! W sumie to się ucieszyłam, że Alexandra pojedzie do Wengera. Tak jakoś lepiej się będzie czytało :) A teraz życzę miłego tygodnia i pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Od razu zacznę od tego że Nick i Aaron mają w tym opowiadaniu najlepsze teksty. ''Walijska kupo złomu'' lub ''Przepraszam najmocniej, primadonno'' jak czytam to normalnie humor mi się poprawia. Szkoda mi trochę Alexandry ponieważ widać dziewczyna jest troszkę zagubiona ależ z drugiej strony nie rozumiem jej złego zachowania w stronę Alexa. Nie potrzebnie tak wybucha. Mam jednak nadzieje że wszystko w jej życiu się ułoży. Wracając tutaj DO Łucji, to ciesze się że u niej się jak najbardziej układa. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super czekam na następny rozdział z niecierpliwoscia...

    OdpowiedzUsuń
  5. wróciłam i nadrobiłam zaległości. trochę tego było ale przynajmniej było co czytać XD
    zacznę od Alexandry: ta dziewczyna we mnie litość a zarazem wściekłość. Jest bardzo zagubiona i oby odnalazła swoją drogę. Ma wspaniałych przyjaciół. dużo przeszła w życiu i nie dziwię się że zamknęła się w sobie i nie potrafi szczerze rozmawiać o swoich problemach
    dalej, Łucja: nawet nie masz pojęcia jak się ucieszyłam kiedy zostali parą!!!!!!!!!!! obawiam sie tylko sandry, która pewnie już obmyśla plan zemsty
    co do Miłosza to mam takie same przeczucie jak przyjaciółki Łucji - chłopak ewidentnie coś do niej czuje!
    Nicklas: spieprzył swoje życie na własne życzenie, ale najważniejsze że wie i zdaje sobie z tego sprawę i ma wyrzuty sumienia. Jednakże jest dobrym chłopakiem i mam nadzieję że z Anką mu wyjdzie.....
    Aaron: ten człowiek jest szczerze powiedziawszy dla mnie zagadką, ale zgodzę się ze swoją przedmówczynią że Ramsey i Bendtner mają najlepsze teksty
    teraz pozostaje mi wyczekiwać kolejnego rozdziału
    pozdrawiam .
    kaśkaaa

    OdpowiedzUsuń
  6. Kawał się chłopakom udał . Ciekawe czy jeszcze Sandra namiesza w życiu Łucji. Czekam na następny jeśli możesz to informuj mnie o następnych rozdziałach . Zapraszam też do siebie :
    www.stadion-oszalal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta Alex to mnie troszkę irytuje swoim zachowaniem... Wujek chce jak najlepiej dla niej, stara się, a ona zachowuje się w takki chamski sposób. W dodatku rzuca się do Alexa, który nie jest kompletnie świadom o co tej kobiecie chodzi... Mam nadzieję, że ta "pimadonna" jak najszybciej znormalnieje...
    Pozdrawiam! :))
    A no Lucy i Wojtuś niech się nie kłócą :)
    http://love-and-other-cases.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  8. 4 rozdzial na : www.stadion-oszalal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyżby Alexandra będzie chciała odbić Wojtka Łucji ?
    zapraszam do mnie www.wszyscy-jestesmy-druzyna-narodowa.blogdot.com

    OdpowiedzUsuń