2012-11-10

Rozdział 30

Witam!!! Rozdział wyszedł beznadziejnie, ale nie miałam siły, aby cokolwiek zmieniać.
Pozdrawiam i miłego czytanie!!!
_________________________________________________________________________________

Łucja

- Co się stało? – Spytałam po raz kolejny, licząc, że w końcu usłyszę odpowiedź. Aaron wziął głęboki wdech i zaczął opowiadać swoją historię.
- Jakiś czas temu poznałem dziewczynę. Miała na imię Chelesa. Poznaliśmy się w klubie. Zaczęliśmy się spotykać. Jak głupi się zakochałem. Mówiła, że też mnie kocha i chce być ze mną. Uwierzyłem jej. Od jakiegoś czasu się nie odzywała. Martwiłem się, że mogło się cos stać. Postanowiłem pojechać do Leeds, aby sprawdzić czy wszystko w porządku. – Urwał. Podniosłam się lekko na łokciu, aby dokładnie widzieć twarz przyjaciela. W jego oczach pojawiły się łzy. Żal mi się zrobiło chłopaka. Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie.
- Jeśli nie chcesz, to nie mów – powiedziałam łagodnie, mając jednak nadzieję, że będzie kontynuować.
- Pojechałem do jej mieszkania. Nie zastałem Chelesy, za to poznałem Louisa, jej męża, z którym pobrała się trzy lata temu.
- Tak mi przykro – wydukałam, będąc w lekkim szoku.
- Byłem jej zabawką. Oznajmiła mi, że byłem dla niej odskocznią od tej pieprzonej rutyny, ale znudziłem się jej i nie chce mnie znać.
- Znajdziesz jeszcze dziewczynę, która szczerze cię pokocha i przy której będziesz szczęśliwy. To, że raz nie wyszło, nie oznacza, że wszystkie dziewczyny są takie, jak Chelesa. – Próbowałam pocieszyć Aarona.
- Pasuję. Koniec z dziewczynami – odparł. – Mam już dość. Nie pozwolę, aby jakakolwiek dziewczyna całkowicie mną zawładnęła.
- Serce nie sługa, Aaron. – Powiedziałam z nikłym uśmiechem. Ramsey odwzajemnił uśmiech.
- Wiesz co, Lucy? – Zagaił. Spojrzałam na chłopaka z zaciekawieniem. - Gdyby nie fakt, że Wojciech leci na ciebie, mógłbym się w tobie zakochać. – Powiedział poważnym tonem. Zaśmiałam się histerycznie. – Luzik, Lucy. Żartowałem tylko – mrugnął do mnie.
- A co tutaj się dzieje! – Wykrzyknął z udawanym oburzeniem Szczęsny, wchodząc do pokoju. – Skandal! Mój przyjaciel leży w łóżku z moją dziewczyną! – Dopiero po chwili doszło do niego, co powiedział.
- To ty i Lucy jesteście razem? – Zapytał zdezorientowany Theo.
- Wojtek! – Wykrzyknęłam.
- Wymknęło mi się – spojrzał na mnie przepraszająco.
- To wy jesteście razem? – Drążył, Theo.
- Tak – odpowiedziałam, wstając z łóżka.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Swojemu najlepszemu przyjacielowi? – Zapytał z wyrzutem, Walcott.
- To ja jestem najlepszym przyjacielem Lucy! – Powiedział Aaron.
- Nie prawda, bo ja – odezwał się Duńczyk.
- Nieważne, ile będziecie się licytować, ale w hierarchii najwyżej stoję ja – odarł z wyższością Wojtek, przyciągając mnie do siebie i całując w czoło.
- No to jedziemy do Leeds skopać dupsko mężowi Chelesy. – Powiedział ochoczo, Alex.
- Nie – odparł Aaron. – To rozdział zamknięty i chcę o tym zapomnieć. – Dodał po chwili, jednak nadal widziałam w jego oczach ból, który zapewne tak szybko nie zniknie.

*****

Alexandra

     Korzystając z tego, że rozpoczął się weekend i nie musiałam iść na uczelnię, sobotnie przedpołudnie spędziłam w łóżku. Musiałam odespać jeszcze ostatnią imprezę, której skutkiem był kac, który w każdy możliwy sposób przeszkadzał mi w normalnym funkcjonowaniu. Jednak, kiedy wybiła godzina dwunasta postanowiłam wstać i odświeżyć się.
     Robiąc obiad, włączyłam telewizor. Przełączyłam na kanał sportowy. Leciała akurat powtórka meczu: Arsenal – Tottenham. Tej pierwszej drużyny managerem jest mój wuj, Arsene Wenger, a brat mojego wyrodnego ojca. To właśnie mój kochany wujaszek kupił mi apartament w Budapeszcie, i co miesiąc na moje konto przesyła sporą sumkę pieniędzy, jak twierdzi, aby niczego mi nie brakowało.
     Z wujkiem odkąd pamiętam miałam dobry kontakt. Jest dla mnie, jak drugi ojciec. Jest, jak ojciec, o którym zawsze marzyłam.
Spojrzałam w ekran telewizora. Na boisko wszedł akurat Alex Chamberlain. W swoim życiu widziałam go na żywo dwa razy: pierwszy raz na meczu inauguracyjnym sezon 2009, drugi raz na imieninach wujka. Za każdym razem, kiedy go widzę wzbiera się we mnie złość. Nie na widzę go. Dlaczego? Jest synem kobiety, która niszczy małżeństwo moich rodziców. Ten jeden powód wystarczy, abym życzyła mu wszystkiego najgorszego.

*****

- Mówiłam ci, że nie mam ochoty na imprezę. – Mruknęłam, jednak żadne z moich słów nie docierało do Georga.
- Jak zwykle marudzisz – westchnął, kręcąc głową z dezaprobatą.
     George Anderson jest moim przyjacielem. Jego jako pierwszego poznałam w Budapeszcie i to dzięki niemu oswoiłam się z nowym miejscem. Jest o rok ode mnie starszy i studiuje farmację. Pochodzi z Manchesteru. Kilka miesięcy temu na uczelni krążyły pogłoski, że jesteśmy parą, ale oczywiście to bzdura. Lubię go, ale jako kolegę. Jest wysokim brunetem o niebieskich oczach. Jest bożyszczem na uczelni. Tak jak ja nie za bardzo lubi mieć dużo przyjaciół, woli kilku, a prawdziwych, zamiast zgraję fałszywych. Czasem mnie irytuje i doprowadza do złości, ale jest wspaniałym przyjacielem. Zachowuje się, jak starszy brat, szczerząc mnie od głupot i problemów, ale sam jest, jak magnes na kłopoty.
- Możemy wrócić do mnie i obejrzeć jakiś film? – Zaproponowałam. Spojrzał na mnie mrużąc oczy.
- Co się stało z dawną Alex, która nie odpuściłaby żadnej imprezy?
- Dorosła? – Spytałam, ale mój głos zabrzmiał, jakby to było oczywiste. Pokręcił przecząco głową.
- Zagubiła się gdzieś, a ja pomogę dawnej Alex powrócić. – Oznajmił, ciągnąc mnie w stronę nowo otwartego klubu.
- Naprawdę nie mam ochoty! – Jęknęłam.
- Dlaczego? Stało się coś? Żałoba czy co innego? – Spojrzał na mnie wyczekująco. W moich oczach pojawiły się łzy.
     Nie powiedziałam Georgowi o śmierci Emily. Dlaczego? Bo tak było łatwiej. Nie chciałam wysłuchiwać tych żałosnych tekścików, jak bardzo mu przykro. Nie byłam w stanie znieść myśli, że ktoś się nade mną lituje. Nie potrzebowałam tego. Sama umiem o siebie zadbać i idzie mi całkiem nieźle.

*****

Łucja

     Swoje życie mogę śmiało podzielić na cztery etapy. Pierwszy, kiedy było beznadziejnie, czyli okres po śmierci Eweliny. Drugi, kiedy w moim życiu na jakiś czas wyszło słońce, czyli moment w którym poznałam Karola. Trzeci, kiedy było okropnie: zdrada Karola i wojna z Sandrą. Czwarty, w którym obecnie się znajduję i jestem szczęśliwa.
     Usłyszałam dzwonek do drzwi, wstałam z kanapy i poszłam otworzyć.
- Witaj, piękna – ujrzałam przez sobą źródło swojego szczęścia. Uśmiechnęłam się szeroko, czując w brzuchu przysłowiowe motyle. Czy to uczucie się kiedykolwiek skończy? Patrząc na niego, mogę z pewnością stwierdzić, że nie.
- Cześć – powiedziałam, a z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Wojtek podszedł do mnie, złapał w talii i przyciągnął do siebie, składając na moich ustach pocałunek.
- Co robicie? – Zapytał Robert pojawiając się tuż za nami w progu drzwi wejściowych. Odskoczyliśmy od siebie, jak poparzeni.
- Cześć tato – powiedziałam lekko skrępowana. Wojtek z całych sił próbował się powstrzymać od parsknięcia.
- Wychodzicie? – Spytała Martyna, szybko zmieniając temat, za co w tamtym momencie szczerze jej dziękowałam.
- Zabieram Łucję do muzeum Madame Tussaud, a potem...
- Miłej zabawy – przerwała Martyna.
- A potem gdzie idziecie? – Spytał ojciec, zakładając ręce na piersi. Martyna teatralnie przewróciła oczami.
- Daj młodzieży spokój – powiedziała, patrząc na swojego męża karcąco. – Bawcie się dobrze. – Zwróciła się do nas.
- Twój tata zaczyna wariować – powiedział Wojtek, kiedy byliśmy w drodze do centrum miasta.
- Martwi się o mnie – odparłam.
- Dzisiaj po treningu odbył ze mną poważną rozmowę.
- Co mówił? – Zapytałam lekko przerażona tym, co mogę usłyszeć.
- Powiedział tylko, że nie chce zostać przedwcześnie dziadkiem – odpowiedział i wybuch głośnym śmiechem.
- To nie jest śmieszne! – Mruknęłam zażenowana zachowaniem ojca.
- Nie denerwuj się, kochanie – powiedział delikatnie, spoglądając na mnie ukradkiem. Słysząc słowo „kochanie”, poczułam przyjemne ciepło i rozpierające mnie szczęście od wewnątrz.
     Popołudnie spędzone z Wojtkiem było wspaniałe. Muzeum Madame Tussaud było jednym z najciekawszych w jakim byłam. Od dawna tak dobrze się nie bawiłam. Wojtek cały czas mnie rozbawiał i sprawiał, że czułam się w jego towarzystwie naturalnie. Nie musiałam przy nim nikogo udawać. Wiedziałam, że mogę z moim chłopakiem porozmawiać na każdy temat bez jakiejkolwiek krępacji. Mój chłopak – brzmi tak wspaniale. Brzmi tak nierealnie. I pomyśleć, że kilka miesięcy nie chciałam się z nim umówić, twierdząc, że jest pustym, zapatrzonym w siebie piłkarzykiem. Kolejny raz czas pokazał, że życie lubi być przewrotne i zaskakujące.
- O czym myślisz? – Dobiegł do mnie głos Wojtka. Szliśmy akurat jedną z ulic Londynu, trzymając się za ręce.
- O nas. – Odpowiedziałam. – Pamiętasz początki naszej dosyć burzliwej znajomości? – Zapytałam. Blondyn zaśmiał się gardłowo.
- Jak mogę zapomnieć, jak dałaś mi kosza. – Spojrzał w moją stronę, obdarowując mnie najwspanialszym uśmiechem, który był przeznaczony tylko dla mnie. – Nie zapomnę też nigdy tego, jak nawrzeszczałaś na mnie w centrum handlowym.
- Nadal mi głupio to w jaki sposób cię potraktowałam, ale przyznaj, że miałam powód.
- Powód? – Powtórzył.
- Nie pamiętasz imprezy, na której pojawiłeś się z Robertem? – Spytałam. – Na której zachowałeś się jak prymityw. – Dodałam z przekąsem.
- Przynajmniej nie zapomnisz naszego, jakże długiego tańca. – Mrugnął do mnie.
- Masz całkowitą rację, że nie zapomnę, gdyż było to najgorszy taniec w moim życiu. – Zaśmiałam się.
- Ale w Manchesterze nie miałaś chyba powodu do narzekań na mój brak umiejętności tanecznych? – Spytał. Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż przyciągnął mnie do siebie i pocałował.
- Ludzie się patrzą – powiedziałam, lekko odsuwając się od Wojtka. Blondyn wzruszył tylko ramionami i znowu mnie pocałował, a ja zapomniałam o całym Bożym świecie. Liczyło się tylko to, że jestem w jego objęciach.

*****

Alexandra

     Georg jest na mnie wściekły i nawet nie jestem zdziwiona jego zachowaniem. Jest moim przyjacielem, a ja zataiłam przed nim wiadomość o śmierci mojej siostry.
- Tak przyjaciele się nie zachowują – powiedział z żalem. Wsiadł w taksówkę i odjechał, zostawiając mnie samą przed klubem.
     Nie jestem zła na niego. Zła mogę być tylko na siebie, i szczerze powiedziawszy jestem. Żałuję, że nie powiedziałam Georgowi o śmierci Emily, może byłoby mi łatwiej przejść przez ten koszmar związany z pogrzebem, przyjazdem do Londynu oraz widoku zakłamanej twarzy ojca.
     Mój natłok myśli przerwała pewna postać, stojąca koło drzwi wejściowy do budynku, w którym mieszkałam. Była to sylwetka kobiety. Kiedy podeszłam bliżej, okazało się, że owa nieznajoma to moja przyjaciółka, Sybil.
- Czekam tutaj już dwie godziny. Gdzie byłaś? – Spytała zdenerwowana. Nie odpowiedziałam, tylko przytuliłam dziewczynę.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. – Powiedziałam po chwili. – Ale co tutaj robisz?
- Przyjechałam odwiedzić swoją przyjaciółkę? – Spytała, ale jej głos zabrzmiał, jakby to było jasne jak słońce.
- Wjedź – gestem ręki zaprosiłam dziewczynę do środka.
- Stało się coś? – Zapytała, kiedy siedziałyśmy przy kuchennym stole i piłyśmy herbatę.
- A co się miało stać?
- Jesteś przygnębiona. – Stwierdziła. Westchnęłam ciężko.
     No tak! Zapomniałam, że przed Sybil nie da się ukryć niczego. Nawet jeśli nie zna przyczyny mojej złości, żalu i bólu, zawsze wie doskonale, co się dzieje ze mną.
- Doczekam się w końcu odpowiedzi? I nawet nie myśl sobie, że zwykle „wszystko w porządku” wystarczy. – Zmrużyła podejrzliwie oczy. Wzięła do ręki kubek gorącej herbaty i upiła łyka.
- Pokłóciłam się z Georgem. – Odpowiedziałam.
- O co?
- Ma do mnie żal, że nie powiedziałam mu o śmierci Emily.
- Nie powiedziałaś? – Spojrzała na mnie zaskoczona. Pokiwałam przecząco głową.
- Nie czułam wewnętrznej potrzeby, a poza tym nie chciałam zamęczać go swoimi problemami.
- Uważasz Georga za swojego przyjaciela? – Spytała, przyglądając mi się badawczo. Kiwnęłam twierdząco głową. – To posłuchaj mnie uważnie, bo nie będę się powtarzać. Masz problem.
- Nie mam żadnego problemu – zaprzeczyłam szybko. Sybil zmroziłam mnie spojrzenie.
- Nie przerywaj – warknęła. – Masz problem i to poważny. I nie chodzi mi o twoją rodzinę. I najgorsze jest to, że ten problem nie dotyczy twojego ojca, który zdradza swoją żonę, nie dotyczy tego, że twoja siostra zmarła, ale dotyczy ciebie samej. Masz taki problem, że nie potrafisz przyznać, jak bardzo ci źle. Tłumisz w sobie cały gniew, rozpacz i żal, zamiast wyrzucić to z siebie. Jesteś zagubiona. Może wynika z tego, co się spotkało w życiu, ale sztuką jest to, aby o tym szczerze mówić. Masz, jak sama twierdzisz przyjaciół, ale twoje zachowanie przeczy temu, co mówisz. Mimo, że masz wokół siebie kochających ludzi, jesteś samotna.
- Tak jest lepiej – mruknęłam, zaciskając mocno oczy.
- Wcale nie. Czekam tylko aż dojdzie do wybuchu.
- Jakiego wybuchu?
- Twojego. – Uśmiechnęła się życzliwie. – Wybuchniesz niespodziewanie, jak wulkan.
- Bzdury gadasz.
- Kiedy pojawia się miłość na horyzoncie, nawet najbardziej skryci poddają jej się.
- Powtórzę: bzdury gadasz. Nigdy się nie zakocham. Moja matka kocha i co? Wychodzi jej to na dobre?
- Mam na myśli szczerą, prawdziwą miłość. Ona istnieje, Alex. A ja jestem pewna, że kiedyś ją zaznasz, a wtedy twoje serce z kamienia nie będzie miało siły się bronić.

*****

     Następnego ranka obudziłam się w niezbyt dobrym humorze. Może wynikał on z mojej wczorajszej rozmowy z Sybil, która jak twierdzi: mam problem. Bzdura. To, że nie spowiadam się wszystkim o swoich kłopotach, nie oznacza to, że mam problemy z samą sobą. Już kilka lat temu nauczyłam się, że muszę sama rozwiązywać swoje problemy. Wyznaję zasadę: umiesz liczyć, licz na siebie.
     Skierowałam się do kuchni. Zastałam tam swoją przyjaciółkę, robiła właśnie śniadanie.
- Cześć – odezwałam się, gdyż nawet nie zauważyła, że ktoś wszedł do kuchni. Oderwała swój wzrok od jajecznicy, którą właśnie przyrządzała. Nie odpowiedziała, tylko powróciła do wcześniejszej czynności, jaką wykonywała. – Nie będziesz się do mnie odzywać? – Zapytałam.
- Kiedy ostatnio robiłaś zakupy? – Zapytała, ignorując moje wcześniejsze pytanie. – Jesz coś w ogóle? Dbasz o siebie?
- Jem na mieście. Nie mam czasu na gotowanie sobie obiadków.
- Twoja mama jakby się dowiedziała, że źle się odżywiasz, wściekłaby się. Wyglądasz na przemęczoną. Schudłaś. Wybacz, ale nie radzisz sobie.
- Zrzędzisz – mruknęłam. – Przyjechałaś mnie sprawdzić?
- Po części tak – odpowiedziała. – Ale ty odbierzesz to jako atak.
- Bo taka właśnie jest prawda. – Odparłam, zakładając ręce na piersi.
- Dziewczyno, ogarnij się. Nie masz już piętnastu lat. Jesteś dorosłą kobietą, przynajmniej tak o sobie myślisz, więc zachowuj się tak.
- Przepraszam, że nie jestem tak idealna, jak ty. – Powiedziałam z przekąsem.
- Nie jestem idealna, ale umiem się przyznawać do błędu.
- Jest dobrze! – Krzyknęłam.
- Wcale nie. Nie widzisz? – Spojrzała na mnie uważnie. – Jesteś w rozsypce, a ja jako twoja przyjaciółka pomogę ci.
- Jak?
- Dowiesz się w swoim czasie i nie będzie to przyjemne, a na pewno nie dla ciebie.

*****

Łucja

      Wściekłam się nie na żarty! Następnego dnia po naszej wycieczce po Londynie w Internecie na angielskich stronach plotkarskich pojawiły się zdjęcia moje i Wojtka oraz notka: Nowa zdobycz piłkarza Arsenalu. Dlatego nie chciałam publicznie okazywać naszych uczuć.
     Mój humor pogorszył się, kiedy odczytałam wiadomość od Snadry, która brzmiała:
„Najwyraźniej nie posłuchałaś moich rad. Ale pamiętaj ostrzegałam. Drugi raz nie będzie taryfy ulgowej. Na własne życzenie zniszczysz sobie życie i nawet Twój książę z bajki Ci nie pomoże. Masz ostatnią szansę, aby zrezygnować z Wojtka i żyć w spokoju, bo w przeciwnym razie, czeka cię droga przez piekło.”
     Poczułam wibrację swojego telefonu. Wojtek dzwonił. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać, więc się rozłączyłam. Co miałam mu powiedzieć? Na przykład to, że jego była dziewczyna grozi mi, ponieważ nie chcę zrezygnować z osoby, na której mi zależy?
     Wzięłam do ręki telefon i zadzwoniłam do Theo. Potrzebowałam powiedzieć o tym komuś. Gdybym powiedziała Ance i Magdzie jestem pewna, że zareagowałyby zbyt obcesowo i poszłyby do Sandry, a nie mogłam do tego dopuścić.
     Theo przyjechał do mnie godzinę później. Poszliśmy na spacer, gdyż nie chciałam, aby mój tata albo Martyna słyszeli naszą rozmowę.
- Nie przejmuj się tymi artykułami na wasz temat. Za kilka dni odpuszczą i znajdą inną ofiarę, o której będą mogły pisać.
- Już nie chodzi o te wpisy na stronach internetowych.
- Chodzi o Sandrę? – Spojrzał na mnie badawczo.
- Tak – odpowiedziałam, siadając na jeden z ławek. – Kolejny raz mi groziła. Nie wiem, co robić.
- Zależy ci na nim?
- Oczywiście, że tak.
- To nie poddawaj się. Walcz. Sandra nic nie zrobi. Gdyby chciała cię skrzywdzić, zrobiłaby to już dawno. Grozi ci, bo wie, że jest na straconej pozycji i nie może już nic zrobić, aby odzyskać Wojtka.
- Tak, ale...
- Teraz wszystko zależy od ciebie.
- Ode mnie? Ale jak to?
- To proste – uśmiechną się lekko. – Jeżeli będziesz się spinać, ona będzie to wykorzystywać. Już ci kiedyś mówiłem, na temat przewagi psychicznej. Ona takową nad tobą ma i nie musi się wysilać, aby ją zdobyć. Wystarczy jedna wiadomość, a ty już trzęsiesz portkami. Jesteś świetną dziewczyną, ale brak ci wiary w siebie i odwagi. Aż w szoku jestem, że nie stchórzyłaś przed Wojciechem. Szacun.
- Zabawne – powiedziałam z nutką ironii w głosie.
- Chodź – pociągnął mnie za rękę. Spojrzałam pytająco na Walcotta. – Zawiozę cię do twojego chłopaka. Martwi się o ciebie.
     Poszliśmy w kierunku zaparkowanego samochodu Theo. Po rozmowie z nim poczułem ulgę. Miał rację, że powinnam walczyć. Mam teraz o co. Ale nie wierzę, że Sandra skończy mnie nękać. Jestem pewna, że jest to dopiero początek.
     Spróbowałam z całych sił nie myśleć już o Sandrze, a skupić się na tym, co jest teraz. Mam wspaniałego chłopaka. Mam wspaniałego przyjaciela, który mnie motywuje do dalszej walki i przemawia mi do rozsądku.
     Spojrzałam na okno. Jechaliśmy do mieszkania Wojtka. Jeszcze nigdy u niego nie byłam. Przerażała mnie lekko wizja spotkania ze Szczęsnym. Był na mnie wściekły, że kolejny raz nie odbierałam od niego telefonów, ale miałam nadzieję, że kiedy mnie zobaczy cała złość mu przejdzie.
 - Jesteśmy – zakomunikował Theo, kiedy zaparkował przed ogromnym kompleksem apartamentów. Odpięłam się z pasów i wyszłam z samochodu.
- Nie idziesz? – Zapytałam przerażona. Uśmiechnął się szeroko.
- To ty jesteś jego dziewczyną i musicie wyjaśnić kilka spraw. – Odpowiedział. - Nie bój się. – Dodał, widząc moją przerażoną minę. – Wojtek mieszka w drugiej klatce, na trzecim piętrze, pod numerem piętnaście. I głowa do góry.
- Jasne. Dzięki za wszystko. – Powiedziałam. Pomachał mi, a ja zatrzasnęłam drzwi. Wzięłam głęboki wdech, poprawiłam płaszcz i ruszyłam w stronę budynku.
     Stojąc tuż przed drzwiami Wojtka naszły mnie wątpliwości. Niepewnie zapukałam do drzwi. Opuściłam rękę, czekając, aż ujrzę przed sobą swojego chłopaka. Usłyszałam po drugiej stronie zbliżające się kroki, aż w końcu drzwi się otworzyły.
- Łucja? – Na jego twarzy pojawiły się mieszane uczucia. Czułość, miłość, tęsknotę i złość.
- Nie zaprosisz mnie? – Zapytałam, powstrzymując drżenie głosu. Otworzył szerzej drwi, abym mogła wejść. Chciałam się do niego przytulić, poczuć jego ciepło, ale odsuną się ode mnie. Trzymał mnie na dystans.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego od samego rana nie dobierasz ode mnie telefonów? Byłem u ciebie w domu, ale nie zastałem ciebie. Twoi rodzice powiedzieli, że poszłaś gdzieś z Theo. Czy ma to związek z tymi cholernymi artykułami na nasz temat?
- Przepraszam. – Tylko tyle potrafiłam powiedzieć, ponieważ do moich oczu napłynęły łzy. Wojtek zauważył je. Widziałam, jak walczy sam ze sobą. Chciał mnie przygarnąć do siebie, ale nadal był na mnie zły. Zrobił krok do przodu, ale przystanął w miejscu, jakby się rozmyślił.
- Przepraszam mi nie wystarczy. – Odparł sucho. – Przeprosisz, powiesz, że już więcej tak nie będziesz robić, ale jaki ma to sens? Jesteś niekonsekwentna.
- Wojtek. – Mój głos zabrzmiał żałośnie. Miał rację. Jestem niekonsekwentna. Owiało mnie jego chłodne spojrzenie.
- Wiesz, co to związek? – Zapytał nagle, ale nie dał mi dojść do słowa, ponieważ chwilę później kontynuował. – W związku potrzebne nie tylko jest głębokie uczucie, ale i umiejętność negocjacji, kompromisu, szczerości i wyrozumiałości.
- Oraz wybaczania i cierpliwości, Wojtek. – Dodałam, walcząc z narastającą gulą w moim gardle.
- Zależy mi na tobie, ale dlaczego nie jesteś ze mną szczera. Dlaczego zawsze, kiedy coś się dzieje nie idziesz bezpośrednio do mnie, tylko do Theo? Tyle razy ci powtarzałem, że możesz mi mówić o wszystkim. Zrobiłem coś, że nie zasłużyłem na twoje zaufanie?
- Ufam ci.
- To w takim razie dlaczego, kiedy masz kłopot idziesz z nim do każdej innej osoby, a nie do mnie?
- Nie wiem – odpowiedziałam. Wojtek zaśmiał się, ale nie było w tym ani nutki życzliwości.
- A kiedy się dowiesz? – Spytał. Jego ton głosu był przepełniony ironią.
- Nie chcę się kłócić – mruknęłam.
- Ja też nie. Ale wkurza mnie fakt, że o wszystkim dowiaduje się zawsze jako ostatni.
- Obiecuję, że już nigdy się to nie powtórzy.
- Od słów ważniejsze są czyny.
- Sandra napisała do mnie wiadomość z pogróżkami. To o nią chodzi. Grozi mi, że jeśli nie zostawię cię w spokoju, pożałuję.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi od razu, tylko poleciałaś do Theo?
- Jest moim przyjacielem, a ciebie nie chciałam martwić.
- Jestem twoim chłopakiem i to mi powinnaś o tym powiedzieć, a nie Theo. – Odparł ostro. – Ta sprawa Theo nie dotyczy i nie rozumiem, dlaczego go w to wciągasz.
- Nie chciałam cię martwić – powtórzyłam.
- Ale ja jestem od tego, aby się martwić, Łucjo.
- Co byś zrobił, gdybyś wiedział, że mi grozi? – W końcu odważyłam się spojrzeć mu w oczy.
- Dałbym dosadnie do zrozumienia Sandrze, żeby dała mi, a przede wszystkim tobie spokój. Jesteśmy parą. Powinniśmy sobie pomagać. Dzielić się każdym smutkiem, żalem i sekretami.
- Wojtek, obiecuję, że już więcej się to nie powtórzy, ale proszę nie złość się już na mnie. Mam dość problemów.
- Ja mam dość już twoich sekretów. – Mruknął, zakładając ręce na piersi.
- Wiesz co, ja już pójdę, bo chyba nie dojdziemy do porozumienia. Cześć. – Otworzyłam drzwi i wybiegłam z mieszkania. Już nie miałam siły wstrzymywać łez. Wychodząc na zewnątrz, poczułam ciepły wiatr, otulający moją twarz.
- Łucjo! – Usłyszałam głos Wojtka. Wybiegł z budynku i podszedł do mnie.
- Daj mi spokój – jęknęłam, chciałam odejść, ale złapał mnie w pasie od tyłu i nie pozwolił mi się ruszyć. Czułam jego przyśpieszony oddech na swojej szyi. – Przepraszam, kochanie. – Szepnął mi do ucha. Poczułam przyjemne dreszcze, rozchodzące się po moim ciele. – Jestem strasznie głupi. – Powiedział, obracając mnie do siebie. Obdarzył mnie pełnym miłości spojrzeniem i otarł moje mokre policzki. Nachylił się lekko i złożył na moich ustach pocałunek. – Dopiero zaczynamy być razem i musimy się nauczyć, jak radzić sobie z problemami, ale razem. – Powiedział i mocno mnie do siebie przytulił.

9 komentarzy:

  1. Bzdury gadasz! Jaki beznadziejny?! Właśnie, że fajny! :) Przy końcówce miałam łzy w oczach, ale jak już byłam przy samym końcu uśmiechnęłam się do komputera :) Co do Alexandry : Nie lubię jej! Jak ona nie może lubić Alexa?! No ja się pytam?! No to jeszcze raz: Świetny rozdział! :) Czekam na następny :>

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojejku, postaram się skomentować wszystko jakoś od początku, ładnie i składnie, bo bardzo dużo się działo. :D
    Zacznę od tego, że bardzo żal mi Aarona, bo widać, że chłopak się naprawdę zaangażował w związek z tą Chelsea, a ona potraktowała go po prostu jak jakąś zabawkę. Mam jednak nadzieję, że tylko żartował z tą miłością do Łucji, bo jej i Wojtkowi nic nie może wchodzić już w drogę. ;D
    Alexandra. Ta postać jest bardzo tajemnicza, ale ciągle dowiadujemy się o niej coraz więcej. Szkoda, że tak bardzo nienawidzi Alexa, bo jest to naprawdę uroczy chłopak. Dziwi mnie jednak, że jej przyjaciele ciągle jej wypominają to, że dusi w sobie uczucia. Ja jak najbardziej dziewczynę rozumiem, ciężko jest sobie poradzić z takimi problemami, a jeszcze ciężej jest o nich mówić...
    Sandrze najchętniej bym przywaliła. Niech zachowa resztki godności i da wreszcie spokój Łucji i Wojtkowi, bo i tak od razu jest na straconej pozycji.
    Dobrze, że ta kłótnia Łucji i Wojtka zakończyła się tak a nie inaczej. Muszę się jednak zgodzić ze Szczęsnym, chłopak i tak ma bardzo dużo cierpliwości do bohaterki, a ona mu tego wcale nie ułatwia, nie dzieląc się swoimi problemami z nim, tylko z przyjaciółmi... Mam nadzieję, że naprawią ten problem. ;)
    [http://rok-w-raju.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie ja też się pytam jaki beznadziejny. Jedyny błąd jaki mi się przypałętał to Chelsa a zapewne chodziło Ci o Chelsea? :)
    Całość naprawdę przepiękna, jestem trochę zła i na Łucję i na Wojtka również. Pomimo pięknego rozdziału jak dla mnie oboje są niestabilnie emocjonalnie, Wojtek - bo nie rozumie, że czasami lepiej powiedzieć przyjacielowi, przyjaciel na początku związku jest pierwszą osobą o której mówi się o wszystkim, im dłuższy związek tym bardziej wiadomo przyjaciel jest ważny ale zaczynamy ufać swojej drugiej połówce i otwierać przed nim swoje sekrety, choćby były mroczne i wstydliwe, ale i również największe pragnienia i marzenia. Łucja - uch, ni to dorosła dziewczyna po przejściach ni to dziecko. Theo zrobił dobrze, powiedział jej o tchórzostwie, prawidłowo i to co najbardziej mi się spodobało, że przywiózł ją do Wojtka by jak dorośli porozmawiali. Dialog jej to lekkie wybielenie się, ale przyciśnięta wyrzuciła o co jej chodzi. Jeśli ufa Wojtkowi to na przyszłość po tej rozmowie powinna mu od razu powiedzieć. Zaś na miejscu Wojtka i nawet Theo, którzy wiedzą już o groźbach oraz przyjaciół Łucji w Polsce - mają wszelakie dowody by (jeśli Wojtkowa rozmowa nie pomoże, a zakładam, że na pewno nie pomoże) można oskarżyć Sandrę o nic innego jak o zakaz zbliżania się do Łucji i stalking ewentualnie zastraszanie, szczególnie bezwarunkowej i warunkowej, a przede wszystkim należałoby utrzeć nosa panie Sandrze (rzekomo przyszłej prawniczce) o czym mówi art 190 KK paragrafu 1, który jest karalny ;) - "Kto grozi innej osobie popełnieniem przestępstwa na jej szkodę lub szkodę osoby najbliższej, jeżeli groźba wzbudza w zagrożonym uzasadnioną obawę, że będzie spełniona, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2."


    Życzę wenki i nie mogę się doczekać dalszych części.
    Angie

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na nowy rozdział. ;) http://rok-w-raju.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. ej ej. troche się pogubiłam, bo chyba kilku rozdziałów barkuje ...? nie wiem o co Łucja pokłóciła się z Theo i dlaczego nie odbierała tele. od Wojtka... Sorki, że dopiero teraz komentuje, a nie pod potem, którego to dotyczy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na www.stadion-oszalal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny odcinek. Szkoda mi Aarona. Za Łucją i Wojtkiem pierwsza poważna kłótnia. Dobrze, że się kochają i szybko doszli do porozumienia.

    OdpowiedzUsuń
  8. nowy rozdzial na www.stadion-oszalal.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Od razu powiem że ciepłe zakończenie tego rozdziału. Tutaj trochę Wojtka nie rozumiem ponieważ od razu Łucja mu o wszystkim nie powie, musi upłynąć trochę czasu. Cieszy mnie zachowanie Theo. Szkoda mi strasznie Aarona, jak i Alex. Mam tylko nadzieje że u nich się wszystko ułoży.
    Pozdrawiam. formidable-disconsolation.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń